26 marca 2021

Afirmatorzy Autorskich Liceów Artystycznych i Ogólnokształcących o descholaryzacji szkoły

 



W środowy wieczór spotkali się zdalnie autorzy publikacji o wyjątkowych szkołach średnich dla młodzieży, której zależy na optymalizowaniu własnego rozwoju, na samorealizacji w pasjonującej ją dziedzinie sztuki i kształcenia ogólnego, albo tylko w tym ostatnim zakresie.  Po dwudziestu pięciu latach powrócono do doświadczeń w konstruowaniu przez nauczyciela historii - Mariusza Budzyńskiego koncepcji INNEJ SZKOŁY od powszechnie występujących w naszym systemie. ALA ( Autorskie Liceum Artystyczne)  nie powstało po to, by stało się koniecznym źródłem naśladowania przez kogokolwiek. Była to pierwsza tego typu placówka eksperymentalna. 

Biorąc pod uwagę losy/ewolucje wrocławskiej ASSY - Autorskiej Szkoły Samorozwoju (D. Manelskiego i D. Łuczaka) oraz osobiste studia, poszukiwania, analizy literatury o edukacji alternatywnej, w tym wielokrotny, aktywny  udział w międzynarodowych konferencjach "Edukacja alternatywna - dylematy teorii i praktyki" w Łodzi,  zaowocowały one własnym, a zatem autorskim modelem otwartej edukacji. Co odróżnia te licea od innych szkół tego typu?  

Odpowiedź na to pytanie została znakomicie przedstawiona literalnie i graficznie (artystycznie) w publikacji pt. "FENOMEN SZKOLNY ALA - metoda i tutoring, red. Piotr Nita" (Wrocław: Towarzystwo Edukacji Otwartej z siedzibą we Wrocławiu 2020).  Całość została wzbogacona o znakomity komiks pedagogiczny (sic!), którego autorem jest  częstochowski rysownik, komiksiarz, twórca filmów i animacji - GRZEGORZ NITA.     

Wprawdzie tytuł brzmi mocno instrumentalnie, to jednak zapewniam, że tylko ze względu na  nowatorskie podejście do przesiąkniętej duchem spójnej aksjologii wspomagania samowychowania człowieka mądrego. ALA były już przedmiotem innych rozpraw. Tym razem położono akcent na praxis. 

Nie jest to jednak podręcznik metodyczny dla nauczycieli, aczkolwiek z opublikowanych artykułów przez nauczycieli-nowatorów, terapeutę, absolwentów Akademii Sztuk Pięknych a zrazem pedagogów, pisarza, politologa, uniwersyteckiego profesora można wyprowadzić dla siebie wiele pomysłów (auto-)dydaktycznych i (samo-)wychowawczych. Genialną okazała się pomoc, by dowiedzieć się z komiksu: 

Co jest dla pedagogów tych szkół ważne? 

Kim jest nauczyciel-tutor i w jaki sposób można sobie go wybrać? 

Na czym polega swobodne baudowanie struktury, planu edukacji w szkole? 

Od czego zależy możliwość samodzielnego uczenia się bez uczestnictwa w lekcjach? 

Jak planować poziom kompetencji z przedmiotu? 

Kto może wesprzeć uczniów w procesie samokształcenia? 



Dlaczego za efekty uczenia się odpowiedzialny jest uczeń, a nie nauczyciel? 

Jak sprawdzana jest wiedza uczniów?

Dzięki czemu każdy uczeń jest promowany? 

Na czym polega otwartość zajęć i kto jeszcze poza uczniami może w nich uczestniczyć?

Jakie korzyści wynikają z oddolnego konstruowania międzyszkolnych, międzywiekowych, międzyklasowych czy międzyśrodowiskowych zespołów uczących się nastolatków? 

Czy w szkole samorozwoju możliwe jest wykraczanie poza podstawę programową kształcenia ogólnego? 

Jak to jest możliwe, że w tej szkole nie ma zewnętrznych kar i nagród, ani też nie ma antagonistycznej rywalizacji?             

itd., itd. 



Rzeczywiście, ALA są szkołami  zdrowych relacji międzyludzkich. To w takiej przestrzeni możliwa jest nie tylko samorealizacja młodych ludzi, ale także detoksykacja od zła, patologii, których częściowo doświadczali w szkolnictwie podstawowym. O tym jest ta książka. O związanych z nią doświadczeniach, nasuwających się wątpliwościach rozmawialiśmy w gronie tutorialsów:    

Barbara Bonarska, Mariusz Budzyński, Marta Galewska-Kustra, Celina Niedzielska, Piotr Nita, Adrianna Sarnat-Ciastko, Małgorzata Sołtysik-Nita, Tomasz Tokarz. Możecie nas obejrzeć i posłuchać, jeśli dysponujecie czasem i motywacją. na platformie YouTube są także materiały filmowe o ALA. 

Cieszę się, że po tylu latach ponownie spotykam PEDAGOGÓW Z PASJĄ TWORZENIA SCHOLE OTIUM, którzy przyjeżdżali na Uniwersytet Łódzki i do Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, by w ramach wspomnianego już cyklu konferencji wymieniać się doświadczeniami nauczycieli i naukowców z kraju i zagranicy. Poszerza się przestrzeń WOLNOŚCI (W)EDUKACJI, bez której jest ona mało efektywna i aksjologicznie wyjałowiona.     

        


 

            


24 marca 2021

Edukacja na dystans w stanie Kalifornia



Rick Mintrop z University of California, Berkeley podzielił się z niemieckimi czytelnikami oświatowego portalu refleksją na temat sytuacji edukacyjnej dzieci w Kaliforni w okresie pandemii. On sam jest ekspertem oświatowym i monitoruje sytuację kształcenia uczniów w szkołach, które od roku są zamknięte dla dzieci i młodzieży.

Poniżej przybliżę treść wypowiedzi:  

    Zapytany o to, co naukowcy mogą zaoferować uczniom w sytuacji, gdy zajęcia prowadzone są w formie Online  powiedział, że pracuje na swoim uniwersytecie nad projektem „Research-Practice Partnership“. Ma on pomóc rozpoznać problemy i sposoby radzenia sobie z nimi przez społeczności szkolne. W  sytuacji kryzysowej konieczne jest szybkie wspomaganie, toteż już w czasie I fali pandemii i związanego z nią lockdownu trzeba było wraz z tzw. top-liderami w okręgu szkolnym dokonać krytycznej analizy sytuacji, by zorientować się, czego tak naprawdę pilnie brakuje szkołom. 

Powołali grupy sterujące wraz z dyrektorami 30 szkół edukujących łącznie ok. 12.000 uczniów, z którymi wypracowali następujących pięć  kwestii do natychmiastowego załatwienia:

1.    Musimy dostosować curriculum do zredukowanego czasu zajęć lekcyjnych.

2.    Musimy wzmocnić diagnostykę, żeby rozpoznać luki, niepowodzenia.

3.    Musimy rozwinąć takie sposoby działania, które okażą się pomocne nauczycielom w tym, by mogli utrzymać w wirtualnej przestrzeni osobiste kontakty z rodzinami uczniów.

4.    Musimy wyszkolić nauczycieli w zakresie stosowania podstawowych technologii do zajęć digitalnych.

5.    Musimy wspierać nauczycieli w tym, by w ramach zajęć online potrafili aktywizować uczniów w czasie swoich zajęć.

Do każdej z tych spraw wypracowywali wspólnie z najlepszymi nauczycielami materiały i moduły do doskonalenia kompetencji, które można było wykorzystywać w szkołach. Szkoły zaś mogły wybierać z tych pięciu problemów, z którymi radzą sobie najlepiej. 

Naukowcy prowadzili badania, ale nie przekazywano ich wyników natychmiast do placówek, by można było im zaproponować nowe rozwiązania. Szkoły i tak nie miałyby czasu na to, by się tym zajmować. 

Jak przyznali prowadzący wywiad, także w Niemczech okazały się te dwie pierwsze kwestie najważniejsze, a więc skrócenie czasu zajęć wraz z redukcją treści kształcenia oraz diagnostyka. 

 W czasie ubiegłorocznego lata nie wiedziano, czy po wakacjach szkoły będą ponownie zamknięte. Już w czasie pierwszej fali nacechowanej chaosem edukacyjnym wiedziano, że trzeba będzie w nowym roku szkolnym nadrobić powstałe zaległości. Jednak we wrześniu okazało się, że nie jest to wcale dla szkół priorytetem.  

Najważniejszy okazał się bowiem osobisty kontakt z rodzinami i dalsze szkolenie w nowej technologii edukowania na dystans. W wielu kalifornijskich szkołach zaczęto egzaminować uczniów, sprawdzać ich wiedzę. 

Okazało się, że pojawiło się bardzo dużo negatywnych ocen. Nauczyciele sprawdzali ich wiedzę według schematu typowego dla kształcenia stacjonarnego, toteż wielu uczniów  doświadczyło niepowodzeń. 

Spowodowało to konieczność przedyskutowania skrócenia planów nauczania i sprawdzania wiedzy uczniów. Uczniowie z negatywnymi ocenami stracili motywację do uczenia się, co mogłoby skutkować przerwaniem nauki a nawet porzucaniem szkoły. 

Na szczęści szybko dostrzeżono ten problem. W czasach kryzysu nie ma go na tyle dużo, by można było spokojnie i powoli badać oraz przedyskutować pewne kwestie. 

Kiedy badacze mieli dostęp do prowadzonych w wybranych szkołach lekcji w formie Online, okazało się, że  nauczyciele nie byli zbyt efektywni, gdyż nie mieli wcześniejszych doświadczeń w edukowaniu na dystans. Nauczyciele pracowali wymiennie z synchronicznym i asynchronicznym planem zajęć online.  

W szkołach średnich odbywało się codziennie maks. 6 godzin zajęć, zaś w podstawowych nieco mniej. Chodziło o to, by nauczyciel miał więcej czasu na kontaktowanie się z rodzinami uczniów.  Wszyscy uczniowie i wszyscy nauczyciele już w pierwszej fazie pandemii otrzymali laptop. 

W czasie kryzysu młodzież pochodząca z uboższych środowisk potrzebowała pomocy przede wszystkim w tym, by tracący miejsce prace rodzice mieli środki do zabezpieczenia żywności. Nie zawsze się to udawało. Z badań wynikało, że od 20 do 25 proc. uczniów nie brało regularnie udziału w zajęciach online. 

Nie zdawano sobie sprawy z tego, że młodzież szkół średnich podejmowała się pracy, by  pomóc pozbawionym nagle pracy rodzicom w pozyskaniu środków do życia. Istnieje zagrożenie, że część młodzieży z ubogich środowisk nie wróci już do szkoły. 

Przewiduje się, że do końca marca 2021 r. wszyscy nauczyciele zostaną zaszczepieni, dzięki czemu w kwietniu zostaną otwarte wszystkie szkoły przechodząc przynajmniej na model hybrydowy. 

Na pytanie, czy edukacja szkolna ulegnie zmianie oraz czy szkoły się zmienią, ekspert stwierdził, że dzięki cyfrowej edukacji można wprowadzić narzędzia sprzyjające większej indywidualizacji. Okres ten zmusił także nauczycieli do przygotowywania się do zajęć w taki sposób, by każdy uczeń pracował w ich trakcie, zgłaszał się, wypowiadał. 

Znaczącym następstwem jest także całkiem nowy proces samokształcenia i podnoszenia własnych kwalifikacji przez nauczycieli. W relatywnie krótkim czasie nauczyciele nauczyli się , jak można samemu produkować materiały wideo do prowadzenia ćwiczeń. 

Cyfrowe prezentacje w ramach różnych faz zajęć są także możliwe do opanowania dzięki temu procesowi, bez potrzeby kierowania edukatorów od szkoły do szkoły. Wypracowane przez nas moduły są zamieszczone na platformie, toteż nauczyciele mogą z nich korzystać, przepracowywać je i udoskonalać. 

Następstwem pandemii jest także zwiększeniu zainteresowania dyrekcji szkół  opinią rodziców na temat uczenia się dzieci. Otrzymują dzięki temu systematyczny Feedback. Edukacja szkolna może się zatem efektywnie zmieniać.  

(tłum. z języka niemieckiego


23 marca 2021

Kłamstwo w polityce

 


    W zwiazku z toczącą się z każdym dniem odsłoną kolejnych afer w naszym kraju przypomniał mi się jeden z tekstów Marcina Króla, w którym pisał: 

   Jeżeli polityk dla zdobycia władzy gotów jest zaprzedać duszę diabłu kłamstwa, a my na to nie reagujemy, to znaczy, że stajemy się wspólnikami w kłamstwie [Kłamstwo robi z nas idiotów, GW 28-29.09.2012, s. 14]. 

    Powyższy imperatyw etyczny nie dotyczył tylko polityków, ale także naukowców, którzy - w odróżnieniu od innych obywateli naszego kraju - zdecydowanie lepiej czytają i rozumieją dyskurs władzy politycznej manipulującej społeczeństwem. Kłamstwo polityków jest coraz częściej skrywane za pomocą subtelnych technik public relation, a więc z zastosowaniem wiedzy naukowej. 

Kłamstwo w polityce jest intencjonalne, podobnie jak jego niedostrzeganie przez naukowców, którzy, jeśli go nie odkrywają społeczeństwu, to w równej mierze co jego sprawcy przyczyniają się do niszczenia sfery publicznej, a tym samym i do destrukcji demokracji. Nieświadomi zagrożeń ze strony władzy obywatele tracą na tym nie tylko osobiście, ale i społecznie, bowiem tłumiona jest w nich konieczna dla istnienia w społeczeństwie obywatelskim wrażliwości na dysfunkcje, patologie,  które rozwijają się w wyniku nieświadomości ich rzeczywistych źródeł.  

Być może nawet łatwiej jest niektórym naukowcom chować się za wynikami zmanipulowanych badań sondażowych, bo zawsze mogą uniknąć odpowiedzialności za decyzje polityków, które powstały na podstawie ich naukowych diagnoz czy interpretacji. Można jednak zapytać, czy ich milczenie wobec manipulacji władzy nie tyle danymi, chociaż i to ma miejsce, ale przede wszystkim ich interpretacją, usprawiedliwia ich milczenie lub uczestniczenie w kłamstwie? Czy może ten rodzaj współsprawstwa jest usprawiedliwiony wynikami sondaży, które zostały przeprowadzone zgodnie z obowiązującą w naukach społecznych metodologią? 

Kto spoza ekspertów, a więc wśród przeciętnych (w sensie statystycznym) obywateli jest w stanie stwierdzić, czy owa metodologia uwzględniła kluczowe dla diagnozy zmienne oraz jak były skonstruowane pytania? W tym sensie przyznaję rację historykowi idei, że: 

Politycy, publicyści, eksperci i specjaliści chcą, byśmy  byli ich wspólnikami w kłamstwie. Po pierwsze – wtedy mniej widać, że kłamią. Po drugie – jak nas zdeprawują, to łatwiej będzie rządzić w kłamstwie, i po trzecie  - im więcej kłamstwa, tym bardziej odległy staje się horyzont prawdy.(...) Kłamstwo bowiem poniża nas wszystkich, czyni z nas idiotów, którzy biernie go słuchają lub próbują wybrnąć z błota kłamstw z pomocą innych kłamstw lub pokrętnych wyjaśnień [tamże, s. 15].

W 2012 r., kiedy u władzy była Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe  Artur Balazs, były minister rolnictwa, polityk prawicy udzielił wywiadu "Rzeczpospolitej". Jak stwierdził w rozmowie z Mariuszem Staniszewskim i Bartoszem Marczukiem: 

Jeszcze nigdy w ostatnim dwudziestoleciu nie było w Polsce takiego poziomu nepotyzmu i kolesiostwa(...) Dla PO życie partyjne jest znacznie ważniejsze niż służba państwu. Ale tafla lodu, po której stąpa premier i jego ugrupowanie jest coraz cieńsza. Nie wystarczy już opanowany do perfekcji marketing polityczny. Pod względem nepotyzmu i kolesiostwa tak źle jak obecnie w historii ostatnich dwudziestu lat jeszcze nie było. Żaden rząd tak ostentacyjnie nie ignorował obywateli i nie lekceważył składanych przez siebie obietnic [Władza Tuska jest zepsuta, 25.09.2012].

Mogłoby się wydawać, że jako przedstawiciel opozycyjnej formacji przerysowywał obraz tamtych rządów. Chwalił zatem działania Jarosława Kaczyńskiego za kierowanie przez niego rządem w latach 2006-2007 mówiąc, że wówczas [k]orupcja rzeczywiście była wypalana gorącym żelazem. Pewnie byli ludzie z otoczenia Kaczyńskiego, którzy się tym zajmowali i czasem przesadzali. Są przykłady, które to potwierdzają. To jednak były epizody [tamże]

Czyżby dzisiaj też miały miejsce epizody, które Polacy mają tolerować? Czy niektórzy naukowcy popierając kłamstwa władzy i jej akademickich popleczników nie zdają sobie sprawy z tego, że uczestniczą w Złu?   

 


22 marca 2021

Jak polscy podatnicy finansują zagranicznych wydawców "drapieżnych" czasopism naukowych

 



Powraca na łamy "Forum Akademickiego" problem wykazu czasopism, który zawiera w grupie wysoko punktowanych periodyków specjalnie wydawane numery pod autorów z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, z państw postsocjalistycznych. Wydawcy tzw. "drapieżnych" czasopism zorientowali się, że można na "biedakach" z tych państw dobrze zarobić, tym bardziej że władze resortów odpowiadających za finansowanie nauki i politykę w sferze szkolnictwa wyższego nie zorientowały się jeszcze w przebiegłym procederze. 

Jak pisze we wstępie do numeru 3/2021 redaktor Piotr Kieraciński: 

Od dwóch lat wiele zagranicznych czasopism, wcześniej całkiem rzetelnych, poczuło, że polska nauka (być może dotyczy to także innych krajów) ma pieniądze do wydania. Zmieniło zatem zasady publikacji. Zaczęło tworzyć specjalne numery (special issue) dla polskich naukowców. Oczywiście za pieniądze, różne – od niecałych 300 dolarów do nawet 2 tys. franków szwajcarskich (o takich kwotach wiem, może są też wyższe stawki…) za artykuł. Niektóre z tych publikatorów są w międzynarodowych bazach, nawet mają IF, a zgłaszane artykuły poddają recenzjom. Często należą one do wydawców, którzy mają wiele czasopism (od kilku do kilkuset). Zwykle wydawnictwa te powstały w ostatnich kilkunastu latach, czując koniunkturę na publikacje naukowe w otwartym dostępie – płatne przez autorów i instytucje naukowe, które ich zatrudniają. Pojawia się wzajemne cytowanie – łatwo to zorganizować, gdy się ma kilka, a co mówić o kilkudziesięciu czy większej liczbie czasopism – a zatem także IF.

Niektórzy naukowcy zastanawiają się, kiedy polscy wydawcy pism lokujących się w górnej strefie B (od 20 przez 40 i 70 do 100 punktów) zaczną drenować finanse publiczne z tytułu publikowania artykułów nadsyłanych do redakcji.  To, o czym pisze się w ostatnich dwóch miesiącach tylko potwierdza, że dopisanie do wykazu nowych czasopism z punktacją na poziomie dolnej strefy B czy nawet podwyższenie już istniejącym periodykom punktów z 20 do 70, niczego  w istocie nie poprawi, nie pomoże dyscyplinom naukowym, których przedstawicielom powiedzie się zamieszczenie artykułów w tych pismach.

Jak wynika z badań prof. Marka Kwieka w 91 krajach najlepsze pisma naukowe - a więc te ze strefy A (od 100 do 200 punktów) - są zalewane manuskryptami, a do tych poniżej średnich trzeba szukać chętnych... .   Jak stwierdza M. Kwiek: 

Generalnie zlicza się tylko artykuły w tych najlepszych czasopismach - reszta jest albo mało istotna, albo się jej w ogóle nie bierze pod uwagę przy wzajemnych rozliczeniach: państwo - uczelnie, a potem uczelnie - wydziały oraz różni sponsorzy badań typu NCN czy ERC - naukowcy. Upraszczając to na schemacie "Cykl Wiarygodności w Nauce" -  jak najlepsze artykuły podlegają konwersji w nowe granty, środki, infrastrukturę, zasoby, nowe artykuły - i znowu nowe granty.  


Schemat 1. Zamknięty "Cykl Wiarygodności w Nauce" (Latour i Woolgar 1986). 

Temu cyklowi pomagają zarządzający panelami w NCN i/lub urzędnicy MEiN, o czym mogliśmy przekonać się nie tylko w związku z aferą finansowania grantów brata b.ministra zdrowia. Nikt nie skontroluje sieci wzajemnie popierających się w niektórych naukach "kluby" recenzentów piszących pozytywne recenzje i forsujących wnioski grantowe na szczyt rankingu do ich finansowania, po czym prędzej czy później zatrudniani są w uczelni, w której te granty są realizowane. Koło jest zamknięte.    

Ok. 95 proc. naukowców z Polski nie ma najmniejszych nawet szans na opublikowanie swoich rozpraw w periodykach strefy A w bieżącym roku, żeby mogły być uwzględnione w ewaluacji dyscyplin naukowych w 2022 r.  Środki na badania w naukach społecznych i humanistycznych w NCN zostały pomniejszone ze względu na ... pandemię i konieczność wspierania innych dziedzin nauk. 

Słusznie - przysłowiowe "rzucenie obgryzionych kości pod stół, nie zaszkodzi szczekającym psom, bo wozy i tak jadą dalej". Czyje?       

Krążą w środowisku akademickim spekulacje na temat tego, czy aby minister P. Czarnek pomoże ręcznym sterowaniem, a więc w wyniku realizacji hidden curriculum, tym uczelniom z uprawnieniami do nadawania stopni naukowych, których władze jawnie wspierają politykę rządu?  W taki sposób rząd potraktował samorządy przy rozdziale środków na inwestycje, by uzyskały je tylko te politycznie "zasłużone".        

Prawica tak narzekała na wyprzedaż polskiego majątku, ale to samo akceptuje w polskiej nauce. Prowadzi do upadku wielu czasopism naukowych nie dlatego, że są niskiej jakości, ale ze względu na ich zdegradowanie rankingową listą, która ma niewiele wspólnego z jakością. Kogo zresztą obchodzi jakość?   

   

21 marca 2021

WSPÓŁCZESNA PEDAGOGIKA WCZESNOSZKOLNA I PRZEDSZKOLNA. INNOWACYJNIE - KREATYWNIE - NOWOCZEŚNIE”

 


Nie ulega wątpliwości, że pandemia zmuszająca nas do spotkań w wirtualnym świecie ma także dobre strony, bowiem zorganizowana już po  raz czwarty przez Instytut Pedagogiki Akademii Pomorskiej w Słupsku (przez dr Jolantę Maciąg) Ogólnopolska Konferencja dla nauczycieli wczesnej edukacji oraz badaczy tego poziomu kształcenia, nie miałaby zapewne kilkuset uczestników.  

Nie chodzi tu o kwestię problematyki konferencyjnej, ale o dość trudny dojazd do Słupska z wszystkich stron kraju, by w ciągu jednego dnia można było wysłuchać od rana do wieczora referaty ekspertów w powyższym zakresie i uczestniczyć w metodycznych warsztatach. 

Po  krótkim panelu inauguracyjny z udziałem trzech profesorów  Bogusława Śliwerskiego (Nie obawiajmy się alternatyw w edukacji wczesnoszkolnej); Bolesława Niemierko (Wielobarwna twórczość dzieci) i Danuty Waloszek (Niedostrzegane obszary kwalifikacji nauczycielskich- etyczność, niepewność), odbyły się jeszcze cztery sesje plenarne: 

I Wymiary odpowiedzialności i troski za dziecko i ucznia

II Wybrane obszary koniecznej zmiany w edukacji

III Nauczyciel jako kreator i innowator 

IV Przykłady rozwiązań edukacyjnych

oraz warsztaty metodyczne:    

1. Program zajęć rozwijających "Plastelinografia dla dużych i małych"

2. Tworzenie prostych i zaawansowanych animacji 3D, przy pomocy darmowego programu BLENDER 

3. Kształtowanie motywacji u uczniów oraz psychologiczne założenia pracy grupowe

4. Pomyśleć przestrzeń 

5. Formy aktywności muzycznej w klasach I – III 

6. O Gordonie w wychowaniu przedszkolnym

7. Scratch - warsztaty programowania blokowego od podstaw

8. Wiosenna kreatywność w działalności plastycznej dzieci w wieku przedszkolnym

9. Kreatywny nauczyciel- kreatywny wychowanek/uczeń

10.Praktyczne sposoby wykorzystania narzędzi do nauki zdalnej.

Wszystkie formy debaty, analiz i ćwiczeń odbywały się na platformie GoogleMeet. 

    Bardzo dobrze zostały zaplanowane poszczególne sesje, dając nauczycielom odpowiedniego poziomu edukacji możliwość wyboru tej problematyki, która jest im najbardziej bliska i potrzebna. W całej pełni popieram idee takich konferencji oświatowych, w których uczestniczą naukowcy i nauczyciele powszechnej oświaty, by wzajemnie obdarzać się własnym doświadczeniem, wynikami badań naukowych czy refleksją krytyczną.



(printScreen - prof. Bolesław Niemierko) 

Dawno nie miałem okazji słyszeć profesora Bolesława Niemierki, toteż ucieszyła mnie Jego obecność w panelu, w trakcie którego  przedstawił własne stanowisko na temat istoty i roli twórczości w edukacji wczesnoszkolnej. 


Zapowiedział też wydanie wkrótce swojej nowej książki z dydaktyki, która odsłoni konieczność dopełnienia taksonomii celów kształcenia B. Blooma z 1956 roku, a wciąż uważanej za aktualną (sic!), o najwyższy cel, jakim powinna być twórczość dzieci.   

 Profesor przywoływał wprawdzie dość odległe w czasie, bo z 2004 roku  badania Turskiej w szkołach średnich (w gimnazjach i liceach), z których wynikało, że najwyższy poziom twórczości wcale nie mieli uczniowie o najwyższym  stopniu inteligencji, ale przeciętni. Pytał zatem, jak to jest możliwe, że z każdym rokiem uczęszczania dzieci i młodzieży do szkoły, poziom ich inteligencji i potencjał twórczy są redukowane, niedostrzegane lub niedoceniane  przez większość nauczycieli? 



Profesor Niemierko przedstawił zarazem znany od starożytności podział ludzkich charakterów na cztery typy (melancholik, sangwinik, choleryk i flegmatyk), którym przypisał odmiany twórczości. Zidentyfikowanie tych typów charakteru przez nauczycieli u ich uczniów oraz uwzględniane w oferowanych im formach i metodach uczenia się powinno sprzyjać zrównoważonemu rozwojowi osobowości. 




Na czacie pojawiły się pytania i komentarze słuchaczy, biernych uczestników konferencji: m.in. 

Szanowni Państwo, jak powinna być zorganizowana - z Państwa perspektywy badawczej - edukacja akademicka przygotowująca nauczycieli do tworzenia postulowanej w Państwa wystąpieniach "szkoły przyszłości"? Czego nam brakuje w uwalnianiu szkoły w kierunku modelu "edukacji nowego wymiaru": wiedzy, umiejętności, woli? Co jest najsłabszym ogniwem w systemie blokującym rozwój "szkół przyszłości"?

Od kogo zależy to, czy dzieci siedzą godzinami przed komputerami? Kto za to odpowiada? Kto zmusza nauczycieli do takiej organizacji zajęć hybrydowych, jak w zaprezentowanym przez Panią Profesor przykładzie?

Zgadzam się, a jeśli z kolei rodzice systematycznie słyszą, że ich dziecko jest słabe, nie potrafi tego czy tamtego to unikają szkoły jak ognia, gdyby usłyszeli odrobinę pozytywnych informacji na temat swojej pociechy myślę, że kontakt i współpraca ze szkołą byłyby dużo lepsze ...  i bardziej owocne.