03 stycznia 2020

Życzę nam edukacji jak w Niderlandii

Z dniem 1 stycznia 2000 r. nie wolno już używać nazwy państwa Holandia, gdyż obowiązuje jego właściwe określenie - NIDERLANDIA. Jeszcze kilka lat temu relacjonowałem specyfikę zajęć szkolnych w tym kraju z perspektywy uczennicy, która odwiedziła moją córkę. Miała przy sobie laptop, a w nim zakodowany dostęp do szkolnej platformy. Wówczas opowiadała mi o swojej szkole, własnej edukacji i pokazywała materiały z tej platformy, które dowodziły jej niezwykle pozytywnej opinii.

W jednej z rozpraw Theo M.E. Liketa omawiana jest sytuacja oświaty w Niderlandii, gdzie od 1917 r. istnieje relatywnie wysoka wolność szkół w zakresie: swobodnego kreowania programów kształcenia, zatrudniania nauczycieli w każdej szkole przez jej właściciela, swobodnego wyboru szkoły dla rodziców i uczniów, swobodnego wyboru podręczników i innych środków dydaktycznych. Nadzór pedagogiczny nie dotyczy pojedynczego nauczyciela i nie ma w praktyce uprawnień do pouczania właścicieli szkół prywatnych.

Dlaczego tak bardzo dba się w Niderlandii o wolność systemu szkolnego? Są ku temu trzy najważniejsze przesłanki:

1. Naukowe, pedagogiczne:

• Badania i doświadczenie potwierdzają, że innowacji w szkołach nie da się wprowadzić z góry na dół, gdyż tak nauczyciele jak i szkoły zmieniają się tylko wówczas kiedy są przekonani, że coś powinno się zmienić;

• W otwartej demokracji jest więcej tolerancji na różnorodne koncepcje pedagogiczne i dydaktyczne;

• Rozwój wypróbowanych metod nauczania, które wykreowali różni pedagodzy, doprowadził do legitymizacji różnorodności metod, technik i strategii uczenia się. Szczegółowa reglamentacja stwarza za mało miejsca dla pojawienia się nowych idei i ich wprowadzenia do praktyki;

• W społeczeństwie, w którym szczegółowo określa się sposób rozwiązywania przez nauczycieli problemów, blokowane są racjonalne sposoby rozwiązań;

• Utrzymanie jednostek lekcyjnych w takcie 45-50 minutowym nie odpowiada różnorodności koncepcji dydaktycznych, które mogłyby zaistnieć w praktyce;

• Nie ma właściwie jakiejś słusznej, właściwej, profesjonalnej ewaluacji systemu szkolnego.


2. Społeczne:

• Międzykulturowość społeczności szkolnej stawia przed nauczycielami wysokie i częściowo nowe wyzwania. Potrzebują oni więcej wolności w codziennej praktyce, by realizować swoje dydaktyczne i pedagogiczne zadania;

• Społeczeństwa rozwijają się od tradycyjnych „społeczeństw na rozkaz” (Befehlsgesellschaft) ku „społeczeństwom negocjującym” (Verhandlungsgesellschaft). Nauczyciele są w nich obywatelami, świadomymi politycznie osobami, którzy mogą i chcą wybierać w swojej pracy założenia światopoglądowe i pedagogiczne;

• Internacjonalizacja społeczeństw sprawia, że można się uczyć także od innych krajów. Poszczególne szkoły organizują wymianę ze szkołami z innych krajów.

3. Finansowe:

• Szczególnie rządowi i parlamentowi zależy na lepszym oszacowaniu kosztów kształcenia oraz zaplanowanie ich;

• Pieniądze są lepiej inwestowane i wydawane w skali lokalnej.


Nauczyciele nie są w Niderlandii urzędnikami państwowymi, chociaż w szkołach publicznych zatrudniani są przez władze gminne lub właścicieli szkół. Wynikają z tego istotne zasady:

• nauczyciele nie są odpowiedzialni za swój przedmiot. Tworzą oni zespół, który odpowiada za całą szkołę jako „uczącą się organizację”,

• organizacja wewnętrznej ewaluacji daje kierownictwu szkoły możliwość dobierania zgodnie z kompetencjami i realizacją specyficznych interesów nauczycieli,

• istnieją przepisy regulujące, jak kolegium powinno osiągnąć konsensus, jak rodzice i uczniowie mają w tym swój głos i jak właściciel szkoły w sytuacjach problematycznych ma postępować wobec kierownictwa szkoły.

• skoro nauczyciel zatrudniany jest w szkole na zasadzie otwartego konkursu, to daje to gwarancje, że dostosuje się on tak do profilu, jak i do rady pedagogicznej szkoły,

• permanentna wewnętrzna ewaluacja daje nauczycielom (i kierownictwu szkoły) informację zwrotną o ich pracy. Na tej też podstawie można planować ich doskonalenie zawodowe.

Jak spojrzymy na datę wydania tej strategii obowiązującej już wówczas w Niderlandii polityki oświatowej wobec szkół, to może zrozumiemy, dlaczego polskie szkolnictwo jest opóźnione już o ponad 20 lat w stosunku do tych systemów szkolnych, które nie ulegają politycznemu marnotrawstwu kapitału ludzkiego i jego rozwojowej przyszłości.

(źródło: (T. Liket, Niederlande, w: H.Döbert, G. Geißler, Schulautonomie in Europa. Umgang mit Thema, Theoretisches Problem, Europäischer Kontext, Bildungshistorischer Exkurs, Baden-Baden: Nomos Verlagsgesellschaft 1997)

31 grudnia 2019

Koniec roku nie likwiduje pseudonauki


W sylwestrowy dzień pracują jeszcze niektóre placówki oświatowe oraz uczelnie. Rozmawiam z dyrektorem jednej ze szkół branżowych, który właśnie pokazał mi ankietę, jaką otrzymał z jednego z ośrodków akademickich w kraju. Ankieta dotyczy kompetencji zawodowych nauczycieli. SZOK. Ponoć skierował ją do nauczycieli i dyrektorów szkół branżowych jeden z profesorów, zajmujących się pedagogiką pracy.

Błędy metodologiczne w tej ankiecie są jeszcze gorsze, niże te, z którymi spotkałem się w ankiecie dr Joanny Grubej ze Śląska. Nie przypuszczałem, że jeszcze może być w kraju ktoś, kto nie tylko ma wyższy stopień ignorancji, a ponoć i tytuł naukowy, ale i może być takim pseudonaukowcem, by w sądach skali postaw umieścić błędnie nie dwie zmienne, ale nawet pięć. To już jest szczyt pseudonauki. Co gorsza, w narzędziu tym niektóre sądy zawierają błędy ortograficzne. Czyżby ów profesor, którego nazwiska nie chciano mi zdradzić, posłużył się konstrukcją niedouczonego studenta? Czy może wzorował się na ankiecie pani działającej na rzecz polskiej nauki?


Może dr J. Grubej uda się dotrzeć do tej ankiety, to będzie miała okazję do zadośćuczynienia własnym błędom publikując rzetelną krytykę na ten temat. Tymczasem, za taką naukę - dziękuję! PSEUDOWISSENSCHAFT-NEIN. DANKE!

Niech ten rok już się skończy a inni niech przestaną przysyłać mi takie buble, bo przestanę wierzyć w jakąkolwiek moc sprawczą wiedzy. Wstyd i hańba pogłębione ignorancją, głupotą, niewiedzą nie znajdą żadnego usprawiedliwienia. Nie powstrzyma mojego oporu na to żadna fundacja, żadne stowarzyszenie pedagogów społecznych, recenzent z tytułem profesora, czy tym bardziej doktor posiłkujący się prawnikami.

Życzę zatem N(auk)owego Roku 2020!

30 grudnia 2019

Co wynika z funkcjonowania Kodeksu etyki pracownika naukowego?



W okresie wolnym od zajęć, a przygotowując rozprawę poświęconą współczesnej polityce oświatowej, sięgnąłem do autobiograficznej rozmowy Marka Bartosika z profesorem prawa, byłym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, byłym Rzecznikiem Praw Obywatelskich - Andrzejem Zollem. Edukacji niemalże w ogóle nie poświęcono uwagi, mimo iż w dotyczącym wspomnień okresie życia i aktywnej działalności eksperckiej oraz profesjonalnej profesora oświata była targana różnymi kryzysami.

Jedynym wątkiem, na który zwrócono uwagę, było wytłumaczenie się przez A. Zolla jako prezesa Trybunału Konstytucyjnego z braku prawniczej krytyki wprowadzenia do szkół obowiązku zapewnienia uczniom lekcji religii przez rząd Tadeusza Mazowieckiego, który wprowadził go nie ustawą, ale instrukcją. No, ale jak pamiętam, był to także czas falandyzacji polskiego prawa, a Tadeusz Mazowiecki na krótko przed śmiercią przyznał bezprawność tego aktu.

Natomiast przykuł moją uwagę w tym wywiadzie fragment wypowiedzi dotyczący problemów etycznych środowiska akademickiego. "W komisji spotykamy się z wyrachowanymi sposobami podwyższania sobie pozycji w rankingu. Najpowszechniejsza jest "spółdzielnia". Kilka osób umawia się tak: "Ja powołuję się na twoje publikacje w każdym artykule, ty w każdym artykule cytujesz mnie. I już nasza pozycja rośnie. "Spółdzielnia" oczywiście może być wieloosobowa. Inny problem to dopisywanie się do publikacji. Ta feudalna praktyka przetrwała, niestety, z czasów PRL i dzisiaj także tego typu postawy trafiają do naszej komisji. Staramy się z tym walczyć poprzez ujawnianie i piętnowanie" (A.Zoll, M. Bartosik, Od dyktatury do demokracji. I z powrotem. Autobiograficzna rozmowa o współczesnej Polsce, Kraków, 2017, s. 226-227).

W czasie posiedzenia Rady Dyscypliny Pedagogika mówiłem o tym, że z jednej strony mamy do czynienia z powyższa patologią wśród przedstawicieli głównie nauk medycznych, przyrodniczych i technicznych, gdzie rzeczywiście ma miejsce niejako administracyjne dopisywanie profesorów czy doktorów do artykułów młodszych pracowników naukowych. W pedagogice nie ma takich przypadków, natomiast należałoby zmienić indywidualistyczny tok przygotowywania projektów badawczych na grupowe, intra-i interdyscyplinarne, by zacząć jednak prowadzić badania zespołowe, a tym samym także zespołowo publikować rozprawy z wynikami badań.

Osobiście odmawiam dopisywania mnie do rozpraw, gdyż nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, w której nie jestem rzeczywistym współautorem jakiejś części wspólnego tekstu, a miałbym widnieć jako jeden z autorów. Widzę za to ogromną korzyść we wspólnym konstruowaniu i pisaniu tekstów, które stają się dzięki temu bogatsze, pełniejsze czy pozwalają na wielostronny opis i interpretację określonego problemu. Interesująca była moja współpraca nad wspólną książką z Tomaszem Szkudlarkiem, kiedy na początku lat 90. XX w. postanowiliśmy przybliżyć pedagogikę krytyczną i antypedagogikę. Kilka lat później Tomasz Szkudlarek wydał znakomitą rozprawę ze Zbyszko Melosikiem p.t. "Kultura, tożsamość i edukacja. Migotanie znaczeń" (Kraków: Impuls 1998), która zawierała zapis tekstu na płycie DVD, by zachęcić czytelników do ingerowania w treść. Każdy mógł wczytać sobie tę rozprawę nanosząc w niej własne zmiany i interpretacje.

Kilka tygodni temu ukazała się wspólna z Krzysztofem Maliszewskim (Uniwersytet Śląski) i ks. Dariuszem Stępkowskim (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego) książka p.t. "Istota, sens i uwarunkowania (wy)kształcenia "(Kraków: Impuls 2019), w której łączymy perspektywy odczytywania tego fenomenu we współczesnej pedagogice. Takie "dopisywanie" jest w humanistycznym podejściu badawczym niezwykle cenne.

Warto zajrzeć na stronę Komisji Etyki PAN, by przekonać się, że są w akademickim środowisku sprawy, którymi ona w ogóle się nie zajmuje, gdyż nie ma właściwych ku temu kompetencji, jak np. zarzuty o korupcję pracowników naukowych, konflikty interpersonalne w uczelniach czy naruszanie praw pracowniczych. Może natomiast zajmować się takimi sprawami, jak: konflikt interesów, ewentualne fałszowanie wyników badań, podejrzenie popełnienia plagiatu, retrakcja publikacji, zastrzeżenia do opinii recenzentów, naruszenie prawa do tajemnicy korespondencji czy udział uczonych w debatach publicznych.

W tej ostatniej kwestii A. Zoll mówił: (...) wprowadziliśmy zasadę, że profesor nie może, występując publicznie, używać swego tytułu naukowego dla nadania rangi wypowiedziom na tematy, które nie są związane z jego zawodowymi kompetencjami. Nie można więc, jeśli jest się na przykład profesorem medycyny, mówić o astronomii, wykorzystując dla uwiarygodnienia swych tez o kosmosie dorobek w medycynie. To jest nadużycie, wprowadzanie opinii publicznej w błąd" (S. 226).

Tym samym jeśli profesor nauk społecznych zwraca uwagę osobie reprezentującej tę samą dyscyplinę i dziedzinę naukową, że naruszyła elementarnymi błędami status naukowca, gdyż kompromituje nimi naukę, nie narusza etyki nauczyciela akademickiego, a wprost odwrotnie, wskazując na pseudonaukową praktykę pod szyldem działania na rzecz nauki polskiej, staje w obronie naukowych standardów. Warto mieć to na uwadze, bowiem nadal pani dr Joanna Gruba nie przeprosiła opinii publicznej za swoje skandaliczne błędy metodologiczne w skonstruowanej przez siebie i opublikowanej ankiecie, na podstawie której sformułowała nieuprawnione wnioski.

Posiłkowanie się w niesłusznej obronie atakiem na krytyka, recenzenta jest równie kompromitujące, gdyż argumenty ad personam tylko potwierdzają jej brak kompetencji. A szkoda. Był czas adwentu, Bożego Narodzenia, kiedy to można było naprawić własne grzechy. Będę zatem o nich przypominał, by moi studenci i doktoranci nie powtarzali konstrukcji pytań w ankietach, które są wadliwe. Może to stwierdzić każdy socjolog, filozof nauki, logik, a nawet początkujący prawnik, bo chyba miał w czasie studiów logikę. Nie warto zatem kompromitować kancelarii adwokackich broniąc osoby o takim braku kompetencji metodami, które w prawie nie zasługują na szacunek i profesjonalne uznanie.

Profesor Andrzej Zoll zwraca uwagę w sprawozdaniu prac swojej komisji, że za często spotyka się z publicznym podważaniem autorytetu naukowego innych naukowców, a więc z postępowaniem uchybiającym obowiązkom i godności zawodu nauczyciela akademickiego. Co jednak mają oni czynić, kiedy takie praktyki stosują osoby ze stopniem naukowym doktora nauk, ale już niepracujące w zawodzie nauczyciela akademickiego?


Liczący 21 stron Raport Komisji etyki pracownika naukowego za rok 2018 (PAN) jest rzeczywiście ważnym i potrzebnym dokumentem w korygowaniu postaw i działań niektórych nauczycieli akademickich. Na szczęście stanowią oni margines, ale sam fakt wskazania na zakres patologicznych lub niesłusznie o to oskarżanych działań i zachowań niektórych osób pozwala na doskonalenie kultury akademickiej. Co ważne dla mnie, wśród kilkudziesięciu spraw, które zostały wymienione w tym sprawozdaniu, tylko jedna dotyczy pedagogiki i została przez Komisję odrzucona. Polecam jej treść, by uświadomić nie tylko niekompetentnym doktorom nauk, że istnieją jednak granice rzekomo naukowej krytyki tych,którzy sami nie nabyli stosownych kompetencji.