04 listopada 2024

Czy szkoły wyższe i uniwersytety dewaluują (wy-)kształcenie?

 



Czytelnicy bloga pytają mnie, jak mają traktować oferty uniwersytetów i (nie-)publicznych szkół wyższych dotyczące studiów podyplomowych, które można odbyć w 100 proc. w trybie zdalnym (online)? 

Marketingowcy szkół wyższych eksponują na web-stronach otwartą rekrutację na studia podyplomowe w formie online, dzięki którym eliminowane są bariery lokalizacyjne związane z koniecznością bezpośredniego udziału w zajęciach. Nie jest ważne, gdzie ktoś mieszka, bowiem można uniknąć tego wykluczenia a zarazem obniżyć koszty (wy-)kształcenia, byle tylko mieć dowolną liczbę studiujących. Im jest ich więcej, tym lepiej, bo kanclerz szkoły będzie zacierał dłonie z radości z tytułu wpływów z czesnego do uczelnianej kasy. 

To ciekawe, że w przypadku studiów podyplomowych nie obowiązuje na uczelniach państwowych tzw. "wskaźnik Gowina", czyli graniczna liczba przyjęć na studia, czyli ograniczenie przyjęć studentów, by na jednego nauczyciela przypadało maksymalnie 13 studentów. Jej przekroczenie skutkuje obniżeniem finansów publicznych na kształcenie młodzieży. 

Jednak w przypadku studiów podyplomowych walka o dusze, które wpłacą na konto uczelni czesne, trwa na całego. Nie ma znaczenia, ilu przyjmie się na nie studentów i kto będzie ich kształcił. Podyplomowy biznes przestaje liczyć się z jakością, bo tej nikt nie weryfikuje.  

Studia podyplomowe mają charakter praktyczny, w wielu przypadkach są to studia nadające kwalifikacje zawodowe. Strukturalne i jakościowe kłamstwo zapewnia Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego i Nauki wraz z Polską Komisją Akredytacyjną, bo ich nie akredytuje.  Nic dziwnego, że prowadzący studia podyplomowe na odległość zapewniają: "Wszystkie nasze zajęcia prowadzimy w 100% zdalnie, w czasie rzeczywistym, w pełnej interakcji z wykładowcą".

Co na to Ministerstwo? Opublikowany przez resort komunikat nie odnosi się do studiów podyplomowych:  

"Komunikat Ministra Nauki w sprawie możliwości prowadzenia studiów z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość (online)

10.05.2024

W związku z kierowanymi do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego pytaniami dotyczącymi możliwości prowadzenia studiów z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość (online), Minister Nauki przypomina, że przepisy ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. z 2023 r. poz. 742, z późn. zm.), zwanej dalej dalej „pswn”, oraz aktów wykonawczych, wskazują na możliwość prowadzenia przez uczelnie studiów pierwszego i drugiego stopnia oraz jednolitych studiów magisterskich z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość (online) wyłącznie w ograniczonym zakresie".

Walka o kasę, a nie o jakość wykształcenia, polega na obiecywaniu ukończenia studiów dwuletnich w jeden rok. Brawo. Strategia "Collegium Tumanum" ma się całkiem dobrze. Kształcić każdy może. 

 

(foto: moje, Galeria prac dyplomowych studentów APS im. Marii Grzeogzrewskiej w Warszawie)   

03 listopada 2024

Cyniczni politycy i autorzy teorii

 


Dwa lata temu ukazała się monografia liberalnych publicystów - dziennikarki Helen Pluckrose oraz fizyka i  matematyka Jamesa Lindsay'a p.t. "Cyniczne teorie. O tym, jak aktywizm akademicki sprawił, że wszystko kręci się wokół rasy, płci i tożsamości - i dlaczego to szkodzi każdemu z nas" (Warszawa, 2022). Tytuł książki, o której przekładzie na język polski dowiedziałem się niedawno, jest atrakcyjny, zachęcający do lektury. Mimo to nie spotkałem się z jej recenzją czy promocją w pismach filozoficznych czy nauk społecznych.

Autorzy nie mają naukowego backgroundu, toteż mogłoby się wydawać, że nie mają wiele do powiedzenia. Jednak liczące 417 stron teoretyczne studium zostało napisane w oparciu o literaturę naukową i publicystyczną, a przy tym zostało podporządkowane klarownym założeniom metodologicznym. Tym też różni się od książek Zygmunta Baumana, w którego rozprawach przeważały źródła publicystyczne. 

Monografia anglo-amerykańskiego duetu zasługuje na uwagę w środowisku filozofii i socjologii polityki, psychologii  społecznej i pedagogiki ogólnej, bowiem jej autorzy konfrontują myśl polityczną świeckich oraz teokratycznych przedstawicieli współczesnych nurtów autorytarnych/totalitarnych, lewicowych i prawicowych z myślą neoliberalną jako przenikającymi do polityk publicznych. 

Jak piszą:

"Dotarliśmy jednak do punktu w historii, w którym liberalizm i nowoczesność w samym sercu zachodniej cywilizacji są poważnie zagrożone u jej ideowych fundamentów. Natura tego zagrożenia nie jest klarowna, ponieważ wypływa ona z co najmniej dwóch potężnych źródeł interesu - rewolucyjnego i reakcyjnego. Toczą one ze sobą wojnę o to, w którą nieliberalną stronę powinny podążać nasze społeczeństwa" (2022, s.12).

Co jest w tej pracy ciekawe i zgodne z treścią analiz, ich autorzy okazali się ekspertami demistyfikującymi cynizm postępowej lewicy, która w istocie odeszła od fundamentalnej dla tej formacji wartości, jaką jest sprawiedliwość społeczna. Moim zdaniem błędnie utożsamiają postmodernizm z lewicą, z którym ta ponoć sprzymierzyła się, odrzucając "(...) obiektywną prawdę jako fantazję stworzoną przez naiwnych lub arogancko bigoteryjnych myślicieli oświeceniowych, którzy nie doszacowali ubocznych konsekwencji postępu Nowoczesności"(s.12). Postmoderniści odwrócili uwagę od uporczywego nadawania przez polityków metarracjom o ideologicznych korzeniach znaczenia, które miało służyć wykluczaniu z przestrzeni publicznej, dyskursywnej i naukowej INNYCH - filozofii, socjologii, pychologii, ale i historii, ideologii, itd.    

W interesujący sposób Pluckrose i Lindsay ujawniają u promotorów lewicowych quasi teorii ukryte w nich uprzedzenia, stereotypy i sprzeczności z wartością sprawiedliwości społecznej. Ideolodzy nowej lewicy podszywając się pod troskę o tę wartość wpisują się w dynamikę wiedzy-władzy, wykluczając w najbardziej cyniczny sposób prawdę naukową, byle tylko usunąć z dyskursu myśl konserwatywną czy liberalną oraz wyniki badań naukowych na temat płci, tożsamości, rasy,  gender, seksualności człowieka itp.

Autorzy książki odsłaniają język cynicznej lewicy (a nie teorii) oraz jego zakorzenienie w kreowaniu mitologii systemowej i instytucjonalnej. Pokazują, w jaki sposób odkodować ukryte władztwo w języku, komunikacji, prawie, którego celem jest osiągnięcie zwycięstwa w politycznej rywalizacji antagonistycznej z odmiennymi nurtami i teoriami społecznymi, a więc prowadząc z ich reprezentantami grę o sumie zerowej. 

"Coraz trudniej jest nie zauważyć wpływu Ruchu Sprawiedliwości Społecznej na społeczeństwo - zwłaszcza  w formie "polityki tożsamości" czy "politycznej poprawności". Prawie każdego dnia pojawia się historia o kimś, kto został zwolniony, "cancelowany" lub poddany publicznemu ośmieszeniu w mediach społecznościowych, często za to, że powiedział lub zrobił coś, co zostało zinterpretowane jako seksistowskie, rasistowskie lub homofobiczne" (s. 14). 

Tak oto metodą filozofii krytycznej neolewicy Szkoły Frankfurckiej autorzy demistyfikują u promotorów tzw. teorii feminizmu i gender studies, teorii queer i postkolonialnych obsesję ich autorów, artefakty kulturowe i cyniczną walkę o władzę. Stosują przy tym logiczne kryteria analizy, dekonstrukcji a nawet mutacji teorii, jak wpisane w ich narracje: zacieranie granic, potęgę języka, relatywizm kulturowy a za nim zanikanie  indywidualiów i uniwersaliów.