29 czerwca 2013

"Wygrana" rządu w sprawach oświatowych na fałszywych przesłankach i propagandowej manipulacji społeczeństwem


Koniec roku szkolnego 2012/2013 nastąpił pod znakiem hipokryzji i politycznej przemocy rządu, w tym MEN wobec obywateli.

Z jednej strony mamy komunikat z rozpromienioną na zdjęciu minister edukacji Krystyną Szumilas:
"Dobra wiadomość dla wszystkich rodziców dzieci w wieku przedszkolnym - dziś (26.06) prezydent RP Bronisław Komorowski podpisał, przygotowaną przez ministra edukacji narodowej, tzw. ustawę przedszkolną."

a z drugiej strony komunikat z badań opinii publicznej Homo Homini dla DGP:

Gdyby dziś zorganizowano referendum w sprawie zmian w systemie edukacji zaproponowanych przez rząd, Donald Tusk przegrałby je z kretesem. Z badania przeprowadzonego przez Instytut Badania Opinii „Homo Homini” dla DGP wynika, że większość Polaków nie akceptuje ani wprowadzenia obowiązku szkolnego dla sześciolatków, ani nowego sposobu nauczania w liceach. Przeciwnych sztandarowemu dla rządu projektowi obniżenia wieku szkolnego jest 66 proc. badanych. Poparłoby je niecałe 30 proc.

Platforma Obywatelska wykazała się mistrzostwem w socjotechnicznej manipulacji społeczeństwem, arogancją i zlekceważeniem praw obywateli do referendum. Ten akt przejdzie do historii patologii polskiej demokracji. Uczestniczył w nim Sejm, Senat i Prezydent III RP. Obywatele powinni to zapamiętać i wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Przedwczoraj odbyło się posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, w czasie którego prof. dr hab. Dorota Klus - Stańska wybitny autorytet w zakresie edukacji wczesnoszkolnej - przypomniała temu gremium, z jak poważną manipulacją mieliśmy do czynienia w ostatnich miesiącach w wydaniu polskiego rządu w sprawie obniżenia wieku szkolnego. Po raz kolejny stwierdziła, że profesorowie pedagogiki nie byli i nie są przeciwni obniżeniu wieku obowiązku szkolnego, ale oburzeni są tym, w jaki sposób w Polsce wdraża się w oświacie kolejną zmianę strukturalną, ustrojową, której fatalne i dramatyczne nieprzygotowanie szkół będzie skutkować w biografiach dzieci - uczniów jako ofiar. Pani minister K. Szumilas może być z siebie zadowolona, bo przecież nie o los dzieci tu szło, ale zachowanie przez nią stanowiska, gdyż jej odwołanie skutkowałoby kolejną kompromitacją tego rządu. To, że się do tego przyczyniła, chociaż nie jest tu jedyną sprawczynią tego procesu, jest oczywiste dla polskiego społeczeństwa, które potrafi wyrazić swoje postawy w anonimowych sondażach.

Rekonstruuję argumenty, jakie padły w powyższej kwestii w czasie ostatniego przed wakacjami posiedzenia Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN:

- Opinia pani prof. dr hab. Doroty Klus-Stańskiej, jaka została wysłana do MEN - nie była jedyną opinią w sprawie projektu posyłania sześcioletnich dzieci do szkół. Pierwsza, sprzed roku, była napisana przez nią w znacznie łagodniejszym stylu, odnosząc się do niekonsekwencji, uchybień i sprzeczności, jakie miały miejsce w projektowanej ustawie. Nikt z MEN na nią nie zareagował. Natomiast druga opinia dotyczyła mniej już samej decyzji pójścia dzieci sześcioletnich do szkół, a więcej tego, do jakiego miejsca są te sześciolatki kierowane. Jak napisała pani Profesor dwukrotnie zresztą w swoich opiniach, sam pomysł obniżenia wieku szkolnego jest dobrym pomysłem, natomiast pytaniem kluczowym jest to, do jakiej szkoły posyłamy to dziecko?

" - Polska szkoła, w tym edukacja wczesnoszkolna jest miejscem, do którego - w świetle licznych wyników badań naukowych - nie powinny iść ani sześcio-, ani siedmio-ośmio- czy dziewięciolatki. Naukowcy zwracają na to uwagę od lat, ale jest ona lekceważona (być może nieznana) przez MEN. Tymczasem mamy nowe informacje potwierdzające powyższe racje w tym względzie. Przywołano tu cytat z opinii SANEPID-u, że Ministerstwo Edukacji Narodowej fałszuje informacje o stanie nieprzygotowania polskich szkół publicznych do wdrożenia ustawy. Polskie szkoły nie są absolutnie przygotowane do tej zmiany, zaś eksponowanie w propagandzie wybranych przykładów dostosowania jest po prostu nieuczciwe. Przykładowo, to że dzieci mają na zjedzenie obiadu 4 min. czasu, bo w szkołach jest tak duża liczba uczniów. Ministerstwo nawet nie ustosunkowało się do tych danych. Także prawnicy wypowiadają się na temat tego, że wymusza się zmiany legislacyjne bez brania pod uwagę tego, że musi ona doprowadzić do niepożądanych konsekwencji!

Także, jeśli chodzi o konsultacje tej ustawy z gminami - dyr. Biura Związku Miast Polskich stwierdził, że zignorowano samorządy w tym procesie, w związku z czym będą one bojkotować realizację ustawy, jeśli nie zostaną przekazane konieczne do jej realizacji środki. Pani prof. D. Klus - Stańska była na spotkaniu władz miasta z pracownikami oświaty i nauki w sprawie projektowanej reformy w czasie którego okazało się, że władze miasta były zirytowane niekompetencją przedstawicielki MEN, która na żadne z ich pytań nie potrafiła odpowiedzieć. Jedyne na co było ją stać, to przekazanie informacji znanych wszystkim z komunikatów MEN. Po czym ... wyszła, bo nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z pytań. Nie miała ani wiedzy, ani kompetencji. Ba, nie miała żadnych uprawnień - jak stwierdziła wiceprezydent - by przyjmować od samorządowców i dyrektorów placówek jakiekolwiek uwagi czy propozycje. Na tym właśnie polegają rządowe konsultacje. Żenujące jest, że MEN komunikuje się ze społeczeństwem zapraszając na konferencję prasową panią od reklamowania margaryny, celebrytkę z "tańca z gwiazdami" i dyskusyjną oraz podważaną także przez psychologów jakości programów neobehawioralnej strategii wychowawczej w rodzinach.

Także warto przywołać informację, że w jednym z miast w Polsce cała klasa sześciolatków nie uzyskała promocji i powinna powtórzyć edukację elementarną minionego roku. Naciski na dyrektorów szkół i przedszkoli są w tej chwili ogromne, toteż straszenie obywateli powrotem PiS do władzy wymagałoby wskazania na to, że PO i PSL prowadzą swój "terror administracyjnej presji" wobec oświatowców w sposób mniej ostentacyjny, ale za to bardziej dotkliwie. I to jest haniebne.

Badań na temat edukacji wczesnoszkolnej w ostatniej dekadzie narosła ogromna liczba. Nie są to badania polegające na tworzeniu jakichś scenariuszy, ale dotyczące tego, jak funkcjonowała w ostatnich latach ta edukacja. To są badania naukowe, których wyniki są wysoce negatywne, dramatyczne, a lekceważone, ignorowane lub niedostrzegane przez resort edukacji. Polska szkoła wymaga naprawdę bardzo głębokiej reformy. Mamy rozmiary obciążeń pracami domowymi uczniów, które przekraczają wszystkie normy państw europejskich w zastraszającym zakresie. MEN nie reaguje na to, że polskie szkoły nie uczą do matury, tylko wymuszają korepetycje. Dorównujemy już tylko szkołom japońskim, których uczniowie spędzają najwięcej czasu na kuciu i odrabianiu prac domowych oraz pobieraniu dodatkowych lekcji czy korepetycji. Rozmiary szarej strefy edukacji polskiej potwierdzają, że polska szkoła jest niewydolna. Wyniki badań OBUT są jeszcze gorsze w odniesieniu do uczących się na wsi, bo rośnie nam pokolenie wykluczanych społecznie dzieci i młodzieży.

MEN doprowadził do sytuacji, że zostały zreinterpretowane wyniki badań międzynarodowych PISA, ponieważ - jak się okazało - badane roczniki polskich uczniów wypadły fatalnie, daleko poniżej średniej rówieśników z innych państw UE i OECD. Tymczasem w trakcie badań PISY sprawdzono, czy wyniki testu uczniów pokrywają się z realizacją programu szkolnego. Wtedy analizuje się tylko te zadania, które dotyczyły treści realizowanych tylko w polskiej szkole. Jak się okazało polscy uczniowie uzyskali dużo nisze wyniki, niż kiedy MEN interpretowało je w kategoriach kompetencji matematycznych jeszcze nierealizowanych w szkole. uczniowie okazali się słabsi w tym, czego polska szkoła nauczała, a lepsi w tym, czego nie czyniła. Dlaczego? Dlatego, że o wynikach edukacji stanowią czynniki pozaszkolne - kapitał kulturowy rodziny, inwestowanie w edukację dzieci - korepetycje, dodatkowe zajęcia itp. Manipulacja interpretacją danych została wykryta dzięki temu, że stworzony przez eksperta MEN raport został poddany recenzji przez doktora nauk matematycznych, który ujawnił błędną, a prawdopodobnie usłużnie wobec władzy skonstruowaną interpretacją przez jednego z profesorów pedagogiki. Obaj pracowali na tych samych danych, ale - ja się okazało - można było je zmanipulować tak, by społeczeństwo nie mogło tego odczytać przyjmując na wiarę, że wszystko jest zgodnie z obiektywną prawdą. Otóż nie było i nie jest.

To jest porażające, że niektórzy uczestniczą w fałszowaniu rzeczywistości. MEN wydał na podstawie tych samych przecież danych niewłaściwą interpretację, by była ona wygodna w własnej polityce. To na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego, który zorganizował w czerwcu seminarium poświęcone m.in. badaniom PISA, wystąpił z koreferatem do zmanipulowanych interpretacyjnie danych dr Mirosław Dąbrowski i punkt po punkcie zbił wszystkie interpretacje, jakie są w obecnej - oficjalnej MEN-owskiej wersji analizy wyników badań PISA.

W polskiej szkole jest naprawdę źle - i nie jest to oskarżenie pod adresem nauczycieli, gdyż tylko dzięki ich ofiarności i zaangażowaniu nie jest fatalnie - ale na niezależne od MEN badania naukowe ten resort nie reaguje. Nie ma się zatem z czego cieszyć pani minister Krystyna Szumilas, gdyż wpisuje swoimi działaniami w dzieje polskiego szkolnictwa kolejne karty manipulacji w najgorszym wydaniu. Ofiarami tego będą nasze dzieci, młode pokolenia, które być może doczekają możliwości wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do tych, którzy działają wbrew interesowi społecznemu. Warto także podkreślić, że władze MEN zareagowały tylko na tę opinię Zespołu ds. polityki oświatowej Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN dopiero wówczas, kiedy ukazała się jej interpretacja w "Rzeczpospolitej", bo dzisiaj resortowi ministrowie odpowiadają na zarzuty jedynie mediom.

Sytuacja jest tak zła, że pedagodzy nie tylko nie powinni milczeć, ale mówić do społeczeństwa takim językiem, aby był on zrozumiały dla niego i by przebił się on przez MEN-owski PR. Niepokojące jest to, że MEN wzywa na dywanik władze PAN a te z kolei - ulegając tej demagogii - usiłują wywierać presję na członków komitetu naukowego, by posłusznie milczeli. Resort edukacji nie interesuje się tym, co się w Polsce dzieje, co czyni się dzieciom i młodzieży, natomiast interesuje się tym, że takie słowa jak - bezmyślność w stosunku do twórców tej "reformy" albo, że "minister jest taka jak polska szkoła" , bo jej nie zna (a w takim kontekście były użyte słowa prof. D. Klus-Stańskiej) - powinny się pojawić, czy nie.

My - jako pedagodzy - powinniśmy jak najbardziej zabierać radykalnie głos. Czyżby to, co ma miejsce w naszym kraju, jest powrotem w innej formie CENZURY? Rząd stosuje efekt wychładzania, czyli zniechęcania obywateli, w tym naukowców do wyrażania prawdy o stanie rzeczy. Pedagodzy mają prawo do radykalnego wypowiadania się nawet o tym, co się dzieje radykalnie źle w polskiej edukacji."

- Uderza się w rzetelnych i uczciwych merytorycznie naukowców, by podważyć prawo do przekazywania wyników ich badań tylko dlatego, że są one niepopularne dla władzy. Zdumiewające jest nie to, że minister reaguje na negatywne opinie naukowców, bo do tego już jesteśmy przyzwyczajeni, ale to, że tak postępują niektórzy członkowie PAN.


- Sprawa stanu diagnozy polskiego szkolnictwa wymaga zajęcia się tym także przez Komitet Nauk Pedagogicznych PAN w kolejnych latach jego działania. Przygotowywany jest też Zjazd Pedagogów Społecznych, który też tym się zajmie w ostatnim kwartale br. Profesorowie KNP PAN potwierdzili, że należy wystąpić w obronie prawa do wyrażania każdej opinii. Od tego nie odstąpią, bo nauka może rozwijać się tylko i wyłącznie w obszarze wolności a nie usłużności i politycznej poprawności.





28 czerwca 2013

Parezjaści wszystkich środowisk akademickich - nie dają się skonformizować!


Forum Młodych Pedagogów przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN jest wyjątkową wspólnotą akademicką w Polsce, która w dwudziestolecie swojego istnienia pod kierunkiem wiceprzewodniczącej KNP PAN prof. dr hab. Marii Dudzikowej - wydała kolejną, znakomitą inicjatywę (po m.in. prowadzonym przez dra Przemysława Grzybowskiego "Międzyszkolniku"), jaką jest przygotowany przez nią projekt nowego periodyku akademickiego pt. PAREZJA.

(fot. Założenia PAREZJI referuje członkom KNP PAN pani dr Ewa Bochno)


Nareszcie widoczna jest zmiana pokoleniowa w polskiej pedagogice, która przebija się przez wszystkie czynniki oporu, obojętności, zniechęcania, cwaniactwa, konformizmu ku przestrzeni wolnego dyskursu naukowego. Jest to wielopokoleniowe środowisko z dominantą młodych pracowników nauki, jak i często osamotnionych pasjonatów badań oraz edukacyjnych eksperymentów, które mając w pamięci własnych doświadczeń i osiągnięć - samorządnie organizowane Letnie Szkoły Młodych Pedagogów KNP PAN - postanowiło stworzyć nową, oryginalną trybunę wypowiedzi naukowych w powoływanym czasopiśmie PAREZJA. O tym, skąd jest taki tytuł i co kryje się za nim, mówili jego twórcy w czasie wczorajszego posiedzenia Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, uzyskując po długiej i owocnej dyskusji z profesorami - pełne poparcie dla tej inicjatywy!

Możemy być dumni z tego, że powstaje pismo, którego wydawcy nie kierują się interesem własnej uczelni, własnej subdyscypliny nauk pedagogicznych, interesownością w szerokim tego słowa znaczeniu, ale postanowili wejść na trudną ścieżkę sporów o jak najwyższy poziom naukowy polskiej myśli i praktyki pedagogicznej. Założyciele i redaktorzy czasopisma pochodzą z różnych uczelni w kraju i reprezentują podstawowe w pedagogice subdyscypliny:

Alicja Korzeniecka - Bondar (Uniwersytet w Białymstoku),

Bożena Tołwińska (Uniwersytet w Białymstoku),

Ewa Bochno (Uniwersytet Zielonogórski),

Maksymilian Chutorański (Uniwersytet Szczeciński).


Powyższa czwórca zmiany, przełomu czy odmienności wyjaśniała nazwę i profil naszego czasopisma, które będzie forum dyskusji młodych badaczy dotyczącej wzbudzającym refleksję i zaangażowanie na rzecz szeroko pojętej edukacji i wychowania, socjalizacji i kształcenia. Jak stwierdził dr M. Chutorański: kluczowa dla istoty pisma a przecież wyeksponowana w jego nazwie kategoria PAREZJI oznacza wolność, otwartość, szczerość i jasność wypowiedzi, osobiste zaangażowanie mówcy (piszącego), ale też stanowi formę obywatelskiego obowiązku mówienia prawdy tym, dla których prawda jest niewygodna, którzy nie chcą jej słuchać, którym prawda zagraża. Parezja jest rodzajem aktywności mowy, w której relację z prawdą określa szczerość, relację z życiem definiuje niebezpieczeństwo, relację z sobą i innymi charakteryzuje krytycyzm, zaś z moralnym prawem wyraża wolność i obowiązek.

Parezjasta zatem to mówca nieustraszony, przyjmujący ryzyko mówienia prawdy i narażający się na niebezpieczeństwo, gdy prawda może w niego godzić. Nad tak rozumianym przesłaniem pisma naukowego, które ma stanowić rdzeń jego tożsamości, wyrazistości i eksterioryzacji młodzi pedagodzy zastanawiali się od dawna, aż w końcu w sposób wysublimowany nadali mu taką właśnie formułę aksjologiczno-społeczno-kulturową. Fenomen parezji zostaje tu przywołany bez jakichkolwiek podtekstów instytucjonalnych czy personalnych, politycznych czy społecznych. Myślenie redaktorów jest trans- i interdyscyplinarnym budowaniem nowej formuły naukowej wypowiedzi być może nawet ze świadomością, że nie spotkają się one z entuzjastycznym ich przyjęciem przez - jak to określają niemieccy politolodzy - tzw. "Betonfraktion".

Jak sami to zapowiedzieli, pismo ma mieć charakter interdyscyplinarny, a zarazem inkluzyjny, integrujący naukowców, którzy prowadzą badania, dokonują opisu interesujących ich zjawisk czy poszukujących rozwiązań podstawowych problemów edukacji oraz jej relacji ze sferą publiczną. Półrocznik - bo taka ma być częstotliwość jego wydawania przez Wydział Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku - został pomyślany jako głos w trybie parezji, a więc szczerego, krytycznego i otwartego na ryzyko zaangażowania w sprawy edukacji i jej szeroko rozumianych kontekstów, jako etyczny obowiązek zabierania głosu w ważnych, aktualnych kwestiach odczytywanych z perspektywy dialogu między pedagogiką, a innymi dyscyplinami.

Redaktorom i wydawcy zależy na tym, by CZASOPISMO miało charakter:
• polemiczny,

• interdyscyplinarny,

• pozwalający zarówno na przekraczanie granic między wąsko zakreślonymi polami badawczymi, jak i łączenie metod badawczych,

• promujący nowatorskie i nieoczywiste ujęcia opracowane przez humanistów, którym zależy, którzy nie godzą się na banał, pozór i "równanie w dół”,

• promujący niesztampowe perspektywy, idee, metody badania i opisywania rzeczywistości edukacyjnej i społecznej.

Chcą zatem publikować:

• teksty wprowadzające do dyskursu naukowego,

• oryginalne/w oryginalny sposób opracowane tematy, perspektywy teoretyczne oraz badawcze.


Półrocznik PAREZJA będzie wydawany w wersji papierowej i elektronicznej. Proponuje się w nim takie działy, jak:

1. OD REDAKCJI (wprowadzenie w specyfikę tekstów lub tematykę tomu, nakreślenie mapy kategorii itp., zaproszenie czytelników do dyskusji)

2. NA NASZE ZAPROSZENIE lub MŁODZI ZAPRASZAJĄ (tekst zaproszonego profesora)

3. STUDIA I ESEJE (artykuły teoretyczne, polemiczne)

4. Z WARSZTATU BADAWCZEGO (raporty badawcze, koncepcje badań, komunikaty z badań, odniesienie/omówienie badań innych autorów)

5. STUDIUM RECENZYJNE (obszerna, dyskutująca recenzja wybranej lektury)

6. LEKTURY „KONIECZNE”/ OMÓWIENIA KSIĄŻEK (krótkie omówienia wraz z rekomendacjami lektur wartych polecenia)

7. Z ŻYCIA NAUKOWEGO MŁODYCH PEDAGOGÓW (informacje o działaniach, konferencjach, awansach naukowych młodych pedagogów)

8. POD PRĘGIERZEM ŚMIECHU (esej ironiczny o tym, co nam doskwiera / prześmiewczo o rzeczywistości)

W czasie wymiany poglądów z członkami Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN pojawiły się tak interesujące kwestie, jak dostrzeżenie w tej inicjatywie ogromnej szansy do zadebiutowania doktorantów na naukowej scenie pisarskiej, wzmocnienie poczucia wartości i sensu prowadzenia suwerennych badań przez tych, którzy nie znajdują w swoim środowisku koniecznego wsparcia, wzmocnienie solidarności i zaufania społecznego między generacjami naukowców otwartych na krytykę i dociekanie prawdy. Młodzi doskonale zdają sobie sprawę z tego, że wielu spośród tych, którzy z własnych tekstów mienią się autorytetami, swoimi postawami w trudnej, a płynnej rzeczywistości zaprzeczają własną hipokryzją. Zapewne czeka ich trudny sprawdzian dzielności w konfrontacji właśnie z takimi osobami, które swoimi postawami zaprzeczają wiarygodności własnych treści i normatywnych pouczeń. Gratuluję całemu Zespołowi i trzymam kciuki za powodzenie tej inicjatywy, by stała się elitarnym przekazem najwyższych wartości tak niszczonej przez niektórych polityków, przedstawicieli władz różnych instytucji naukowych w Polsce tradycji prowadzenia suwerennych badań naukowych i publikowania ich wyników.



27 czerwca 2013

Wstrzymywanie uczniom wydawania świadectw jest niedopuszczalne, czyli kolejna kompromitacja MEN

Tak zatytułowany komunikat widnieje na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej kompromitując tę instytucję i podlegający jej nadzór pedagogiczny! Jego treść jest krótka:

W związku z doniesieniami prasowymi dotyczącymi stosowania w niektórych szkołach praktyk wstrzymywania wydawania uczniom i absolwentom promocyjnych świadectw szkolnych i świadectw ukończenia szkoły z powodu między innymi: nieuiszczenia opłaty za świadectwo, nieuiszczenia dobrowolnej składki na radę rodziców, braku przedłożenia przez absolwenta tzw. „obiegówki" uprzejmie przypominamy, że praktyki tego typu są niezgodne z prawem.

W § 26 ust. 1 rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 28 maja 2010 r. w sprawie świadectw, dyplomów państwowych i innych druków szkolnych jest napisane, iż „świadectwa, odpisy świadectw dojrzałości, odpisy aneksów do świadectw dojrzałości, dyplomu, suplementy, zaświadczenia, indeksy, legitymacje szkolne i legitymacje przedszkolne dla dzieci niepełnosprawnych, a także kopie, o których mowa w § 23 ust. 2, są wydawane odpowiednio przez szkoły, kuratora oświaty, komisje okręgowe i przedszkola nieodpłatnie".



To tak, jakby Komendant Główny Policji ogłosił na stronie internetowej apel do bandytów: Stosowanie agresji fizycznej i psychicznej wobec innych osób jest niedopuszczalne! W związku z doniesieniami prasowymi dotyczącymi stosowania przez niektórych obywateli praktyk naruszania cielesności innych osób Komenda Głowna Policji przypomina, że praktyki tego typu są niezgodne z prawem. I tu może pojawić się stosowny artykuł np. z Kodeksu Prawa Karnego.


Tego typu "sterowanie" oświatą staje się wyrazistym dowodem na totalny chaos w polskiej oświacie i wieloletnią nieudolność nadzoru pedagogicznego! Po co wydaje się miliony złotych w naszym kraju na utrzymywanie armii urzędników - wizytatorów kuratoryjnych, skoro aż minister edukacji narodowej musi im przypominać, że obowiązuje w tym kraju jakieś prawo. Ile jeszcze lat będziemy czytać tego typu komunikaty? Czy ktoś w MEN zastanowił się nad tym, jak nieskuteczną stanowi władzę, skoro każdego roku trzeba powtarzać to samo? To może ktoś wreszcie ruszyłby się zza biurka i zaczął sprawować ów nadzór, skoro tak MEN zapisał jego zadania? Może wreszcie ktoś rozliczy pseudo pedagogiczny - jak się okazuje - nadzór z nieudolności, z którą zmagamy się od początku transformacji. To, że w PRL stosowano te praktyki a dzisiaj są one nieustannie reprodukowane tylko wskazuje na to, że dobrze się usadowiło STARE.

No i wreszcie, tego typu sytuacja odsłoniła pozór funkcjonowania Forum Rodziców przy Ministrze Edukacji Narodowej, które okazało się kwiatkiem do kożucha, i to w dodatku zwiędłym, skoro nawet ONO nie potrafi zadbać o tak pryncypialne naruszanie praw rodziców w publicznym szkolnictwie! Wstyd! Forum stało się przedłużonym ramieniem władzy, oferując na stronie MEN banalne treściowo prezentacje typu: Jak wzmocnić dialog polskiej szkoły z rodzicami?, podczas gdy w szkołach prowadzony jest z nimi monolog. Oj, daleko nam jeszcze do demokratyzacji, uspołecznienia, do uczynienia szkolnictwa rzeczywiście publicznym.

26 czerwca 2013

Zerowe gry kadrowe w wyższym szkolnictwie prywatnym

Zbliża się koniec czerwca, a więc ruchu kadrowego w szkolnictwie prywatnym dla tych pracowników, którzy mają trzymiesięczne wymówienie z pracy. Nie ma zmiłuj się. Nawet ci, którym wydawało się, że wystarczy nosić torby za założycielem, jeździć z nim na narty czy na letnie wczasy, kupować okazjonalnie prezenty, niemal codziennie raczyć nieszczerymi komplementami itp., otrzymują wymówienia z pracy. A tak się starali, tak podjudzali, tak kombinowali, by tylko pozbyć się tych, którzy widzą ich pozoranctwo, nieudolność, brak kompetencji i hipokryzję… . Niestety, nadeszła chwila odsłony prawdziwego oblicza ich pracodawcy.

W nieuczciwym biznesie nie ma ludzi niezastąpionych. Są tylko w mniejszym lub większym stopniu traktowani instrumentalnie, by spełniać oczekiwania właściciela. Każdy, kto chce być sobą, zachować własną godność, musi wybrać – być albo nie być. Nie ma innego wyjścia, gdyż prędzej czy później to założyciel pseudobiznesu zadecyduje za niego. Kierowałeś jakimś działem? Byłeś przydatny w nim przez ileś miesięcy czy lat? To ciesz się, bo prędzej czy później przyjdzie walec i wyrówna. W końcu jak założyciel chce zatrudnić zięcia, teścia, kochankę czy partnera kogoś, na kim mu bardzo zależy (tymczasowo, o czym on wiedzieć nie może), to nie będzie żadnej litości, pamięci o tym, co było dobrego i wartościowego w tych relacjach, gdyż toczy się gra o sumie zerowej, tzn. czyjś zysk musi być osiągnięty kosztem czyjejś straty.

Po wymówieniu albo własnej rezygnacji z pracy w takiej psuedoszkółce bardzo szybko dowiesz się, kto czyhał na twoje miejsce, kto był w układzie, zmowie z założycielem, kto był w pakiecie koniecznego zatrudnienia kosztem koniecznego czyjegoś zwolnienia. Ktoś musi dobrze zarobić na czyimś zwolnieniu, to oczywiste w tak „brudnej grze”, jaką prowadzą niektórzy właściciele szkół prywatnych. Pogratulować motywacji pracy tym, którzy pozostali w takiej matni, bo będzie ona napędzana strachem, lękiem przed utratą jakichś dochodów. Jeszcze się ich przetrzyma na pół etatu, na umowę śmieciową, na ustną deklarację, gdzie słowa takiego pracodawcy są tyle warte, co rolka papieru toaletowego. Być może na nią starczy, kiedy trzeba będzie po kolejnym ultimatum o redukcji płac, zwolnieniach udać się tam, gdzie król chadzał piechotą. Może też poczytać sobie artykuły, felietony w uczelnianej gazecinie, która przecież nie poinformuje o tym swoich czytelników, a tym bardziej kandydatów na studia. Nie napisze jej "wypitny" redaktorzyna, że kierunek studiów otrzymał ocenę warunkową, że założyciel zwolnił właśnie kolejnych pracowników, że ci najlepsi już dawno i niedawno sami odeszli, że wszystko tu jest podszyte tchórzem i lipą.

Nie piszcie w swoich komentarzach, że w szkolnictwie publicznym też są zwolnienia, redukcje, cięcia płac, bo płace w nich zaczynają wzrastać, są pod kontrolą państwa a więc nie zależą od widzimisię rektora czy dziekana, a redukcje etatów wynikają z zaniechania przez niektórych nauczycieli akademickich powinności naukowo-badawczych czy braku godzin do prowadzenia zajęć dydaktycznych. Tu jednak każdy znacznie wcześniej dowiaduje się o tym, jak jest oceniany i jakie ma perspektywy. Sam rozstrzyga, czy podejmie właściwą dla danego stanowiska aktywność, czy może nadal zamierza ją pozorować. Pamiętam, jak jeden z moich uniwersyteckich współpracowników grał na swoją rodzinę, na żonę, później na kochankę, na zięcia, na córkę wysysając dla nich co tylko się da z uniwersyteckiego środowiska. Taka gra o sumie zerowej musi się kiedyś zakończyć porażką jednej ze stron, kiedy to tracą na tym współpracownicy, a cynik zyskuje.

Niektórzy nie chcą zrozumieć, że tak, jak sami rozstają się z innymi, zostaną w przyszłości potraktowani przez innych. W przyrodzie i społeczeństwie gra o sumie zerowej toczy się nieustannie. Nie miał racji Thomas Gordon, że w relacjach międzyludzkich, ale w środowisku antagonistycznym, możliwe jest funkcjonowanie bez zwycięzców i bez pokonanych. Jeśli ktoś myśli inaczej, to niech już szuka sobie innej pracy, bo nawet nie wie, kto czyha lub kogo ma założyciel szkoły na jego miejsce.

25 czerwca 2013

Francuska lekcja walki z rasizmem

Z francuskich ustaw prawnych ma zostać usunięte pojęcie "rasa", które w obecnej wersji ideologicznej obowiązują we Francji od 1881 r.. Zdaniem będących u władzy socjalistów, nie istnieje coś, co jest określane tym mianem. Wystarczy zatem usunąć pojęcie rasy z wszelkich ustaw, prawnych regulacji¶ aby zniknął rasizm. Ustawę w tym zakresie przyjęła izba niższa Parlamentu tego kraju oczekując, że rasa zostanie usunięta z literatury, prawa, a tym samym i z codziennego życia. Nie będzie powodu do posługiwania się kategorią, na podstawie której ludzie są ze sobą porównywani, oceniani, a bywa, że i są szykanowani. Autorem nowelizacji prawa w tym zakresie jest poseł lewicy - François Asensi.

Tym samym rasa nie powinna mieć już żadnego znaczenia, ani w nauce, ani w kulturze, ani w polityce czy w życiu codziennym, gdyż nie może być wykorzystywana w tym kraju do charakteryzowania ludzi, a więc i ich różnicowania. Słowo, które oznacza określoną grupę ludzi ze względu na ich właściwości a objaśniane w jego definiensie, może z racji powszechnego stosowania zachęcać do działań ideologicznych, rasistowskich. Rasa jest - zdaniem innego z posłów Alfreda Marie-Jeanne - absurdalnym konstruktem pojęciowym, który doprowadził do powstania najgorszych ideologii w świecie.

Sejm przyjął ustawę dotyczącą usunięcia pojęcia "rasa" z prawa i nauki, ale nie wiem, czy zatwierdził to francuski Senat. Ponoć Prezydent Francji obiecał w czasie kampanii wyborczej, że poprze tę inicjatywę. Pojęć, które jako opis fenomenów ludzkiej egzystencji prowadzą do stosowania przemocy wobec osób bądź jej sprzyjają, jest znacznie więcej, jak np. płeć, wiek, tusza, narodowość itp. Ich usunięcie z ustawodawstwa nie spowoduje przecież, że ludzie przestaną się nimi posługiwać w procesie oceniania, komunikacji, współpracy i rywalizacji, edukacji itp.

U nas do tego rozwiązania nie dojdzie, bo w kraju bł. Jana Pawła II ziarna nienawiści są na co dzień rozsiewane w mediach, oświacie, nauce, kulturze, biznesie i usługach. "Rasą", czyli zmienną wykorzystywaną przez niektórych do wykluczania INNYCH może być tu wszystko - wiek, płeć, wyznanie, miejsce zamieszkania, pochodzenie społeczne, biografia itp.

A tak pracują posłowie UE za 12 tys. EURO miesięcznie (naszych tam nie widać, bo są w Polsce udzielając mediom licznych wywiadów):


(Źródło: Yahoo! Groups,