04 grudnia 2024

Recenzent wydawniczy kreatorem pseudonaukowych rozpraw




Jeśli recenzenci wydawniczy, a następnie recenzenci w postępowaniach na stopień naukowy doktora habilitowanego nie będą rzetelnie wykonywać swoich zadań, zaś rady dyscyplin naukowych cichcem będą nadawać stopnie naukowe pseudonaukowcom, to proszę nie liczyć na to, że PEDAGOGIKA będzie bardziej szanowana wśród pozostałych dyscyplin w naukach społecznych. 

W metodologii badań społecznych istnieje niepodważalny kanon postępowania badawczego, którego omijać nie wolno, nie warto, niezależnie od tego, jaki ma się stopień naukowy - doktora czy doktora habilitowanego. Tym bardziej, kiedy jest się profesorem tytularnym. Akceptując buble naukowe recenzent/-ka ośmiesza siebie i kompromituje dyscyplinę naukową wraz z jej akademickim środowiskiem.

Coraz częściej spotykamy się z rekomendowaniem do druku przez profesorów, doktorów habilitowanych rozpraw, które posiadają poważne błędy merytoryczne, metodologiczne. Już nie zastanawiają się nad tym, co czynią polskiej pedagogice, ale także autorom tych prac, którzy mają prawo wierzyć, że ich publikacja spełnia naukowe wymagania. Kiedy w postępowaniu awansowym spotykają się z odmową nadania im stopnia, są zdumieni. 

Może jednak być tak, że recenzent wydawniczy sformułował uwagi krytyczne, ale ich adresat postanowił je zlekceważyć. Wówczas powinien mieć pretensje do siebie skoro opublikowali rozprawę z ewidentnymi błędami.

Wybitny dydaktyk i historyk myśli pedagogicznej Czesław Kupisiewicz pozostawił następcom swoje pedagogiczne credo: "(...) błędy popełniane przez niektórych polskich pedagogów utrudniają rozwój polskich nauk o wychowaniu, a niekiedy wręcz go uniemożliwiają. Gdyby je ułożyć w porządku alfabetycznym – co jest wskazane, ponieważ nie przesądza à priori o dominacji jednych nad drugimi – wówczas powinny nimi być: autopromocja; autoreklama oraz błędy terminologiczne" (Studia z Teorii Wychowania, 2015, nr 6(4) 

Brakuje w procesie kształcenia i budowania przez nauczycieli czy profesjonalnych edukatorów krytycznego spojrzenia na literaturę z nauk społecznych i humanistycznych w sprawach, które bezpośrednio dotyczą także ich codziennego życia, aktywności społecznej, rodzicielskiej czy zawodowej. W środowisku akademickim tylko nieliczni profesorowie publikują krytyczne recenzje rozpraw, które nie powinny być wydane.  

W ostatnich latach zostały ukazały się, wbrew poważnym błędom metodologicznym i merytorycznym, monografie, narzędzia diagnostyczne  czy raporty takich autorów, jak:

Szałach S. (2020). Poziom zaufania studentów pedagogiki w interakcjach edukacyjnych, Koszalin: Politechnika Koszalińska. 

Cieśleńska B. (2019). Odpowiedzialność zawodowa nauczyciela. Studium teoretyczno-empiryczne, Pułtusk: Wydawnictwo Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. 

Stanek J. (2024). O humorze poważnie. style humoru nauczycieli i studentów specjalności nauczycielskiej, Kraków: Oficyna Wydawnicza "Impuls". 

Staroń P., Bielska M., Bojanowska M., Brzostowski T., Gill-Piątek H., Gramatyka M., Guza A., Jankowiak-Maik A., Mielczarek M., Młyńska M., Sześciło D., Zagłoba M., Zakroczymski S, Ziętka I. (2022). 'EDUKACJA DLA PRZYSZŁOŚCI". Warszawa: "Polska 2050". 

Flis J., Dębski M. (2023). Młode głowy. Raport z badania dotyczącego zdrowia psychicznego, poczucia własnej wartości i sprawczości wśród młodych ludzi, Warszawa: Fundacja UNAWEZA.

Potocki P. Machalica B. (2021). Pęknięte pokolenie rewolucjonistów? Młodzi wobec sytuacji w Polsce w 2021 roku. Fundacja Friedricha Eberta.  

Buchner A., Fereniec-Błońska K.,  Wierzbicka M. (2021). Między pasją a zawodem. Raport o statusie nauczycielek i nauczycieli w Polsce, Warszawa: Fundacja ORANGE. 

Raport Rzecznika Praw Dziecka (2021). Ogólnopolskie badanie jakości życia dzieci i młodzieży w Polsce, Warszawa: RPD. 

Raport z badania poziomu tolerancji i mowy nienawiści w polskich szkołach  ponadpodstawowych (2020). Młodzieżówka Przedwiośnie, 




 


03 grudnia 2024

Profesor UWM Stefan Łaszyn wspomina swoją przygodę z egzaminów wstępnych na Uniwersytet Łódzki

 



Kiedy kilka dni temu opublikowałem wywiad z moim Profesorem Karolem Kotłowskim, który ukazał się w tygodniku "Odgłosy" w 1962 roku, nie przypuszczałem, że może on zainteresować współczesnych pedagogów. Tymczasem najpierw nawiązała do wypowiedzi K. Kotłowskiego prof. UŁ Alina Wróbel w trakcie Ogólnopolskiej Konferencji na Uniwersytecie Szczecińskim w dn. 28.11.2024 roku, a drogą elektroniczną dotarł do mnie list-wspomnienie prof. UWM w Olsztynie - Stefana Łaszyna, który tak wspomina egzamin wstępny na pedagogikę w 1962 roku na Uniwersytecie Łódzkim: 


Moja przygoda na egzaminie wstępnym na studia na Uniwersytecie Łódzkim (rok 1962)

Był rok 1962. W maju złożyłem egzamin dojrzałości w Liceum Pedagogicznym nr 2 w Bartoszycach (klasa ukraińska), a w czerwcu tego roku przystąpiłem do egzaminu wstępnego na kierunek pedagogika na Uniwersytecie Łódzkim. Wtedy obowiązywał tzw. nakaz pracy. Z każdego rocznika mogło podjąć studia dzienne tylko dwóch absolwentów, którzy osiągnęli najlepsze wyniki w nauce – jeden na kierunku ścisłym, drugi – humanistycznym. Byłem tym drugim.  Dopiero przygotowując monografię tej szkoły, korzystając z różnych materiałów źródłowych dowiedziałem się, że rada pedagogiczna skierowała mnie na studia pedagogiczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Gdańsku. 



To pewnie moja wielce życzliwa wychowawczyni Halina Krzywańska, postanowiła, że podejmę studia na Uniwersytecie Łódzkim, który ona ukończyła (biologia). Łódź była jej rodzinnym miastem. W czasie egzaminu wstępnego jej rodzina mnie gościła. Mieszkanie znajdowało się w budynku, który był zlokalizowany przy ul. Piotrkowskiej (nieopodal ul. Zielonej). Stąd łatwo było dojechać na ul. Buczka 27 (dzisiaj Kamińskiego), gdzie odbywały się egzaminy wstępne. Blisko też było do dziekanatu wydziału filozoficzno-historycznego i rektoratu (ul. Narutowicza 65).

         Nie pamiętam, gdzie odbywał się egzamin pisemny, a taki przecież musiał być.  Pamiętam tylko, że w pierwszym terminie zdałem wtedy egzamin z języka rosyjskiego, którego w bartoszyckim liceum się nie uczyłem (możliwe były poprawki). O ile się nie mylę, to język obcy na egzaminie wstępnym na studia wprowadzono po raz pierwszy właśnie w 1962 roku. Napiszę tylko o egzaminie ustnym. Zdawałem go z języka polskiego i biologii. Pamiętam salę na pierwszym piętrze przed którą przechadzali się zdenerwowani kandydaci. Rozeszła się bowiem wiadomość, że było kilku kandydatów na jedno miejsce. Dopiero później dowiedziałem się, że podobno w tym roku na 15 miejsc starało się 120 kandydatów, a w rezultacie przyjęto 22.

Na salę egzaminacyjną delikwentów zapraszał mężczyzna w wieku około 30 lat, nieco więcej niż średniego wzrostu, od którego emanował spokój i kultura osobista.

         Po zdaniu egzaminu z języka polskiego, przystąpiłem do egzaminu z biologii. Dopiero wtedy zauważyłem, że członkowie komisji z zainteresowaniem oglądają moje świadectwo maturalne, które jest przekazywane z rąk do rąk. Sądziłem, że to może dlatego, że nie było na nim oceny dostatecznej. Dopiero po jakimś czasie domyśliłem się, że pewnie to zainteresowanie było wywołane tym, iż było to świadectwo dwujęzyczne – dwie strony były w języku polskim, a dwie następne – ukraińskim. Moja klasa była drugą w historii naszego liceum, której absolwenci poszli w świat z takimi świadectwami. Apogeum na tym egzaminie nastąpiło po zakończeniu przeze mnie odpowiedzi z biologii (mówiłem m.in.  na temat mchu – gametofit i sporofit).

         Za długim stołem siedziało 6-8 członków komisji egzaminacyjno-rekrutacyjnej. Pamiętam tylko dwóch jej członków. Przewodniczył komisji zacny doc. Karol Kotłowski. Siedział w środku w białej koszuli i jasnej marynarce na ramionach. Drugim, którego doskonale zapamiętałem, był doc. Stanisław Gerstmann (o ile dobrze pamiętam, to profesorów na łódzkiej pedagogice jeszcze wtedy nie było).  Właśnie on w pewnym momencie trzymając w ręku mój kwestionariusz na studia bardzo uprzejmie, z ciekawością i pewnym zażenowaniem zwrócił się do mnie: - Pan narodowości nie napisał. A jakiej pan jest narodowości? Ja – ocierając pot z czoła, bo było bardzo gorąco, bez wahania odpowiedziałem: - ukraińskiej. Profesor: - To niech pan napisze. Pochyliłem się nad stołem i uczyniłem to.

         Po kilku dniach zostały wywieszone listy z nazwiskami przyjętych na studia i tych, którzy zdali i z powodu braku miejsc nie zostali przyjęci. Swoje nazwisko znalazłem na tej drugiej liście. Była ona długa i moje nazwisko było prawie na początku. Dlaczego, to tego nie potrafię wyjaśnić. Czy to była lista rankingowa, czy też akurat był to zwykły przypadek.

         Po zreferowaniu sytuacji odbyła się narada w rodzinie mojej wychowawczyni, gdzie się zatrzymałem, jak napisałem wcześniej, na okres egzaminów. Powiedziałem wtedy zebranym, że na zawiadomieniu o egzaminie wstępnym jest nazwisko Stefan Hrabec, który, jak orzekli moi rodzice, może być naszym krewnym. Wspólnie zdecydowaliśmy, że będę prosił go o pomoc. Okazałem się odważnym, ryzykownym i nawet namolnym kandydatem, bo poszedłem do prof. S. Hrabca.  

Jak odnalazłem jego mieszkanie przy ul. Uniwersyteckiej 3 – tego nie wiem.  Do dzisiaj natomiast pamiętam usytuowanie lokalu, na parterze, po lewej stronie.  Zapukałem do drzwi, otworzył je mężczyzna słusznego wzrostu, średniej tuszy, o gęstej fryzurze,  który okazał duże zdziwienie na mój widok. Przedstawiłem się, ale moje nazwisko nie zrobiło na gospodarzu wrażenia (a na to liczyłem), powiedziałem, że chodzi o odwołanie-pomoc w sprawie przyjęcia na studia.  Prorektor zripostował: - Nie tutaj! i zamknął zamaszyście drzwi, chociaż zrobi to bez widocznego zdenerwowania.  

         Ponowna narada w rodzinie mojej wychowawczyni. Decyzja była taka, że powinienem udać się do dziekanatu, poprosić o wydanie dokumentów i starać się o przyjęcie w innej uczelni. Gdy znalazłem się w dziekanacie wydziału filozoficzno-historycznego, tam spotkała mnie niespodzianka, a nawet dwie. Pierwsza, dokumentów nie chciano mi wydać, co było anemicznie uzasadniane koniecznością ich opracowania. A było to kilka dni po wywieszeniu list; argumentowałem, że jestem z Olsztyna. 

Nie pomogło. Gdy zrezygnowany wychodziłem z dziekanatu, podążył za mną mężczyzna (wcześniej rozmawiał z sekretarką), który zapraszał kandydatów na egzamin ustny na Buczka.  Zatrzymał się chwilę i zwróciwszy się dyskretnie w moją stronę powiedział przyciszonym głosem: - Niech pan nie rezygnuje. Pan bardzo dobrze zdawał. Niech pan złoży odwołanie. Rozmowy nie było.   Następnie pospiesznie się oddalił.

         Znowu narada w rodzinnym domu mojej wychowawczyni. Złożyłem odwołanie. Opuściłem przyjazne mieszkanie i miłą memu sercu Łódź, którą w ciągu kilku dni pobytu w tym mieście polubiłem. Byłem pierwszy raz dłużej w takim dużym mieście. Sama ulica Piotrkowska, to podobno 7 kilometrów. Czekałem z niecierpliwością na wynik odwołania w rodzinnym domu na wsi w pow. pasłęckim. Po kilku tygodniach, gdy pracowałem z rodzicami na polu przy sianie, listonosz przyniósł list z miłą wiadomością.  Zostałem przyjęty na studia, otrzymałem akademik i wszystkie możliwe wtedy stypendia. Był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu, bo ja już od III klasy liceum marzyłem, by studiować pedagogikę.

         Do dzisiaj nadal nurtuje mnie pytanie, po dziesiątkach lat które minęły od tamtych pamiętnych dni, i teraz chyba bardziej niż kiedyś mnie ono dręczy, kim był ten mężczyzna który wtedy mi pomógł i jakie motywy kierowały jego postępowaniem? Myślę, że możliwość jego odnalezienia jest znikoma, ale jednak nie trzeba rezygnować i spróbować to zrobić. Szkoda, że nie podjąłem takich działań wcześniej. Jednak tak to chyba często bywa, że do pewnych decyzji i działań dojrzewa się dosyć długo, czasem za długo. Tak się stało w moim przypadku z rozszyfrowaniem intrygującego mnie zdarzenia, które wtedy miało miejsce.

         Kończąc dodam, że ani wtedy, ani też teraz nie przychodziła mi do głowy myśl, by posądzić doc. Stanisława Gerstmanna o tendencyjność, złośliwość, czy nacjonalizm. To było normalne rutynowe pytanie, bo jako psycholog pewnie dziwił się, że ktoś mając dwujęzyczne świadectwo ukrywa swoją narodowość. I miał rację. Gdy w liceum zapytałem zaprzyjaźnionego profesora co mam wpisać w rubryce „narodowość”, to poradził mi abym wypełnił rubrykę poprzedzającą i następującą po tej, w której należało określić narodowość większymi literami. I tak zrobiłem. Ten profesor nie był Ukraińcem, ale też nie był Polakiem. Doc. Stanisława Gerstmanna wspominam z wielkim sentymentem, bo na egzaminach z psychologii otrzymałem ocenę dostateczną i bardzo dobrą. Ta druga raczej bywała z psychologii rzadkością.

Osobiste wspomnienie absolwenta łódzkiej pedagogiki może wzbogacić naszą wiedzę na temat Uniwersytetu Łódzkiego, który miał znakomitych profesorów m.in. wśród psychologów. Zapewne jego zaciekawienie ukraińskim pochodzeniem kandydata na studia pedagogiczne wynikało z faktu, że on sam pochodził z lwowskiej rodziny.   

Byłem asystentem na UŁ, kiedy dowiedziałem się o tragicznej śmierci profesora S. Gerstmanna. Zginął w tragicznych okolicznościach z członkami własnej rodziny w mieszkaniu na osiedlu Retkinia na skutek uszkodzonej w bloku instalacji gazowej. W czasie studiów uczestniczyłem w wykładach profesora S. Gerstmanna z psychologii ogólnej, które były poprowadzone po mistrzowsku. 

Profesor był znakomitym wykładowcą, o wyjątkowej kulturze osobistej, z szacunkiem traktując studentów, ale zarazem wymagając od nas wiedzy. egzamin jednak prowadziła jego st. asystentka dr psychologii Lucyna Golińska. W minionym roku akademickim nastąpiło uroczyste odnowienie nadania Jej stopnia naukowego doktora.   

Dziękuję S. Łaszynowi za podzielenie się z nami wspomnieniem z egzaminów wstępnych, które tak silnie zapadło w jego pamięci.          

 

          


02 grudnia 2024

Pozytywny finał interwencji w sprawie "Lotu nad kukułczym gniazdem"


  

W dniu 16 czerwca 2024 roku opisywałem sytuację jednego z byłych pacjentów ośrodka rehabilitacji i terapii psychiatrycznej dla osób z podwójną diagnozą. To, czego ta osoba doświadczyła w szpitalu, nie śniło się jej w najgorszych koszmarach. Napisała do mnie z prośbą o jakąś interwencję.  Zwróciłem się zatem o pomoc do specjalizującej się w tej problematyce dziennikarki, która zainteresowała się problemem przypominającym sytuację z książki i filmu na jej podstawie pt. "Lot nad kukułczym gniazdem". 

Dziś mogę poinformować czytelników bloga, że Rzecznik Praw Pacjenta potwierdził naruszenia praw pacjenta oraz wystosował wniosek do podmiotu o natychmiastowe usunięcie naruszeń. Z przesłanej do mnie informacji wynika, że podmiot wykonał zalecenia, które wystosował Rzecznik. 

 W Ośrodku zostały wprowadzone następujące zmiany, o czym poinformowała Monika Horna-Cieślak Rzeczniczka Praw Dziecka:

"1) zaprzestano negatywnych konsekwencji dla pacjentów w postaci noszenia żółtych kamizelek i siedzenia na twardym krześle; 

2) zaprzestano negatywnych konsekwencji dla pacjentów w postaci całodziennych prac na rzecz Ośrodka; 

3) zaprzestano automatycznego pobierania 20% od kwoty przekazywanej przez rodzinę pacjenta; 

4) zaprzestano używania podpisów „in blanco” pod formularzem zgody na zastosowanie leków psychotropowych; 

5) pacjenci mogą korzystać z rozmów telefonicznych i nie ma już wcześniej obowiązujących limitów na rozmowy;

6) zmieniono Regulamin – nowy Regulamin Szpitala znajduje się na tablicy informacyjnej Oddziału (...)".

Wdrożenie tych zaleceń zostało potwierdzone działaniami sprowadzającymi, a dokonanymi przez Rzecznika Praw Pacjenta Szpitala Psychiatrycznego (Rzecznik ten wizytował Ośrodek, a także przeprowadził rozmowy z personelem oraz pacjentami)".

 

(Fotografia BŚ) Z Galerii Sztuki Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskuej w Warszawie)

01 grudnia 2024

Uczniowie z niepełnosprawnościa intelektualną częściowo poza troską MEN

 

(Foto: APS,  13.05.2016, laudacja  prof. Edyty  Gruszczyk-Kolczyńskiej dla dhc Anny Dymnej)


"Dawno temu w PRL… upośledzenie było „niezgodne z doktryną socjalizmu”. Czyżby,  tylko dawno temu? 

 

Zapytałem dr. Macieja Jabłońskiego z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, jak dzisiaj postrzega sytuację dzieci z niepełnosprawnością intelektualną, które uczęszczają do szkół specjalnych? We wrześniu gratulowałem adiunktowi z Instytutu Pedagogiki UKW w Bydgoszczy sprawstwa w pozyskaniu pełnej aprobaty posłów Sejmu RP obecnej kadencji na rzecz ustanowienia przez nasz Parlament "Dnia Pamięci Ofiar Zagłady osób z zaburzeniami psychicznymi na terenach okupowanej Polski podczas II wojny światowej".  

 

Sejm przyjął uchwałę w powyższej sprawie, zaś M. Jabłoński otrzymał listy gratulacyjne od państwowych i samorządowych władz wojewódzkich: 

 

* Wojewoda Kujawsko-Pomorski Michał Sztybel napisał m.in.: 

 

 


 

 

*Wicemarszałek Województwa Kujawsko-Pomorskiego Zbigniew Ostrowski pogratulował pedagogowi nie tylko za tę inicjatywę, ale szeroko pojmowane zaangażowanie M. Jabłońskiego w dobrostan dzieci i młodzieży o specjalnych potrzebach edukacyjnych i rozwojowych. 

 


 

  

Do gratulacji dołączył się Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec:

 

 


 

 

Symboliczne podziękowania młodym naukowcom są dodaniem mocy w skrzydła ich zaangażowania na rzecz spraw jednej z najsłabszych grup społecznych w kraju. Podziękowania skierował do dr. M. Jabłońskiego także Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek, pisząc: 

 

 


 

Zapewne mógłby jeszcze docenić tę aktywność Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, ale być może nie przywiązuje do tego tak wielkiej rangi.  Dziesięć lat temu Małgorzata Borowska opublikowała esej wspomniany na początku dzisiejszego wpisu, w którym jest wypowiedź Katarzyny Mrugalskiej o tym, że w Polsce Ludowej nie miało prawa do rejestracji i działania rodzicielskie "Stowarzyszenie na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym".  Dopiero w 1993 roku uzyskało ono rejestrację w Krajowym Rejestrze Sądowym już jako niezależne "Polskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym". 

 

 

Wydawałoby się, że socjalizacja tych dzieci ulegnie znaczącej poprawie. Częściowo tak się stało. Zdaniem dr. M. Jabłońskiego Ministerstwo Edukacji Narodowej jednak nadal tkwi w biologicznym paradygmacie traktowania uczniów szkół specjalnych, skoro nie przewiduje w nich ani edukacji obywatelskiej, ani zdrowotnej. Oba przedmioty nie wynikają z przyjętej w Polce strategii rozwoju edukacji publicznej, toteż każdy minister edukacji manipuluje podstawą kształcenia ogólnego tak, by była ona zgodna z ideologicznym interesem partii rządzącej. 

 

Na skierowane do MEN pytanie M. Jabłońskiego, czy resort przewiduje edukację obywatelską w powyższym typie placówek edukacyjnych, otrzymał odpowiedź z Departamentu Kształcenia Ogólnego i Transformacji Cyfrowej: 

 

 


Podobnie Departament Wychowania i Profilaktyki reprezentowany przez kierownika stwierdził, że nie ma potrzeby powoływania w szkołach specjalnych samorządu uczniowskiego, mimo iż: "W podstawie programowej zawarto także wskazanie, że „Priorytetem w edukacji ucznia z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym lub znacznym jest rozwijanie kompetencji osobistych, komunikacyjnych i społecznych, które pozwolą na przyszłe w miarę samodzielne, godne i wartościowe życie w dorosłości, w maksymalnej integracji z innymi członkami społeczeństwa. 

 

Powyższe kwestie znajdują odzwierciedlenie i uszczegółowienie w indywidualnym programie edukacyjno-terapeutycznym, opracowanym i realizowanym przez zespół nauczycieli i specjalistów pracujących z uczniem w oparciu o wielospecjalistyczną ocenę poziomu funkcjonowania ucznia i zalecenia zawarte w orzeczeniu o potrzebie kształcenia specjalnego. Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 26 lipca 2018 r.  w sprawie typów szkół i placówek, w których nie tworzy się samorządu uczniowskiego było zmieniane w 2020 r. i 2023. r. 

Upoważnienie do wydania ww. rozporządzenia wynika z art. 85 ust. 8 ustawy z dnia 14 grudnia 2016 r. - Prawo oświatowe. Przepis powyższy stanowi, aby minister właściwy do spraw oświaty i wychowania wydał rozporządzenie określające typy szkół i placówek, w których nie tworzy się samorządu uczniowskiego ze względu na konieczność stosowania w szkole lub placówce specjalnej organizacji nauki i  metod pracy, a także ze względów wychowawczych, opiekuńczych i resocjalizacyjnych".

 Być może powołany przez ministrę "Zespół do spraw Praw i Obowiązków Ucznia" dostrzeże taką potrzebę, by w planowanych zmianach edukacyjnych uwzględnić uspołecznienie dzieci z niepełnosprawnością intelektualną. Czy będą nadal utrwalane negatywne stereotypy i stygmatyzacja uczniów z niepełnosprawnością intelektualną?