22 marca 2020

Menażeria wytwórców uczonej bzdury


Przywołałem w jednym ze swoich postów cytaty z wciąż niespożytkowanej przez uczelnie rozprawy filozofa nauki Mariana Grabowskiego p.t. "Istotne i nieistotne w nauce" (Toruń 2000). Upłynęły już dwie dekady od ukazania się tej książki na akademickim rynku, a osobiście pamiętam spotkanie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN z autorem książki w roku jej wydania. To było fascynujące spotkanie z uczonym, któremu naprawdę zależało na tym, by polska nauka nie generowała banalnych rozpraw na podstawie miernych, a nauczyciele akademiccy nie podejmowali oczywistych problemów badawczych.

To, że w nauce muszą powstawać także mierne prace nie jest możliwe do zahamowania, jeśli młodzi uczeni nie potrafią odróżniać "ziaren od plew". Jak jednak mają to umieć, skoro niektórzy z ich nauczycieli akademickich też tego nie potrafią, albo celowo przymykają na to oczy, bo i sami są producentami lub jako recenzenci promotorami banałów. Książki Mariana Grabowskiego - doktora habilitowanego fizyki teoretycznej, profesora filozofii nie znajdziemy już w bieżącej sprzedaży. Kto by ją wznawiał po latach, skoro "karawana banału i pseudonaukowej menażerii" jedzie dalej?

W ostatnim czasie otrzymałem z dwóch różnych uczelni i środowisk zapytanie, czy jednak nie warto byłoby napisać takiej książki, jak wydana w 2018 r. "Turystyka habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2005-2016" (Wydawnictwo UŁ)?
Pisze do mnie jeden z pedagogów: "Powinno powstać opracowanie badawcze o plagiatach i plagiatorach. Tak jak Pana Profesora "Turystyka habilitacyjne...". Plagiatorzy ze świecznika nie powinni być zatrudnieni w sąsiednim uniwersytecie, akademii czy w PWSZ-etkach, Powinni dostawać wilczy bilet do państwowego szkolnictwa wyższego. Renomowane prywatne wyższe szkoły również powinny zamykać przed nimi drzwi. Wiemy, że tak nie jest. W Polsce panuje fałszywa zmowa milczenia .... i przyzwolenia dla oszustw i oszustów, zwłaszcza z tzw. "świecznika".

Łatwiej nam wyrażać oburzenie z tytułu ujawnionych przez recenzentów czy sygnalistów naukowych oszustów/plagiatorów (co czyni skutecznie od lat prof. Marek Wroński na łamach "Forum Akademickiego"). Dla mnie nie ma to znaczenia, czy doktor habilitowany - plagiator pracy magisterskiej lub czyjejś książki jest członkiem oraz ekspertem PiS-u czy innej formacji politycznej, albo że jest bezpartyjny. Złodziej, to złodziej, co za różnica, jakie preferuje barwy partyjne. Nie ma też powodu, by przyzwalać na zatrudnianie takich osób także w niszowych wyższych szkołach prywatnych. Plagiatorzy mieli się szczególnie dobrze w tych renomowanych, kiedy obowiązywały tzw. minima kadrowe dla kierunków kształcenia. Liczyła się sztuka z dyplomem.

Wracając jednak do nieobecnej w przestrzeni krytyki pseudonauki książki prof. UMK Mariana G. Grabowskiego, przywołam za nim ciekawą, bo ujętą metaforycznie typologię pseudonaukowców. Są to:

1. Ćma - osoba daremnie powracająca i krążąca wokół tego, co ją fascynuje, przyciąga do nauki, ale z racji braku koniecznych kwalifikacji, wiedzy i umiejętności błysk światła nauki ją oślepia, a nawet parzy i niszczy."To przyciąganie i uleganie mu pozostaje w rażącej dysproporcji do samoświadomości własnej "nieprzystawalności" do uwodzącej wartości. Tej świadomości może nie być nawet wcale (...) Ćma gubi się w hierarchizacji kwestii naukowych, a przecież jest nimi zauroczona. Podziwia kompilację, której nie pojmuje, zawiłości, których nie jest w stanie przejrzeć. Uporczywie pcha się w obszary poszukiwań naukowych, gdzie mogłaby być najwyżej admiratorem, ale nie wartościowym badaczem, twórcą(s. 60-61).

2. Kret- to badacz drążący jałowy poznawczo temat, który wydaje mu się interesujący, ale że sam zachwycił się przedmiotem własnych dociekań, nie jest w stanie zdystansować się do nich. "Kret kręci się w kółko. Drąży swoje korytarze nie wiedzieć dla kogo ani po co. "Polubił" swoją ideę, która budzi uśmiechy politowania, gdy po raz n-ty referuje ją na kolejnych konferencjach naukowych. Ma "przeczucie" wagi pomysłu, przekonany jest o jego znaczeniu. Cóż z tego, gdy nikt jej nie kontynuuje, gdy jest pomijana" (s. 65). Profesor Maria Dudzikowa określała takich kretów mianem badaczy "wąsko tunelowych", którzy nie są w stanie spojrzeć szerzej i są bezkrytyczni wobec ujawnianych im słabości czy błędów metodologicznych. Przecież tyle się na drążyli... ;

3. Sapiens vulgaris - to osoba postrzegająca naukę i jej środowisko w kategoriach osobistych korzyści, która nie ma nic wspólnego z umiłowaniem przedmiotu badań, pasją czy fascynacją badawczą. Najczęściej trafia do szkolnictwa wyższego przypadkowo lub w wyniku pozanaukowych interesów, toteż panicznie boi się naukowców z pasją, gdyż sam jej ni e posiada. Taka osoba musi "Zrobić" doktorat, habilitację pod pretekstem pracy naukowej, za wszelką cenę, także utraty własnej godności. To pospolity uczony, który "(...) cynicznie i "na zimno" potrafi deklarować swoją pogoń za naukowa modą po to, by być zapraszanym za granicę do współpracy, na konferencje naukowe, by być "na top[ie". Mało zdolny homo vulgaris będzie rad z pokonania kolejnego szczebla akademickiej kariery i w tym będzie widział swój nadzwyczajny sukces życiowy" (s. 69)

4. Rajski ptak - to osoba inteligentna o ruchliwej umysłowości, pełna fantazji, spekulacji, podejmująca problem badawczy bez głębokiego namysłu, rzetelnej pracy nad jego rozwiązaniem, bardzo powierzchowna w swoich działaniach, najczęściej publikująca w czasopismach popularno-naukowych, by wyrokować o tym, na czym w istocie się nie zna. Nie przeszkadza jej niezobowiązująca i bezpłodna poznawczo działalność, tworząca wiedzę-bezwiedzę, z której nic dla nauki nie wynika. "U uczonego fantasty podziwia się talent, bystrość i żywość umysłu, zdolność szybkiego przyswojenia i "obrabiania" niepewnej naukowej nowinki. Natomiast wynik ich naukowych wysiłków jest zwykle pozbawiony poznawczego znaczenia. Są jak rajskie ptaki (...) nieme. Są piękne, barwnie upierzone, ale bez głosu"(s. 73).

5. Kot - to osoba uporczywie przeceniająca swoje kompetencje, przesadnie podkreślająca własne dokonania, nieznosząca krytyki, narcystyczna, skrajnie egocentryczna i przeświadczona o wadze podejmowanej problematyki. "niejeden uczony jest jak kotek, który lubi swoją skórę, własne futerko. Zabiega o nie. Ono zdobi, ono o nim stanowi. Lasy na karesy żyje tym, co w nim najbardziej zewnętrzne(...). Pragnie pochwał, wyróżnień, uznania. Nie znosi krytyki, jak kot wody. Tę jego "skórę" tworzy mieszanina egotyzmu, zarozumialstwa, próżności. Typ "kotka" to chyba najłagodniejszy przypadek pychy, z jakim można się zetknąć w nauce". (s. 75-76).

Młodzi adepci nauki mają pecha, kiedy zetkną się z jedną z takich postaci, jako swoim zwierzchnikiem. Wówczas zostaną pozostawieni samym sobie, gdyż ten, który powinien być dla nich mistrzem, okazuje się, że sam niewiele wie, nie wie, co jest ważne i istotne, nie posiada wiedzy i umiejętności do projektowania i prowadzenia badań naukowych. "Nic nie odmieni faktu, że wspólnota uczonych jest wspólnotą, która w aspekcie poznawczym, a nie użytecznościowym nauki, jedynie sama siebie może oceniać. Nikt z zewnątrz nie ma wystarczających kompetencji. Trzeba lat studiów, pracy, ba, całego życia, by nauczyć się tego, co do formułowania takich ocen jest niezbędne." (s. 133).