Brytyjski klasyk "nowej socjologii nauki" Harry Collins demistyfikuje w swojej książce "Are We All Scientific Experts Now? zmianę roli nauki, która z roku na rok coraz bardziej traci na swojej wyjątkowości. Coraz częściej spotykamy się z przejawami tego, że już niemal każdy jawi się jako ekspert, chociaż nie ma ani specjalistycznej wiedzy, ani doświadczeń badawczych, a tym bardziej eksperymentalnych.
Także uczeni nauk ścisłych mają problem z powtórzeniem czyjegoś eksperymentu, gdyż, jeśli nawet dysponują tymi samymi warunkami do jego przeprowadzenia, to jednak nie są w stanie powtórzyć subiektywnych właściwości prymarnego eksperymentatora, jego motywacji i nieuchwytnej dla jego następców ingerencji w przebieg eksperymentu.
Brytyjczyk
oponuje przeciwko ustawicznemu powtarzaniu w rozprawach naukowych, że to Thomas
Kuhn jest autorem teorii rewolucji naukowych, podczas gdy jest on co
najwyżej praprawnukiem rzeczywistych jej twórców. Kuhn dokonał w 1962 roku
jedynie syntezy znacznie wcześniejszych odkryć w zakresie naukoznawstwa w
pracach Ludwika Flecka ("Genesis and Development of a
Scientific Fact" - 1935), potem Petera Wincha ("The
Idea of Social Science" - 1958) i wreszcie Ludwiga
Wittgensteina ("Philosophical Investigations", 1953).
Nauka
stała się dla polityków nowym narzędziem w ich walce o władzę lub jej
utrzymanie. Rywalizacja między obozami partyjnymi sprowadza się do tego, który
zyska lepszego rzecznika naukowych "dowodów" na prezentowane
założenia reform, by można było pod pozorem ich wiarygodności realizować
interesy własnej partii.
Collins
cytuje pogląd S. Turnera: "Fenomen kompetencji ma w
liberalnej demokracji dwa następstwa: pierwsze - albo demokracja wytwarza
nierówności, które osłabiają wpływ obywateli na ich życie, albo oni
wykorzystują ją do robienia szwindli; drugie - wydaje się, że demokracja
dopóty może utrzymać swoją neutralność dzięki liberalnej władzy za
pośrednictwem dyskusji, dopóki aktualnie sprawujący władzę w państwie finansowo
wspierają ekspertów i naukowców, a więc są od nich uzależnieni i nadają im
szczególny status" (Collins, 2024, s.41-42).
Dlatego
tak ważny jest w demokracji dostęp do informacji, także argumentacji władz
wprowadzających zmiany, by można było je weryfikować lub falsyfikować. Brak
publikowania krytycznej opinii na ten temat sprawia, że rządzący mogą brnąć w
błędne rozwiązania problemów. Tak więc rolą uczonych powinno być w takich
sytuacjach uświadamianie społeczeństwu, że "król jest nagi".
W
populistycznie sterowanej demokracji "(...) nie ma znaczenia to, co ktoś
wie, ale to, co pozostali sądzą, że on wie" (s.43).
Zapewne
- pisze Collins - każdy z nas jest w jakimś zakresie specjalistą, fachowcem,
ale wszyscy nie jesteśmy naukowymi ekspertami. jeśli ktoś sądzi, że jednak
każdy jest ekspertem w każdej kwestii, dzięki czemu ma prawo do zabierania
głosu a nawet podejmowania decyzji, "(...) to ich idee będą wdrażać ci,
którzy mają władzę, a nasze prawdy formułować będą ci, którzy mają największy
wpływ medialny, zgodnie z zainteresowaniami ich odbiorców. (...) Internet, ba,
do końca nawet specjalistyczne czasopisma nie są wystarczającym źródłem
specjalistycznej wiedzy. (...)"
Jeśli
chcemy, aby sądy o świecie przyrody i społeczeństwie wyrażały niezależne osoby,
to musimy odwrócić kierunek "ducha epoki" ("Zeitgeist"),
by znowu nauczyć się, że nauka zajmuje w społeczeństwie swoje szczególne
miejsce" (s. 107).
Wydana w 2022 roku monografia wieloautorska z nowej socjologii nauki p.t. "Zasada twarzą w twarz. Nauka, zaufanie, demokracja i Internet" jest w wolnym dostępie. Póki nie jest za późno dla demokracji, to jednak najwyższy czas przywrócić właściwą rangę nauce, a nie cynicznym graczom politycznym i usłużnym im tzw. ekspertom.