01 lutego 2025

Nie jest łatwo o zmianę w kształceniu

 

Akademicka dydaktyka w naukach humanistycznych i społecznych, a więc tych, które nie wymagają zajęć w specjalistycznych laboratoriach, będzie musiała ulec zmianie, jeśli zależy nam na czymś więcej niż na obecności studentów w salach uczelni. Zderzamy się bowiem z doświadczeniami studentów z czasu ich edukacji w szkole średniej, która oparta jest na stosowaniu przez nauczycieli przymusu fizycznej obecności osób uczących się, by mogli pobierać wynagrodzenie za sprawowanie nad nimi kontroli. 

W szkolnictwie średnim niektórzy nauczyciele są już tak przyzwyczajeni do pracy pozornej, że nie mają najmniejszego oporu, by w klasie szkolnej zredukować swoją aktywność do minimum. Skoro bowiem młodzież nie chce się uczyć, to i oni nie chcą zmieniać jej postaw wobec przedmiotu zajęć. 

Uważają, że jeśli młodzież nie chce się uczyć, to niech się nie uczy. Ważne, by była obecna w szkole. Nauczyciele są w pracy zgodnie z planem zajęć a tym samym są gotowi do świadczenia usługi nauczania innych czy pozorowania tej aktywności. To uczeń jako "klient" decyduje o tym, czy z niej skorzysta i w jakim zakresie. Niektórzy nauczyciele nie odpuszczają i zmuszają leniwych lub zaniedbanych do aktywności edukacyjnej za pomocą sankcji negatywnych lub/i pozytywnych (metoda kija i marchewki).


Roczniki maturalne generalnie uczą się samodzielnie, bo jednak większości zależy na tym, by przygotować się do matury i zdać ją jak najlepiej lub na poziomie minimalnym, ale wystarczającym do ubiegania się o przyjęcie na studia, czyli do szkoły wyższej.  Tę zaś wybiera się z różnych, ale wielu powodów, gdyż motywacja ma liczne uwarunkowania:

- rekrutacyjne - Czy spełniam wszystkie wymagania progowe, by zostać przyjętym na interesujący mnie lub jakikolwiek kierunek studiów? 

- geograficzne - Czy w rejonie miejsca zamieszkania jest pożądana uczelnia? 

- ekonomiczne - Czy będzie mnie stać na pokrycie (nie-)przewidywalnych kosztów studiowania? 

- osobiste - Czy posiadam wystarczającą wiedzę i zdolność do korzystania z niej, a więc do samokształcenia/autoedukacji oraz odporność psychiczną w sytuacjach trudnych, nieprzewidywalnych? Czy potrafię realizować zadania w zespole i z zespołem? Czy moja samoocena jest adekwatna do własnego poziomu wiedzy, umiejętności, sprawności i woli działania? 

itp.

Są w szkołach średnich znakomici nauczyciele i fantastyczni uczniowie, zaangażowani, z pasją, wysoką motywacją do kształcenia i uczenia się, o specjalistycznych i głębokich zainteresowaniach, silnej woli do aktywności poznawczej, (wy-)twórczej, otwarci na innych, prospołeczni. Dla nich szkoła jest okazją do własnego rozwoju. 




Wraz z końcem cyklu kształcenia ich nauczycielom towarzyszy żal rozstania, ale też satysfakcja z wspólnie realizowanych zadań. Nauczyciele z pasją są dumni ze swoich uczniów, kiedy dowiadują się o ich sukcesach na studiach i w pracy zawodowej. To ich absolwenci stają się współsprawcami zajęć akademickich i zmian w formach oraz metodach ich realizacji.

Jednak ok. 80 proc. uczniów szkół średnich (spoza pierwszej trójki regionalnego rankingu) oscyluje pomiędzy granicą wzrostu lub spadku indywidualnego rozwoju, toteż oni warunkują organizację i kulturę procesu uczenia się. W zależności od tego, których uczniów danej kategorii jest więcej lub mniej w danym oddziale szkolnym, to lekcje z nimi są albo czasoprzestrzennie wartością dodaną dla nich, obojętną albo ujemną. To do nich nauczyciele dostosowują swoje postawy i moc sprawczą, a więc albo starają się powiększać krąg zainteresowanych uczeniem się, albo współuczestniczą w pozorowaniu aktywności tak długo, jak to jest tylko możliwe.

Kiedy trafiają do szkół wyższych, ich pierwsze pytanie jest natury organizacyjnej , bowiem dotyczy tego, ile mogą mieć nieobecności oraz jakie będą wymagania na zaliczenie czy egzamin. To oni współtworzą tzw. "giełdę pytań, zadań egzaminacyjnych, kolokwialnych", by każdy kolejny rocznik mógł z niej skorzystać, bo przecież średnia kadr akademickich nie zmienia swoich sprawdzianów wiedzy z roku na rok. Załamanie pojawia się wówczas, kiedy prowadzący zajęcia jednak dokonują zmian w sposobach i narzędziach sprawdzania wiedzy. Reprodukcja kształcenia trwa w wielu szkołach średnich i wyższych. Na szczęście nie we wszystkich.          




31 stycznia 2025

World University Rankings by Subject 2025: Education Studies

 




Nie przypuszczałem, że w 2025 roku można jeszcze ekscytować się odległą pozycją w rzekomo światowym rankingu   World University Rankings.  Skoro jest to tak ważne dla niektórych osób, to informuję, że w kategorii: "Subject 2025: Education Studies" znalazło się zaledwie kilka polskich uczelni, w tym wszystkie - to państwowe uniwersytety. Tegoroczna lista objęła zaledwie 767 uczelni z 87 państw łącznie z wszystkich kontynentów, więc nie można twierdzić, że któraś z lokowanych w tym rankingu uczelni jest rzeczywiście naj, naj, naj... na świecie, bo nie jest.    

W kategorii "studia edukacyjne" uwzględniono w Rankingu 2025 bowiem tylko następujące kierunki kształcenia: 

• Studia edukacyjne: pomiar osiągnięć szkolnych i ich wpływ  na społeczeństwo ((co za wątpliwa zmienna!), czyli dowody połączenia teorii kształcenia z jej praktycznymi zastosowaniami; 

• Kształcenie nauczycieli: rozwijanie u kandydatów na nauczycieli kompetencji pedagogicznych oraz niezbędnych umiejętności do pracy w klasie szkolnej; 

• Studia akademickie w zakresie edukacji: rozwijanie wiedzy pedagogicznej i uczestnictwo w badaniach naukowych. 

Założenia metodologiczne rankingów kierunków kształcenia są pochodną opinii przedstawicieli studentów, nauczycieli, pracowników naukowych, rządów i ekspertów branżowych na całym świecie, a opiera się na:

• 157 milionach cytowań publikacji;

• 18 milionach publikacji naukowych

• odpowiedziach na ankiety od ponad 93 000 naukowców na całym świecie.

Ocena dotyczyła zatem następujących danych: środowisko naukowo-badawcze;  opinia o nauczaniu; jakość badań;  zastosowanie w przemyśle oraz umiędzynarodowienie. 

Polskie uniwersytety uplasowały się na następujących pozycjach w powyższym rankingu (skala punktów wynosiła od 0 do 100):

I pozycja 301-400 (35.6–39.7 pkt.) :

Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu 

Uniwersytet Jagielloński 

II -  pozycja 401-500 (31.2–35.5 pkt.): 

Uniwersytet Warszawski 

Uniwersytet Wrocławski;

III - pozycja 601+ (14.4–27.5 pkt.): 

Uniwersytet Gdański

Uniwersytet Łódzki 



https://www.timeshighereducation.com/world-university-rankings/university-lodz

Uniwersytet Śląski.

Nie ma pozostałych uczelni, bo ich w ogóle nie uwzględniono.  

Gdyby ktoś chciał wiedzieć, które uczelnie są na topie, to polecam raport. 

Warto przypomnieć, że w 2024 roku uwzględniono w tym rankingu 2152 uniwersytetów ze 125 państw. 

O tym, co sądzę na temat tego typu rankingów, pisałem w: 



 


30 stycznia 2025

(Z-)dewastowana samorządność III RP

 




Jedną z pierwszych postsocjalistycznych ustaw była o samorządzie, której głównym autorem był Michał Kulesza. Im dalej jest od jego śmierci, tym gorzej jest z polską samorządnością, mimo doprowadzenia do reformy ustrojowej państwa za rządów AWS. O ile powiodła się początkowo w zmianie struktur administracji państwowej i samorządowej, o tyle każda następna formacja władzy sprowadzała ją do realizacji własnych, partyjnych interesów w walce o władzę, w tym także przez niszczenie opozycji, dla której samorządy stawały się ostatnim bastionem dostępu do władztwa politycznego i zysków ekonomicznych. 

Samorządy od początku miały być uwolnione od partiokracji, gdyż mieli w nich powołani z wyborów bezpośrednich radni, wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast reprezentować lokalne interesy obywateli, mieszkańców, dzieci i młodzieży, osób starszych i niepełnosprawnych, wszystkich w potrzebie, ale i sprzyjać rozwojowi lokalnego biznesu, oświaty a nawet nauki, by zerwać z dziedzictwem rad narodowych Polski Ludowej i mentalnością homo sovieticus. Niestety, tak nowelizowano ustawę o samorządzie terytorialnym w powiązaniu z kodeksem wyborczym, by zniszczyć samorządność i przywrócić w regionach władztwo partyjne.   

Nie podejmuję tu kwestii, którą powinni zajmować się politolodzy, ale część z nich zdradziła nie tylko naukę, ale także największą wartość demokracji, jaką jest rozwijanie i konsolidacja samorządów terytorialnych i obywatelskiej samorządności. Zwracam uwagę na to, że celowo, koniunkturalnie w ramach tzw. czterech, wielkich reform AWS, pozbawiono szkolnictwo szans na jego demokratyzację, a więc i na samorządność. 

Po raz kolejny okazało się, że pseudosolidarnościowe "elity" koniunkturalnie zatroszczyły się o zabezpieczenie miejsc pracy dla "swoich" - działaczy związkowych, partyjnej nomenklatury, oświatowych lobbystów i służb specjalnych. W zapomnienie miał odejść pakiet wynegocjowanych w czasach rzeczywiście niezależnego ruchu "Solidarność" - polityczne i społeczne zarazem zobowiązanie do decentralizacji ustroju szkolnego, zagwarantowanie w nim autonomii szkół, nauczycieli, uczniów i ich rodziców ze względu na wartość tworzenia samorządnych wspólnot uczących się. 

Co to, to nie! Na to nie pozwolili ani działacze w III RP oświatowych związków zawodowych - ZNP, "Solidarność" i inne przybudówki partyjno-kanapowe, ale także liderzy partii politycznych, którzy ustawicznie przywołują swoje związki z solidarnościowym ruchem w czasach PRL. Od 1997 roku zaczęła obowiązywać w Polsce "Realpolitik", czyli rządzenie oświatą bazujące na nieczystej grze politycznej o władzę kosztem edukacji, kształcenia nauczycieli i młodych pokoleń. 

Przyznaje to nawet b. działacz solidarnościowej opozycji Władysław Frasyniuk komentując ogólną politykę kilku ostatnich formacji władzy: "Chcemy przyzwoitych polityków i przyzwoitego społeczeństwa - to nie jest idealizm. (...) To jest problem strachu i poprawności politycznej. Taka zmowa milczenia po stronie demokratycznej, bo przecież wielu z nas widzi, co się dzieje, ale lepiej nie krytykować, siedzieć cicho, przymykać oko, bo przyjdzie PiS. (...) Liczba bezkręgowców w polskiej polityce jest z pewnością martwiąca. A Solidarności już nie ma" (Newsweek, 2025 nr 4, s.9).        

Rozmawiam ze studentami studiów niestacjonarnych, którzy są nauczycielami. Oni też są już wćwiczeni do milczenia, do bezradności wobec skandalicznej, żenującej, bo populistycznej, niekompetentnej polityki  i postaw kolejnych władz oświatowych, ale i ich dyrektorek/-ów. Już nawet w czasie zajęć boją się mówić, by ktoś nie doniósł do ich (przed-)szkolnego pracodawcy. Zdewastowano politykę III RP, w tym dotkliwie system szkolny, który powinien być fundamentem do rozwijania samorządnego społeczeństwa, państwa demokratycznego.          

(źródło: Fb)

Tymczasem Jerzy Stępień tak mówi w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej":

"Niedawno rozmawiałem z pewną radną, która żaliła się, że radni w czasach sprzed bezpośrednich wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów wspólnie z wójtem zastanawiali się, jaki powinien być budżet, na co przeznaczyć środki. Dzisiaj - mówiła - już z nami wójt w ogóle się nie liczy. Wie, że jeśli nie uchwalimy budżetu, to zrobi to Regionalna Izba Obrachunkowa. Radni kompletnie nie mają nic do gadania i w związku z tym wielu wartościowych ludzi nie chce kandydować do samorządów. Kandydują ci, określani skrótem BMW - bierni, mierni, ale wierni. Zadowolą się dietami, ale niczego nie wnoszą do społeczności lokalnej. Zdarzają się też konflikty między radą a prezydentem miasta" (Polityka panuje w Polsce nad prawem, "Plus-Minus", 11-12.01.2025, s. 34).

 

29 stycznia 2025

Polityczne pasożytnictwo na harcerskim ruchu

 


Od czasów PRL pisałem o wartości najpierw samorządności w harcerstwie, ale nie w jego strukturach władzy, a więc w Głównej Kwaterze ZHP, chorągwiach i hufcach Związku, ale w procesie wychowawczym, jaki zgodnie z istotą, zasadami i duchem skautingu bazował w drużynach zuchowych, harcerskich i starszoharcerskich właśnie na socjalizacji w demokracji bezpośredniej. To w tych jednostkach funkcjonowały formy uspołecznienia, komunikacji dialogicznej i mediacji w kręgu rady zuchowej, w radzie drużyny (starszo-)harcerskiej a następnie w kręgach instruktorskich. 

Po 1989 roku kadry ZHP rozpoczęły nie tylko wyprzedaż majątku ruchu harcerskiego, który był przecież zakupiony ze składek zuchowych i harcerskich pracujących rodziców członków ZHP, a więc ordynarna grabież z udziałem pseudoelit instruktorskich, w większości związanych z PZPR i tajnymi służbami, ale także przekształcanie ruchu harcerskiego w trampolinę do politycznych karier. Co gorsza, owa zaraza dotknęła także tych instruktorów, którzy tworzyli alternatywne harcerstwo, a więc ZHP 18 i ZHR, a nawet "Zawiszaków". 

Tak jest po dzień dzisiejszy. Powróciły stare metody pasożytowania na harcerstwie, by zapewnić sobie odpowiednią ścieżkę dostępu do władztwa politycznego, partyjnego i podporządkowywać interesy własne kolejno wprowadzanym zmianom w związkach, które powinny być apolityczne w rozumieniu uwolnienia ich od partiokracji. Ujawniane przez dziennikarzy sprzeczne z prawem polityczne zatrudnienie instruktorów harcerstwa w strukturach władz państwowych sprawiają, że spada zaufanie do kadr kierowniczych, ale także do samego ruchu harcerskiego, bez względu na to, czy jest to ZHP czy jego alternatywa.                       


                   


28 stycznia 2025

Jak to na studiach bywa ...

 


Na dzień przed moimi zajęciami w niedzielę na studiach niestacjonarnych, gdzie prowadzę fakultatywny przedmiot w formie wykładu i ćwiczeń, studentka napisał do mnie maila: 

"Szanowny Panie Profesorze, piszę z pytaniem, czy moglibyśmy jutro najpierw mieć ćwiczenia, a potem wykład z przedmiotu (...)? Jutro razem z grupą, będę prezentować pracę zaliczeniową. Tak się niefortunnie złożyło, że jutro moja babcia organizuje swoje 70 urodziny i bardzo chciałabym na nie zdążyć. Co za tym idzie, zaprezentować pracę wcześniej i móc dołączyć do rodziny. Pytałam już o zdanie reszty studentów, jest zgoda.  Czy byłoby to możliwe? Z poważaniem, studentka X z I roku magisterskich studiów pedagogicznych, tryb niestacjonarny"    

Dla mnie nie było to żadnym problemem, Zgodnie z planem wykład rozpoczynam o 13.30 i prowadzę go do 15.45, a ćwiczenia, które mają trwać trzy godziny dydaktyczne, rozpoczynam z tą grupą o 16.00. Jednak na godzinę przed wykładem dostałem od studentki kolejnego maila: 

"Szanowny Panie Profesorze, Przepraszam najmocniej za zamieszanie, dziś parę osób powiedziało, że jednak im nie pasuje, więc muszę zrezygnować z mojej prośby. Jeszcze raz przepraszam! Z poważaniem,...".  

Zapewne tylko część studentów była gotowa pomóc koleżance, by mogła zaprezentować na ćwiczeniach wraz ze swoim zespołem wyniki zrealizowanego przez siebie zadania, bo pracowali metodą projektu dydaktycznego. Jednak pozostali studenci, nie byli na tyle empatyczni i solidarni, by pomóc koleżance wykazać się własnym wkładem w pracę projektową, by po ćwiczeniach mogła udać się na uroczysty jubileusz swojej babci, mimo iż zaproponowałem jej, by nie musiała zostać po ćwiczeniach na wykładzie. Babcia ma przecież tylko raz siedemdziesiąte urodziny. Trzeba to zrozumieć i uszanować.

Skoro część grupy tej studentki nie zgodziła się na zamianę zajęć, napisałem studentce, by w tej sytuacji udała się  po moim wykładzie do babci, a przygotowany przez nią materiał, jako jej autorski wkład do zrealizowanego projektu, zamieści w utworzonym przeze mnie na Teams zespole przedmiotowym, co pozwoli mi na jego ocenienie.

Część studentek, bo 95 proc. stanowią na moim kierunku kobiety, nie miała potrzeby, by usprawiedliwić swoją nieobecność na wykładzie. Domyślałem się, że skoro odbywają się w mieście różne imprezy związane z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, to zapewne niektóre osoby będą chciały w nich uczestniczyć. W końcu to też jest wartościowy wymiar studiowania przez nie pedagogiki, pedagogiki w działaniu lub na zasadzie obserwacji uczestniczącej. 

Mój przyjaciel studiujący niestacjonarnie w innym mieście i na zupełnie innym kierunku studiów też podzielił się swoim rozczarowaniem postawami koleżanek z grupy wobec przedmiotu zajęć, których tematyka jest dla niego interesująca. Rzecz nie dotyczy w tym przypadku zamiany ich formy, przesunięcia natury organizacyjnej, ale tego, że one są niezadowolone z jego aktywności w czasie ćwiczeń czy wykładów. 

Zamiast słuchać i milczeć on ośmiela się zadawać prowadzącym zajęcia pytania, dyskutuje z nimi, a tym samym eksponuje swoją mądrość, zaciekawienie czy zainteresowania, podczas gdy większość woli być anonimowa, obecna jedynie fizycznie, by prowadzący niczego od nich nie oczekiwał. 

Co to za student, któremu chce się wiedzieć więcej lub podzielić tym, co wiąże się z tematem zajęć?! No i zaczyna się hejt, wyrażanie niezadowolenia wobec jego hiperaktywności. Zazdroszczą jemu pasji, mają kompleks niższości a może stres ekspozycji społecznej?      

Zapewne są studenci, którzy woleliby kupić dyplom za 5 tys.PLN, zamiast studiować. Przyznają się do tego w komentarzach do opublikowanego opracowania artykułu przez Money.pl.    





27 stycznia 2025

Jestem, a jakoby mnie nie było

 



Kolega przesłał mi kilkanaście dni temu zrzut ekranu, by poinformować mnie, że nie istnieję w nauce polskiej. Nawet mnie to nie zaskoczyło, bo w końcu polowanie na profesora trwa. Jednak nadawca listu nie przeczytał uważnie komunikatu, jaki został opublikowany na portalu Nauki Polskiej:  

 

"Od 30 stycznia baza wiedzy Nauka Polska będzie dla Państwa dostępna jedynie jako archiwum. Zamieścimy je pod adresem archiwum.nauka-polska.pl. Od tego dnia funkcję bazy Nauka Polska przejmie portal Ludzie Nauki, który docelowo zaoferuje Państwu więcej możliwości.

To oznacza, że przenoszenie danych z bazy Nauka Polska do portalu Ludzie Nauki – o którym informowaliśmy Państwa w ubiegłym roku – dobiega końca. (...) 

Portal Ludzie Nauki to: 

niemal 100 tysięcy profili polskich naukowców,

sprawdzone dane publikacji, projektów badawczych i osiągnięć ludzi nauki; dane pochodzą z systemów nauki i szkolnictwa wyższego – przede wszystkim z systemu POL-on i Polskiej Bibliografii Naukowej,

nowoczesny, łatwy w obsłudze interfejs.

(...) Nieustannie pracujemy nad rozwojem portalu Ludzie Nauki. Portal rozwijamy tak, aby odciążał Państwa w pracach administracyjnych. Będzie on także platformą współpracy naukowców, przedsiębiorców i popularyzatorów nauki. O rozwoju portalu będziemy informować Państwa na bieżąco".



Tak więc, mogę uspokoić osoby zainteresowane kontaktem ze mną czy moimi publikacjami. Jeszcze jestem, pracuję naukowo, prowadzę badania, recenzuję, więc hejterzy i pseudonakowcy muszą się douczyć, mimo wszystko.






(źródło:Fb) 

26 stycznia 2025

Ziarenko akademickiego piasku do cywilizacji (nie-)tolerancji

 



Najnowsza książka profesora Józefa Górniewicza z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie pod tytułem "O tolerancji" już w podtytule zawiera wszystko to, z czym wiąże się ów fenomen, który jest ideą, wartością moralną, zasadą państwa prawa, postawą społeczną i źródłem cierpienia w społeczeństwie coraz mniej tolerancyjnym, bo zdewastowanym etycznie przez sprawujących władzę, bezwzględnie walczących o nią polityków kosztem ludzkich cierpień. Uniwersytet Łódzki jest spadkobiercą tak znaczących filozofów etyki, jak Tadeusz Kotarbiński (dr h.c. 957), Leszek Kołakowski (dr h.c.1992), ks. prof. Józef Tischner (dr h.c. 1995), Krzysztof Pomian (dr h.c. 2017). W mojej Uczelni powołała do życia Katedrę Filozofii Etyki prof. Ija Lazari-Pawłowska, kontynuatorka badań nad moralnością tak pierwszego rektora UŁ - T. Kotarbińskiego, jak i Marii Ossowskiej

Co kilka lat, także pedagodzy, włączają się do poruszenia opinii naukowej i publicznej refleksją na temat tolerancji lub jej przeciwieństwa, szczególnie, gdy sami doświadczają nieetycznej postawy otoczenia czy jednostek. Nie jest to łatwa do przyjęcia kategoria, skoro nauka żywi się nietolerancją w stosunku do pseudonauki, czyichś rozpraw, które są wytworem ignorancji, nieadekwatnej samooceny i aspiracji?      

Trudno zatem, bym mógł przejść obojętnie wobec monografii byłego rektora UWM w Olsztynie, a zarazem wybitnego pedagoga ogólnego, teoretyka wychowania, badacza polityki oświatowej i akademickiej w naszym kraju. Tolerancją zajmują się przecież głównie etycy, teolodzy, ale marginalnie pojawiała się ona w rozprawach pedagogów, dla których jest oczywistą wartością. Wydawałoby się, że wystarczy zatroszczenie się o dzieci w socjalizacji i procesach wychowawczych młodszy pokoleń, a one, jak dorosną, powinny być m.in. tolerancyjne w relacjach społecznych, w swoim własnym środowisku życia, także w stosunku do samych siebie. Tak jednak nie jest. 

Józef Górniewicz nie pisze o tolerancji po raz pierwszy. Wprowadził bowiem tę wartość do własnej koncepcji podstawowych kategorii pedagogicznych, obok odpowiedzialności, podmiotowości, samorealizacji, twórczości i wyobraźni. W 1997 roku zaznaczył ówczesną publikacją konieczność wyjścia pedagogów poza opłotki własnych subdyscyplin naukowych, by posługiwali się w swoich badaniach wiedzą z nauk humanistycznych i społecznych oraz metodami badań, które były skrywane przed nimi przez cenzurę w czasach PRL. 

Każda z tych kategorii jest konglomeratem spraw, z jakimi badacz musi się zmierzyć, toteż znakomicie, że po swoich badaniach i rozprawach na temat samorealizacji, twórczości i wyobraźni J. Górniewicz poświęcił swoje studium tolerancji.    

Nie po raz pierwszy okazuje się, że trzeba co jakiś czas otwierać "puszkę z Pandorą", by objąć naukową refleksją coraz częściej, a nawet coraz brutalniej doświadczanej nietolerancji w stosunkach międzyludzkich. Jak trafnie konstatuje J. Górniewicz na podstawie analizy ewolucji tej idei jako wartości autotelicznej, w realnym życiu doświadczamy relacji asymetrycznych, więc nie wystarczy samemu być tolerancyjnym wobec innych, w stosunku do kogoś obcego, gdyż fakt jego tolerowania nie gwarantuje wzajemności. W świecie pluralizmu wartości, kultur, wyznań religijnych, ideologii, w następstwie globalnej komunikacji, możemy doświadczać zarówno otwartości na różnicę, jak i wrogości wobec niej. 

Być może skutkiem napawania się przez (social)media przemocą w relacjach między ludźmi, coraz powszechniejszy wydaje się wzrost uprzedzeń do różnych podmiotów świata społecznego i różnic kulturowych, ale gdyby tak było, to nie doszłoby do obecnego poziomu rozwoju cywilizacji, w której mimo wszystko, mimo marginalnej wciąż patologii społecznej, większość stanowią osoby tolerancyjne. Jeśli zatem podejmujemy się obrony tej wartości, to przecież po to, by ów margines nie powiększał terytorium przemocy.     

 Jak pisze autor tej książki: "Tolerancja wpisana jest też w programy wychowania do przyszłości, wychowania estetycznego, edukacji humanistycznej i wielokulturowej. We wszystkich tych odmianach pedagogicznego myślenia obecne są wątki wolności jednostki ludzkiej, poszanowania godności, kształtowania wyobraźni i poczucia odpowiedzialności za podejmowane działania w świecie kultury" (s.164).

Książka pedagoga jest upomnieniem się o poszanowanie humanum w czasach, które kanadyjski uczony, badacz przemocy w szkole publicznej a zarazem emigrant do USA na skutek doświadczanej w swoim kraju nietolerancji - Peter McLaren określał mianem "zbójeckich". W Polsce i na Słowacji jest jednak kontynuowane dziedzictwo "Legendy Tatr - Janosika", który zabierał bogatym, panom a rozdawał biednym, więc bardziej odczuwana jest w naszym społeczeństwie nietolerancja wobec zarówno bogatych materialnie, jak i bogatych duchowo, kulturowo, religijnie. 

Niniejsza książka nie jest podręcznikiem z etyki pedagogicznej, ani też rekonstrukcją różnych szkół myśli humanistycznej i nauk (anty-)społecznych. Autor prowadzi namysł nad istotą, rodzajami, korelatami, uwarunkowaniami i przejawami tolerancji oraz jej zaprzeczeń, czerpiąc z bogactwa źródeł naukowych (wyników badań empirycznych, ale i hermeneutycznych), by nie dojść do własnej, spójnej teorii czy koncepcji tolerancj. Nie zamierzał być nietolerancyjnym wobec możliwości wyboru przez każdego czytelnika książki tej perspektywy, która jest mu najbliższa. Uzasadnia jednak metaforycznie swoje stanowisko:

"W niniejszym tekście więcej jest wątpliwości i pytań, aniżeli jakichkolwiek rozstrzygnięć. Poruszony problem jest jednak ważny i wymaga  dalszego namysłu dla "dobra" ludzkości. Pod fundamenty gmachu kultury intelektualnej n Zachodzie największe głazy wnieśli starożytnicy, potem w wiekach następnych kładziono kamienie mniejsze i jeszcze mniejsze. A dzisiaj dosypuje się tylko co najwyżej drobne kamyki oraz ziarenka piasku. One są potrzebne do utrzymania spoistości konstrukcji, ale wkład  setek tysięcy ludzi nauki jest coraz skromniejszy" (s.172).

To nie szkodzi. Ważne, by dosypywać także tego typu publikacjami ziarenka intelektualnego piasku, zamiast z nienawiści, zawiści, nietolerancji sypać komuś piach w koła, by się przewrócił.