13 września 2025

Lwów - Kolebka polskiego skautingu

 


Irena Wancerska (z d. Nuckowska) wydała dzięki wsparciu Konsulatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej we Lwowie, kierowanego przez Elizę Dzwonkiewicz, niezwykle ważną dla ruchu skautowego – w tym harcerskiego – książkę pt. Lwów. Kolebka harcerstwa polskiego (Warszawa, 2021). Dopiero wczoraj dotarła do mnie ta publikacja, toteż nie mogłem jej nie przeczytać.

  Z biegiem lat transformacji ustrojowej, w epoce odzyskanej przez Polaków i Ukraińców wolności państwowej, której dziś raszyści próbują ponownie pozbawić Ukrainę, prowadząc przeciwko niej imperialistyczną wojnę, otrzymujemy kolejną odsłonę prawdy historycznej.

O powstaniu polskiego skautingu na Kresach i o pierwszych drużynach skautek (jeszcze nie harcerek), które działały we Lwowskiej Chorągwi w latach 1911–1939, o przyjaźni Olgi Małkowskiej z Violet Mason, o skautkach i skautach, harcerkach i harcerzach oraz o powstaniu lwowskiego czasopisma Skaut przypominają w swoich narracjach autorzy poszczególnych rozdziałów książki. Publikacja ta jest fundamentalną rekonstrukcją procesów formacyjnych ruchu w duchu antropologii oraz metody skautowej, a zarazem stanowi cenne źródło dla dalszych badań historyczno-społecznych i oświatowych.

Jak podkreśla Konsul Generalna RP we Lwowie we wstępie: „Dla mnie szczególnie ciekawymi były wybrane listy Andrzeja Małkowskiego wskazujące na jego niezwykły hart ducha i ciała, fascynująca historia przyjaźni Olgi Małkowskiej z Brytyjką Violet Mason i piękne owoce tej przyjaźni, batiarski charakter pierwszych lwowskich drużyn czy historia wodnych drużyn harcerskich (...)”.

Otrzymujemy więc nie tylko kronikę wydarzeń, lecz także trwały ślad pięknej, mądrej i ponadczasowej przyjaźni międzypokoleniowej, międzykulturowej i międzynarodowej – tych, którzy bazując na braterstwie, prawdzie i bezinteresownej służbie Bogu i Ojczyźnie, potrafili autentycznie pracować nad sobą i kształtować własne życie. Potwierdzają to listy Andrzeja Małkowskiego – twórcy polskiego skautingu na ziemiach pod zaborami – jak choćby fragment z sierpnia 1911 roku, najlepiej oddający ducha rodzącego się ruchu:

„Wracam ze Skalego. Wracamy gromadką. Pięciu Elsów wzięło udział w kursie sokolim w Skolem. Wracamy radośni, bo duch się budzi w Narodzie. «Sokół» otrząsać się poczyna z drzemki, o którą nietrudno ociężałym od jadła i napoju «gimnastykom», zaczyna głębiej poznawać swe narodowe zadania, stara się o odrodzenie duchowe młodych zastępów sokolich, podaje dłoń inicjatywie zorganizowania obywatelsko-żołnierskiego ćwiczeń młodzieży szkolnej na wzorach dostarczonych przez angielski Scouting” (s. 13).

Książka zawiera unikatowe, dotąd nieznane fotografie polskich skautów we Lwowie oraz ich uczestnictwa w obozie skautowym w Birmingham w 1913 roku podczas Trzeciego Brytyjskiego Zlotu Skautowego. Znajdziemy w niej także list z grudnia 1911 roku, w którym Małkowski informował Baden-Powella o sukcesie polskiego przekładu książki Scouting for Boys, wydawaniu we Lwowie czasopisma Skaut w nakładzie 6 tysięcy egzemplarzy i o dynamicznym rozwoju ruchu samowychowawczego.

Bolesław Broś w rozdziale Lwowskie harcerstwo od razu doprecyzowuje: „Skauting, nazwany później harcerstwem, powstał i ukształtował się w Polsce jeszcze pod zaborami, we Lwowie i na Ziemi Lwowskiej, krótko przed wybuchem I wojny światowej. Aby zrozumieć genezę tworzenia się harcerstwa, podówczas nazywanego skautingiem, trzeba zrozumieć środowisko, w jakim ruch ten powstał. Lwów w średniowieczu był ośrodkiem handlu między Wschodem a Zachodem. Zawsze wierny (Semper Fidelis) Rzeczypospolitej opierał się najazdom ze Wschodu: Tatarów, Turków, Kozaków, Wołochów, Bolszewików w 1920 roku” (s. 24).

Dziś Lwów ponownie musi stawiać czoło rosyjskiemu agresorowi, by zachować własną tożsamość narodową. W tym kontekście książka staje się ważnym świadectwem pamięci o polskich skautach, którzy w listopadzie 1919 roku nie pogodzili się z decyzją Austrii o przekazaniu miasta Ukraińcom. Broś przypomina: „Linia frontu podzieliła miasto na część polską i ruską. Drużyny skautowe nie występują w formie zorganizowanej, lecz wszyscy skauci włączają się do walki w najbliższych im ogniskach oporu. (…) W obronie Lwowa starsi skauci biorą udział z bronią w ręku, młodzi natomiast jako łącznicy, utrzymując często łączność pomiędzy podzielonymi dzielnicami miasta. (…) Wielu skautów w walkach polsko-ukraińskich poległo lub zostało rozstrzelanych w niewoli” (s. 30).

W wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku zginęło blisko 9 tysięcy harcerek i harcerzy. Bitwa pod Zadwórzem, zwana „Polskimi Termopilami”, na trwałe wpisała się w pamięć narodową – 318 żołnierzy oddało życie, powstrzymując atak Armii Konnej Budionnego na Lwów. Bohaterska obrona miasta zaowocowała objęciem przez Józefa Piłsudskiego protektoratu nad Związkiem Harcerstwa Polskiego, którego I Wolny Zjazd odbył się we Lwowie w lipcu 1921 roku.

Broś przedstawia także losy lwowskich harcerzy w konspiracji podczas II wojny światowej oraz ich udział w armii gen. Andersa. Irena Kozimala rekonstruuje dzieje skautingu żeńskiego w Galicji Wschodniej i Lwowskiej Chorągwi Harcerek w latach 1920–1939. Warto przypomnieć, że to właśnie członek tej Chorągwi, ks. dr Kazimierz Lutosławski, był twórcą Krzyża Harcerskiego – symbolu wciąż noszonego przez kolejne pokolenia młodzieży.

Wancerska stawia pytanie o związki lwowskich batiarów z harcerstwem. Cytuje przy tym: „Komunistyczne władze pilnowały tego, żeby wyczyścić pamięć o harcerzach i ich wierności do złożonego przyrzeczenia” (s. 127). Tym większe znaczenie miała inicjatywa odrodzenia harcerstwa na Wschodzie na początku lat 90., przywracająca pamięć o pierwszych drużynach i kursach instruktorskich we Lwowie. Od 1993 roku działa już bez przeszkód Harcerstwo Polskie na Ukrainie – od Równego przez Lwów po Chmielnicki i Winnicę – łącząc w służbie pamięć o obu ojczyznach. „Na Ukrainie istnieje około 100 skautowych organizacji, w tym największa – «Płast» – licząca około 13 000 członków” (s. 148).

Natalia Tarkowska przybliża sylwetkę Violet Sybille Mason – brytyjskiej skautki, malarki i pisarki zafascynowanej Polską, przyjaciółki Olgi Małkowskiej. To dzięki niej do Polski przyjechała żona Baden-Powella, aby w sierpniu 1932 roku uczestniczyć w VII Światowej Konferencji Skautek w Buczu pod Skoczowem.

Korzenie lwowskiego skautingu owocują po dzień dzisiejszy piękną współpracą i przyjaźnią polsko-ukraińsko-brytyjską. Teresa Szadkowska-Łakomy i Jagoda Kaczorowska trafnie podsumowują tę spuściznę w tekście Iż będziem Przyrzeczeniu wierni...: „Jednostki harcerskie rozsiane po całym świecie, a w każdym sercu – Polska!”.


Książka Ireny Wancerskiej nie jest jedynie historycznym zapisem, lecz także przesłaniem dla współczesnych. W obliczu toczącej się dziś wojny w Ukrainie przypomina, że skauting i harcerstwo rodziły się wśród dramatycznych doświadczeń walki o wolność i godność. Tak jak sto lat temu młodzi skauci i harcerze nie wahali się stanąć w obronie Lwowa, tak dziś ich ukraińscy rówieśnicy bronią ojczyzny przed rosyjską agresją. Przesłanie płynące z tej książki to wezwanie do pamięci, solidarności i wierności ideałom służby – Bogu, Ojczyźnie i bliźnim. To także przypomnienie, że wierność Przyrzeczeniu jest ponadczasowa, a braterstwo i przyjaźń potrafią przekraczać granice i epoki, niosąc nadzieję na zwycięstwo prawdy i wolności. Tego życzę Ukrainie. 

 

12 września 2025

Cyfrowa edukacja w krajach anglosaskich między szansą a krytyką

 


Cyfryzacja edukacji w szkolnictwie wyższym stała się jednym z najważniejszych wyzwań współczesnych uniwersytetów. W Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii i Kanadzie, gdzie trwa debata akademicka na ten temat. E-edukacja nie jest tam postrzegana wyłącznie jako zestaw narzędzi technicznych w kształceniu studentów, ale jako fundamentalna transformacja pedagogiczna i organizacyjna, która zmienia sposób uczenia się, nauczania i funkcjonowania każdej z instytucji akademickich.


Anglosaska literatura i raporty uczelniane konsekwentnie podkreślają, że digital transformation w szkolnictwie wyższym oznacza zmianę systemową, która obejmuje dydaktykę, badania naukowe, administrację i relacje uczelni z otoczeniem. Nie chodzi więc o proste korzystanie z platform e-learningowych, ale o przeobrażenie kultury organizacyjnej i modeli zarządzania uczelnią (EDUCAUSE, 2020).


Pierwsze fale cyfryzacji skupiały się na e-learningu i MOOC-ach. Z czasem jednak pojawiła się koncepcja post-digital education, która zakłada, że technologie są nieodłącznym elementem życia akademickiego i zmieniają relacje pomiędzy studentami i wykładowcami (Knox, Jandrić & Bayne, 2020). W tym ujęciu technologia nie jest neutralna, gdyż niesie ze sobą określone wartości i konsekwencje społeczne (Selwyn, 2016).


Silnie rozwinięty jest w tych krajach nurt pedagogiki cyfrowej zorientowanej na studenta. Technologie mają umożliwiać personalizację studiowania i wspierać aktywność studentów jako „prosumentów wiedzy”. Raporty Jisc już kilka lat temu projektowały, że cyfryzacja ma zwiększać inkluzję i dostępność do studiowania, a także wspierać grupy dotychczas marginalizowane w edukacji off-line (Jisc, 2019). Jednocześnie socjolodzy krytyczni zwracają uwagę, że hasło „student-centred learning” bywa nadużywane i wykorzystywane jako element marketingu instytucjonalnego (Williamson, 2022).


Coraz większą rolę odgrywa zjawisko platformizacji edukacji, które polega na przenoszenia procesów dydaktycznych na platformy korporacyjne takie jak Microsoft Teams, Zoom czy Coursera. W literaturze anglosaskiej budzi to poważne obawy dotyczące autonomii uniwersytetu i ryzyka komercjalizacji wiedzy. Neil Selwyn (2016) oraz Ben Williamson (2022) wskazują, że cyfryzacja sprzyja logice kapitalizmu nadzoru, w którym dane studentów stają się towarem, a proces uczenia się zostaje podporządkowany analizie big data.


Z drugiej strony raporty UNESCO i OECD podkreślają, że cyfrowa edukacja może być szansą na zintensyfikowanie procesów inkluzyjnych, by zwiększyć dostęp do studiów dla osób z niepełnosprawnościami, marginalizowanych w społeczeństwach grup etnicznych czy studentów pracujących. Jednak równie silnie zwraca się uwagę na ryzyko cyfrowego wykluczenia, które wynika z braku kompetencji, sprzętu i zasobów finansowych (OECD, 2021).

Empiryczność i evidence-based policy

Charakterystyczne dla anglosaskiego podejścia jest mocne oparcie na diagnozie naukowej. Badania nad cyfrową edukacją mają najczęściej charakter empiryczny w paradygmacie mieszanym, bowiem obejmują nie tylko studia przypadków, ewaluacje wdrożeń, analizy danych ankietowych, ale i diagnozy longitudinalne. Widać tu wyraźny kontrast wobec wielu prac z Europy Środkowo-Wschodniej, które częściej przybierają formę esejów teoretycznych i diagnoz systemowych.

W krajach anglosaskich cyfrowa edukacja jest więc postrzegana jako wielka szansa na personalizację i inkluzję, ale także jako ryzyko podporządkowania uniwersytetu logice korporacyjnej. W centrum refleksji znajdują się zarówno praktyczne innowacje dydaktyczne, jak i krytyka kapitalizmu platformowego. Ta dwoistość sprawia, że debata o cyfrowej edukacji na Zachodzie staje się jednym z najciekawszych pól refleksji nad przyszłością uniwersytetu.


--- 

(źródła: EDUCAUSE. (2020). Top IT Issues, 2020: The Drive to Digital Transformation in Higher Education. EDUCAUSE Review; Jisc. (2019). Digital experience insights survey 2019: findings from students in UK further and higher education. Jisc.; Knox, J., Jandrić, P., & Bayne, S. (2020). Postdigital education in design and practice. Postdigital Science and Education, 2(2), 280–288; OECD. (2021). Digital Education Outlook 2021: Pushing the Frontiers with Artificial Intelligence, Blockchain and Robots. OECD Publishing; Selwyn, N. (2016). Education and Technology: Key Issues and Debates. Bloomsbury; Williamson, B. (2022). Education platforms and the platformisation of education. In K. Peters (Ed.), Digital platforms and education (pp. 15–34). Routledge).

 

11 września 2025

Z inicjatywy profesora Dariusza Kubinowskiego


Odezwa Honorowego Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych 

Polskiej Akademii Nauk

Wydarzenia minionej nocy, związane z naruszeniem przestrzeni powietrznej Polski przez wojska Federacji Rosyjskiej, stawiają m.in. środowisko akademickiej pedagogiki wobec konieczności publicznego zabrania głosu. Imperatyw moralny nie pozwala nam milczeć wobec aktów agresji, które niosą zagrożenie, budzą lęk o przyszłość, a zarazem stają się narzędziem dehumanizacji i zastraszania społeczeństw naszego kontynentu.

1.     Nasz jednoznaczny sprzeciw wobec agresji

Po raz kolejny wyrażam zdecydowany sprzeciw wobec pełnoskalowej wojny prowadzonej przez Rosję przeciwko Ukrainie. Dziś, wobec naruszenia terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, stanowczo protestuję przeciwko agresywnym i prowokacyjnym działaniom Rosji, które podważają bezpieczeństwo naszego państwa i całej Europy.

2.     Wezwanie do narodowej jedności


Jako pedagodzy – odpowiedzialni za wychowanie młodych pokoleń – wzywamy do pojednania i współdziałania ponad wszelkimi podziałami politycznymi, światopoglądowymi i instytucjonalnymi. Historia polskiej pedagogiki i tradycje naszego życia publicznego pokazują, że możliwe są porozumienia oparte na wartościach chrześcijańskich, humanistycznych, czego dowodem były m.in. Porozumienia Sierpniowe 1980-1981 oraz Porozumienie "Okrągłego Stołu". Dziś potrzebujemy podobnej wspólnotowej postawy wobec realnej groźby wojny.

3.     Pedagogia obrony narodowej


W obliczu nowych wyzwań konieczne jest kontynuowanie prac nad opracowaniem koncepcji pedagogii obrony narodowej – całościowej refleksji i praktyki wychowania obywatelskiego w duchu solidarności pokoleń, do odpowiedzialności za Ojczyznę, edukacji społecznej oraz przygotowania do ochrony własnego życia i wspólnoty narodowej.

Apeluję do opinii publicznej, władz państwowych i wszystkich środowisk akademickich o współdziałanie w obronie pokoju, bezpieczeństwa i wartości, które są fundamentem życia społecznego.

Honorowy Przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN


 Niniejszy Apel powstał na podstawie listu prof.dr.hab. Dariusza Kubinowskiego ze Szczecina, by Komitet Nauk Pedagogicznych PAN reagował na dramatyczną w skutkach wojnę Rosji przeciwko suwerennej Ukrainie.


Appeal 

The events of last night, when the airspace of Poland was violated by the armed forces of the Russian Federation, confront us – the academic community of pedagogy – with the necessity of taking a public stand. Our moral imperative does not allow us to remain silent in the face of acts of aggression that bring danger, awaken fear for the future, and at the same time become instruments of dehumanization and intimidation of the societies of our continent.

1. Our unequivocal opposition to aggression

Once again, I express my resolute opposition to Russia’s full-scale war against Ukraine. Today, in the face of the violation of the territory of the Republic of Poland, I firmly protest against Russia’s aggressive and provocative actions, which undermine the security of our country and of the whole of Europe.

2. A call for national unity

As educators – responsible for shaping young generations – we call for reconciliation and cooperation beyond all political, ideological, and institutional divisions. The history of Polish pedagogy and the traditions of our public life show that agreements based on Christian and humanistic values are possible, as exemplified by the August Agreements of 1980–1981 and the Round Table Agreement. Today, we need a similar communal attitude in the face of the real threat of war.

3. Pedagogy of national defense

In the face of new challenges, it is necessary to continue work on developing the concept of the pedagogy of national defense – a comprehensive reflection and practice of civic education in the spirit of intergenerational solidarity, responsibility for the Homeland, social education, and preparedness to protect one’s own life and the national community.

I appeal to public opinion, state authorities, and all academic communities to cooperate in the defense of peace, security, and the values that are the foundation of social life.


Honorary Chair of the Committee of Pedagogical Sciences PAS

Committee of Pedagogical Sciences of the Polish Academy of Sciences



Ukraina broni dziś nie tylko siebie, ale i nas. Jeśli chcemy bezpiecznej Polski, musimy działać razem natychmiast.

❗️Polityków możemy prosić o systemy obrony przeciwlotniczej.
❗️Ale drony możemy kupić sami – wspólnymi siłami.

Co możesz zrobić już dziś?

✅ Podpisz Apel: pokaż, że Polska stoi po stronie bezpieczeństwa i solidarności.
✅ Wesprzyj zbiórkę na drony dla Ukrainy – realna pomoc, która ratuje życie i zatrzymuje agresję.

Bo wspólnym wysiłkiem możemy zatrzymać rosyjską agresję.

Razem obronimy Polskę! Razem obronimy Europę!

 

Z wyrazami szacunku,
Wolontariusze inicjatywy Euromaidan-Warszawa

10 września 2025

Awans naukowy: polska edycja „Gra o Tron”




 

Dzisiejszy wpis jest mocno ironiczny, ale tylko dlatego, że warto zwrócić uwagę na margines w polskiej nauce lub jej obrzeżach, którego kreatorzy od dłuższego czasu starają się odwrócić uwagę od swojego prawdziwego oblicza. Jedni angażują się w krytykę rzetelnych recenzentów ich pseudonaukowych rozpraw, jeszcze inni postanowili zarabiać na szczuciu, insynuacjach, manipulacji, kreowaniu fałszywych opinii, byle tylko ukoić własną niekompetencję, braki i niepowodzenia.  

W polskiej nauce są rzeczy, o których się nie mówi. Na przykład o tym, że doktorat bywa wypracowaniem na zaliczenie, a habilitacja – jego sequel, którego nikt nie chciał, ale system kazał obejrzeć. Ale ciii… obowiązuje niepisany kodeks: nie krytykuj kolegi, bo może kiedyś będziesz potrzebował jego głosu, recenzji albo przysługi.

I tak się to kręci.

Recenzje? Pisane jak listy z kolonii: dużo miłych słów, mało treści. Rozprawy? Pełne błędów metodologicznych, czasem wręcz autoplagiatów. Wnioski o awans? Niekiedy wyglądają jak podania o dotację z gminy: dużo pustych frazesów, mało sensu.

To nie nauka. To reality show.

  • „Taniec z habilitacją” – zobacz, kto najlepiej kręci się wokół komisji.
  • „Mam talent… do cytowania samego siebie”.
  • „Big Brother – wersja akademicka”: wszyscy patrzą, wszyscy wiedzą, nikt nie powie, bo jeszcze się układ obrażi.

A młodzi? Patrzą i uczą się. Niestety nie nauki, tylko survivalu w świecie klik, układów i „brudnych wspólnot”. Bo w tej grze nie chodzi o wiedzę, tylko o to, kogo znasz, komu się ukłonisz i kogo lepiej nie denerwować.

Humanistyka i nauki społeczne miały trzy dekady, żeby stać się wizytówką wolnej Polski. A co mamy? Neony z napisem: „pozoranctwo, plagiat, klikowość – zapraszamy!”. Kiedyś to była świątynia wiedzy, dziś – trochę dom kultury, trochę korpo, trochę teatrzyk amatorski.

I nie, patologia to nie margines. To system. To jak Windows – możesz udawać, że działa, ale i tak wyskoczy „błąd krytyczny”. I wszyscy udają zdziwionych.

A żeby było zabawniej – pedagogika nie ma monopolu na wpadki. W komplecie są socjologia, psychologia, politologia, prawo, teologia… pełna kolekcja Marvela. Niektórzy uważają, że zamiast Avengersów mamy tylko Ligę Znużonych Profesorów, którzy bronią status quo tak, jakby od tego zależało ich życie.

Efekt? Marginalny, ale realny kryzys. Uniwersytet powoli zmienia się w korporację, gdzie liczą się punkty, tabele i wskaźniki. Niby wszyscy mówią o jakości, a i tak wygrywa ten, kto ma znajomych i tupet.

I żeby było jasne – to nie jest problem „tamtych”. To problem całego środowiska. Bo jeśli nadal będziemy zamiatać wszystko pod dywan, to zostaniemy z pięknym dyplomem w ramce i trupem w szafie zamiast uniwersytetu. Uniwersytet będzie wtedy działał jak stary komputer: głośno buczy, wolno chodzi, a raz na jakiś czas spektakularnie się zawiesza.

A młode pokolenie? Jeszcze trochę i rozliczy starszych mistrzów. I nie będzie taryfy ulgowej. Bo trudno udawać autorytet, gdy przez lata podpisywało się kartki z bylejakością.

Zachęcam do lektury i dyskusji, bo jest ona potrzebna nam wszystkim, bez względu na stopień czy tytuł naukowy, wiek, staż pracy lub miejsce akademickiej aktywności. 

 

09 września 2025

Gdyby głupota mogła latać


Gdyby głupota umiała latać… – mówił bohater czeskiego serialu Szpital na peryferiach. Gdyby rzeczywiście tak było, niebo mielibyśmy tak zatłoczone, że kontrolerzy ruchu lotniczego dawno już zrezygnowaliby z pracy. Najnowsza książka Františka Koukolíka Stupidita (Praga, 2023) pokazuje, że problem nie jest wcale metaforyczny. Stupidita to realna, społeczna siła, która działa, niszczy i rozrasta się szybciej niż inflacja.

Nie chodzi tu o zwykłą głupotę – z nią można jeszcze żyć. Stupidita to coś gorszego: nieracjonalny sposób myślenia, absurdalne postawy, irracjonalne działania, to odwrotność mądrości. Autor przypomina nawet archaiczne pojęcie moroni. Brzmi niewinnie, ale to etykietka dla narcystycznych osobników, którzy uważają się za geniuszy, a w praktyce są jak balony, nadęci i niezdolni przyjąć choćby najmniejszej dawki krytyki.

Najgorsze, że moroni potrafią zrobić karierę: studiować prawo, medycynę, a nawet uzyskać stopień doktora. Problem zaczyna się wtedy, gdy ktoś publicznie pokaże, że ich „osiągnięcia” to fikcja. Wówczas mechanizm zemsty uruchamia się natychmiast: plotki, donosy, irracjonalne oskarżenia. Zamiast przyjąć krytykę, uruchamiają machinę destrukcji. To właśnie Koukolík nazywa stupiditą.

Sprawa ma jednak szerszy wymiar. Już Carlo Cippola, profesor z Berkeley, zauważył, że stupidita ma swoje prawa. Pierwsze? Zawsze niedoceniamy jej skali, skoro trzy czwarte społeczeństwa chodzi po ziemi z włączonym trybem „stupid”. Drugie? Może dotknąć każdego, doktora, ministra, celebrytę, sąsiadkę z trzeciego piętra. Trzecie? W każdej grupie społecznej czy zawodowej znajdziemy mieszankę: bezradnych, inteligentnych, bandytów i… tych ostatnich, najbardziej niebezpiecznych, stupidnych.

Stupidni są groźniejsi niż bandyci, bo ci przynajmniej wiedzą, czego chcą, a tamci mszczą się na swoich krytykach, którzy zdejmują ich maski. Stupidni działają na oślep, ale ich szkody są większe niż celowa kradzież. Cippola nie miał złudzeń: najstupidniejszym gatunkiem na Ziemi jesteśmy my sami.

Jakby tego było mało, Carlo Livraghi dolał oliwy do ognia, dodając trzy dodatkowe prawa stupidity. Po pierwsze: każdy z nas ma w sobie dawkę stupidyty – i większą, niż nam się wydaje. Po drugie: stupidita działa jak wirus, bowiem kiedy spotyka się z inną stupiditą, mnoży się w postępie geometrycznym. Po trzecie: podczas gdy inteligencja wymaga planowania, współpracy i wysiłku, stupidita nie potrzebuje niczego, rozprzestrzenia się sama, błyskawicznie i bez wysiłku.

I oto mamy odpowiedź, dlaczego tak łatwo jest zniszczyć sensowną inicjatywę, a tak trudno zbudować coś wartościowego. Inteligencja wymaga organizacji a stupidita działa na autopilocie.

Koukolík pisze, że stupidita nie jest obelgą, lecz opisem rzeczywistości. Może i tak, ale trudno nie zauważyć, że w zetknięciu z nią człowiek czuje się jak w kabarecie absurdu. Problem w tym, że to nie jest kabaret, to codzienność, także w uczelniach, szkołach powszechnych, szpitalach itd.

Następnym razem, gdy ktoś w Twoim otoczeniu zachowa się irracjonalnie, zamiast łapać się za głowę, możesz po prostu wzruszyć ramionami i pomyśleć: oto kolejny lotnik w powietrznej eskadrze stupidity. A patrząc na zatłoczone niebo, łatwo dojść do wniosku, że ziemia to jedynie lotnisko zapasowe.


08 września 2025

Pod parasolem sztucznej inteligencji?

 

 


W sali wykładowej, obok kredy, tablicy i stosu książek, pojawił się nowy uczestnik. Nie zajmuje miejsca w ławce, nie zgłasza się do odpowiedzi, nie ma też indeksu. Jest niewidzialny, a jednak coraz bardziej obecny – sztuczna inteligencja. Przyszła bez zaproszenia, ale i bez wrogości. Zagnieździła się w komputerach studentów, w smartfonach, czasem w notatkach nauczycieli. Potrafi podać definicję, streścić artykuł, napisać esej – szybciej, niż zdążymy otworzyć książkę.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to dar losu. Student dostaje w kilka sekund to, co dawniej wymagało godzin spędzonych w bibliotece. Profesor może błyskawicznie stworzyć bank pytań albo konspekt zajęć. Wydaje się, że oto technologia oszczędza nam czas i wysiłek. Ale kto próbował zaufać AI bezkrytycznie, ten wie, że to dar podszyty ryzykiem. Bo maszyna, choć mówi pewnym tonem, często zmyśla. Tworzy książki, których nikt nigdy nie napisał. Podaje liczby, których nie znajdziemy w żadnym raporcie. To lustro w krzywym zwierciadle – rozpoznajemy znajome kształty, ale ich proporcje bywają złudne.

Niebezpieczeństwo nie tkwi więc w samej sztucznej inteligencji, lecz w naszym stosunku do niej. Największym ryzykiem jest nasza łatwowierność – przekonanie, że skoro zdania brzmią wiarygodnie, muszą być prawdziwe. Edukacja nie może na to pozwolić. Naszym zadaniem jest uczyć nie tylko wiedzy, lecz także postawy: krytycznego sprawdzania, cierpliwego weryfikowania, umiejętności dostrzegania sprzeczności. AI staje się więc nie egzaminatorem, lecz pretekstem do ćwiczenia umysłu.

Wyobraźmy sobie zajęcia, na których studenci analizują tekst wygenerowany przez maszynę. Sprawdzają dane w raportach GUS czy Eurostatu, szukają cytatów w katalogach, odkrywają, co jest faktem, a co fikcją. To nie jest strata czasu – to praktyka uczenia się myślenia. Bo w epoce, w której informacja przychodzi łatwo, najcenniejsza jest umiejętność odróżnienia prawdy od pozoru.

Nie oznacza to jednak, że mamy AI wyrzucić z sal wykładowych. Wręcz przeciwnie – warto ją zaprosić, ale do roli asystenta, nie nauczyciela. Jeśli pomoże wykładowcy uwolnić się od biurokratycznej rutyny, ten będzie miał więcej czasu na rozmowę ze studentami. Jeśli studentowi wskaże drogę w gąszczu informacji, ten szybciej dotrze do tego, co naprawdę ważne.

Potrzebujemy więc nowej pedagogicznej umowy: AI tak, ale zawsze pod nadzorem ludzkiego krytycznego umysłu. To oznacza jasne zasady – jawne przyznawanie się do korzystania z maszyn, sprawdzanie ich pracy w niezależnych źródłach, a nade wszystko dodawanie własnego wkładu, którego żadna technologia nie zastąpi.

Bo edukacja to zawsze spotkanie: człowieka z książką, człowieka z człowiekiem. Dziś do tego spotkania dołącza maszyna. Ale dopóki to my zachowamy ostatnie słowo, dopóty pozostaniemy gospodarzami tej rozmowy. Pretekstem do niej było wydanie w Oficynie "Impuls" książki poświęconej generatywnej AI. 

Nie ma się co dziwić, że pojawiają się także w naukach społecznych rozprawy poświęcone problematyce sztucznej inteligencji. Szczególnie tak głęboka zmiana technologiczna w komunikacji międzyludzkiej nie może być zlekceważona, toteż możemy spodziewać się lawinowo wydawanych książek i artykułów na temat pozytywnego i /lub negatywnego potencjału generatywnej sztucznej inteligencji. Podobnie było z wywołanym na świecie szokiem na skutek pandemii Covid-19. Nadal ukazują się studia, analizy, wyniki badań porównawczych dotyczące jej następstw w społeczeństwach i życiu jednostkowym. 

Przed nami zatem kolejny nurt rozpraw o AI także w pedagogice, bowiem bez dobrej edukacji uwzględniającej to narzędzie młode pokolenia będą miały problem z własnym wykształceniem, zaś osoby dorosłe z realizacją zadań zawodowych. Cieszy zatem wydana w Oficynie "Impuls" w Krakowie książka profesorki Uniwersytetu Szczecińskiego dr hab. Elżbiety Porzyckiej-Borowskiej, która posłużyła się w narracji metaforą funkcji parasola mającego funkcję ochronną przed deszczem (wiedzy), ale także towarzyszącą człowiekowi w tej sytuacji.

Autorka odpowiada na pytanie: Jak i na jakich warunkach nauczyciel oraz środowisko akademickie mogą dostrzec i wykorzystać potencjał generatywnej sztucznej inteligencji, jednocześnie chroniąc się przed jej niezamierzonymi konsekwencjami? Już po przeczytaniu wstępu zawierającego też tak ciekawe pytania poznawcze:

1. Jak AI może wspierać edukację -a gdzie napotyka granice? 

2. Jakie dylematy etyczne wiążą się z wprowadzeniem AI do szkół i uczelni? 

3. Jakie nowe ( i nie zawsze przewidywalne) perspektywy otwiera bycie w dialogu z narzędziami generatywnej sztucznej inteligencji?

pomyślałem, że dopełnienie pytania głównego o kwestię niezamierzonych konsekwencji jest niewłaściwe, bowiem stanowi parasol  zbytecznego choć możliwego przedrozumienia, które będzie osadzone w samospełniającej się hipotezie. Zapytałem zatem generatywną AI: Jak i na jakich warunkach nauczyciel oraz środowisko akademickie mogą dostrzec i wykorzystać potencjał generatywnej sztucznej inteligencji bez parasola chroniącego przed jej niezamierzonymi konsekwencjami? Przecież wiadomo, że będą niezamierzone, skoro nie jesteśmy AI, tylko kierujemy do niej określone zadanie. Jak sądzicie, co mi odpowiedziała?  


📌 Źródło: Tekst częściowo opracowany na podstawie rozmowy autora z modelem ChatGPT (GPT-5), OpenAI, 2025.

   

 

07 września 2025

(Nie)regionalna edukacja/polityka oświatowa...

 



XXXVIII Letnia Szkoła Młodych Pedagogów i Pedagożek im. Marii Dudzikowej otwiera swoje podwoje w dniach 7–12 września 2025 roku w Białymstoku.

Letnia Szkoła od lat pozostaje przestrzenią spotkania – nauki i rozmowy, wymiany doświadczeń i myśli, odkrywania i konfrontowania idei. To czas twórczego wysiłku i autentycznej integracji środowiska, gdzie młodzi badacze i badaczki rozwijają swój warsztat, prezentują dorobek, podejmują pierwsze debiuty naukowe i spotykają Mistrzów, którzy inspirują i prowadzą.

Tegoroczna Szkoła nosi tytuł: (Nie)regionalna edukacja/polityka oświatowa w warunkach globalności i cyfryzacji współczesnego świata – konteksty pedagogiczne.

Jej uczestnicy będą pochylać się nad relacjami między tym, co lokalne i globalne, bliskie i odległe, trwałe i zmienne. Podejmą refleksję nad edukacją i polityką regionalną, ich rolą w kształtowaniu wspólnot, budowaniu tożsamości i odpowiedzialności społecznej, w ochronie dziedzictwa oraz w konfrontacji z wyzwaniami cyfrowej i globalnej współczesności. Zapowiada się dyskusja młodych pedagożek i pedagogów o praktykach edukacyjnych, politykach oświatowych, społecznych inicjatywach, znaczeniu dziedzictwa i pamięci miejsca, a także o teoriach i metodach badań, które te procesy opisują i wspierają.

Jak zawsze, Letnia Szkoła to wykłady i seminaria, warsztaty i konsultacje, prezentacje badawcze i wizyty studyjne, ale także rozmowy, spotkania i chwile wspólnej radości, które tworzą tkankę międzypokoleniowych więzi. Szkoda, że nie pracuje w uczelni wyższej Andrzej Paradysz, bo jego najnowsza książka, która ponoć ukaże się w najbliższych dniach, idealnie odpowiadałaby powyższej problematyce. 




Jak konstatuję, szkolnictwo wyższe nie jest zainteresowane zatrudnianiem na stanowisku asystenckim osób ze stopniem zawodowym magistra, bo błędnie stwarza się takie szanse jedynie absolwentom szkół doktorskich po obronie dysertacji. Nie zwraca się uwagi na to, że są wśród pasjonatów badań naukowych osoby, których nie stać na podjęcie takich studiów. Wysokość stypendium nie pozwala bowiem na utrzymanie się przy życiu.