06 maja 2012

Homoseksualiści kontra prof. Aleksander Nalaskowski



Skończyłem czytać przesłaną mi do recenzji wydawniczej rozprawę z edukacji filozoficznej, której autor (jeszcze nie zdradzam jego nazwiska, ale jak tylko książka ukaże się drukiem, to poświęcę jej więcej uwagi) słusznie przypomina, jak to już w XV wieku miał miejsce pluralizm metodologiczny, powodujący przewartościowanie w myśleniu o autoritas. Już wówczas zanikał ten typ autorytetu, który polegał na bezkrytycznym przyjmowaniu tez i poglądów wygłaszanych przez klasyków filozofii. A jednak, pomimo upływu tylu wieków, nadal mamy problem z odbiorem osobistych poglądów naukowców, którzy są autorytetami w swojej dyscyplinie z dziedziny nauk humanistycznych i/czy społecznych. Nie oszukujmy się. Humanistyka nie jest matematyką. Tu nie ma niepodważalnych aksjomatów, a zatem każdy może formułować własne hipotezy i je weryfikować zgodnie z istniejącym stanem wiedzy, a często i wbrew niej, na co zwracał uwagę Thomas Kuhn w swoich pracach na temat rewolucji naukowych w wyniku zmiany obowiązujących paradygmatów.

W zakresie tych dyscyplin naukowych, które mają zarazem charakter praktyczny, jak np. pedagogika, sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo tu praktyka tylko częściowo potwierdza teorię, a teoria tylko częściowo warunkuje konstruowanie praktyki. Nikt nie jest w stanie odtworzyć warunków jakiegoś modelu wychowania czy kształcenia, by zachować te same warunki (tzw. zmienne niezależne i pośredniczące). A zatem to, co udało się Januszowi Korczakowi, którego dziedzictwo myśli i praktyki wychowawczej czcimy w tym roku, czy co powiodło się Celestynowi Freinetowi, wcale nie musi i nie może się udać innemu pedagogowi, który koniecznie chciałby ich naśladować. Nikt nie odwzoruje w takim samym stopniu i zakresie opisanego - jako sprawdzony i wartościowy społecznie - modelu, konceptu czy eksperymentu pedagogicznego. A jednak, nieustannie ktoś je podważa lub afirmuje, doskonali lub odrzuca z jakiegoś, nie zawsze uświadamianego sobie i/lub innym powodu. Najczęściej czyni się tak z przyczyn politycznych, kiedy usiłuje się wykorzystać sferę publiczną wychowania i kształcenia do realizacji celów-interesów jakiegoś stronnictwa politycznego, które chce dzięki temu zdobyć lub utrzymać władzę w społeczeństwie.

Nie tylko dzisiaj ci, którzy usiłują wykorzystać jakże osobliwą sferę wychowania czy kształcenia do celów dalece wykraczających poza konieczne warunki do jego zaistnienia - by wynikiem tego procesu był osobisty rozwój każdego z wychowanków z osobna, a zarazem sprzyjał on ich socjalizacji i inkulturacji, przyczyniając się zarazem do rozwoju społeczeństwa i grupy odniesienia - wprowadzają w błąd opinię publiczną swoimi autorytatywnie formułowanymi przekonaniami. Tak, jakby tylko oni i tylko oni mieli rację. Tak, jakby proces wychowania można było sprowadzić do formuły 1+1=2, podczas gdy prawidłowy wynik może mieć postać: 1+1=3, 1+1=4, 1+1=5 itd.

Dla Stowarzyszenia Na Rzecz Lesbijek, Gejów, Osób Biseksualnych, Osób Transpłciowych oraz Osób Queer "Pracownia Różnorodności" z siedzibą w Toruniu nie ma żadnego znaczenia to, czym jest humanistyka, wiedza o wychowaniu i kształceniu oraz jaką rolę odgrywają w niej podejścia normatywne, określane też we współczesnej nauce jako teorie imperatywne. ich zdaniem istnieje tylko jedna prawda, jedna teoria, jedna koncepcja człowieka, jego socjalizacji i jej uwarunkowań, której podważanie przez kogokolwiek powinno spotkać się z ingerencją sądową, tym bardziej, gdy "ośmiela" się to czynić profesor pedagogiki, dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Potrzebowali 8 miesięcy na to, by zaprotestować przeciwko opublikowaniu przez profesora poglądu w związku z odrzuceniem przez Sejm poprawek Senatu do ustawy z dn. 9 czerwca 2011 r. o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Wówczas A. Nalaskowski skrytykował decyzję posłów, którzy nie poparli poprawki Senatu zakazującej parom osób o orientacji homoseksualnej pełnienia funkcji rodziców zastępczych i prowadzenia rodzinnych domów dziecka.


- Jeżeli przed udzieleniem prawa do prowadzenia rodzinnego domu dziecka robi się rozmaite badania w celu rozpoznania takich rodziców, czy mają dobre warunki, czy nie są alkoholowi itp., to warunek pewnej normalności seksualnej jest pierwszorzędnym warunkiem i jeżeli go uchylimy, to możemy uchylać także wszystkie inne. Rodzice homoseksualni, tworzący dom dziecka, nie są w stanie przekazać dziecku w procesie wychowania właściwego wymiaru życia seksualnego człowieka. Ten wymiar będzie zawsze wymiarem spaczonym, wymiarem chorym. Tak jak homoseksualizm jest chory, choć Organizacja Zdrowia uznała, że nie jest.

Po tej wypowiedzi pedagoga powyższe Stowarzyszenie skierowało pismo do Rektora UMK w Toruniu, do Komitetu Etyki w Nauce Polskiej Akademii Nauk (chyba z tego względu, że w poprzedniej kadencji profesor był członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN) oraz do władz Wyższej Szkoły Informatyki i Ekonomii Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Olsztynie, w której profesor jest zatrudniony na drugim etacie o wyciągnięcie sankcji natury dyscyplinarnej. Tę "aferę" gorliwie relacjonowała "Gazeta Wyborcza" (http://torun.gazeta.pl/torun/1,48723,9975019,Urlop_dziekanski_na_dyskusje_o_gejach.html#ixzz1VBQZFAju).

W końcu pojawił się news, który mógł się dobrze sprzedawać. Oto, po aferze z poznańskim seksuologiem, który stosował niedozwolone etycznie praktyki terapeutyczne, pojawiła się szansa na spalenie na stosie poprawności politycznej kolejnego profesora tytularnego, założyciela i dyrektora jednego z najlepszych w kraju - niepublicznego liceum ogólnokształcącego w Toruniu. Wynik ataku nie był dla oskarżycieli i dotkniętych tą wypowiedzią zadowalający, skoro, a może właśnie po wygranych wyborach posłów Ruchu Janusza Palikota, postanowiono powrócić do sprawy i nadać jej ponowny bieg, tyle że już z oskarżenia prywatnego. Oskarżyciel jest gejem, który poczuł się urażony wypowiedzią pedagoga w mediach mimo, iż nie był w niej wymieniony personalnie.

W sobotnio-niedzielnym wydaniu "Rzeczpospolitej", w bardzo poczytnym dodatku "PlusMinus" Robert Mazurek opublikował wywiad z prof. Aleksandrem Nalaskowskim pt. "Nie ma genu gejostwa" (2012 nr 18, s. P10-P11), który rozpoczyna od pytania, nawiązującego do powyższego oskarżenia: - Długo pan jeszcze na wolności? Profesor zdumiony medialną nagonką, wyjaśnia w tym wywiadzie, że nie obraził personalnie oskarżyciela, tylko jeśli już, to parlamentarzystów, którzy chcieli uchwalić "głupie i byle jakie prawo, dając homoseksualistom prawo do tak zwanej pieczy zastępczej". Sam nie jest homofobem, ma znajomych tej orientacji, którzy popierają jego stanowisko w tej sprawie, a gdyby - jak stwierdził - "robiono getto dla gejów, to pierwszy zrobiłby "podkop w piwnicy i ich przechowywał". A dalej w wywiadzie padają odpowiedzi na kolejne pytania:

R. Mazurek: Jako ludzi chorych, bo pańskim zdaniem homoseksualizm jest chory, nawet jeśli WHO twierdzi inaczej.

A. Nalaskowski: - Światowa Organizacja Zdrowia to część ONZ, organizacja polityczna, a nie naukowa, i nie ma obowiązku przestrzegania jej postanowień, tak jak nie ma obowiązku przestrzegania postanowień UNESCO czy UNICEF.

RM: Nie chodzi o stanowisko WHO, ale medycyny.

AN: - W podręcznikach akademickich wydanych już w latach 90., po decyzji WHO, są ciągle zdania, że homoseksualizm to dewiacja. Jeśli mogą tak uważać profesorowie, choćby urologii, to mogę i ja.

RM: Ale musi pan obrażać?

AN: - Ja nie powiedziałem, że homoseksualiści są chorzy, tylko że homo- seksualizm jest chory, czyli mówiłem o zjawisku, a nie wskazałem człowieka.

(źródło:http://www.rp.pl/artykul/869964.html)

Władysław Seredyński, doktor filozofii, kustosz zbiorów i członek Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, we wstępie do swojego podręcznika „Pedagogia Polska w zarysie”, jaki ukazał się w 1868 r. we Lwowie, pisał m.in.:

Przekonany, że wystawić system wychowania znaczy tyle co pokusić się o wystawienie budżetu moralnych skarbów narodu na przyszłość; przekonany o ciężkiej odpowiedzialności, jaką autor podobnego dzieła na swe barki podjąć może, czuję wewnętrzną potrzebę wyłuszczenia szczegółowiej mych myśli, pobudek i celu, w jakich niniejsza pracę pod sąd i na użytek publiczny podaję. Pisano już u nas niemało o wychowaniu; piśmiennictwo nasze szczyci się zarówno systemami ściśle naukowemi, jak i szeregiem urywkowych rozpraw, stanowiących nie mało cenną sumę różnorodnego doświadczenia. Żadna atoli z dotychczas drukiem ogłoszonych prac tego kierunku nie odpowiada, albo wymogom ścisłej umiejętności albo jako oderwana teorya, od prawdy życia i rzeczywistości daleka, nie czyni zadość potrzebom przez zdrowszą umysłowość społeczeństwa naszego wymaganym. (...) Nie mogę wreszcie pominąć wyznania, iż nie bez trwogi niejakiej pracę niniejszą na widok publiczny wydaję. Gdy bowiem z jednej strony pragnienie umiejętnej krytyki, a z drugiej, owa sumienna pewność, zdobyta zasadniczem przekonaniem, dobrą wolą i takiem rzeczy widzeniem, które, jeśli nie stawia wiele uderzająco nowego, to niczego przynajmniej uczciwego nie burzy, powinny mię uspokoić; to jednak okoliczność, że nie powszechnie jeszcze uznaną olbrzymia różnica, między prostą rutyną a umiejętnem doświadczeniem, budzić musi dość słuszne trwogi i niepokoje. Wówczas nikt nie pozwał W. Seredyńskiego do sądu o obrazę osobistą mimo, iż też pisał o tym, jak nie powinno wyglądać wychowanie i komu nie powinno się jego powierzać.

Dzisiaj wiemy, że nie ma wolnego od wartościowania sposobu uprawniania teorii społecznej (…) nie sposób uprawiać teorii społecznej wolnej od wartościowania, i w tej mierze moje wybory odzwierciedlają moje preferencje. (Elliot A., Współczesna teoria społeczna, Warszawa PWN 2011, s.10). Wszystko to, co jest kluczowe w nauce, to modele interpretacji badanych kategorii czy fenomenów, które poddawane są hierarchizacji. Nauka jest wytworem całej ludzkości, która mówi tekstami minionych i obecnych pokoleń. W toku ewolucji następowała specjalizacja badań i akumulacja uzyskiwanych w trakcie badań danych. Nauka nie jest jednolita, lecz stanowi konglomerat powiązanych z sobą praktyk o różnych logikach postępowania, które bywają sprzeczne. (J. C. Kaufmann, Ego. Socjologia jednostki. Inna wizja człowieka i konstrukcji podmiotu, tłum. Krzysztof Wakar, Warszawa 2004, s. 72).

Rozprawy teoretyczne w humanistyce czy naukach społecznych bazują na interpretacjach, które dotyczą ulotnych i niepewnych założeń. Wszystko polega na skali: to, że ma się rację, nie oznacza, że racja ta odnosi się do wszystkiego, a to, że nie ma się racji, nie oznacza, że nie ma się jej w odniesieniu do niczego.(tamże, s. 127)