27 stycznia 2024

"Wywiad" z francuskim psychopedagogiem na temat wychowania i rezygnacji z zadawania prac domowych

 


(źródło: memy.pl) 

"Spotykam się" z francuskim pedagogiem, profesorem Uniwersytetu w Caen, autorem tak znakomitych rozpraw z psychologii pedagogicznej, jak m.in:  Psychopédagogie des moyens audiovisuels dans l'enseignement du premier degré, Paris, (1964); Éducation nouvelle et monde moderne, Paris, (1966); L'apprentissage de la lecture, Paris, (1966);  Introduction aux sciences de l’éducation, Delachaux et Niestlé, UNESCO, (1985); Pédagogie générale, Paris, PUF, 1991; La psychopédagogie, Paris, PUF, « Que sais-je ? », no 2357, 5e édition, (2002); Psychologie de l'éducation, Paris, (2011), by zapytać go o kwestie wychowania i kształcenia, w związku z pojawiającymi się w przestrzeni publicznej postulatami wprowadzania powyborczych zmian w edukacji. Moim „rozmówcą” jest autor jednej z powyższych rozpraw - Gaston Mialaret:

Panie Profesorze, jest tak wiele koncepcji pedagogicznych na świecie. Jak radzą sobie z tym nauczyciele i zarządzający edukacją?

1) G.M.: Rzeczywiście, ci, którzy powinni otrzymać wykształcenie w tym zakresie, pełni są wątpliwości, a władze publiczne, niekompetentne raczej z powodu ignorancji niż złej woli, nie chcą angażować się w żadnym określonym kierunku, przekonane, iż dadzą w ten sposób dowód swej mądrości. 

Bloger (B): No właśnie. Mamy w kraju poważne problemy wychowawcze, a niektórzy nie wiedzą, czym jest wychowanie i czy jest im do tego potrzebna pedagogika? 

2) G.M.: Mnie odpowiada definicja wychowania socjologa Durkheima: "Wychowanie jest oddziaływaniem pokoleń dorosłych na te, które nie dojrzały jeszcze do życia społecznego". Wychowanie jako oddziaływanie jednej osobowości na inne, jako tworzenie kontaktów psychicznych między istotami ludzkimi, mieści się w dziedzinie sztuki - jest sztuką stwarzania warunków sprzyjających działaniu zapewniającemu rozwój jednostki w określonym kierunku, sztuką posługiwania się pewnymi technikami oddziaływania, sztuką sterowania ku określonym celom, które mamy na względzie. 

B: To nie jest łatwo być pedagogiem, wychowawcą, skoro oczekuje się od tych osób bycie sztukmistrzami. 

3) G.M.: Precyzując jasno naszą myśl, odróżniamy wyraźnie wychowanie, które samo przez się wkracza w sferę sztuki, wnikliwości i intuicji, od badania faktów pedagogicznych, które może i powinno być prowadzone metodami uznanymi przez nas za metody naukowe. 

B: Czego powinniśmy oczekiwać od nauczyciela-wychowawcy? 

4) G.M.: Dwa najważniejsze czynniki sytuacji pedagogicznej to dziecko i nauczyciel. Znajomość pierwszego jest nieodzowna dla drugiego, jeśli chce on skutecznie na nie oddziaływać (...), tak więc nauczyciel godny tego miana nie może lekceważyć podstawowych pojęć z zakresu biologii i współczesnej psychologii rozwojowej.  Oczywiste jest, że niezależnie od wszelkich wiadomości teoretycznych powinien on posiadać jeszcze to, co chętnie nazwalibyśmy "zrozumieniem dziecka". Wszyscy jednak wiemy, że ta intuicyjna, podstawowa wiedza, z pewnością niezbędna, wcale nie jest wystarczająca. Aby nauczyciel żyjący w środowisku dziecka i w kontakcie z innymi dorosłymi (rodzicami uczniów i kolegami) mógł uświadomić sobie rolę, jaką odgrywa jego osobowość w całokształcie sytuacji pedagogicznej, powinien posiąść znajomość pewnych pojęć z zakresu psychologii ogólnej i psychosocjologii. 

B: Politycy władzy zamierzają odstąpić od zadawania uczniom prac domowych, gdyż obiecali to swoim wyborcom. Co Pan sądzi o takim podejściu do zmian w edukacji szkolnej? Czy to zmieni sytuację naszych uczniów?  

5) G.M.: Jak można wyjaśnić nieuwagę dziecka, jeśli się nic nie wie o jego biologicznym zmęczeniu, o tempie jego aktywności, o poziomie zainteresowań intelektualnych, o pobudkach, o atmosferze domu rodzinnego i o trudnościach, jakie dziecko napotyka we współżyciu z osobami bliskimi?  Nauczyciel powinien więc znać dokładnie różne stadia rozwoju, aby zrozumieć wszystkie reakcje dziecka, aby niektóre z nich akceptować, a inne modyfikować i aby wiedzieć jakie może mu stawiać wymagania w związku z wprowadzeniem nowego materiału. 

B: Czy to znaczy, że rozporządzeniem ministry zapewni naszym uczniom lepsze warunki uczenia się? 

6) G.M: Prawa zmęczenia, przyswajania, okresów powtarzania leżą wszak u podstaw wszystkich metod, technik i sposobów wychowawczych. Główne prawa percepcji i poznawania świata przez dziecko, ogólne zasady rządzące motywacją i rozwojem zachowania się ludzi powinny stanowić dla nauczyciela wartościowe i żywe wytyczne działania. 

B: Czy to znaczy, że nie ma sensu sterowanie procesem uczenia się za pośrednictwem centralistycznie podejmowanych decyzji? 

7) G.M.: Wnikliwość i intuicja wychowawcy powinny tu brać górę nad jego wiadomościami teoretycznymi i zmysłem porządku (opierając się jednak na nich). Każdy uczeń stanowi przypadek o szczególnych warunkach życia, o własnych doświadczeniach, charakterystycznych cechach i oryginalności. Nauczyciel powinien więc dysponować pewnym zasobem informacji prowadzących do takiej konkretnej, a zarazem solidnej znajomości.  

B: Panie Profesorze, czy właściwe jest odbieranie uczniom czy zakazywanie przynoszeni do szkoły telefonów komórkowych? 

8) G.M.: Ubolewania godne jest również lekceważenie przez niektórych nauczycieli całej techniki nowoczesnej, podważanej wyłącznie przez tych, którzy nie znają jej wartości skuteczności. Niewolnik przesądów, pewny swej wyższości nauczyciel, który nie wykracza poza granice dawno zdobytej wiedzy , daje dowód niepewności i niezdolności do postępu, a tym samym i do wykonywania funkcji pedagogicznej. Szkoła nie uratuje siebie i nie będzie mogła uratować społeczeństwa, jeśli nie nawiąże z nim ścisłych związków, aby i ona, i ono mogły z siebie wzajemnie korzystać.   

B: Dziękuję za udzielenie wyjaśnień w kwestiach tak kluczowych dla procesu kształcenia i proponowanych zmian przez nasze władze.     


Źródło: G. Mialaret, Wprowadzenie do pedagogiki, tlum. B. Baranowski, Warszawa: 1968: Przypisy: 1) s.13, 2) s. 14, 3) s.18, 4) s.19, 5) s. 106,  6) s.108, 7) s. 1098-109, 8) s.157.

     


 publiczne  

26 stycznia 2024

Nie nastąpi wzrost zainteresowania pracą w szkolnictwie



Przed prawie stu laty Jan Władysław Dawid pisał: 

W żadnym zawodzie człowiek nie ma tak wielkiego znaczenia, jak w zawodzie nauczycielskim. Architekt może być złym człowiekiem i zbudować dom ładny i wygodny; inżynier, który przebił tunele, przeprowadził wielkie drogi, pobudował mosty – mógł być człowiekiem lichym. Już mniej jest to możliwe u lekarza; zapewne nie chciałby nikt leczyć się u takiego, o którym wiedziałby na pewno, że jest złym człowiekiem. A już nauczyciel – zły człowiek jest sprzecznością w samym określeniu, niemożliwością. Nauczyciel taki może tego lub innego czasem nauczyć, rzeczy oderwanych, przypadkowych, ale pozostanie dla ucznia kimś obcym, w jego życiu żadnego wpływu nie odegra.(J.W. Dawid, O duszy nauczycielstwa. Opracował wstępem i przypisami opatrzył oraz podał do druku Edward Walewander , II wyd., Lublin: RW KUL 2002, s. 34)


To zadziwiające, że po trzydziestu czterech latach transformacji ustrojowej nie jesteśmy w stanie wyegzekwować fundamentalnej dla jakości edukacji autonomii nauczycieli w procesie kształcenia i wychowywania uczniów w szkolnictwie publicznym. Ciągle piszemy i mówimy o podmiotowości dzieci, ale nie dostrzegamy tego, że coraz więcej ubywa jej ostatnimi laty w pracy ich pedagogów.


Nadal nauczyciel będzie "trybikiem" w odgórnie sterowanym systemie oświatowym pracującym na najniższym szczeblu hierarchicznej struktury zależności oświatowych: MEN – kuratorium oświaty – dyrektor przedszkola/szkoły. Wysokość płac ma jedynie charakter wyrównania wieloletnich strat w tej profesji, gdyż nawet po tegorocznych podwyżkach nie są to płace na poziomie atrakcyjności dla najlepiej wykształconych absolwentów studiów magisterskich i inżynieryjno-magisterskich. 

 

Absolwenci technicznych studiów II stopnia oraz absolwenci studiów kierunkowych w uniwersytetach nie skierują swojego cv do placówek oświaty publicznej, bo nie mają zamiaru zarabiać ledwo powyżej minimalnej płacy w kraju. Propagandowe nakręcanie przez władze MEN emocji o rzekomo wysokich podwyżkach tylko uderza w już zatrudnionych w szkolnictwie nauczycieli, którym wytyka się roszczeniowość i niezadowolenie z podwyżek ich płac. 

 

Być może wróci z emerytury część nauczycieli, w dużej mierze wypalonych zawodowo, ale zainteresowanych dorobieniem sobie do emerytury. Im to się opłaci. Młodzi jednak nie przyjdą, nie tylko z powodu nadal niskich płac w tej profesji, ale także ze względu na jej niską atrakcyjność i znaczący spadek społecznego prestiżu. Nie ulega przy tym wątpliwości, że w tym zawodzie - podobnie jak w medycznym, prawniczym itp. trzeba ustawicznie doskonalić się, samokształcić, gdyż jest to praca w coraz trudniejszych warunkach społeczno-kulturowych, upadku obyczajów, chaosu prawnego itd. Kto chce zatem pracować w coraz trudniejszych warunkach za niską płacę, skoro znacznie więcej można zarobić z tym samym wykształceniem w innych dziedzinach funkcjonowania społeczeństwa? 

 

Ministrowie nie wiedzą, że w uniwersytetach i akademiach nie ma już studiów nauczycielskich, bowiem te zostały zlikwidowane już kilka dekad temu. Kto chce asekuracyjnie uzyskać kwalifikacje do pracy w szkole od klasy IV wzwyż, musi uczestniczyć w odrębnych, dodatkowych zajęciach na swoim kierunku studiów czy płacić za dokształcenie w ramach studiów podyplomowych. 

 

Do pracy w przedszkolach i edukacji początkowej, zintegrowanej nauczycieli przygotowuje się na jednolitych, pięcioletnich studiach pedagogicznych. Młodzież woli wybrać studia I stopnia na innych kierunkach, by szybko zdobyć jakiś zawód i zacząć zarabiać na życie. Nie jest zatem zainteresowana pięcioletnimi studiami, z wyjatkiem np. medycyny. 

 

Wreszcie, gdyby nawet wzrosło zainteresowanie studiami na kierunku wczesnoszkolna edukacja, to uczelnie państwowe mają ogranicznik przyjęć ze względu na tzw. wskaźnik Gowina (na 1 nauczyciela akademickiego nie powinno przypadać więcej niż 13 studentów). Przekroczenie liczby studiujących w stosunku do liczby nauczycieli akademickich skutkuje bowiem niższą dotacją. Nie opłaca się zatem państwowym uczelniom przyjmowanie większej liczby chętnych na ten kierunek studiów.

Rządzących nie interesuje nauczycielska dusza. 

(źródło foto: autor) 

25 stycznia 2024

O ukraińskich korzeniach Czesława Niemena

  

(źródło foto: Wikipedia) 

Przeżywamy renesans twórczości artystycznej Czesława Niemena. W dn. 17 stycznia br. ukazało się wiele odwołań do jego twórczości w związku z 20 rocznią przedwczesnej śmierci artysty. Jego utwory można wysłuchać, a nawet zobaczyć wykonanie pod wskazanym w hiperłączu adresem "Czesław Niemen - Największe przeboje". Nie interesowałem się biografią znakomitego piosenkarza, multiinstrumentalisty, kompozytora i autora tekstów, ale  postanowiłem opublikować (za zgodą autora) nadesłany do mnie z USA tekst prof. Stefana Łaszyna o ukraińskich korzeniach idola wielu pokoleń. Prawdopodobnie będzie publikowany w ukraińskiej prasie.    

"Ukraińskie korzenie Czesława Niemena (w 20. rocznicę śmierci)

Czesław Niemen (Czesław Juliusz Wydrzycki), utalentowany i znany polski muzyk, urodził się 16 lutego 1939 roku. Odszedł do wieczności przedwcześnie, z powodu nieuleczalnej choroby, 17 stycznia 2004 roku. Jego matka była Ukrainką. Już od najwcześniejszych lat uwielbiał ukraiński melodyjny język i piękne ukraińskie pieśni. W tamtych latach w jego rodzinnej wsi, Starych Wasiłyszkach koło Grodna, terytorium ówczesnej Polski, wszyscy lubili śpiewać po ukraińsku: Ukraińcy, Polacy, Białorusini i Żydzi. Mały Czesio dorastał w takiej polityczno-kulturowej atmosferze.

Był synem Anny, z domu Markiewicz i Antoniego Wydrzyckiego. Cała rodzina Czesława Niemena była bardzo muzykalna. Ojca Antoniego przyjaciele i sąsiedzi opisywali jako kogoś, kto dosłownie miał "złote ręce" - nie bał się żadnej pracy. Był utalentowany artystycznie, dlatego syn prawdopodobnie odziedziczył po nim talent. Antoni potrafił nastroić fortepian, organy, naprawić maszynę do pisania, rower, a nawet zegarek. Był organistą w lokalnym kościele. To on zaszczepił w młodym Czesiu zainteresowanie muzyką. Te zainteresowania podtrzymywała także matka Anna, która śpiewała w parafialnym chórze. W domu nie brakowało instrumentów muzycznych. Stały tam fortepian, gramofon, zawsze rozbrzmiewała muzyka.

Ukraińskie pieśni żyły i brzmiały w duszy Czesława przez całe jego życie. W dorosłym życiu  śpiewał je na największych scenach i festiwalach. Gdy występował na popularnym Festiwalu Piosenki Estradowej w Opolu, Polska, w 1977 roku, powiedział: „Szanowni państwo! Chcę wam zaśpiewać moją pierwszą piosenkę, którą wykonałem na estradzie. Miałem wtedy 13 lat. Śpiewałem ją na scenie, bardzo małej, w wiejskiej szkole na zebraniu rodziców. Była to ukraińska pieśń ludowa «Czorni brovi, kari oczi». Tę ulubioną piosenkę Czesława śpiewały miliony, ale jego wykonanie było jakieś magiczne, kosmiczne, z duszy. Niemen bardzo lubił nosić wyszywaną koszulę na koncertach. I to nie dziwne, ponieważ w jego żyłach płynęła ukraińska krew.

Czesława ciągnęło do miejsc, gdzie spędził swoje dzieciństwo i które opuścił w 1958 roku wyjeżdżając do Polski. Chciał przejść rodzimymi ścieżkami, zajrzeć do kościoła, zobaczyć, czy zachował się dom rodziców. Lubił spacerować nad rzeką Niemen, od której wziął swój sceniczny pseudonim.

Artystę kochano i oczekiwano w Ukrainie - ojczyźnie jego matki Anny. Na przełomie lat 1976/1977 władze  pozwoliły mu odwiedzić z koncertami Kijów, Odessę, Donieck, Lwów, Czerniowce i Krym. Chociaż mówił po polsku, podkreślał, że jego matka była Ukrainką i od dzieciństwa znał ukraińskie pieśni oraz lubił je śpiewać.

Na początku lat 80.XX wieku Czesław Niemen ograniczył swoją działalność koncertową. Pracował bardzo dużo, zwłaszcza nocami. W ostatnich latach życia cierpiał na chorobę układu chłonnego. Dopiero śmierć tego utalentowanego i oryginalnego artysty przyczyniła się do docenienia i zrozumienia jego wkładu w europejską i światową muzykę. Jego muzyka zawsze jest żywa, ponieważ utwory, które stworzył, są wieczne, ponadczasowe.

W latach 90.XX wieku zajmował się malarstwem i grafiką komputerową. Córka Natalia napisała książkę zatytułowaną "Niebo będzie później", w której znajdujemy nieznane, ale bardzo ważne i interesujące fakty z życia jej ojca.

Parafrazując słowa swojej piosenki, Czesław Niemen wołał: „Jaki ten świat dziwny!” Jak napisał Michał Maslij: „Do ostatnich dni życia artysta nie mógł zrozumieć, dlaczego na Białorusi chodził do moskiewskiej szkoły i uczył się  tegp psiego moskiewskiego języka! Polacy uczą się po polsku, Niemcy - po niemiecku. A my pozwoliliśmy Moskalom wszystko - język, cerkiew...”. Chciałbym tylko dodać, że polskie komunistyczne władze nie były dla artysty łaskawe, a nawet podejmowały działania, by go skompromitować.

W tym artykule przedstawiłem tylko mniej znane informacje zawarte w materiale Michała Maslija  opublikowanym na jego stronie na Facebooku. Ten materiał stał się motywem do napisania niniejszego tekstu. W innych źródłach nie znajdziemy wzmianki o ukraińskich korzeniach artysty.  Dziękuję autorowi. Szerszy przegląd kariery zawodowej i twórczości artystycznej  Czesława Niemena, a także dostęp do licznych nagrań jego utworów jest możliwy w Internecie.

Już po napisaniu powyższego  tekstu prof. B. Śliwerski zwrócił  moją uwagę, że Czesław Niemen grał na każdym instrumencie muzycznym, który wziął do ręki. Tutaj przypomina mi się wykład z pedagogiki ogólnej  prof. K. Kotłowskiego,  który profesor  prowadził na łódzkiej pedagogice w latach 60.XX wieku. Sformułował wtedy hipotezę, którą potem przekonywująco dowodził,  że przedstawiciele narodów, które nie mają w świątyniach organów wyróżniają się bardzo dobrym słuchem muzycznym. 

Ja tę hipotezę częściowo zweryfikowałem w klasach ukraińskich Liceum Pedagogiczengo nr 2 w Bartoszycach, którego najpierw byłem uczniem a potem nauczycielem. W tych klasach było bardzo wielu uczniów, którzy w praktyce radzili sobie z każdym instrumentem muzycznym, który znalazł się w ich zasięgu. Trudno mówić o wszystkich instrumentach, bo wtedy  w  tej szkole nie było ich aż tak wiele rodzajów.  

Mógłbym wymienić  koleżanki i kolegów, którzy grali na pianinie, skrzypcach, mandolinie, akordeonie, organkach, flecie i gitarze. Tym faktom dziwili się nawet polscy profesorowie muzyki, którzy pracowali w tym liceum.  Czyżby to weryfikowało hipotezę prof. K. Kotłowskiego o wysokich uzdolnieniach muzycznych Ukraińców? Czy to też odnosi się w jakimś stopniu do  Czesława Niemena, tego polsko-ukraińskiego geniusza muzycznego XX wieku?  - Stefan Łaszyn"   

Stefan Łaszyn

24 stycznia 2024

Populistyczna polityka oświatowa

 


 (źródło -www.gov.pl)

Nowa ekipa kierownictwa Ministerstwa Edukacji Narodowej chyba specjalnie generuje chaos w przestrzeni publicznej, by odwrócić uwagę społeczeństwa od innych spraw. Jeśli bowiem zapowiadane rzekomo kluczowe zmiany w edukacji są rzeczywistym podejściem do niej, to współczuję dalekosiężnej kompromitacji. Pani Barbara Nowacka i Katarzyna Lubnauer powinny unikać wywiadów dla prasy i innych mediów, dopóki nie się nie douczą, by zrozumieć swoistość kształcenia i wychowania dzieci oraz młodzieży w szkołach publicznych.

Rzecz jasna tego nie uczynią, bo ważne jest nakręcanie spirali rzekomej reakcji władz na konieczność spełnienia wyborczych obietnic. Tym samym klarownie potwierdziły, że "Koalicja 15 października/13 grudnia" szła do wyborów po władzę - przynajmniej w dziedzinie edukacji i nauki - a nie po świadomą konieczność dokonania istotnych korekt, skoro już nie chciano wprowadzać poważnych reform oświatowych.       

Obie panie nawet nie wiedzą, jak powinna wyglądać edukacja zintegrowana w klasach I-III szkół podstawowych, skoro uważają, że trzeba nauczycielkom wczesnoszkolnym "zabronić" zadawania do domu prac o charakterze twórczym. Powodem tego jest donos jakiejś części rodziców (sic!), jakoby niektóre dzieci były lepiej oceniane za prace domowe wykonane przez ich rodziców. 

Obie ministrzyce nie wiedzą, że w klasach I-III nie ma ocen, nie wystawia się dzieciom stopni, a jeśli ktoś tak czyni, to narusza prawo oświatowe. Po drugie, wprowadzanie takich zakazów z pozycji MEN świadczy tylko o tym, że są takie szkoły w kraju, w których nauczycielkami wczesnej edukacji są osoby bez kwalifikacji.  Słusznie zatem  w sieci krążą memy wyśmiewające panią B. Nowacką, których autorzy ironizują z zapowiadanych przez nią decyzji, bo dopiero co lewica i platformersi krytykowali poprzednich ministrów za wtrącanie się do metodyki kształcenia. 

Budzi śmieszność wypowiedź ministry na stronie MEN, jakoby odpartyjniono kuratoria oświaty, a zarazem dodaje, że odbędą się konkursy na te stanowiska. Po pierwsze, niczego nie odpartyjniono, bo "nowi" kuratorzy zostali mianowani przez partyjną ministrę, a nie w wyniku merytorycznego konkursu. 

Po drugie, w czasie kampanii wyborczej była zapowiedź likwidacji kuratoriów. Jak widzę, już się paniom ministrzycom i powołanym kuratorom spodobało, że jednak jest to fajna praca z wyższymi zarobkami niż w przedszkolu czy szkole, bez jakiejkolwiek odpowiedzialności i z możliwością pozorowania potrzeby ich "działania".      

Jak widać, nie ma różnicy między prawicą a lewicą.  Mają te same zapędy i napędy do odgórnego sterowania edukacją publiczną. To przewiduję rychły koniec takiej polityki, czego najlepszym sygnałem jest już  ośmieszenie się z rzekomymi podwyżkami płac dla nauczycieli. Jeśli kierownictwo resortu sądzi, że rządzi, to nawet nie współczuję, bo ignorancja ma zawsze negatywne następstwa. 


   

 

23 stycznia 2024

Autorzy artykułów vs procedury redakcji czasopism naukowych

 

Nie wiem, jak pracują redakcje zagranicznych czasopism naukowych. Niektórzy autorzy czekają na informację zwrotną o przyjęciu ich tekstu do recenzji i ewentualnej możliwości jego opublikowania często rok albo nie otrzymują jej wcale. Nie wiedzą zatem, czy ich tekst będzie wydany, a jeśli tak, to kiedy. Podobnie jest z redakcjami wysoko punktowanych periodyków w Polsce. Też mam takie doświadczenie, że o ukazaniu się mojego artykułu dowiaduję się po dwóch, a nawet trzech latach. Jego treść zamieszczam zatem wcześniej, po recenzjach, w innym miejscu.  

Autorzy nie mając żadnej informacji zwrotnej o losach swojego tekstu, kierują go do redakcji innego pisma. Wyniki przeprowadzonych badań powinny ukazać się jak najszybciej, by można było reagować np. w praktyce edukacyjnej na wypływające z nich wnioski. Kiedy otrzymujemy tekst dotyczący sytuacji uczenia się lub związanych z nim zaburzeń w okresie pandemii Covid-19 , ale jest on wydany w 2024 roku, to ma już historyczny wymiar. Nie ma pandemii, nie ma lockdownu. Po co nam teraz taka wiedza? Historykom się przyda.  

Jak ma jednak zareagować redakcja periodyku, do której trafia list autora następującej treści:              

"Właśnie napisałem artykuł naukowy poświęcony (...) , na podstawie autorskich badań porównawczych, przeprowadzonych pośród setek uczniów i studentów. Czy mieści się on w zakresie tematycznym czasopisma "Y" i czy potencjalnie byliby Państwo zainteresowani? Jeśli tak, to ile szacunkowo potrwałyby poszczególne etapy procedowania artykułu? Mam tu na myśli czas oczekiwania na: decyzję o skierowaniu do recenzji, wyniki recenzji, publikację."

Jedynie możliwa odpowiedź powinna brzmieć: "Nie wiemy. Nie ma tekstu, to trudno na podstawie autoopinii wnioskować o możliwości jego wydania". Doskonale rozumiem autora/-kę, że chciał(a)by jak najszybciej wydać swój tekst, skoro przeprowadził(a) jakieś - jej/jego zdaniem - interesujące badania. Musi przecież wykazać się w swojej jednostce slotem. Szybko mogą reagować na takie oczekiwanie redakcje naukowych miesięczników, ale nie kwartalników, półroczników czy roczników. 

System ewaluacji i oceny pracowników naukowych jest nie tylko patologiczny, ale i patogenny.  Ktoś to zmieni? Nie przypuszczam. Nadal są czasopisma, które świetnie zarabiają na tym procederze. 

(źródło foto: The London School of Economics and Political Science - autor)

22 stycznia 2024

Doktoranci nauk społecznych rezygnują ze studiów III stopnia

 


Ciekaw jestem, jaka jest efektywność kształcenia w szkołach doktorskich nauk społecznych w kraju. W mojej uczelni nie ma takich danych, natomiast każdy z promotorów ma wiedzę na temat postępów w przygotowaniu dysertacji doktorskiej ich doktoranta (-ów). Od roku nie deklaruję gotowości przyjęcia doktoranta głównie ze względu na  PESEL a tym samym poczucie odpowiedzialności za zapewnienie jej/jemu odpowiedniego wsparcia.

Jestem zadowolony z wykształcenia tych, którzy po przeprowadzeniu badań przedłożyli odpowiedniej jednostce akademickiej swoją dysertację celem przystąpienia do jej obrony. I obronili swoje rozprawy a 14 z tego grona opublikowało je i realizuje się w nauce czy środowisku oświatowym. To jednak nie oznacza, że wszyscy, którzy rozpoczynali ze mną współpracę, doprowadzili swój projekt do końca.  

Różne były tego powody, chociaż przeważał wśród nich czynnik ekonomiczny i społeczno-zawodowy. Świetnie zapowiadała się nauczycielka wczesnej edukacji, która chciała w latach 90. XX wieku uczynić przedmiotem swoich badań innowacje w szkolnictwie podstawowym. Pracowała w szkole podstawowej w jednym z podłódzkich miast dając się poznać władzom samorządowym jako odpowiedzialna i kreatywna nauczycielka, uwielbiana przez dzieci i ceniona przez ich rodziców. 

Wkrótce awansowała na stanowisko dyrektorki macierzystej szkoły i... skończyły się marzenia o własnym doktoracie. Nie mogła pogodzić obu obowiązków. Odstąpiła od dalszej współpracy pomimo wszczętego przewodu doktorskiego. 

Inna doktorantka, znakomicie zapowiadająca się, a mająca już wydaną książkę z zakresu wychowania bez przemocy, zrezygnowała ze studiów III stopnia, bo nie byłoby jej stać na utrzymanie się przy życiu w Warszawie. Wyjechała do Danii, gdzie świetnie zarabia i realizuje swoją pedagogiczną pasję.      

Politycy AWS usunęli z tabeli nauczycielskich płac kategorię "nauczyciel ze stopniem naukowym doktora". Tak oto rozpoczął się kurs na trzymanie nauczycieli na "ministerialnej smyczy". Po co zachęcać ich do rozwoju, samodoskonalenia, skoro wymagało to przyznania im nieco, choć niewiele wyższej płacy. 

Reforma AWS zmiotła z systemu szkolnego nauczycielskie innowacje, bo sprawujący władzę chcieli mieć wyłączność na ich wprowadzanie. Od tej pory, a więc już ponad 25 lat, politycy resortu edukacji kierują się wyłącznością wprowadzania reform, zmian je wycofujących czy wprowadzaniem absurdalnych korekt programowych, organizacyjnych a nawet metodycznych. 

Dlatego mamy i nadal mieć będziemy do czynienia z głębokim kryzysem w szkolnictwie publicznym, bowiem nic nie zapowiada odejścia od tej toksycznej polityki.                      

Kolejny z moich Doktorantów pisze: 

"Podjąłem trudną dla mnie decyzję o rezygnację z kształcenia w szkole doktorskiej. Żeby utrzymać rodzinę pracuję już w 3 szkołach (w sumie 40 godzin przy tablicy). Po prostu brakuje mi czasu i sił, żeby sfinalizować to, co było moim marzeniem. 

Temat, który podjąłem (…), jest bardzo ważny (…). Niestety zawód nauczyciela, jest na tyle niedoceniany w naszym społeczeństwie, że musimy pracować non- stop, w kilku placówkach, żeby jakoś sobie radzić, nie zapominając o wychowaniu własnych dzieci.

Żeby jakoś pogodzić wychowanie syna, pracę i swoje marzenie od lat, widzę na dzień dzisiejszy tylko jedno rozwiązanie dla mnie: rezygnacja z kształcenia w szkole doktorskiej i sfinalizowanie rozprawy już w trybie "z wolnej stopy". Wiem, że za doktorat "z wolnej stopy" trzeba będzie zapłacić za całą procedurę". 

Czy rzeczywiście znajdzie czas na doktorat? Czy zarobi w szkolnictwie na pokrycie jego kosztów? Wystarczy zobaczyć, jak niskie były i nadal będą płace w szkolnictwie publicznym, pomimo propagandowej narracji o rzekomo wysokich podwyżkach. Wysokich? Dla kogo? Niech lepiej politycy rządzącej koalicji wraz ze związkami nauczycielskimi nie wprowadzają w błąd opinii publicznej! 

    

 

21 stycznia 2024

Kierunek studiów "praca socjalna" w ocenie Polskiej Komisji Akredytacyjnej

 


Kształcenie w szkołach wyższych profesjonalistów służb społecznych w zakresie "pracy socjalnej" nie cieszy się najwyższym zainteresowaniem wśród absolwentów szkół ponadpodstawowych. Są uczelnie które mimo posiadanej kadry nie mają naboru na ten kierunek studiów. 

Postanowiłem przyjrzeć się tej sytuacji analizując raporty Polskiej Komisji Akredytacyjnej, której członkowie oceniali jakość kształcenia w latach 2010-2023 na tym kierunku w 45 jednostkach akademickich. Niestety, na stronie PKA są dostępne tylko 24 raporty z akredytacji na tym kierunku, ale dotyczą ostatnich lat, więc zawierają aktualne fakty i ich ocenę. 

Poniżej zamieszczam tabelę zawierającą w pierwszej kolumnie liczbę studentów przyjętych na studia stacjonarne I stopnia, a jeśli także na studia II stopnia , to odpowiadająca im liczba jest po znaku + .  Analogicznie w drugiej kolumnie są liczby przyjętych na studia niestacjonarne studentów na kierunek "praca socjalna".  W kolejnych kolumnach zaznaczam, która z akredytowanych jednostek prowadzi studia I i/lub także II stopnia  oraz  jaki jest ich profil: "ogólnoakademicki" czy/i "praktyczny".  Nie podaję nazw uczelni, bo nie jest to istotne z punktu widzenia zjawiska, które jest przedmiotem moich zainteresowań poznawczych.   


Tabela: Liczba przyjętych studentów na studia na kierunku "praca socjalna" z uwzględnieniem trybu, stopnia i profilu kształcenia (źródło: opracowanie moje na podstawie danych z raportów PKA)


Z niniejszej tabeli możemy odczytać: 

1) które jednostki nie mają w ogóle naboru na ten kierunek na studia stacjonarne, ale mają na studia niestacjonarne; które nie przyjęły żadnego studenta mimo uruchomionej rekrutacji;  

2) które jednostki uruchamiają studia mimo bardzo niskiej liczby przyjętych studentów, co czyni proces kształcenia jakościowo atrakcyjnym, ale ekonomicznie nieopłacalnym;  

3) który profil studiów przeważa w ofertach kształcenia - ogólnoakademicki vs praktyczny;

4) który poziom kształcenia cieszy się większym zainteresowaniem - licencjacki vs uzupełniający magisterski;   

5) ile osób studiowało na tym kierunku. Niestety, nie wiemy, jakie są ich losy edukacyjne (czy ukończyli studia na tym kierunku) oraz zawodowe (czy podjęli pracę w tym zawodzie). 

Powyższe dane dotyczą kształcenia na kierunku "praca socjalna" w nastęujących uczelniach: 

     Uniwersytety: UKSW, UJD, UG, UWM, UTH Radom, UŚ, URz, KUL, UE Poznań, UJK, UŁ, UAM, UKEN, UKW.
     PWSZ/Akademie: Piła, Łomża, Jarosław, Konin, Sanok, Płock, Leszno.
    
Uczelnie prywatne: Akademia Nauk Stosowanych w Tarnowie, WSH TWP w Szczecinie, Kujawsko-Pomorska Szkoła Wyższa w Bydgoszczy, Akademia Polonijna Częstochowa, Wyższa Szkoła Nauk Społecznych w Lublinie, Wielkopolska Wyższa Szkoła Społeczno-Ekonomiczna w Środzie Wielkopolskiej, Społeczna Akademia Nauk w Łodzi, Wyższa Szkoła Inżynieryjno-Ekonomiczna w Rzeszowie.

Interesujące jest to, że wszystkie z wyróżnionych tu jednostki, prowadząc kształcenie na kierunku "praca socjalna", uzyskały ocenę pozytywną. Zdziwili się profesorowie kształcący na tym kierunku, bo sądzili, że niektóre szkoły reprezentuą niski poziom, gdyż nie mają specjalistycznych kadr. 

Bywa przecież tak, że Zespół Nauk Społecznych I rekomenduje Prezydium PKA ocenę negatywną lub warunkową, ale ten organ to pomija i przyznaje ocenę pozytywną. Być może tak stało się i w którymś z tych przypadków. Nikt przecież nie kontroluje w PKA zgodności wnioskowanych ocen między zespołami kierunków kształcenia a decyzjami prezydium PKA.

Jeśłi rzeczywiście wszystkie z wyżej odnotowanych jednostek w pełni zasłużyły na ocenę pozytywną, to warto to docenić. Brakuje bowiem w kraju profesjonalistów przygotowanych do tak odpowiedzialnej służby społecznej. 

To, co niewątpliwie może osłabiać zainteresowanie tym kierunkiem studiów, to bardzo niskie płace po ich zakończeniu. Absolwenci "pracy socjalnej" otrzymują bowiem płacę minimalną w kraju, a poziom ich wykształcenia wymagałby jednak wyższej gratyfikacji. 

(foto: autor)