15 lutego 2025

Konieczny jest odwrót od populizmu i pseudonauki




Brytyjski klasyk "nowej socjologii nauki" Harry Collins demistyfikuje w swojej książce "Are We All Scientific Experts Now? zmianę roli nauki, która z roku na rok coraz bardziej traci na swojej wyjątkowości. Coraz częściej spotykamy się z przejawami tego, że już niemal każdy jawi się jako ekspert, chociaż nie ma ani specjalistycznej wiedzy, ani doświadczeń badawczych, a tym bardziej eksperymentalnych.

Także uczeni nauk ścisłych mają problem z powtórzeniem czyjegoś eksperymentu, gdyż, jeśli nawet dysponują tymi samymi warunkami do jego przeprowadzenia, to jednak nie są w stanie powtórzyć subiektywnych właściwości prymarnego eksperymentatora, jego motywacji i nieuchwytnej dla jego następców ingerencji w przebieg eksperymentu.

Brytyjczyk oponuje przeciwko ustawicznemu powtarzaniu w rozprawach naukowych, że to Thomas Kuhn jest autorem teorii rewolucji naukowych, podczas gdy jest on co najwyżej praprawnukiem rzeczywistych jej twórców. Kuhn dokonał w 1962 roku jedynie syntezy znacznie wcześniejszych odkryć w zakresie naukoznawstwa w pracach Ludwika Flecka ("Genesis and Development of a Scientific Fact" - 1935), potem Petera Wincha ("The Idea of Social Science" - 1958) i wreszcie Ludwiga Wittgensteina ("Philosophical Investigations", 1953).

 


Nauka stała się dla polityków nowym narzędziem w ich walce o władzę lub jej utrzymanie. Rywalizacja między obozami partyjnymi sprowadza się do tego, który zyska lepszego rzecznika naukowych "dowodów" na prezentowane założenia reform, by można było pod pozorem ich wiarygodności realizować interesy własnej partii.

Collins cytuje pogląd S. Turnera: "Fenomen kompetencji ma w liberalnej demokracji dwa następstwa: pierwsze - albo demokracja wytwarza nierówności, które osłabiają wpływ obywateli na ich życie, albo oni wykorzystują ją do robienia szwindli; drugie - wydaje się, że demokracja dopóty może utrzymać swoją neutralność dzięki liberalnej władzy za pośrednictwem dyskusji, dopóki aktualnie sprawujący władzę w państwie finansowo wspierają ekspertów i naukowców, a więc są od nich uzależnieni i nadają im szczególny status" (Collins, 2024, s.41-42). 

Dlatego tak ważny jest w demokracji dostęp do informacji, także argumentacji władz wprowadzających zmiany, by można było je weryfikować lub falsyfikować. Brak publikowania krytycznej opinii na ten temat sprawia, że rządzący mogą brnąć w błędne rozwiązania problemów. Tak więc rolą uczonych powinno być w takich sytuacjach uświadamianie społeczeństwu, że "król jest nagi".

W populistycznie sterowanej demokracji "(...) nie ma znaczenia to, co ktoś wie, ale to, co pozostali sądzą, że on wie" (s.43).

Zapewne - pisze Collins - każdy z nas jest w jakimś zakresie specjalistą, fachowcem, ale wszyscy nie jesteśmy naukowymi ekspertami. jeśli ktoś sądzi, że jednak każdy jest ekspertem w każdej kwestii, dzięki czemu ma prawo do zabierania głosu a nawet podejmowania decyzji, "(...) to ich idee będą wdrażać ci, którzy mają władzę, a nasze prawdy formułować będą ci, którzy mają największy wpływ medialny, zgodnie z zainteresowaniami ich odbiorców. (...) Internet, ba, do końca nawet specjalistyczne czasopisma nie są wystarczającym źródłem specjalistycznej wiedzy. (...)" 

Jeśli chcemy, aby sądy o świecie przyrody i społeczeństwie wyrażały niezależne osoby, to musimy odwrócić kierunek "ducha epoki" ("Zeitgeist"), by znowu nauczyć się, że nauka zajmuje w społeczeństwie swoje szczególne miejsce" (s. 107). 

Wydana w 2022 roku monografia wieloautorska z nowej socjologii nauki p.t. "Zasada twarzą w twarz. Nauka, zaufanie, demokracja i Internet" jest w wolnym dostępie. Póki nie jest za późno dla demokracji, to jednak najwyższy czas przywrócić właściwą rangę nauce, a nie cynicznym graczom politycznym i usłużnym im tzw. ekspertom.  

 

14 lutego 2025

Międzynarodowe rady w czeskich uniwersytetach

 


 (foto - BŚ) 


Polscy akademicy są mistrzami kształtowania sfer pozoru. Jedną z nich jest umiędzynarodowienie nauki. Nauki - owszem, tylko nie polityki zarządzania uniwersytetami. Ta zresztą jest wciąż na niskim poziomie, bo mamy tendencję do ksobności, samozachwytu i odwzajemniania wdzięczności, w związku z tym polskie uczelnie państwowe mają swoje krajowe rady. Ów organ ma charakter doradczy dla rektora, ale na poziomie krajowym, wewnątrzinstytucjonalnym. 

W niczym nie zmienia on polityki naukowej czy dydaktycznej, gdyż najczęściej koncentruje się na problemach ekonomicznych i infrastrukturalnych uczelni oraz na ustaleniu wysokości wynagrodzenia jej władz. Z wzajemnością.   Właśnie z tego powodu członkami rad uczelni są zarówno wybitni jak i mierni uczeni, ale tym ostatnim  trzeba było jakoś podziękować za jakiś rodzaj wiedzy czy wcześniej pełnioną funkcję np. dziekana własnego czy zaprzyjaźnionego wydziału. 

Czesi okazali się zdecydowanie bardziej realistycznymi i odpowiedzialnymi zarządcami autonomicznych uczelni, bowiem oprócz rady uniwersyteckiej powołują do życia jeszcze międzynarodową radę uniwersytetu (International Advisory Board). Dzięki temu realnie zadbali o prestiż w skali międzynarodowej, gdyż na członków takich rad powołują rzeczywiście najwyższej klasy autorytety naukowe w ramach strategii rozwojowej uniwersytetu i wzmocnienia współpracy własnych uczonych z zagranicznymi badaczami, konsorcjami naukowymi. 

Najlepszy w Czechach Uniwersytet Karola w Pradze powołał Międzynarodową Radę już w 2014 roku, która działa kadencyjnie, a więc jej skład zmienia się co kilka lat. Dzięki temu następuje wymiana nie tylko naukowych doświadczeń, ale i know how naukowych projektów, powoływania zespołów badawczych, współtworzenia przestrzeni dostępu do autentycznej współpracy i wymiany kadrowej. 

Jak informuje Uniwersytet Karola w Pradze: Międzynarodowa Rada UK jest organem doradczym przede wszystkim do opiniowania głównych kierunków pracy naukowej i dydaktycznej, jej centrów badawczych i wewnętrznego finansowania tych zadań. Zadanie tej Rady jest zwiększenie  międzynarodowego prestiżu Uniwersytetu Karola i wsparcia wyższego poziomu działalności badawczej i dydaktycznej w takim stopniu, by jeszcze lepiej wypadała w międzynarodowych porównaniach i potwierdziła swoją rolą rozpoznawalność uczelni jako „research university“. 

Właśnie dlatego powołuje się do składu Rady wybitne osobistości naukowe i pedagogiczne, które są zatrudnione w najlepszych instytucjach zagranicznych. Zakłada się, że Rada będzie spotykać się regularnie raz w roku w Pradze przy okazji znaczących wydarzeń UK.W posiedzeniu rady będą uczestniczyć także organy doradcze rektora - (Advisory Board). W ciągu roku rada może odbywać też telekonferencje lub debatować zdalnie".  

Także drugi znaczący w Czechach Uniwersytet Masaryka w Brnie powołał taką radę (Mezinárodní vědecká rada Masarykovy univerzity). Wyraźnie podkreśla się, że w tej uczelni "Międzynarodowa Rada Naukowa jest niezależnym organem składającym się z międzynarodowo uznawanych uczonych, którzy zaliczani są do czołowych uczonych w swoich dyscyplinach. Cenieni specjaliści mają za zadanie pomagać uniwersytetowi w kształtowaniu naukowej strategii i proponowania  suwerennych opinii oraz porad dotyczących problematyki badawczej. Rada powinna odbyć jedno posiedzenie każdego roku". 

 „Mezinárodní rada” została powołana także  w Uniwersytecie Palackého w Ołomuńcu jako organ doradczy rektora, który proponuje suwerenne opinie i doradztwo w zakresie badań naukowych. Rada ma za zadanie:

  • proponować stanowisko i zalecenia w zakresie oceniania poziomu nauki i badań na UP,
  • doradzać w zakresie finansowania nauki i badań na UP,
  • opiniować strategiczne materiały dotyczące naukowobadawczej działalności na UP,
  • z własnej inicjatywy lub na wniosek rektora dzielić się opinią w innych sprawach związanych z działalnością naukowo-badawczą”.

 

Podobnie  mają odrębny organ, jakim jest Międzynarodowa Rada (Międzynarodowy Panel Ewaluacyjny czy Międzynarodowa Komisja): Uniwersytet Ostrawski, Uniwersytet PardubickiUniwersytet Hradec Kralove, Uniwersytet Jana Ewangelisty Purkyne w Usti nad ŁabąUniwersytet Tomasza Baty w ZliniePołudniowoczeski Uniwersytet w Czeskich Budziejowicach



Można poważnie zajmować się umiędzynarodowieniem nauki i uniwersytetu? Można. 

 

         

 

13 lutego 2025

Pierwsze polskie kryptoznaczki

 




Jestem pod wrażeniem połączenia przez Pocztę Polską zamiłowania Polaków do kolekcjonowania znaczków z nowoczesnymi technologiami ich druku. Ten wpis dedykuję profesorowi Zygmuntowi Wiatrowskiemu, który jest wyjątkowym, bo światowej klasy autorytetem w zakresie filatelistyki. Od kilku lat profesor "pedagogiki dorosłych" jest już na emeryturze, toteż chyba nie spodziewał się, że nastąpi tak poważny przełom w rodzimej filatelistyce.

Poczta Polska wydała pierwszą serię kryptoznaczków, które zgodnie z powyższym przełomem technologicznym są tematycznie poświęcone sferze kosmicznej. Kolekcję "Polska w Kosmosie (Poland in Space)" otwiera fluorescencyjny kryptoznaczek "EarthCare". Ilustruje on wyniesionego na orbitę w 2023 roku satelitę EarthCare w ramach misji obserwacji Ziemi a zorganizowanej przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA) we współpracy z Japońską Agencją Kosmiczną (JAXA) i japońskim Krajowym Instytutem Technologii Informacyjno-Komunikacyjnych (NICT).          

Jak informuje Poczta Polska jako wydawca kryptoznaczka, jest on połączeniem tradycji i nowoczesności  dzięki "tokenom NTF i technologii blockchain". Koniec 2024 roku zapoczątkowała Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych wraz z Pocztą Polską nowoczesną technologicznie edycję kryptoznaczków, która otwiera cyberprzestrzeń dla filatelistów. Chyba jesteśmy pierwszym w postsocjalistycznych krajach wydawcą znaczków w formie cyfrowej, co wzbogaca pasję tysięcy miłośników znaczków pocztowych. 

Kryptoznaczek nr 2 poświęcony jest misji BRITE-PL, która jest częścią projektu kanadyjsko-austriacko-polskiego. Kryptoznaczek nr 3 z tej serii dotyczy programu europejskiej Agencji Kosmicznej pod nawą PROBA  w ramach której biorą udział dwie platformy satelitarne  do zbadania korony słonecznej. Kryptoznaczek nr 4 dokumentuje misję Europejskiego Centrum Operacji Satelitarnych (ESOC), której celem  jest testowanie przez satelitę typu CubeSat standardów wymiany danych pomiędzy nim a segmentem naziemnym.

Kryptofilatelistyczne hobby jest chyba tylko dla bogatych. To też jest znak czasu. 

            


12 lutego 2025

Nie wszyscy są ekspertami

 



"Czy wszyscy jesteśmy dziś ekspertami?" Tytuł książki profesora Uniwersytetu w Cardiff -  Harry'ego Collinsa zwrócił moją uwagę, bo podjęty w niej problem ma globalny charakter. Rzeczywiście, otwarty dostęp do tekstów różnej maści, tych naukowych i popularnonaukowych, dziennikarskich i wtórnie przeredagowanych informacji, streszczeń, opracowań,  notek i plotek sprawia, że każdy, kto tylko jako tako potrafi czytać, tym bardziej bez (z-)rozumienia treści jest przeświadczony o własnej "mądrości". 

Już nie trzeba iść do lekarza, bo wystarczy wpisać w wyszukiwarce własną boleść, by podjąć się samoleczenia czy udać do lekarza pouczając go o tym, jaki jest stan i powód własnej choroby. Lekarz ma tylko wypisać receptę na lek, który chory mędrek uzna za właściwy. Czytał w internecie, więc wie.

Podobnie jest z edukacją. Na niej tym bardziej znają się wszyscy, bo przecież każdy kiedyś uczęszczał do jakiejś szkoły. Im trudniej było takiej osobie ukończyć podstawówkę, tym jest mądrzejszy od uczonych. Jak pisze Collins:

"Doświadczenie przeciętnej kobiety, przeciętnego mężczyzny i ich dzieci jest w świetle ich przeświadczenia na tym samym poziomie jak Noblisty, gdyż ten jest przecież takim samym człowiekiem jak wy i ja"(s. 20).

Nie musimy daleko szukać. Właśnie czytam na Fb apel nauczyciela biologii, dyrektora  szkoły niepublicznej, by nauczyciele przedszkolni wypełnili skonstruowaną przez niego (??) ankietkę. Ta zaś zawiera klasyczne fundamentalne błędy metodologiczne. Tak to jest, jak biolog zakłada szaty badacza nauk społecznych.





Uwielbiam tę dyletancką tezę o podnoszeniu prestiżu pracy... . Lepiej, żeby autor tego bubla podnosił ciężary.




11 lutego 2025

W MEN ... jak za komuny

 


W marcu ubiegłego roku ministra Barbara Nowacka powołała przy resorcie Zespół ds.  Praw i Obowiązków Ucznia. Jak za komuny... kiedy nie chce się kompetentnie rozwiązać ważnego problemu społecznego, a w tym przypadku także wychowawczo-edukacyjnego, to  powołuje się zespół rzekomych ekspertów, doradców, czyli  ciało widmo. Nikt nie wie  o jego działalności, a jeśli w ogóle ma miejsce, to jaka jest jego efektywność? Co dobrego już uczynili? Czym mogą się poszczycić?  

Działalność pozorną zaczął zatem ów Zespół - a jest to zarejestrowane w trybie Zarządzenia w Dzienniku Urzędowym Ministra Edukacji - od uroczystego powołania, zjedzenia suszu delegacyjnego (słone paluszki, krakersy itp.) i wypicia kawy, herbatki lub wód. 

Po co powołuje się taki zespół? Chyba tylko po to, żeby "znajomi królika" mogli odnotować w swoim cv taką nominację. Dlaczego o tym piszę? Z prostego powodu. 

Prowadzący badania naukowe młody uczony jednego z polskich uniwersytetów zachwycił się podaną przeze mnie rok temu w blogu informacją, że w MEN powstał powyższy Zespół. W związku z tym, że ów nauczyciel akademicki prowadzi istotne badania społeczne, przyjął z powagą niniejszą wieść.  

Postanowił zatem  poszukać danych kontaktowych do owego zespołu. Chciał porozmawiać z członkami Zespołu na temat związany z jego zadaniami badawczymi, by dopełnić rozwiązania problemów związanych właśnie z prawami i obowiązkami ucznia w szkolnictwie publicznym.

Zadzwonił do wszystkich możliwych departamentów MEN i jedyna informacja jaką uzyskał trzy tygodnie temu brzmiała następująco: "Zespół zadzwoni do Pana". 

 

Jak czytelnicy bloga zapewne się domyślają, nikt do owego badacza nie zadzwonił, a przypominał się urzędasom parokrotnie i ...  NIC. 


Napisał wówczas maila do MEN z prośbą o podanie danych kontaktowych do Zespołu. Czeka... na odpowiedź. Niech czeka, jak w sztuce Samuela Becketta.

Polecam świetną książkę na temat działalności pozornej m.in. polityków w MEN. 




10 lutego 2025

Zmarł Profesor pedagogiki i nauk o bezpieczeństwie Jerzy Kunikowski

 


Z przykrością informuję o śmierci profesora tytularnego nauk pedagogicznych a zarazem eksperta z nauk o bezpieczeństwie, który znakomicie recenzował hybrydowe wnioski awansowe kadr akademickich - wieloletniego członka społeczności akademickiej Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach - doktora honoris causa Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy - Jerzego Kunikowskiego

Dziesięć lat temu przeszedł na zasłużoną emeryturę, co osłabiło podlaskie środowisko naukowej pedagogiki. Jednak dalej podejmował się promocji prac doktorskich, recenzowania dysertacji na stopnie doktora i doktora habilitowanego oraz na tytuł naukowy profesora. Wydawcy rozpraw z interesującej go problematyki mogli liczyć na rzetelną recenzję maszynopisów młodych i doświadczonych naukowców.  Wielokrotnie Centralna Komisja do spraw Stopni i Tytułu oraz Rada Doskonałości Naukowej korzystały z doświadczenia, mądrości i wysokiego taktu osobistego Profesora w recenzowaniu osiągnięć naukowych habilitantów i kandydatów do tytułu profesora z dyscypliny pedagogika oraz nauki o bezpieczeństwie.      

Przedmiotem zainteresowań badawczych Profesora J. Kunikowskiego w okresie III RP były zagadnienia edukacyjnych i praktycznych aspektów doskonalenia morale pracowników służb mundurowych; edukacji dla bezpieczeństwa; kształcenia służb mundurowych dla potrzeb wychowania obronnego dzieci i młodzieży a także kwestie wpisujące się w społeczne i niezwykle ważne zagadnienie bezpieczeństwa personalnego i strukturalnego.  

W 1966 r. Jerzy Kunikowski został absolwentem Technicznej Oficerskiej Szkoły Wojsk Lotniczych w Oleśnicy.  W 1974 roku ukończył studia pedagogiczne, a w cztery lata później uzyskał stopień naukowy doktora nauk humanistycznych. Habilitował się na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w 1985 roku w zakresie nauk wojskowych, a w 1996 r. został mianowany profesorem nauk humanistycznych. Pracując w  Akademii Sztabu Generalnego kierował Zakładem Filozofii i Socjologii, co potwierdzało jego interdyscyplinarne kompetencje w prowadzeniu badań w naukach humanistycznych i społecznych. 

Z podlaską pedagogiką związał się zatrudniając w Wyższej Szkole Rolniczo-Pedagogicznej w Siedlcach (obecnie Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny), w której powołał do życia Katedrę Edukacji Obronnej. Był też autorem specjalności przysposobienia obronnego na kierunku pedagogika. W latach 2002-2005 został dyrektorem Instytutu Pedagogiki a w 2005 roku powierzono mu funkcję dziekana Wydziału Humanistycznego Akademii Podlaskiej w Siedlcach, którą pełnił przez dwie kadencje. W macierzystej uczelni organizował krajowe i międzynarodowe konferencje dotyczące edukacji do bezpieczeństwa jako wyzwania dla współczesnej pedagogiki. 

Profesor był w ostatnich latach swojej akademickiej służby autorem m.in. takich monografii naukowych, jak:

  • Kunikowski J., Dowódcze i wychowawcze przygotowanie w systemie obronnym RP, 1995. 


  • Kunikowski J., Słownik terminów wiedzy i edukacji dla bezpieczeństwa, wyd. IV – rozszerzone, Pracownia Wydawnicza Wydziału Humanistycznego UP-H, Siedlce 2015.



  • Kunikowski J., Wiedza i edukacja dla bezpieczeństwa, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2002.  


W swoich monografiach naukowych oraz pracach zbiorowych, które były najczęściej pokłosiem konferencji naukowych, podejmował kwestie wychowania patriotyczno–obronnego, jego tradycji i współczesności, konfliktów oraz zagrożeń w życiu dziecka,  także problemy edukacji obronnej i przygotowywania młodych pokoleń do działań w sytuacjach kryzysów, zagrożenia zdrowia i życia. Dzisiaj ta problematyka znajduje się w centrum zainteresowań nauk o bezpieczeństwie i pedagogiki społeczno-obronnej.

Profesor Jerzy Kunikowski wypromował łącznie 16 doktorów nauk społecznych w dyscyplinach pedagogika i nauki o bezpieczeństwie. Wykształcił ponad 600 pedagogów w ramach studiów licencjackich i magisterskich. Był niezwykle życzliwym, a zarazem skromnym uczonym, o wysokim poczuciu odpowiedzialności i solidarności społecznej.

Niech spoczywa w pokoju! 


09 lutego 2025

Społeczny rzecznik nie uratuje nauczycieli

 

Tak to niestety jest, że jak za zarządzanie oświatą zabierają się ignoranci, partiokraci, ideolodzy, to szkolnictwo zalewa fala pozoranctwa, doraźnych i parcjalnych zmian, które są powodowane interesem politycznego zaskarbienia sobie przez władze MEN poparcia we własnym elektoracie. Mamy kolejne wybory, więc dowiadujemy się o tak nielogicznych, sprzecznych z nauką projektach rozwiązań, które komunikują urzędnicy MEN, że właściwie powinniśmy przestać na nie reagować jakąkolwiek krytyką. 

Należy już tylko chwalić lewicową formację w MEN, podziwiać jej niekompetencję, by kolejna władza miała co naprawiać. Dzięki temu koło absurdów pseudoreformatorskich będzie toczyć się jeszcze przez długie lata, a młode pokolenia i tak muszą same sobie poradzić z uzyskaniem wykształcenia. 

Młodzi mają zresztą świetne wzory osobowe urzędników wszelkiej maści politycznej z dyplomami po CH, które w świetle toczących się postępowań prokuratorskich ktoś trafnie określił mianem Collegium Tumanum. Beneficjenci nie tylko tego producenta dyplomów MBA i pseudoakademickiego kształcenia na wielu kierunkach studiów, jak informują o tym zarówno rządzący, Rzecznik Praw Obywatelskich, a nawet Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta są idealnym wzorem do naśladowania przez polską młodzież, która już wie, jak i kogo należy korumpować, jak nie uczyć się a przy tym mieć certyfikat rzekomej wiedzy, jak unikać wysiłku intelektualnego a nawet fizycznego a mimo to mieć się dobrze u boku kolejnej formacji władzy,  itp., itd.

 Przeczytałem wywiad ze Społecznym Rzecznikiem Praw Nauczycieli, a więc kimś, kto nie ma żadnych prerogatyw do reprezentowania tego środowiska zawodowego. Rzecznikami społecznymi praw nauczycieli są przecież oni sami, ale także wrażliwi na wartość tej profesji naukowcy reprezentujący nauki społeczne, dziennikarze, niektórzy rodzice uczniów czy działacze różnych NGO, które działają na rzecz lepszej edukacji w III RP. 

Nie mam nic przeciwko temu, by ktoś sam ogłosił się czyimś rzecznikiem, bo takich nam potrzeba jak najwięcej w sytuacji, w wyniku której środowisko nauczycieli przedszkoli, ogólnodostępnych szkół publicznych i szkół wyższych rzeczywiście tonie za sprawą kolejnej a destrukcyjnej dla oświaty polityki resortu edukacji. 

Jednak przydałby się w ślad za tym rzecznikiem jeszcze rzecznik obowiązków nauczycieli, a do tych należą także reprezentujący ich profesję kuratorzy oświaty  kierownicy delegatur tych zbędnych urzędów oraz dyrektorzy przedszkoli i szkół. No, ale oni nie będą rzecznikami w zakresie egzekwowania obowiązków swoich podwładnych, bo ingerując w bezczynność części z nich, musieliby znaleźć kogoś na zastępstwa, a podaż kadr w tym zakresie jest ujemna. Poza tym nie będą stresować swoje koleżanki czy kolegów z rady pedagogicznej, bo się obrażą i złożą wymówienie. 

Pan Leszek Dowigiełło, bo to on mianował się owym rzecznikiem praw nauczycieli, głosi banały typu: "Zawód nauczyciela jest jednym z najważniejszych, a zarazem jednym z najbardziej niedocenianych zawodów na świecie. Nauczyciele odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu przyszłych pokoleń, ale niestety często stają przed wieloma wyzwaniami, które utrudniają im wykonywanie ich pracy".  

Niedorzeczne jest to stwierdzenie rzecznika. Są bowiem kraje na świecie, w których zawód nauczyciela należy do jednych z najwyżej wynagradzanych ale i  w związku z tym zobowiązującym do profesjonalnej, autoodpowiedzialnej pracy pedagogicznej, a nie tylko dydaktycznej. Tym samym L. Dowgiełło powinien wprost powiedzieć, że: 

Zawód nauczyciela jest wprawdzie jednym z najważniejszych, ale w III Rzeczpospolitej jest zarazem jednym z najbardziej niedocenianych zawodów, także w skali państw należących do UE i do OECD". 

Otóż ów społeczny rzecznik utyskuje na to, że sytuacje przemocowe, patologiczne w szkołach często są "(...) zamiatane pod dywan. Strach przed kontrolą odciska piętno. Czasem lepiej zacisnąć zęby i liczyć, że nikt się nie dowie. To słowa nauczycieli. Dlatego zostałem ich rzecznikiem".

Niestety, ale rzecznik praw nauczycieli nie może być pogotowiem ratunkowym dla tych, którzy mają w szkołach problem z uczniami. Rozumiem, że może już nie tylko społecznie poprowadzić warsztaty z nauczycielami, pomóc im napisać procedury, które zapewnią im jakąś możliwość reakcji repulsyjnej na doświadczaną przemoc, ale tej doświadczają oni także ze strony niektórych psychopatycznych czy narcystycznie skoncentrowanych na samoobronie dyrektorów szkół. Uwzględni wszystkie sytuacje kryzysowe w papierowych procedurach?

Treść wywiadu jest trafną odsłoną nonsensownego utrzymywania w systemie szkolnym tzw. nadzoru pedagogicznego. Gdzie są ci wizytatorzy i kogo oni reprezentują, czyimi są rzecznikami? Wiadomo - rządzącej w MEN partii, a nie nauczycieli, uczniów i ich rodziców. Tworzenie instytucji rzecznika praw nauczycieli jest kolejnym absurdem, który niczego nie załatwi. No, ale żeby o tym wiedzieć, trzeba trochę poczytać, douczyć się, tylko nie w kolejnych szkółkach tumanów. 

Kiedy ów rzecznik stwierdził: 

"Skoro my za nich (uczniów - dop. moje) odpowiadamy, musimy mieć na to siły i narzędzia. Tymczasem utworzenie instytucji Rzecznika Praw Ucznia może ten dysonans zwiększyć". WOW. To wreszcie ktoś powiedział wprost, że szkoła bywa terenem wojny międzygeneracyjnej i trzeba dysponować narzędziami przemocy (strukturalnej, symbolicznej i fizycznej), 

to pomyślałem, że powinien trochę przeczytać: