Wczoraj odbyło się spotkanie autorskie w związku z wydaną przeze mnie monografią p.t. (Kontr-)rewolucja oświatowa. Studium z polityki prawicowych reform edukacyjnych (Łódź, 2020).
Jedna z dziedzin moich badań naukowych dotyczy diagnozowania stanu polskiej oświaty, analiz polityki oświatowej, projektowanych i wdrażanych reform szkolnych, które rzutowały na jej obecny kształt.
Dwugodzinne spotkanie w dn. 24 listopada 2020 poprowadził Piotr Szwed - literaturoznawca, współpracujący z wieloma redakcjami kulturalnymi, na co dzień przede wszystkim nauczyciel VIII Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi. Organizartorami spotkania były Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego i Biblioteka Miejska w Łodzi , a będzie ono do obejrzenia pod tym linkiem.
Nie była to łatwa rozmowa o polityce
oświatowej z tak wrażliwym na sprawy społeczne nauczycielem i słuchaczami,
którzy byli niewidoczni dla mnie w tej aplikacji. Trzeba zaakceptować ten
proces, doświadczając dokładnie tego samego, z czym spotykamy się na co dzień w
edukacji online. Tematem spotkania nie byłą jednak moja książka, chociaż wiem,
że prowadzący ją przeczytał, bo miał mnóstwo pytań, które chciał mi postawić z
nadzieją, że uda mi się odpowiedzieć na nie w tak krótkim
czasie.
Jednak wydana przeze mnie książka o
(kontr-)rewolucji oświatowej prawicowych reform edukacyjnych musiała dotknąć
jej początków, powodu, dla którego w ogóle napisałem tę rozprawę. Nie jest
to bowiem pierwsza moja książka dotycząca badań naukowych w polskim
szkolnictwie państwowym, a potem połowicznie publicznym, i to bez względu na
to, jaka formacja partyjna była u władzy - prawica-lewica-konserwatywna
prawica- lewica-neoliberałowie-prawica.
Co to obchodzi polityków naprzemiennie przejmujących
w państwie władzę, że zdradzili testament "Solidarności" lat
1980-1989? Oni nie mają żadnego poczucia zobowiązania wobec społeczeństwa,
narodu, kraju. Ich interesuje przede wszystkim moc posiadania, dysponowania
niepodzielnymi środkami i ludźmi, którzy mają realizować misję ideową formacji
rządzącej partii, która ma wzmacniać tak własny elektorat, jak i sprawujących
władzę.
Kontynuuję w Katedrze Teorii Wychowania
ten model badań naukowych, który stał się fundamentem do powstania na
Uniwersytecie Łódzkim Katedry Pedagogiki, którą kierował tak znakomity filozofa
wychowania i pedagog porównawczy, jakim był Sergiusz Hessen, a później
wypromowany przez niego doktor - Karol Kotłowski. Jak pisał Hessen w 1931 r.:
W rzeczy samej, w czystej, granicznej
postaci polityka i oświata stanowią zupełne przeciwieństwo. Zasadą polityki
jest władza, zasadą oświaty – wolność. Polityka jest mechanistyczna, oświata
jest duchowa. Nawet tam, gdzie walkę polityczną prowadzi się środkami
duchowemi, zadanie polityki polega na tem, aby przyciągnąć na swoją stronę
możliwie największą liczbę wyznawców, nakładając na nich pieczęć swego programu
lub swego ideału. Gdy zadaniem wychowawcy jest uczynienie kogoś samym sobą, to
zadaniem polityka – upodobnienia kogoś do siebie (Podstawy pedagogiki, s. 241)
Byłem ostatni doktorem profesora K.
Kotłowskiego, o którym - żeby nie wiem kto i co chciał pisać na podstawie tylko
i wyłącznie dostępnych mu tekstów oraz wypreparowanych z nich zdań -
wykształcił odważną kadrę naukową w duchu wolności nauki. Nie doczekał
wolności, nie doświadczył zmiany ustroju, toteż w pozostawił mojemu pokoleniu
powinność zatroszczenia się o prawo naukowców do poszukiwania prawdy, a nie do
jej głoszenia.
Tymczasem wśród zadań stawianych nauce
zajmującej się polityką oświatową jest diagnozowanie czynników warunkujących
funkcjonowanie systemu oświatowo-wychowawczego, jego rozwój, zakres
zachodzących w nim zmian, strategie ich projektowania i wdrażania, a na tej
podstawie konstruowanie także modeli teoretycznych podstaw dla rozumienia i
prowadzenia praktycznej działalności politycznej.
Będąca zatem przedmiotem czy okazją do
wczorajszej romowy książka jest kolejnym otwarciem kart pamięci o czasach
bolesnych dla wielu nauczycieli, którzy uwielbiają swój zawód, a bycie z
uczniami i dla uczniów jest dla nich ważniejsze, niż posłuszeństwo
jakiejkolwiek władzy. To nie minister edukacji stanowi o jakości procesu
kształcenia. On może co najwyżej doprowadzić do sytuacji, w wyniku której
zostanie przyjęty podstawowy dokument w pracy wszystkich nauczycieli, jakim
jest podstawa programowa kształcenia ogólnego.
Pierwsi ministrowie edukacji w
postsocjalistycznym państwie - Henryk Samsonowicz i Robert Głębocki byli
jedynymi ministrami, którzy realizowali solidarnościowy projekt rewolucji
w polskim szkolnictwie, który wypracowany został przez nauczycieli i naukowców
we wspólnej, autentycznej rozmowie. Zapewnili edukacji nie tylko prawo do
wolności i profesjonalnej odpowiedzialności, ale także zadbali o wysokie, godne
płace dla tych, którzy zawsze są na pierwszej linii przed- i szkolnego
wychowania oraz kształcenia młodych pokoleń.
Mogliśmy w przedszkolach i szkołach
jeszcze państwowych (w latach 1989-1993), ale już przygotowywanych do przejęcia
ich przez samorządy, oddolnie tworzyć, wdrażać programy, klasy, podręczniki a
nawet szkoły autorskie. Przedszkola i szkoły zaczęły zmieniać swoje oblicze z
przybudówek partii marksistowsko-leninowskiej indoktrynacji na środowiska
otwarte na każdą osobę.
Mimo pogarszającej się z każdym rokiem
sytuacji materialnej nauczycieli, i to w okresie rządów sprawowanych przez
postkomunistyczną lewicę (1993-1997), która miała najwięcej nauczycieli w dziejach
polskiego parlamentaryzmu wśród posłów ówczesnej kadencji, bowiem było ich
prawie 100, w środowisku tliła się jeszcze nadzieja, że po czasach trudnych
wyrzeczeń, ubóstwa (powstała wówczas w Wałbrzychu Partia Głodujących
Nauczycieli) i osobistych poświęceń, dojdzie wreszcie do władzy partia szanująca,
doceniająca i wspomagająca pedagogów w ich ponadczasowej i ponadpolitycznej
pracy zawodowej.
Tak się nie stało, gdyż głód niedostatku u
zdradzających idee i postanowienia "Solidarności" był większy, niż
troska o dobro wspólne. Zaniedbywano zatem oświatę, kulturę i naukę oraz
opiekę zdrowotną. Ministrem edukacji mógł być każdy, bez względu na
kompetencje, a najlepiej, jak ich w ogóle nie posiadał, tylko grzecznie
realizował politykę władztwa oświatowego, manipulowania nauczycielstwem, a
nawet jego związkami zawodowymi no i nie realizując postulatu z 1981 r.
powołania do życia Samorządu Zawodowego Nauczycieli (Izb Nauczycielskich),
który miał być profesjonalnym samorządem. Inne grupy zawodów publicznych
zdołały sobie to wylobbować, tylko nie nauczyciele.
Ministerstwa Edukacji Narodowej (w PRL –
Ministerstwa Oświaty i Wychowania), a obecnie Ministerstwo Edukacji
i Nauki jest ostatnim bastionem socjalizmu, państwa totalitarnego, który
skutecznie i w dużym stopniu, w sposób ukryty dla społeczeństwa, reprodukuje
mechanizmy charakterystyczne nie tylko dla centralistycznych ustrojów
oświatowych, ale i monistycznych, tyle że zmieniających się wraz z wyborami
demokratycznymi do Sejmu.
Moja
książka nie jest o kontestacji, ale o kontrrewolucji oświatowej rozumianej jako
dokonywanie rewolucji w odwrotnym zupełnie kierunku,
na rzecz realizowania całkowicie innych celów i z zastosowaniem odmiennych
regulacji organizacyjnych, administracyjno-prawnych i pedagogicznych.
Rewolucję
oświatową od kontrrewolucji odróżnia jedynie kierunek (cel) zmian, a nie ich mechanizmy
czy środki. O pierwszej
rewolucji oświatowej pisałem w serii książek dotyczących edukacji w wolności i
edukacji pod prąd, edukacji autorskiej.
Był to czas
próbowania włączenia w tworzenie samorządów lokalnych także procesów szkolnej
demokracji, powstawania rad szkolnych i silnego oporu przeciwko nim.
Pierwsza kontrrrewolucja w powyższym rozumieniu
pojawiła się wraz z centralistyczną reformą ustroju szkolnego, której błędnie
przypisuje się miano nowego otwarcia, zaczęła się wraz z reformą Mirosława Handkego.
To było powstrzymanie i zablokowanie oddolnego ruchu nauczycielskiej wolności. Nastąpił
okres utrwalania nadzoru pedagogicznego nad nauczycielami, nad najbardziej
kreatywną w nich grupą, by wszyscy powrócili – jak za dawnych lat w PRL bywało –
do pracy równym rytmem, w tym samym kierunku i pod tym samym pręgierzem.
Ministrowie wprowadzający rewolucję
oświatową – Mirosław Handke w 1999 r. i Anna Zalewska wszczynająca wobec tego
ustroju szkolnego kontrrewolucję w 20198 r.
- nie dokonali tego na podstawie
uprzednich badań oświatowych, kompleksowych diagnoz czynników odpowiedzialnych
za funkcjonowanie szkolnictwa, by możliwe było przewidzenie następstw dla
procesów organizacyjnych, technicznych, kadrowych, ale przede wszystkim
psychospołecznych wśród dzieci i młodzieży. Liczył się tu głównie czynnik
ekonomiczny, polityczny i ideologiczny.
Szkoła nie może tkwić w tym świecie za zmurszałymi
murami idei, myśli, metodycznych rozwiązań, skoro te nie tylko już nie
przystają do tego świata, do kolejnej fali dynamicznej akceleracji rozwoju
dzieci i młodzieży, ale oddalają uczniów od innych sposobów i źródeł zdobywania
wiedzy oraz umiejętności. Te przecież powinny mieć charakter prospektywny, a
nie głównie tradycjonalistyczny, gdyż mimo wszystko kształcimy młode pokolenia
do przyszłości, nie zapominając rzecz jasna o przeszłości. Polska pedagogika
musi wychodzić poza horyzont dotychczasowego usytuowania edukacji szkolnej.Nie ma w polityce oświatowej III RP ani
planowania oświatowego, które powinno odbywać się na podstawie naukowych badań
i analiz kluczowych dla edukacji czynników, ani z prognozowaniem oświatowym
mającym na celu przewidywanie przyszłych zjawisk na podstawie także naukowych
danych, gdyż żaden z ministrów nie wie, jak długo będzie mógł realizować własny
(w sensie własnego zaplecza partyjnego) projekt oświatowy. Każda z reform
odgórnych, centralistycznych będzie niosła z sobą opór i/lub rozczarowania.
Triumf wartości instrumentalnych
nad kulturowymi, symbolicznymi staje się jedną z przyczyn apatii i
rozczarowania polityką wśród młodych ludzi, chyba że ona sama może stać się
trampoliną, windą wynoszącą ich ku górze. Politycy uczynili wszystko, co
możliwe, by podtrzymać niezdolność młodych pokoleń do angażowania się w sprawy
publiczne z pozycji niezależnej od ich preferencji i afirmowanych przez nich
wartości.
Obudzili się, kiedy zdali sobie
sprawę, że wolność, w której przyszli na świat jest im sukcesywnie redukowana
przez kolejne formacje polityczne. Teraz nic już tego ruchu nie powstrzyma, a
tym bardziej jakieś jego kolejne ofiary w wyniku pacyfikowania strajków, protestów
czy symbolicznych przejawów dezakceptacji. Ich rodzice pamiętają miniony
ustrój, ale i to, jak jedna czy druga formacja polityczna pozbawiały ich prawa
do referendum.
Tym bardziej tak te, jak i każde
następne władze nie znajdą sojuszników w środowiskach, które doświadczyły braku
tolerancji, arogancji, upełnomocnienia w strukturach władzy ignorantów, pozorów
troski o sprawy publiczne, propagandowego zakłamywania rzeczywistości przez
obie strony wojny kulturowej w Polsce, itd., itd.
Zachęcam do lektury i dyskusji, do prowadzenia badań odsłaniających istotę i sens zmian, które zachodzą w edukacji, z jej udziałem lub wbrew niemu.