17 marca 2019

Prezydent Warszawy uruchomił akcję protestacyjną rodziców



Prezydent miasta st. Warszawy zaktywizował rodziców do kolejnej akcji protestacyjnej. Platforma Obywatelska ma w swoim gronie polityków, którzy uwielbiają działania konfrontacyjne na tle światopoglądowym, a włączające w swoje kampanie edukację w szkolnictwie publicznym.

Jeszcze pamiętamy z lat 2009-2015 platformerską arogancję wobec rodziców i ignorancję psychologiczno-pedagogiczną ówczesnych ministrzyc edukacji (K. Hall, K. Szumilas, J. Kluzik-Rostkowska), która skutkowała akcją obywatelską m.in. pod hasłem "RATUJ MALUCHY". Tym razem pojawia się kolejny ruch protestu przeciwko podpisanej przez Rafała Trzaskowskiego "Deklaracji LGBT+" jako poparcia przez władze samorządowe działań służących jej realizacji w placówkach publicznej oświaty.

Klimat polityczny dla tego typu akcji jest idealny. Prezes Prawa i Sprawiedliwości ogłosił na konwencji swojej partii w Katowicach, że nie ma zgody na afirmowanie związków jednopłciowych w naszym kraju, tym bardziej w ramach edukacji szkolnej a już tym bardziej na adoptowanie dzieci przez homoseksualistów. Zaczęła się kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego, w ramach której wszystkich członków partii obowiązuje - jak mówił prezes PiS - "ciężka, zdecydowana praca z jasnym celem".

Z jednym zarzutem prezesa zgodzić się nie można, a mianowicie z twierdzeniem, że opozycja prowadzi kampanię wyłącznie w oparciu o ideologię, a nie o program, jakby jedno można było oddzielić od drugiego. Każda formacja polityczna konstruuje swoją walkę na ideologii, w tym zgodnych z nią doktrynach prawnych i politycznych, a edukacja publiczna staje się dla nich idealną przestrzenią do wyostrzania konfliktu.

Kampania polityczna wydobywa na światło dzienne ideologię strony przeciwnej, którą można wykorzystać jako propagandową amunicję do powiększania własnego elektoratu a pomniejszania obcego. Nie bez powodu od dwóch tygodni media publiczne i społecznościowe eksponują problem środowisk LGBT+ (gdzieś im Q zginęło?), żeby odwrócić uwagę społeczeństwa od słusznego PROTESTU NAUCZYCIELI i innych afer w środowisku partii władzy.

Ponownie uczniowie i nauczyciele stają się kartą przetargową w antagonistycznej i bezwzględnej walce formacji partyjnych III RP. To już nie jest wojna na górze, gdyż schodzi do dołu. Rodzice mają prawo do wyrażania swojego protestu przeciwko ingerowaniu takich czy innych sił politycznych w edukację szkolną ich dzieci. To wynika z Konstytucji RP, ale także z Ustawy Prawo Oświatowe.

Rzecz jasna, rodzice mogliby znacznie skuteczniej zablokować wszelkie inicjatywy prawicowe, lewicowe czy neoliberalne w szkołach publicznych z tytułu naruszania przez ich organizatorów konstytucyjnej, a jedynie pomocniczej funkcji szkoły wobec rodziców i ich dzieci objętych obowiązkiem szkolnym, gdyby powołali RADĘ SZKOŁY.

Wówczas mieliby pełną kontrolę nad procesem wychowawczym i dydaktycznym z powyższego punktu widzenia. RODZICE nie znają swoich praw, a Ministerstwu Edukacji Narodowej nie zależy na tym od lat, żeby taką wiedzą dysponowali. Świadomość możliwej partycypacji uruchamia działania obronne lub znoszące czynniki toksyczne.


Tak więc, po raz kolejny, RODZICE są wyprowadzani na ulice, by zabezpieczyć nie tylko konstytucyjnie przysługujące im prawo do decydowania o procesie wychowania ich dzieci w szkołach, ale także wyrazić swoje poparcie polityczne dla partii władzy. Na tym też polega demokracja, że obywatele mają prawo do wyrażania swojego sprzeciwu wobec niegodnych - w ich przekonaniu - działań władz państwowych czy samorządowych.

A dzieci... mają Internet, są w sieci. Ich los de facto polityków nie obchodzi, bo one mają być jedynie środkiem do zdobycia, utrzymania lub odzyskania władzy.

Na tym koniu dostanie się do Parlamentu Europejskiego "uwielbiana" przez całe środowisko nauczycielskie ministra Anna Zalewska.