Po co ministra edukacji wpisała rzekomą zmianę w zakresie prac domowych do
rozporządzenia w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i
słuchaczy w szkołach publicznych? Równie dobrze, mogłaby nakazać nieocenianie wypowiedzi uczniów czy ich aktywności w czasie zajęć szkolnych. Po co dzieci denerwować, stresować, wprowadzać w zakłopotanie?
To, że nauczyciele oceniali prace domowe
uczniów, nie wynikało z istoty samego procesu oceniania. Zadawanie prac domowych jest od XVII wieku jedną z metod dydaktycznych mających na celu utrwalanie
wiedzy, wdrażanie uczniów do samodzielnej pracy, zarządzanie własnym czasem wolnym, ale także wdrażanie do systematyczności, rozszerzenie, pogłębienie wiedzy, sprzyjanie samodzielnemu przygotowywaniu
się do kolejnych zajęć oraz stosowanie wiedzy w praktyce np. prowadząc
w warunkach domowych eksperymenty przyrodnicze, z fizyki czy chemii. Zadawanie prac domowych uczniom nie jest częścią procesu oceniania ich wiedzy i umiejętności.
W świetle §
12. rozporządzenia ministra edukacji: Ocenianie bieżące z zajęć edukacyjnych ma na celu monitorowanie pracy
ucznia oraz przekazywanie uczniowi informacji o jego osiągnięciach edukacyjnych
pomagających w uczeniu się, poprzez wskazanie, co uczeń robi dobrze, co i jak
wymaga poprawy oraz jak powinien dalej się uczyć.
Mnie już nie dziwi, że urzędnicy i doradcy ministry tego nie wiedzą, bo niby dlaczego mieliby wiedzieć? To, że pani B. Nowacka nie wie, rozumiem, chociaż nie akceptuję tego poziomu ignorancji, skoro zatrudnia się na stanowisku wiceministerki nauczycielkę matematyki (także niekompetentną). To czytam w tym kompromitującym MEN akcie prawa oświatowego:
ROZPORZĄDZENIE
MINISTRA EDUKACJI 1) z dnia 22 marca 2024 r. zmieniające rozporządzenie w
sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach
publicznych Na podstawie art. 44zb ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie
oświaty (Dz. U. z 2022 r. poz. 2230 oraz z 2023 r. poz. 1234 i 2005)
wprowadza
się następujące zmiany: 1) po § 12 dodaje się § 12a w brzmieniu:
„§
12a. 1. W ramach oceniania bieżącego z zajęć edukacyjnych w szkole podstawowej:
1) w klasach I–III nauczyciel nie zadaje uczniowi:
a)
pisemnych prac domowych, z wyjątkiem ćwiczeń usprawniających motorykę małą,
b)
praktyczno-technicznych prac domowych – do wykonania w czasie wolnym od zajęć
dydaktycznych;
2)
w klasach IV–VIII nauczyciel może zadać uczniowi
pisemną lub praktyczno-techniczną pracę domową do wykonania w czasie
wolnym od zajęć dydaktycznych, z tym że nie jest ona obowiązkowa dla ucznia i nie ustala się z niej
oceny.
2.
Ćwiczenia usprawniające motorykę małą, o których
mowa w ust. 1 pkt 1 lit. a, są obowiązkowe dla
ucznia i nauczyciel może ustalić z nich ocenę.
3.
W przypadku, o którym mowa w ust. 1 pkt 2, nauczyciel sprawdza wykonaną przez
ucznia pisemną lub praktyczno-techniczną pracę domową i przekazuje mu
informację, o której mowa w § 12.”;
2)
w § 18 ust. 2 otrzymuje brzmienie:
„2.
Uczniowi, który uczęszczał na dodatkowe zajęcia edukacyjne, do średniej ocen, o
której mowa w ust. 1, wlicza się także roczne oceny klasyfikacyjne uzyskane z
tych zajęć.”.
Essa! Nareszcie nauczyciele mają wolne,
czy - jak mówi młodzież - mają "wylane". W końcu brak prac domowych,
to także odklejka od ich sprawdzania w domowym środowisku życia nauczycieli. Niech uczniowie niczego
nie ćwiczą, nie zapamiętują, nie poszerzają swojej wiedzy. Niech idą kopać
piłkę, bawią się, spotykają, bo teraz takie czasy, że można - jak pisze Neil
Postman - nawet "zabawić się na śmierć". Niech boomersi
pracują, zarabiają, a milenialsi odpoczną od wysiłku, pracy, weryfikowanej
przez innych aktywności.
Zdaje się, że wracamy do czasów średniowiecznych, o które
jeszcze tak niedawno posądzano resort edukacji, a ponoć miało być inaczej,
mądrzej, kompetentnie. Wiceministra Katarzyna Lubnauer uspokaja, żeby nie panikować, bo ponoć właściwe (sic!) zmiany nastąpią z dniem 1 września 2026 roku. Teraz jest czas na
odpoczynek, psychospołeczną rewalidację oraz na ... przygotowanie się wydawnictw do wydania nowych podręczników szkolnych, skoro mają być większe zmiany w podstawie programowej kształcenia ogólnego.
Premier Donald Tusk po raz kolejny powierzył edukację
posłankom-"zderzakom", populistkom, bo politykom wydaje się, że skoro sami
uczęszczali do szkół i jakoś je przeżyli, to wystarczy wyjąć jedno ogniwo i
poddać je centralistycznemu nakazowi, by zadowolić jakąś część elektoratu. Moim
zdaniem rządzący zadziałali przeciwko nie tylko własnym wyborcom, ale przede
wszystkim przeciwko szansom młodych pokoleń na jakość ich wykształcenia.
Jeszcze przed podpisaniem przez ministrę rozporządzenia ZNP opublikowało wyniki sndażu wśród nauczycieli, pytając ich o to: Czy wycofanie prac domowych wpłynie na ich pracę z uczniami? Jak na kilkusettysięczne członkostwo w tym Związku ustosunkowało się do tej kwestii zaledwie 377 respondentów:
·
nic się nie
zmieni - nie zadaję pisemnych prac domowych (28%, 105 głosów)
·
trudno
powiedzieć, wszystko okaże się w praktyce (25%, 96 głosów)
·
wprowadzę
zmiany, ale nie mają one większego znaczenia (23%,
87 głosów)
·
czeka mnie
rewolucja - poważna zmiana metod nauczania (15%, 55
głosów)
·
mnie to nie
dotyczy ze względu na stanowisko/typ placówki (9%, 34 głosów).
Jak widać, mamy wyjątkowy zachwyt nauczycieli tą zmianą. Zapewne dlatego, że rozporządzenie jest sprzeczne z ustawą Karta Nauczyciela:
USTAWA KARTA NAUCZYCIELA
Art. 12.
2.
Nauczyciel w realizacji
programu nauczania ma prawo do swobody stosowania takich metod nauczania i
wychowania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród uznanych przez współczesne
nauki pedagogiczne, oraz do wyboru spośród zatwierdzonych do użytku szkolnego
podręczników i innych pomocy naukowych.
Kto by przejmował się prawem wyższego rzędu, prawda? Kierujący pod-/(u-)ległym MEN Instytutem Badań Edukacyjnych też mają autonnomię nauczycielską w dalekim poważaniu i traktują wszystkich jak małe dzieci czy nie-wykształciuchów. To dla nich opracowano poradniki pod wspólnym tytułem: "Jak wspierać uczniów w samodzielnym uczeniu się".
Nauczyciele trafnie komentują, że rozgorączkowana ministra postanowiła stłuc termometr, w wyniku czego wylała się "rtęć ignorancji".
Eksperci IBE szykują nawet takie dzieło dla nauczycieli szkół ponadpodstawowych, mimo iż powyższe rozporządzenie nie dotyczy tego poziomu edukacji. Prawo nie chroni nauczycieli, bo MEN wraz z IBE uszyło im kolejny gorset. Niech nie oddychają zbyt głęboko, bo zemdleją od ucisku.