02 września 2010

Noworoczne zgrzyty oświatowe

Wczoraj odbyła się uroczysta inauguracja roku szkolnego 2010/2011. Jak się okazuje, nie wszędzie towarzyszyły jej głównym aktorom najlepsze nastroje. Jak podają reporterzy Dziennika Łódzkiego i Łódzkiej Gazety Wyborczej pojawiły się w Łodzi dwa zgrzyty, zgodnie zresztą z możliwym znaczeniem tego zjawiska. Zgrzyt może bowiem być symptomem jakiegoś rozstroju, uszkodzenia np. zgrzyt w czasie zmieniania biegów (kierowcy wiedzą, że to hańba), a może być sygnałem o narastającym w nas niezadowoleniu wobec czegoś czy kogoś. Wówczas mówimy o np. zgrzytaniu zębów. Ważne jest to, by w porę zareagować, a najlepiej tak postępować, by do powyższych stanów nie dopuścić. W przypadku skrzyni biegów trudno jest nam przewidzieć, kiedy może dojść do jakiegoś w niej zatarcia, ale już w opisanym przez dziennikarzy przypadku próby niezatrudnienia przez dyrektora XII Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi uwielbianej przez jego uczniów nauczycielki tylko dlatego, jak sugerują sami protestujący w tej sprawie uczniowie, że upomniała się jakiś czas temu o ich godność, to dyrektor nie popisał się swoją pedagogią. Wręcz odwrotnie. Uczniowie twierdzą, że chęć zwolnienia bardzo lubianej przez nich nauczycielki, to zemsta za jej sprzeciw wobec metod wychowawczych stosowanych przez dyrektora. Pamiętają szczególnie sytuację z 2007 r., kiedy w komentarzach do wypełnianych przez uczniów ankiet napisał: "Czuję do was odrazę" oraz "Bo wam wyszła cywilizacyjna słoma z butów". Wtedy Barbara Strzelecka stała na czele grupy nauczycieli, którzy odżegnywali się od takich twierdzeń dyrektora.

Drugi zgrzyt jest znacznie poważniejszy, bo o ile uczniowie liceum potrafią już bronić swoich interesów, a ich rodzice stają solidarnie wraz z nimi na straży nie tylko prawa, ale i kultury pedagogicznej, jaka powinna obowiązywać na tym poziomie edukacji, o tyle w trudniejszej sytuacji są pierwszoklasiści. Oto dyrekcja prywatnej szkoły podstawowej Vocandus nie raczyła poinformować wcześniej rodziców pierwszoklasistów, że nie otworzy 1 września dla nich oddziału, gdyż nie zgłosiła się wystarczająca liczba dzieci. Nikt pewnie nie miałby pretensji, gdyby ich uprzedzono, a może i wsparto w skierowaniu do innej placówki. Niestety. Nie raczono. Dzieci przyszły, spojrzały na pustą salę i wyproszone, z płaczem i poczuciem żalu wróciły do domu. - Na miejscu dowiedzieliśmy się, że klasa nie ruszy, choć jeszcze kilka dni temu dostaliśmy potwierdzenie że wszystko jest w porządku. A teraz ten niepowtarzalny dzień w życiu córki został zepsuty- denerwowała się jej mama Katarzyna.
Jaka będzie motywacja tych dzieci do uczenia się, do uczęszczania do innej już szkoły (z konieczności)?

I tak zarządzana placówka ma uprawnienia szkoły publicznej? Co robi nadzór pedagogiczny? Jak zareaguje na taki sposób traktowania dzieci? Czy tak spełnia się standardy w naszej oświacie? Może jednak zaproponować dyrekcji prowadzenie sklepu warzywnego? Zawsze może go zamknąć, kiedy nie będzie klientów. I nie będzie się temu nawet dziwił dziennikarz, bo jak warzywa gniją, to ich i tak nikt nie kupi, a straty poniesie tylko sklepowa. W opisanym przypadku straty poniosło dziecko i jego rodzice, i kto wie, jak głębokie i na ile są one nieodwracalne.

Zob.
http://www.lodz.naszemiasto.pl/artykul/556226,protest-w-xii-lo-w-obronie-zwolnionej-polonistki,id,t.html
http://www.dzienniklodzki.pl/wiadomosci/302046,lodzkie-poczatek-roku-szkolnego-ze-zgrzytem,id,t.html

01 września 2010

Kolejna odsłona fasad akademii

Na pierwszej stronie Dziennika Łódzkiego NEWS o tym, że „Rektor AHE został odwołany. Ważą się losy uczelni”. Najciekawsze w tym materiale red. Agnieszki Jasińskiej jest zdjęcie rektora na tle obrazu założyciela AHE (WSHE) i wyjaśnienie rzeczniczki akademii Aleksandry Mysiakowskiej: Profesor Nowakowski nie spełnił oczekiwań zarządu AHE, zwłaszcza w trudnej sytuacji, w której znalazła się uczelnia”.

No jasne, Profesor nie spełnił oczekiwań Akademii. Chociaż ktoś jasno to potwierdził. Ciekawe, jakie miał możliwości ich spełnienia? I jakie to były oczekiwania? Wystarczy spojrzeć na opublikowaną przez panią rzecznik na stronie AHE prezentację pt. STAN FAKTYCZNY NA DZIEŃ 7 LIPCA 2010 r., by się przekonać, że w tej uczelni miały miejsce liczne nieprawidłowości, polegające na naruszaniu prawa, na nielegalnym kształceniu tak w kraju, jak i poza jego granicami.

Na slajdzie pt. „SYSTEM KONTROLI JAKOŚCI KSZTAŁCENIA” słusznie pisze się o tym (a nikt tego nawet nie skorygował), że miała tu miejsce: "Hospitalizacja zajęć". Ciekawa metoda wdrażania reform...

31 sierpnia 2010

Niesolidarny Zjazd „Solidarności”










Z przykrością oglądałem bezpośrednią relację z Jubileuszowego Zjazdu „Solidarności” w Gdyni. Jeszcze raz sięgnąłem pamięcią do wydarzeń, których ślad jest zarejestrowany nie tylko w pamięci jego głównych bohaterów, ale także milionów Polaków, wspomagających ich w różnych formach. W domowych archiwach z tamtego okresu zachowały się – już nieco wypłowiałe – Biuletyny Komitetu Strajkowego, jakie przewoziłem z Wybrzeża do Łodzi. Niektórzy przepisywali je na maszynie, powielali i upowszechniali wśród bliskich. Ku pamięci – załączam skan oryginalnych Biuletynów, ale także ulotki, jakie przedstawiciele ówczesnego reżimu rozrzucali na ulicach Trójmiasta, by jego mieszkańcy nie popierali walczących o godność i wolność robotników. Mam wrażenie, że wówczas więcej było w nas i między nami solidarności, zaufania i współpracy, niż dzisiaj. Może się jednak mylę. Może słowo solidarność ma więcej znaczeń, niż te, które były przywoływane przez polityków i działaczy związkowych na Zjeździe po 30 latach?

30 sierpnia 2010

Porozumienia sierpniowe











Biuro Prasowe Rządu wydało w 1983 r. broszurę pt. „Porozumienia sierpniowe”, a więc w trzy lata po ich podpisaniu w Szczecinie, w Gdańsku, a w kilka dni później w Jastrzębiu przez przedstawicieli władz PRL ze strajkującymi robotnikami. Ten propagandowy materiał wieńczył postulat: Zbliżającej się rocznicy porozumień powinna towarzyszyć rzetelna ocena przebytej drogi i odpowiedzialna obywatelska refleksja. Dla ówczesnej władzy rzetelna ocena miała polegać na jej zgodności z ideologiczną wykładnią. Poprzedzające ten apel 25 stron tekstu, który ponoć miałby taką ocenę zawierać, nie warto czytać, chyba, że pod kątem historycznym i politologicznym, ale ten mnie osobiście w tym miejscu nie interesuje.

Warto przypomnieć, że w Protokole porozumienia zawartego przez Komisję Rządową i Międzyzakładowy Komitet Strajkowy w dniu 31 sierpnia 1980 roku w Stoczni Gdańskiej zapisano w odniesieniu do spraw oświatowo-wychowawczych i akademickich m.in.:

- nierepresjonowanie niezależnych wydawnictw oraz udostępnienie środków masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań;

- przywrócenie do poprzednich praw – ludzi zwolnionych z pracy po strajkach w 1970 i 1976 roku – studentów wydalonych z uczelni za przekonania;

- pełne przestrzeganie swobody wyrażania przekonań w życiu publicznym i zawodowym;

- umożliwienie wszystkim środowiskom i warstwom społecznym uczestniczenia w dyskusji nad programem reform;

- zapewnienie odpowiedniej ilości miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących;

- wprowadzenie urlopu macierzyńskiego przez okres 3 lat na wychowanie dziecka z uwzględnieniem zasiłku w wysokości pełnego wynagrodzenia w pierwszym roku po urodzeniu dziecka oraz 50 proc. W drugim roku, w kwocie nie niższej niż 2000 z… miesięcznie;

- wprowadzenie wszystkich wolnych od pracy sobót w miesiącu.

Czy można apelować po 30 latach, w rocznicę tych porozumień o rzetelną ocenę przebytej drogi i odpowiedzialną obywatelską refleksję?

(fot. Włodzimierz Barczyński)

29 sierpnia 2010

Lekcja historii i patriotyzmu wciąż trwa!












To oczywiste, że w tych dniach myśli, wspomnienia i rozmowy kierują się ku 30 rocznicy Porozumień Sierpniowych. Codziennie twórcy strajku m.in. w Stoczni Gdańskiej, Szczecińskiej, w Jastrzębiu Zdroju czy założyciele NSZZ "Solidarność" relacjonują owe wydarzenia.

Bogdan Lis, współtwórca NSZZ "Solidarność" wspominając wydarzenia sierpnia 1980 roku mówił, iż strajkowi towarzyszyły i strach, i chwile euforii. - Baliśmy się, że to wszystko się źle skończy, że wylądujemy metr pod ziemią albo na Dalekim Wschodzie, ale były chwile euforii, kiedy do Stoczni przyjechał na negocjacje wicepremier rządu PRL Jagielski”. (PAP)

Jeden z liderów strajku w Stoczni mówi o uczuciu strachu, odsłaniając niezwykle istotny aspekt ludzkiej egzystencji i dramatyzmu ówczesnej sytuacji. A jednak, liderzy „Solidarności” działali mimo lęku i obaw o własne życie, o swoich najbliższych.

W numerze 10/1981 biuletynu „POGLĄDY”, jaki był wydawany przez NSZZ „Solidarność” Ziemi Łódzkiej, został opublikowany wywiad z Anną Walentynowicz. Po niespełna trzydziestu latach od tamtych wydarzeń, po tragicznej śmierci w katastrofie pod Smoleńskiem Tej, dzięki której – jak mówi prof. Jadwiga Staniszkis – nastąpiła druga fala strajku w Stoczni Gdańskiej, i dzięki której doszło do powstania „Solidarności” – odnalazłem w powyższym Biuletynie poruszające wyrazy solidarności z Lechem Wałęsą, a także słowa o strachu, jaki towarzyszył strajkującym stoczniowcom.

Na pytanie Macieja Siwickiego, jaki był Jej stosunek do Lecha Wałęsy odpowiedziała:

- Taki jak do każdego innego działacza. Ja z Lechem Wałęsą jestem powiązana więzami prawie rodzinnymi. To nie tylko to, że szliśmy jedną drogą do celu, nie to, że siedzieliśmy w aresztach za Wolne Związki Zawodowe, które powstały w 1978 roku w Gdańsku, ale – jak powiedziałam – jesteśmy powiązani rodzinnie nieomal – podawaliśmy dzieci do chrztu i wiele mamy wspólnego, nic przeciw sobie. (s. 13)

Natomiast A. Walentynowicz zapytana o strajk w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. i o zastraszanie działaczy tego ruchu, odpowiedziała następująco:

No, na pewno nauczyliśmy się wiele. Ale jeszcze bariery strachu nie przeszliśmy. Jeszcze się boimy. W czasie strajku baliśmy się, ale byliśmy gotowi., ten strach wziął górę, zwłaszcza kobiety … Kobiety, gdy całe załogi pracują same, miały tę wizję rozpaczy, małe dzieci… to jest charakterystyczne dla kobiet. Ale ja uważam, że powinniśmy tak postawić sprawę jak w Stoczni. Straszono nas – od początku, od pierwszych dni. Ale wtedy powiedzieliśmy: lepiej stojąc umierać, jak na klęczkach żyć.

Uważam, że nie powinno być w naszym kraju ludzi zastraszonych. Przecież my jesteśmy u siebie, nie żądamy rzeczy niemożliwych. Za swoją pracę chcemy godziwie żyć. Nie luksusowo, ale godziwie. I do tego mamy chyba prawo. Nasza władza ma obowiązek nam to zagwarantować, a nie tworzyć klubu „właścicieli” Polski Ludowej, ludzi wybranych, bo my wszyscy pracujemy
.(s.15)

Słusznie prof. J. Staniszkis mówi dzisiaj, że Lech Wałęsa nie tylko powinien wziąć udział w Jubileuszowym Zjeździe „Solidarności” w Gdyni, ale także powinien tam wstać i powiedzieć: z tego miejsca chciałbym oddać hołd Ani Walentynowicz, która zginęła pod Smoleńskiem.

Urodzeni w wolnej III RP nie znają tej historii, a może i w dużej mierze nie rozumieją tych, którzy wciąż upominają się o prawdę historyczną tamtych czasów, o pamięć i szacunek dla walczących o naszą suwerenność i o warunki godziwego życia. Dzisiaj też strach niszczy ludzką solidarność, i to nie tylko w przedsiębiorstwach. Lekcja historii i patriotyzmu trwa. Jak ją odrobimy?

(źródła: http://wiadomosci.onet.pl/2215261,11,lis_balismy_sie__ze_wyladujemy_metr_pod_ziemia,item.html; http://www.tvn24.pl/-1,1671268,0,1,walesa-jest-zadufany,wiadomosc.html;
Poglądy. Biuletyn informacyjny szkół wyższych i instytucji naukowych Łodzi 1981 nr 10; fot.: Włodzimierz Barczyński)