Nie
pisalibyśmy tej książki, gdybyśmy byli przekonani, że rozwój polskiej edukacji
zmierza w dobrym kierunku. Niestety, już nawet najlepsi nauczyciele,
najbardziej oddani kształceniu dzieci i/lub
młodzieży mają poczucie straconych kilkudziesięciu lat własnej pracy,
zaangażowania i poświęcenia. Uczniom szkoła kojarzy się z nudą, straconym
czasem, poczuciem bezsensu, promowaniem konformizmu i oportunizmu. Są też tacy,
którzy przywykli traktować szkołę jako konieczność, którą trzeba zaliczyć i
szybko o niej zapomnieć. Poczucie bezsilności towarzyszy również rodzicom,
którzy pytając swoje dzieci o to, co było w szkole, często słyszą –
jakże wymowne – NIC!
Do
tego głosu dołączają również naukowcy, nie wahając się przed użyciem
zdecydowanych metafor nazywających polski system edukacji rzeczywistością: „pozorów”, „iluzji”, „sprawców i ofiar”, a czas
spędzony w szkole porównując do „spania w szafie na stojąco” (Dudzikowa
i Knasiecka-Falbierska). Szkoła pojawia
się również jako: „fabryka”, „klasztor”, „więzienie”, „wojna”, „wolny rynek” (Dudzikowa
i Czerepaniak-Walczak); rozumienie
procesu kształcenia to „Taniec św. Wita” (splątanie umysłowe) (Klus-Stańska);
na widok czego „ręce opadają” (Klus-Stańska);
Dominuje „chaos w dydaktyce”, „pop i folk dydaktyka” (Klus-Stańska);
brak refleksyjności dydaktycznej grozi: „Pasywizmem i dominacją zjadaczy
chleba” (Rutkowiak);
codziennością klasowo lekcyjną są: „szkolne blokady rozwoju mówienia”, „treningi
schematyzacji myślenia”, a atmosferę w klasie oddaje apodyktyczne: „Nie mówić, nie słuchać, nie myśleć”
(!) (Klus-Stańska
i Nowicka).
Wypada
również przywołać znaczenie pojęcia „homo – sovieticus” jako metafory
„rdzennej” a
zarazem prawdy założycielskiej dla całości dyscypliny zwanej dydaktyką ogólną,
w Polsce. Rozmawialiśmy o tym podczas pierwszego po komunizmie Ogólnopolskiego
Zjazdu Pedagogicznego, który odbył się w Rembertowie w 1993 roku (Śliwerski),
podkreślając konieczność należytego zreflektowania się jego uczestników. Z tego
samego czasu dochodzi echem metafora „Mimikry”, widziana jako behawioralna adaptacja
do kulturowych uwarunkowań władzy i dominacji, oparta na gestach uniżenia i
pozorach współpracy, upodabniania się do większości, kamuflowania autentycznych
przemyśleń, jeśli miałyby ograniczyć osiągania własnych korzyści (Kwieciński). Uwagę zwraca określenie z krajów
byłego Związku Radzieckiego, które pozostawiamy w wymownym zapisie fonetycznym
i tłumaczeniu w przypisie: „wot chamieleon - nastajaszczij sowietskij
czełowiek” (Parniewski)
Wszystkie
przywoływane pojęcia definiują typ „osobowości autorytarnej”, jako intra i
interpersonalnej (de)formacji psycho-społecznej rozwijanej i faworyzowanej
wśród nauczycieli i uczniów polskiej szkoły od wielu już dekad. Bezkrytyczne
podporządkowywanie się systemowi, manifestowanie uniżenia wobec silniejszych,
nie ujawnianie własnego „ja” i stygmatyzacja myślących inaczej, to wciąż – mimo
dojrzewającej demokracji – norma kulturowa definiująca szkolne role społeczne
nauczyciela, ucznia i rodzica, wikłając je w patologiczne zależności. Podobną zależność zaobserwować można w „folwarcznej”
relacji pracodawcy – pracownika, polityka – wyborcy, a nawet przedstawicieli
kleru i wiernych. Jeśli można mówić o jakiejkolwiek demokratyzacji relacji
międzyludzkich w naszej współczesnej historii, to bynajmniej nie zawdzięczamy
tego rodzimej kulturze szkolnej i akademickiej. Dlaczego tak się dzieje? I czy
jesteśmy w stanie się z tego wydobyć?
Powodów
jest wiele i zapewne nie wszystkie zdołamy tu poruszyć. Dlatego książka składa się z dwóch niezależnych od siebie,
ale uzupełniających się części, otwierających serię wydawniczą, która w formie
kolejnych tomów powinna uchwycić problem inercyjności polskiej szkoły możliwie
całościowo – a przynajmniej w perspektywie, jakiej do tej pory nie
uwzględniano.
Pierwsza część niniejszego tomu poświęcona jest próbie
wieloaspektowego zilustrowania stanu badań rzeczywistości klasowo-lekcyjnej, ze
szczególnym uwzględnieniem jej uwikłań politycznych i środowiskowych. W drugiej
części wracamy do źródeł, a miejscami pra-źródeł aktów poznawania i doznań z
tym związanych, aby odtworzyć czym w istocie było nauczanie i między kim
zachodziło. Tak opracowany materiał pozwolił nam zakreślić tworzone pole
badawcze, którego granice i pogranicza oddajemy w formie następujących pytań:
Jak bardzo oddaliliśmy się od witalnego źródła dzielenia się wiedzą, w tym
udzielania się własną osobowością?
Jak bardzo spłyciliśmy poziom uczestnictwa
we własnym i wzajemnym człowieczeństwie?
Jak krzywdzące dla całych społeczeństw
jest skoszarowanie kolejnych pokoleń w systemach klasowo-lekcyjnych?
Jakie
dewiacje osobowościowe mogą wyrastać na gruncie zaburzonej relacyjności między-
i wewnątrzludzkiej, utrzymującej się przez całe lata w toku „kariery” edukacyjnej?
Skąd się wziął system klasowo-lekcyjny
i do jakich celów społeczno-politycznych był i jest wykorzystywany?
Najczęściej
jednak wracamy do sentymentalnego pytania – jak to jest możliwe, że tak bardzo
pragnęliśmy w latach 80.XX w. innej szkoły, innego państwa, innej edukacji, a
wciąż nie przekroczyliśmy punktu zerowego, jaki zapowiadał przełom 1989 r. Po
trzydziestu latach transformacji konieczne jest określenie powodów, dla których
polskie szkoły nie są miejscami przyszłości w świecie teraźniejszości.
Niewątpliwie, na pierwszym planie ujawnia się bezsilność środowisk innowatorów
edukacyjnych wobec pseudoreform, których naczelnym celem jest kreowanie przez
kolejnych ministrów samych siebie i partii władzy kosztem zaniedbywania rozwoju
młodych pokoleń światłych nauczycieli i zainspirowanych poznawanym światem
uczniów.
Ilekroć
pedagogika podporządkowuje pryncypia swojego przesłania i działania
jakiejkolwiek ideologii wnoszonej do edukacji przez partię rządzącą, jej
służebność sprowadza się do dwóch ściśle powiązanych z sobą faktów: poddawania
procesów edukacyjnych ocenie z punktu widzenia określonej ideologii jako
kryterium zasadniczego, fundamentalnego, któremu wszystkie inne są
podporządkowane, z czym mieliśmy do czynienia w pedagogice okresu PRL, albo do
narzucania ideologii partii rządzącej, która w wyniku wolnych wyborów doszła do
władzy.
W wyniku tych procesów uważa się za stosowne narzucanie swojej
ideologii części społeczeństwa, które podlega jej bezpośrednim wpływom, a więc
nauczycielom i wychowawcom jako odgrywającym role funkcjonariuszy publicznych
oraz ich wychowankom realizującym pod przymusem administracyjnym powszechny
obowiązek szkolny. W obu przypadkach mimo skrajnie odmiennych ustrojów
politycznych na plan dalszy schodzą ponadczasowe, uniwersalne idee czy wartości
paidei, jakimi są Prawda, Dobro i
Piękno. Dodajemy do nich służbę (często ofiarność), wolną wolę, zaangażowanie,
dzielność, miłość i pasję działania.
Używam słowa „MY”, bo książkę napisaliśmy
wspólnie z młodszym o pokolenie Michałem Paluchem. Książka nie powstałaby,
gdybym nie spotkał kiedyś niepokornego studenta pedagogiki, który podczas
branżowego seminarium
stanął naprzeciw wielu dziekanów i prorektorów polskich uczelni pedagogicznych,
wskazując (w oparciu o przeprowadzone przez siebie badania),
na demoralizujące doświadczenia akademickie, w jakie wikłano „pokolenie
transformacji”, a w szczególności osoby czujące i przeżywające powołanie
zawodowe.
Młodzi adepci pedagogiki nie zdawali sobie wówczas sprawy, że ich
niewiele starsze koleżanki i koledzy również toczą nierówną walkę o lepszą
szkołę: na lekcjach, w pokojach nauczycielskich, wywiadówkach i w gabinetach
dyrektorów. Wielu miało nadzieję – a ja wraz z nimi – że są pokoleniem wielkiej
przemiany mentalnej, zrywu duchowego, organizacyjnego i programowego, „klas
autorskich”
i szkół alternatywnych. Jakże się myliliśmy w ocenie realnych szans na
rekonstrukcję etosu nauczycielstwa polskiego i przywrócenia prawdziwego
autorytetu nauczyciela i szkoły.
Po trzydziestu latach różnych działań na
rzecz czynnego i zróżnicowanego włączenia się w transformację polskiej edukacji
właściwie nie miałem już ochoty dalej zajmować się problematyką edukacji
szkolnej. Spotkałem jednak Michała po raz drugi, kilka lat temu w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, na
studiach doktoranckich. Doświadczenie rozmów podczas wykładów, postawionych
pytań i udzielonych odpowiedzi, w każdym z nas zapisało się bardzo głęboko.
Odwiedziłem również młodego pedagoga w Cieszynie, w jego rodzinnej
miejscowości, gdzie od lat prowadził Stowarzyszenie Transgranicznego Centrum
Wolontariatu,
i którego jednym z celów było dosłownie i w przenośni „wyciąganie” ludzi ze
szkolnych ławek. Transgraniczność, jako metafora rdzenna, legła tu u podstaw
nie tylko woli przekraczania granic w sensie terytorialnym, ale przede wszystkim
mentalnym, kompetencyjnym i świadomościowym. Szybko rozpoznaliśmy w sobie wartości, którymi nasiąkaliśmy w
harcerstwie i w działaniach pro publico bono, chociaż każdy z nas podejmował je
w innym regionie kraju, w innej rzeczywistości socjo-kulturowej.
Okazało się, że Michał Paluch, jako
zadeklarowany przeciwnik znanej mu tradycji
akademickiej i szkolnej, od wielu lat działał z wolontariuszami w
przestrzeni publicznej, prowadząc liczne przedsięwzięcia w sektorze edukacji
nieformalnej, międzykulturowej i obywatelskiej. Wykorzystywał własne doświadczenia
edukatorskie i know-how, zdobywane lokalnie jak i poza granicami kraju, aby
wspomagać angażujące się społecznie i politycznie osoby w drodze do bardziej
świadomego i profesjonalnego uczestnictwa w człowieczeństwie własnym i innych
oraz w życiu publicznym i społecznym.
Jego pomysł na powołanie do życia Szkoły
Radnych XXI wieku spotkał się z uznaniem, nie tylko z racji samej idei, ale
metody pracy z dorosłymi. „Pytanie o radnego […] to pytanie o człowieka z
sąsiedztwa – o jego społeczny etos, tożsamość, zaufanie. Metodycy szkoły
pracowali nad zmianą tożsamości radnego, widząc go nie tylko jako osobę
funkcyjną wobec prawa lokalnego, ale przede wszystkim jako: „[…] edukatora w
dziedzinie podstawowych zjawisk społecznych, nawiązywania relacji
międzyludzkich i zdolności budowania edukującej się międzypokoleniowej
wspólnoty. […] nowe pokolenie radnych musi zacząć nie tylko odbudowywać więzi
społeczne, ale rzucić wyzwanie zastygłej kulturze pracy w samym urzędzie.” (Paluch)
Jego „szkoła” była otwarta dla wszystkich
mieszkańców miasta i regionu wyrażających dobrą wolę do wspólnotowego myślenia
i działania. Podobnie było z Akademią Transgraniczną, projektem edukacyjnym
skierowanym do młodzieży szkolnej, z nastawieniem na rozwój kompetencji
krytycznego i samodzielnego myślenia, wyrażania własnych emocji we właściwy dla
siebie sposób, wystąpień publicznych, zarządzania pomysłami, liderstwem. Wśród
„transgranicznych” szczególnym zainteresowaniem cieszyły się warsztaty
antropologiczne, angażujące młodych w rozważania o naturze ludzkiej,
podmiotowości, życiu i przemijaniu, mądrości życiowej i wolności.
Łącznie, w
latach 2009 – 2018 na warsztatach Michała Palucha pojawiali się uczniowie z
różnych szkół i studiów jak i młodzież ze środowisk wykluczonych, prymusi i
„najsłabsi”, studenci, liderzy z innych organizacji pozarządowych,
dziennikarze, lokalni działacze społeczni i polityczni, osoby postronne.
Można powiedzieć metaforycznie, że ta
niewielka „wyspa edukacyjnego oporu” nie była bezludna, stanowiąc przede
wszystkim przystań dla wielu szkolnych banitów i rozbitków, w tym ludzi
utalentowanych społecznie i poszukujących prawdziwych relacji międzyludzkich.
Są to wartości nieobecne lub trudne do uchwycenia i doświadczenia w
konwencjonalnym ustroju szkolnym.
W ciągu kilku lat studiów doktoranckich mogliśmy
wspólnie pogłębić wiedzę, przeprowadzić eksperymentalne badania w środowisku
akademickim, by na tej podstawie powstała praca doktorska pt. Dwoistość relacji dydaktycznej nauczyciel–dorosły uczeń, którą Michał obronił w dn. 24 czerwca 2020 r. w warunkach panującej już w
kraju pandemii Koronawirusa. Cząstka jego doświadczenia i wyników badań procesu nauczania-uczenia się znajduje swoje szczególne miejsce
w tej książce, bowiem sięga nie tylko do źródeł wiedzy o istocie uczenia się i
nauczania, ale także do rdzenia nauczycielskiej profesji, zawodowego talentu i
powołania.
Cechuje je nie tylko potrzeba bycia autorem samo-rozwoju, nie
uleganie trendom i presji osiągania statusu społecznego, ale także towarzyszące
każdemu nowatorowi zjawisko samotności. Wynika ono z ostatecznego rozstania z
prawdziwym uczniem i koniecznością kontynuowania dalszej wędrówki w pojedynkę,
niezależnie od ilości mijanych i napotykanych dalej osób – uczniów, ich
rodziców i innych nauczycieli. To był nasz wspólny mianownik powodujący
potrzebę napotkania swoich myśli, idei i doświadczeń na kartach wspólnej
książki, by pozostać w swojej samotności zmagań z kolejnymi wyzwaniami losu,
naszych uniwersytetów i akademii.
Obaj wiedzieliśmy, że nauka
powinna opisywać i wyjaśniać znaczenie uwarunkowań procesu kształcenia, które
pozostając nienaruszalnymi w polskim systemie szkolnym i zarządzaniu nim,
prowadzą do edukacyjnych strat w życiu kolejnych młodych pokoleń. Reszta należy do obecnych i kolejnych pokoleń uczonych i nauczycieli.