08 listopada 2025

Między Zlínem a Warszawą. O zaufaniu i pozorach ewaluacji w polskiej nauce

 



Nie spodziewałem się, że kilka stron wydziałowego periodyku z czeskiego Zlína stanie się dla mnie zwierciadłem polskiej nauki i to takim, w którym trudno wytrzymać odbicie polskiej ewaluacji nauki. Zacząłem bowiem porównywać podejście do ewaluacji w tym kraju do polskich rozwiązań i zapowiadanej ich nowelizacji.  

Znajdziemy w półroczniku "H-Journal" artykuł o międzynarodowym panelu ewaluacyjnym na Wydziale Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Tomasza Baty w Zlinie, którego treść uderza prostotą i przejrzystością. Okazuje się, że ewaluacja nauki nie jest w Czechach (podobnie w krajach nordyckich czy niemieckojęzycznych)  grą o punkty, lecz rozmową z zagranicznymi ekspertami o sensie prowadzonych w uczelniach badań naukowych. 

Ewaluacja nauki nie jest tam zatem aktem administracyjnym, lecz formą akademickiego dialogu, zaś nauka staje się przestrzenią wspólnoty i refleksji. Nie ma w niej kar, kategorii ani list rankingowych, ale buduje się za to zaufanie i odpowiedzialność. 

W Czechach ewaluacja nauki prowadzona jest przez międzynarodowych ekspertów na bazie autoewaluacji, żeby zadbać o rozwój programów badawczych w uczelniach. Wyniki oceny przybierają postać opisowych raportów, które mają pomóc wydziałom lepiej rozumieć stan rozwoju własnych kadr akademickich i sensowności prowadzonych badań naukowych. Taki model ewaluacji zbliża czeską naukę do krajów nordyckich, zachodnioeuropejskich, do kultury refleksji, współpracy i ustawicznego uczenia się oraz samodoskonalenia we współpracy międzynarodowej i wewnątrzkrajowej.




W Polsce jest wprost przeciwnie, bowiem ewaluacja nauki stała się rytuałem kontrolnym, administracyjnym, w którym punkty zastąpiły analizę jakościową, dialog, a przyznawane dyscyplinom (a nie zespołom uczonych) kategorie wyeliminowały z tego procesu (samo-)krytyczne myślenie. Projekt nowelizacji ustawy "Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce", mimo wielokrotnych już reform w tym zakresie, przypomina system samoobrony "betonowej frakcji przed własnym społeczeństwem

Zmieniający się w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego urzędnicy ze stopniami naukowymi proponują jedynie łagodzenie skutków ostatniej ewaluacji, które nie zmienia niczego w strukturze całego systemu akademickiego, nie tylko niedofinansowanego, ale i skorumpowanego. Profesor Jerzy Woźnicki referując w APS zmiany w polskiej polityce naukowej w XXI  wieku, mówił o tym, jak silna jest blokada sprawujących władzę bez względu na reprezentowaną formację polityczną. 

Polska nauka od lat porusza się w logice punktów, tabel i algorytmów. Ewaluacja, która miała być impulsem rozwojowym, stała się instrumentem kontroli i reprodukcji hierarchii. 

Wciąż będzie liczyć się obowiązkowa liczba publikacji, a nie ich sens, wartość, nadal będzie mierzyć się humanistykę i nauki społeczne bibliometrią, a więc przeliczać sloty na kategorie uprawniające do nadawania stopni naukowych. Ma zatem w III RP nadal dominować logika tabel, a nie wartość rozwiązywanych problemów badawczych. Nadal będą chronione patologie w szkolnictwie wyższym, których kolejna władza resortowa nie zamierza powstrzymać.  

To, co uderza najbardziej, to nie tylko różnica w narzędziach „pomiaru”, pseudoewaluacji, ale w kulturze universitas. W czeskim systemie akcentuje się szacunek do pracy uczonych. Państwo traktuje uczelnie akademickie jak partnerów w rozwijaniu gospodarki, techniki i sfery publicznej. W Polsce zaś podtrzymywana jest nieufność, a władze resortu i przyszywanych do niego instytucji dysponujących kawałkiem tortu budżetowego, wciąż patrzy uczelniom na ręce, jakby szukało tam winy, a nie potencjału. 

W Czechach dominuje język „rozwoju i refleksji”, w Polsce zaś język „wymogów i zgodności”. Tam raport autoewaluacji nauki ma pomóc jednostkom akademickim w rozwoju ich kadr naukowych, w Polsce zaś ma nie zaszkodzić tym, którzy niewiele do niej wnoszą lub ich projekty są zgodne z poprawnością polityczną.

W efekcie powstają w Unii Europejskiej różne światy nauki. W jednych krajach wspiera się wspólnotę badaczy, godnie ich wynagradza, bo oni chcą się uczyć od siebie nawzajem. W Polsce zaś podtrzymuje się biurokratyczny system przetrwania, w którym uczony staje się kreatywnym księgowym własnych slotów.

Panele międzynarodowe w czeskich uczelniach uczą środowiska akademickie pokory i zaufania. 



W Polsce ewaluacja slotów uczy wyrachowania i lęku. Rządzącym nie chodzi więc o istotę ewaluacji, lecz o przychylny rządzącym polityczny i populistyczny klimat, w jakim się ona dokonuje. W Zlínie można przeczytać o nauce z tonem nadziei, o tym, że warto budować system, który pomaga akademikom i odbiorcom ich dzieł rozumieć siebie i świat. W Polsce zaś dominują ustawy o „łagodzeniu” patologii jakby nauka była obszarem klęski żywiołowej, którą trzeba czasem ratować od własnych przepisów.

Jak widać,  nawet najlepsze reformy pozostaną grą pozorów, bez ducha, który nadaje sens liczbom. 

 



07 listopada 2025

Uniwersytet Tomasza Baty w Czechach wydaje czasopismo uczelniane

 




Redakcja najnowszego numeru półrocznika „H-Journal” wydawanego przez Wydział Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Tomasza Baty w Zlínie (Czechy) koncentruje się na najważniejszych aspektach aktywności akademickiej, badawczej i społecznej kadr tej jednostki. Najnowszy numer periodyku jest adresowany do środowiska akademickiego prezentując szerokie spektrum działań naukowo-dydaktycznych oraz partnerskich uczelni. 

Najważniejsze zagadnienia w tym wydaniu dotyczą:

Słowo wstępne dziekana Wydziału Nauk Humanistycznych - dr. Libora Marka – dotyczące kondycji nauk humanistycznych i społecznych oraz znaczenia codziennej, „niemierzalnej” pracy naukowców i studentów w rozwoju wydziału. Powodem jego refleksji jest wywiad ze mną jako członkiem Międzynarodowej Rady UTB w kolejnej kadencji, który dotyczy kryzysu tożsamości nauk humanistycznych i konieczności przywrócenia im aksjologicznego wymiaru.





Tematem wiodącym numeru pisma jest rola i status społecznego pedagoga – relacja z sympozjum Pedagog socjalny jako zawód", którego uczestnicy wnioskowali do rządu o włączenie tego zawodu do kategorii pedagogicznych pracowników.

Ewaluacja naukowa i rozwój badań – wydział przygotowuje się do ewaluacji nauki za lata 2020-2024 Międzynarodowego Panelu Ewaluacyjnego (MEP). Jego członkowie będą analizować jakość aktywności twórczej i badawczej nauczycieli akademickich tej jednostki.

Nowe inicjatywy dydaktyczne i inwestycyjne – powstanie Centrum Symulacji dla kierunków medyczno-społecznych, rozwój programów Służba zdrowia i Opieka domowa i hospicyjna. 

Silna obecność międzynarodowa – wymiana Erasmus+ (Turcja, Korea), gościnne wykłady dr Sharon McCulloch (Central European University, Wiedeń) i dr Shanti Ulfsbjorninna (Kanada), a także przyjazd dr Marcely Janíkovej (University of Roehampton, Londyn)

Życie studenckie i popularyzacja wiedzy – relacje z Dni Pielęgniarek i Położnych, czytelniczego klubu UTBook, Junior Uniwersytetu, tygodnia opieki nad niemowlętami, czy z kampanii dawstwa szpiku.


06 listopada 2025

Droga do mistrzostwa Jana Łaszczyka - profesora pedagogiki, rektora Akademii Pedagogiki Specjalnej w latach 2008-2016

 

(Jubilat- prof. APS dr hab. Jan Łaszczyk)


W dniu wczorajszym uczestniczyłem w  wyjątkowym wydarzeniu w świecie akademickim, jakim był Jubileusz pracy naukowej profesora Jana Łaszczyka - kierownika Zakładu Metodologii i Pedagogiki Twórczości w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Tam, gdzie codzienność zlewa się w rytm wykładów, kolokwiów i raportów z badań naukowych, zdarzają się chwile, które przypominają o istocie nauk o wychowaniu, o wspomaganiu rozwoju człowieka. 

Seminarium Naukowe "Droga do mistrzostwa" było w rzeczywistości czymś więcej niż debatą naukową. Stało się świętem jednego życia – pięćdziesięciu lat pracy naukowej, dydaktycznej i organizacyjnej profesora APS  dr. hab. Jana Łaszczyka, pedagoga twórczości, badacza, nauczyciela nauczycieli, rektora i mistrza dla wielu pokoleń wychowanków.

Z przypadku – w stronę sensu

W swym wspomnieniu Jubilat mówił z właściwą sobie skromnością, że jego droga była „dziełem przypadku”, że nie planował kariery, a raczej podążał za śladami zdarzeń, które same go prowadziły. Zdaniem filozofów przypadek jest przejawem uświadomionej konieczności. Dla młodego absolwenta liceum pedagogicznego to właśnie splot nieoczywistych okoliczności sprawił, że trafił do Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej, tej, której dzisiejsza Akademia jest spadkobierczynią. 


Spotkał tam docenta Andrzeja Góralskiego, wybitnego logika, filozofa twórczości, pierwszego przewodnika, który powiedział mu: „Zawrzyjmy to małżeństwo, ale pamiętaj, że są też rozwody”. Małżeństwo to, jak wspominał wczoraj  Profesor, trwało aż do śmierci Mistrza, przez czterdzieści lat wzajemnego szacunku, pracy i zaufania.

Ta anegdota,  pełna ciepła i symbolicznego znaczenia, odsłania istotę mistrzostwa, które jest relacją międzyludzką, a nie akademickim tytułem czy stanowiskiem. To sztuka bycia z drugim człowiekiem w jego rozwoju.

Naśladować to znaczy szukać śladów

Profesor Jan Łaszczyk mówił podczas seminarium, że „być na drodze do mistrzostwa” oznacza poruszać się po śladach, tych zostawionych przez wielkich poprzedników, ale też przez własne wybory i błędy. Naśladowanie, słowo, które często brzmi w naszym języku podejrzanie, w jego ustach nabierało nowego sensu. 

Nie chodzi o bezmyślne kopiowanie, lecz o czytanie zatartego śladu, o próbę zrozumienia, co naprawdę stanowi o wyjątkowości człowieka. Mistrzostwo, jak mówił wczoraj Jubilat, nie jest stanem, ale  jest drogą.

Laudacja przyjaciela


(prof. APS Maciej Tanaś)


Profesor APS Maciej Tanaś, wieloletni współpracownik i przyjaciel Jubilata, w swojej laudacji zarysował portret człowieka, który z przypadkowego wędrowca stał się przewodnikiem wielu dróg. Wskazał, że Jan Łaszczyk to uczony, który łączył w sobie cechy badacza, organizatora i humanisty, tworzył zespoły badawcze, wspierał młodych naukowców, był „tym, który wskazywał innym drogi poruszania się po meandrach nauki”.

(Na zdjęciu Jubilat z portretem namalowanym przez Wnuczkę - Ewę Ziętarę)


Działalność naukowa Jubilata, skupiona wokół twórczości, uzdolnień i talentów dzieci i młodzieży, stanowiła próbę zrozumienia, jak edukacja może pomóc człowiekowi stać się sobą.


Nie sposób pominąć również roli J. Łaszczyka jako rektora APS, który potrafił przemienić uczelnię w otwartą wspólnotę akademicką, respektującą wartości autonomii, dialogu i odpowiedzialności. To za jego kadencji akademia weszła w nowy etap rozwoju – zarówno organizacyjnego, jak i międzynarodowego. Profesor stworzył przestrzeń spotkań naukowych, współpracy z Narodową Akademią Nauk Pedagogicznych Ukrainy, a także nowe forum wymiany myśli, od którego wielu zaczynało swoją drogę w nauce.

Humanista w świecie technologii

Paradoksem dorobku Jubilata jest to, że jako badacz twórczości z wyprzedzeniem dostrzegał wyzwania epoki sztucznej inteligencji. Jego refleksje nad kreatywnością, rozumianą jako postawa poznawcza, a nie tylko talent, mają dziś znaczenie nie tylko pedagogiczne, ale wręcz cywilizacyjne.

To on – jak przypominał prof. Tanaś – łączył światy: klasyczną pedagogikę humanistyczną z nowoczesną refleksją nad edukacją cyfrową. Jego dziełem jest między innymi powołanie międzynarodowego czasopisma The International Journal of Pedagogy, Innovation and New Technologies oraz współpraca z uczelniami ukraińskimi w czasie wojny, które stały się  przykładem odwagi i solidarności akademickiej z uczonymi, których ojczyzna została zaatakowana przez raszystów.

Profesor, który nie przestaje być uczniem

Być może najpiękniejsze w jego wystąpieniu było to, że mówił o sobie z dystansem i wdzięcznością. Nie o tytułach, ale o drodze.  „Poruszać się po śladach” to metafora, która w ustach Jubilat brzmiała jak wyznanie wiary w sens uczenia się przez całe życie. Mistrzostwo bowiem nie polega na tym, by innych przerosnąć, lecz by pozwolić im iść dalej.


Seminarium „Droga do mistrzostwa” w APS nie było więc tylko jubileuszem. Było lekcją o tym, jak nauka staje się życiem, a życie – nauką
Profesor tak wyjątkowej Akademii, badacz twórczości, b. rektor, mentor, człowiek pełen troski o rozwój innych udowodnił, że można być mistrzem bez patosu, z pokorą wobec własnej drogi i z miłością do drugiego człowieka. To rzadki przypadek w świecie, w którym tak łatwo pomylić karierę z misją.

(na fotografii: od lewej: D. Uryga, M. Tanaś, B. Marcinkowska i J. Woźnicki)


Co ciekawe – jak przypominał w czasie autobiograficznego wspomnienia sam Jubilat – wszystko zaczyna się od przypadku. Tyle że mistrzostwo polega na tym, by temu przypadkowi nadać wartościowy sens dla siebie, innych oraz pedagogiki jako nauki i praktyki.


Ps. Przybyli na Seminarium członkowie Rodziny Jubilata, przyjaciele, współpracownicy, studenci, rektorzy wielu uczelni a także czołowi reformatorzy szkolnictwa wyższego i nauki w Polsce zostali poczęstowani nie tylko darem wspomnień i akademickiej refleksji, ale i pysznym tortem.



 

(Foto: wyk. BŚ)

05 listopada 2025

„Kultura wymazywania. Od Rowling do Witkowskiego"

 

(źródło: foto  BŚ)


Jeszcze kilka lat temu słowo cancel kojarzyło się z przyciskiem „anuluj” w komputerze. Dziś coraz częściej odnosi się do człowieka. Cancel culture – kultura unieważniania – stała się jednym z najbardziej jaskrawych zjawisk naszej epoki: niby w imię dobra i wrażliwości, a jednak prowadząca do nowego rodzaju przemocy symbolicznej. Doświadczam tego w środowiskach akademickich, gdy w grę wchodzą różnice światopoglądowe u profesorów recenzujących wnioski awansowe.  

Wszystko zaczyna się zwykle od zdania, które ktoś uzna za „nieodpowiednie”. Potem idzie już lawinowo: oburzenie, wezwanie do bojkotu, odwołanie wydarzenia, usunięcie konta. W erze mediów społecznościowych wystarczy kilka kliknięć, by człowieka „usunąć z przestrzeni publicznej”. Paradoks polega na tym, że dzieje się to często w środowiskach, które same walczą o inkluzywność, tolerancję i prawo do głosu.

Rowling: od autorki pokoleń do heretyczki

J.K. Rowling, autorka sagi o Harrym Potterze, została „unieważniona” po tym, jak napisała, że „kobiety menstruują” i że nie czuje się „osobą miesiączkującą”. Wypowiedź – pozornie banalna – wystarczyła, by wywołać ogólnoświatową burzę. W mediach społecznościowych rozpoczęła się kampania oskarżeń o transfobię, książki zaczęto palić, a aktorzy z filmowej adaptacji odcinali się od niej publicznie. Nie chodziło już o debatę, ale o symboliczne spalenie autorki na stosie poprawności.

Kulturoznawczyni Małgorzata Bulaszewska trafnie zauważyła, że cancel culture działa jak dawne ruchy religijne: wyklucza, potępia i nie przyjmuje skruchy. W świecie globalnej wioski nie ma dokąd uciec, bowiem banicja staje się cyfrowym niebytem. Zamiast rozmowy mamy rytualne wypędzenie.

Witkowski: cancel culture po polsku

Jesienią 2025 roku podobny mechanizm pojawił się na Uniwersytecie Jagiellońskim. Psycholog dr Tomasz Witkowski został zaproszony na konferencję doktorancko-studencką „Psychodebiuty”, by mówić o psychologii opartej na dowodach. Po kilku tygodniach zaproszenie cofnięto z powodu jego wpisów na Facebooku o „modzie na trans” i linku do artykułu, który rzekomo sugerował związek między transpłciowością a przemocą. Organizatorzy uznali, że konferencja powinna być „bezpieczną przestrzenią”, a wpisy „godzą w dobrostan” osób transpłciowych.

Sam Witkowski uznał to za przejaw cenzury i ideologicznej presji studenci zaś za działanie w obronie wartości. Choć sytuacja była lokalna, wpisuje się w globalny schemat: zamiast rozmowy o granicach języka nauki, pojawia się etykietowanie i moralne unieważnienie.

Między ochroną a ciszą

Trudno nie zauważyć, że cancel culture rodzi się ze szlachetnych intencji: chronić wrażliwych, reagować na przemoc symboliczną, nie dopuszczać do krzywdzenia mniejszości. Problem w tym, że z czasem ta ochrona przeradza się w kontrolę, a wrażliwość w dogmat. Przestajemy słuchać, bo boimy się, że każde słowo może zostać uznane za „mikroagresję”.

Uniwersytety, które powinny być miejscem sporów, coraz częściej przypominają salony grzeczności. Sztuka zaś i nauka nie rozwijają się w komfortowych przestrzeniach, rodzą się w napięciu, w niezgodzie, w odwadze stawiania pytań. Arendt powiedziałaby, że życie publiczne wymaga pluralitas,  wielości głosów, bo bez niej demokracja zamienia się w konformizm.

Kultura unieważniania mówi: „Nie zgadzam się z tobą, więc nie masz prawa mówić”. Kultura dialogu mówi: „Nie zgadzam się, ale chcę cię zrozumieć”. To pierwsze daje chwilowe poczucie moralnej wyższości; to drugie – trudne, ale jedyne, które naprawdę rozwija.

I choć Rowling i Witkowski różnią się przede wszystkim pozycją, stylem, światopoglądem, to doświadczyli tej samej presji, by zamilknąć. Jeśli będziemy milczeć ze strachu, to kultura, którą tak gorliwie chcemy oczyścić z błędów, przestanie istnieć, bo nie da się jej „zresetować” bez wymazania siebie.



(Tekst powstał przy wsparciu ChatGPT5)

04 listopada 2025

Próba zaradzenia kryzysowi zdrowia fizycznego dzieci

 



Polska szkoła wkracza w rok 2025/2026 z paradoksem: rosnącą liczbą programów promujących ruch i równoczesnym spadkiem realnej aktywności uczniów. Dane Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego z lat 2022–2024 pokazują, że ponad 60% dzieci w wieku 11–15 lat nie spełnia minimalnych norm aktywności fizycznej zalecanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), czyli 60 minut ruchu dziennie. Jeszcze w 2018 roku normy te spełniało 37% uczniów; w 2023 roku – już tylko 32%.

Badania programu COSI (Childhood Obesity Surveillance Initiative) z 2022 roku wskazują, że co trzecie dziecko w Polsce ma nadwagę lub otyłość (32% chłopców i 29% dziewcząt w wieku 8–9 lat). W porównaniu z 2010 rokiem jest to wzrost o blisko dziesięć punktów procentowych. W niektórych województwach (mazowieckie, śląskie, łódzkie) odsetek ten przekracza 35%.

Z kolei raport HBSC (Health Behaviour in School-aged Children, 2022) potwierdza, że 67% uczniów szkół ponadpodstawowych spędza ponad cztery godziny dziennie przed ekranem, nie licząc obowiązków szkolnych, a tylko 9% uczęszcza regularnie na pozaszkolne zajęcia sportowe. Równocześnie 42% młodzieży deklaruje niezadowolenie ze swojej kondycji fizycznej.

Ministerstwo Zdrowia wskazuje, że w okresie pandemii COVID-19 poziom sprawności motorycznej uczniów spadł o 15–20% i do dziś nie powrócił do wcześniejszego poziomu. Wskazuje się na wyraźny związek między spadkiem aktywności ruchowej a wzrostem problemów z koncentracją, nastrojem i snem.

Zestawione razem, te dane tworzą obraz społeczeństwa młodych o ograniczonej sprawności, z rosnącą otyłością i dominującym stylem siedzącym. W takim kontekście każda inicjatywa mająca ożywić aktywność uczniów wydaje się potrzebna i uzasadniona. Pytanie jednak brzmi: czy obecne działania rządu stanowią realną zmianę systemową, czy tylko próbę zarządzania kryzysem poprzez programowe doraźności?  

Na tle opisanej diagnozy pojawił się program „Aktywna Szkoła”, ogłoszony wspólnie przez Ministerstwo Edukacji i Nauki oraz Ministerstwo Sportu i Turystyki. W dokumentach rządowych zaprezentowano go jako „nowy model aktywizacji uczniów i wsparcia nauczycieli wychowania fizycznego”. Program ma budżet 260 mln zł w 2024 roku i 335 mln zł w 2025 roku.

Składa się z trzech modułów: Aktywny Weekend, Aktywny Orlik i Aktywny do kwadratu, który obejmuje zajęcia ruchowe w tygodniu szkolnym i w czasie wolnym uczniów. Wynagrodzenie nauczyciela lub trenera uczestniczącego w programie wynosi 60 zł brutto za godzinę, a typowy cykl obejmuje ok. 100 godzin rocznie, co daje 6 000 zł brutto za cały okres. 

Z formalnego punktu widzenia program jest konkursowy – szkoły i samorządy składają wnioski w naborach, a środki przyznawane są wybranym projektom. W praktyce oznacza to, że lepiej zorganizowane, większe placówki mają większe szanse, a mniejsze szkoły, bez zaplecza administracyjnego czy infrastrukturalnego, często pozostają poza systemem.

To zasadniczy problem: Aktywna Szkoła nie jest reformą powszechną, lecz projektem grantowym – ograniczonym budżetowo i czasowo. Daje szansę na dodatkowe wynagrodzenie tylko tym nauczycielom, którzy zostaną zakwalifikowani, zamiast systemowo zwiększyć wynagrodzenia wszystkich prowadzących WF w szkołach.  

Zgodnie z obowiązującymi planami nauczania, uczniowie w klasach IV–VIII szkół podstawowych mają 4 godziny WF tygodniowo, a uczniowie szkół ponadpodstawowych – 3 godziny. W klasach I–III zajęcia ruchowe realizują nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, dlatego nie wliczają się do puli etatów wychowania fizycznego.

Na podstawie danych GUS (2024):

  • liczba uczniów szkół podstawowych (IV–VIII) – ok. 2 mln,
  • liczba uczniów szkół ponadpodstawowych – ok. 1,7 mln,
  • średnia liczebność oddziałów: 18 osób w podstawówkach i 24–28 w szkołach ponadpodstawowych.

Przy nauczycielskim pensum (w tym przypadku - w sali gimnastycznej) 18 godzin dydaktycznych tygodniowo, szacunkowa liczba etatów potrzebnych do realizacji WF wynosi:

  • szkoły podstawowe (IV–VIII) – ok. 26 tys.,
  • szkoły ponadpodstawowe – 10–11 tys.,
    czyli łącznie 36–38 tys. etatów nauczycieli WF w całym kraju.

To liczby czysto orientacyjne, ale pozwalają odnieść skalę programu Aktywna Szkoła do rzeczywistych potrzeb systemu. 

Jeśli przyjmiemy, że każdy nauczyciel uczestniczący w programie prowadzi 100 godzin zajęć po 60 zł, jeden etat kosztuje państwo ok. 6 000 zł rocznie.
Przy budżecie 260 mln zł (2024) i 335 mln zł (2025) daje to teoretycznie możliwość wypłaty dla:

  • 43 tys. nauczycieli w 2024 roku,
  • 55 tys. nauczycieli w 2025 roku.

W świetle takich wyliczeń powyższe środki wystarczyłyby nawet dla wszystkich. W praktyce jednak tylko ok. 60% budżetu przeznaczane jest na wynagrodzenia (reszta to sprzęt, promocja, obsługa projektu), a w programie uczestniczą również trenerzy, instruktorzy i animatorzy, nie tylko nauczyciele szkolni. 

Po uwzględnieniu tych korekt program obejmuje realnie ok. 26 tys. nauczycieli w 2024 r. i ok. 33 tys. w 2025 r. – czyli 70–90% faktycznej liczby etatów dla nauczycieli wf, a ponieważ wiele szkół nie ma możliwości aplikowania, faktyczna liczba beneficjentów jest jeszcze niższa.

W rezultacie mamy do czynienia z mechanizmem premiowym, a nie powszechnym. O realnym wzmocnieniu finansowym można mówić tylko w odniesieniu do części środowiska. Pozostali nauczyciele otrzymają dotychczasowe stawki, mimo identycznych obowiązków i kwalifikacji. 

„Aktywna Szkoła” nie jest odosobnionym przypadkiem. Wpisuje się w szerszy trend projektowego zarządzania oświatą – z funduszami przyznawanymi w trybie konkursowym, z krótkim cyklem rozliczeń, często pod hasłem „innowacji”.
W rezultacie finansowanie staje się warunkowe i czasowe, a nauczyciele – uzależnieni od naborów i sprawozdań.

Taki model ma trzy skutki:

1.    Pogłębia nierówności – większe szkoły z działami projektowymi częściej wygrywają granty; mniejsze, wiejskie – pozostają w tyle.

2.    Dezorganizuje strukturę motywacyjną – wzrost płac zależy nie od jakości pracy, lecz od zdolności administracyjnych szkoły.

3.    Utrwala doraźność – zamiast polityki kadrowej i zdrowotnej powstają „akcyjne” projekty o ograniczonym czasie trwania.

Paradoks polega na tym, że państwo wprowadza program mający aktywizować uczniów, ale bierze w nim udział tylko część nauczycieli, a jego efekty nie są weryfikowane w odniesieniu do stanu zdrowia populacji dzieci. To pozór reformy, która nie dotyka źródła problemu – strukturalnego zaniedbania edukacji fizycznej i zdrowotnej w polskiej szkole. 

Z danych uczelni wychowania fizycznego (AWF) wynika, że liczba absolwentów kierunku Wychowanie fizyczne spada: w 2023 roku studia II stopnia ukończyło ok. 1,2 tys. osób, wobec ponad 2 tys. dekadę wcześniej. Nie ma dokładnych danych, ilu z nich uzyskuje pełne kwalifikacje nauczycielskie, ale jest oczywiste, że system nie zapewnia pełnej reprodukcji kadry.

W tym kontekście Aktywna Szkoła ma również wymiar symboliczny – stanowi próbę „skuszenia” nauczycieli i trenerów do podjęcia dodatkowych zadań w zamian za tymczasowe wynagrodzenie. Z punktu widzenia polityki oświatowej nie jest to budowanie potencjału, lecz łagodzenie deficytu. 

Można sformułować na tej podstawie wnioski, zastrzegając, że wynikają z szacunkowych danych: 

1.    Program „Aktywna Szkoła” nie jest reformą, lecz działaniem jedynie wspomagającym edukację w zakresie kultury fizycznej. Reaguje na objawy kryzysu zdrowotnego młodzieży, nie dotykając jednak jego źródeł.

2.    Projektowe finansowanie zamiast systemowego wprowadza konkurencyjność w miejsce współpracy – szkoły rywalizują o środki, zamiast budować wspólną strategię zdrowia publicznego.

3. Brak danych o liczbie nauczycieli, kwalifikacjach i aktywności uczniów uniemożliwia tworzenie długofalowej polityki. To samo w sobie jest symptomem kryzysu zarządzania.

4.    Państwo pozoruje aktywność poprzez język reform, ale niskie płace w szkolnictwie powodują brak zainteresowania zawodem nauczycielskim wśród absolwentów AWF.

5.    Rzeczywista reforma powinna łączyć starania resortu edukacji, zdrowia i sportu w ramach spójnej strategii edukacji zdrowotnej, z adekwatną do stanu kultury fizycznej młodych pokoleń ofertą zajęć wychowania fizycznego, wsparciem infrastrukturalnym i wzrostem wynagrodzeń nauczycielskich, a nie grantami. 

W statystykach państwowych uczniowie stają się coraz mniej aktywni, a nauczyciele – coraz bardziej projektowi. Paradoks „Aktywnej Szkoły” polega na tym, że pod hasłem ruchu i zdrowia utrwala się instytucjonalny bezruch. System szkolny, który nie potrafi na stałe włączyć troski o ciało, zdrowie i sprawność fizyczną w fundament integralnej edukacji.

Program, który miał być ruchem ku zmianie, może okazać raczej ruchem pozornym – dynamicznym w nazwie, biernym w skutkach. Dopóki edukacja fizyczna pozostaje obszarem doraźnych interwencji zamiast trwałej polityki publicznej, polska szkoła będzie uczyć ruchu w warunkach systemowego bezruchu, a jej „aktywność” kończyć się będzie tam, gdzie zaczyna się kolejny nabór wniosków.




 

(Tekst powstał przy wsparciu ChatGPT5)

03 listopada 2025

Piękno styranej twarzy pedagoga nowego wychowania - Janusza Korczaka

 




Nowy rok akademicki w Uczelni Korczaka w Warszawie zainaugurował wykładem gość dr Michał Paluch (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie), który - nawiązując do dramatu Janusza Korczaka - opowiedział o twarzy pedagoga, tej prawdziwej, zmęczonej, ale pięknej w swojej autentyczności. Jego refleksja ujęta w tytule wykładu - Piękno styranej twarzy stała się medytacją o sensie bycia pedagogiem w świecie pełnym pośpiechu i pozoru. Poniżej publikuję esej inspirowany tym niezwykłym wystąpieniem.


„Piękno styranej i steranej twarzy” 

Tytuł wykładu – Piękno styranej twarzy” zabrzmiał jak poetycki paradoks, a zarazem jak zaproszenie do głębszego namysłu nad sensem pedagogiki: tej, która ma ludzką twarz.

Dr M. Paluch rozpoczął od słów ks. prof. Józefa Tischnera – człowiek nigdy nie wie do końca, co się dzieje w drugim człowieku. W tym prostym zdaniu ukrył się rdzeń całego wykładu: tajemnica osoby, której nie da się do końca wypowiedzieć. Twarz, najbardziej dostępna i zarazem najbardziej zakryta część człowieczeństwa, staje się tu symbolem granicy między wnętrzem a światem zewnętrznym. To, co widzialne, nie zawsze mówi prawdę, a jednak czasem to właśnie zniszczona, „styrana” twarz mówi najwięcej o dobru, o miłości, o ludzkiej obecności.

Adiunkt UKSW rozróżnił dwa słowa: styranie i steranie,  które wyrażają jakby dwa rytmy życia. Pierwszy rytm dotyczy materii, drugi organizmu. Jeden mówi o śladach zużycia, drugi o utracie siły. Z tej subtelnej etymologii autor uczynił metaforę pedagogiczną: twarz, która „zużyła się” od patrzenia z troską, od mówienia prawdy, od słuchania, od bycia z drugim, nie jest twarzą zniszczoną, lecz spełnioną. W tym sensie piękno nie polega na estetycznym blasku, ale na głębi autentycznego doświadczenia.

W centrum refleksji pojawił się Janusz Korczak – Stary Doktor, którego fotografie Paluch uczynił przedmiotem swoistego studium i punctum. Cytując Rolanda Barthesa, mówił o tym jednym punkcie zdjęcia, który przeszywa patrzącego jak strzała. Takie punctum odnajduje w spojrzeniu Korczaka: spojrzeniu uważnym, przepełnionym troską, a zarazem cierpieniem. W tym spojrzeniu – jak zauważa – widać nie tylko człowieka zmęczonego światem, lecz kogoś, kto „intensywnie używał samego siebie w trybie bycia szczególnie ludzkim”.





To piękno nie ma nic wspólnego z retuszem. Jest pięknem prawdy i dobra, nawet jeśli prawda jest tragiczna, a dobro wyjątkowo trudne. Takie piękno, jak mówił prelegent, jest epifenomenem prawdy – czymś, co rodzi się z niej jak światło z ognia. W tym ujęciu twarz staje się miejscem spotkania sensu, przestrzenią, gdzie pedagogika styka się z ontologią.

W dalszej części wystąpienia dr M. Paluch wprowadził pojęcie „małej fenomenologii pedagogicznego spojrzenia”. Opowiadał o relacji dziecka i starca, o wzajemnym przenikaniu się spojrzeń, które nie potrzebują słów. Dziecko widzi świat szeroko otwartymi oczami, chłonąc rzeczywistość. Starzec zamyka oczy, by mówić o tym, co wewnętrzne. Spojrzenie dziecka w oczy starca i starca w oczy dziecka - mówił Paluch – to moment, w którym rodzi się więź, a wraz z nią prawdziwe piękno.

Prelegent wspomniał też swoje osobiste spotkania: z dziadkiem Kazimierzem i z profesorem Szewachem Weissem, który pewnego dnia powiedział mu: Patrzysz teraz na twarz starca, a na ciebie patrzą przeszklone oczy dziecka. W tym zdaniu kryje się cała dialektyka życia,  spotkanie początku i kresu, nadziei i doświadczenia.

Tak rozumiane piękno, piękno styranej twarzy, nie jest więc przeciwieństwem starości. Jest jej prześwitem. To pedagogiczna definicja obecności: człowieka, który nie ukrywa swojego zmęczenia światem, ale potrafi z niego uczynić dar. Paluch nazwał to kompetencjami głębokimi,  a więc zdolnością wyrażania przez osobę najgłębszych struktur własnej egzystencji, by służyły one drugiemu człowiekowi.

Na koniec przywołał raz jeszcze myśl Janusza Korczaka: Gdy mi się życie bardziej da we znaki, gdy głębiej poczuję jego bolesne ukłucie… szukam dzieci. To zdanie – jak mówił dr M. Paluch – mogłoby być mottem wszystkich, którzy uczą, wychowują, towarzyszą swoim podopiecznym. W pedagogice nie chodzi bowiem o wyabstrahowaną doskonałość czy neurotyczny perfekcjonizm, lecz o obecność. Nie o gładką twarz, lecz o twarz, która - jak pisał Levinas - daje twarz, ale i w sensie codziennego trudu troski o osobę.

Wystąpienie Michała Palucha stało się więc nie tylko wykładem inauguracyjnym, ale i medytacją o kondycji współczesnego nauczyciela. W świecie, który czci młodość, szybkość i efektywność, zabrzmiało jak manifest pedagogiki spolegliwej, cierpliwej i pięknej w swoim zmęczeniu. Piękno styranej twarzy to piękno tych, którzy nie boją się być sobą w obecności drugiego człowieka – nawet jeśli kosztuje to zmarszczki, milczenia i łzy. Jak powiedział M. Paluch - „nasza twarz to często nasze dłonie”.



Nota o wydarzeniu

Wykład dr. Michała Palucha, zatytułowany „Piękno styranej twarzy (Studium i punctum pedagogicznego spojrzenia)”, został wygłoszony 23 października 2025 roku podczas inauguracji roku akademickiego w Uczelni Korczaka. Prelegent, związany z Katedrą Pedagogiki Ogólnej i Dydaktyki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, przedstawił refleksję o sensie autentyczności, relacji międzypokoleniowych i duchowym pięknie pedagogicznego spojrzenia.

 

(Tekst powstał przy wsparciu ChatGPT5)