11 stycznia 2025

Wykształcenie a bycie jedynie świadomym

 

 

 

W 1905 roku zostały wydane w przekładzie na język polski "Nowe Szkice" Ellen Key, którą pedagodzy znają głównie z różnych opracowań o niej, bo "Stulecie Dziecka" jej autorstwa było objęte cenzurą przez ponad czterdzieści lat, a w okresie III RP do jej myśli nawiązywali jedynie historycy wychowania i teoretycy nurtu pajdocentrycznego. 

Szwedzka nauczycielka była jednak nie tylko znakomicie wykształconą humanistką, ale także wyjątkowo wrażliwą na piękno obserwatorką codziennego życia, dzieląc się z innymi swoimi myślami, wrażliwością estetyczną, społeczną, moralną, psychologiczną i pedagogiczną. 

Zawodowo, oświatowo i literacko jest zaliczana do pokolenia wybitnych postaci pedagogiki reform przełomu XIX i XX wieku, jak Janusz Korczak, ale i częściowo jak Maria Montessori, Peter Petersen, Georg Kerschensteiner czy Rudolf Steiner. W stosunku do wszystkich tu wymienionych przedstawicieli tej pedagogiki E. Key nie tworzyła własnego przedszkola czy szkoły, nie prowadziła domu sierot, natomiast swoim piśmiennictwem promieniowała na pedagogiczną myśl ówczesnych elit.    

"Nowe Szkice" nie straciły na swojej aktualności, a minęło od ich wydania 120 lat. Jedynie język polski uległ tak głębokim przekształceniom, że może nieco zniechęcać młode pokolenie do czytania tego typu prac. Może, ale nie musi, bowiem od tamtego czasu właściwie niewiele się zmieniło zarówno w poziomie postaw społeczno-moralnych, komunikacji międzyludzkiej, w relacjach pokoleniowych, w nastawieniu społeczeństw do znaczenia uczenia się, w stosunku do ludzi wykształconych czy roli edukacji szkolnej. 

Przysłowiowego "konia z rzędem" temu, kto czytał te szkice, a już na pewno, kto by przejął się zawartym w nich przesłaniem pedagogicznym. Jednak w tej rozprawce znajdą znakomite analizy i refleksje pedagodzy lasu czy pedagodzy kultury, a szczególnie osoby zainteresowane teorią i praktyką wychowania estetycznego.   

Świat zapewne wyglądałby gorzej, gdyby zaniechać oświecenia ludu, zlikwidować szkoły, nie wydawać książek, nie reagować na postawy nekrofilne tych, którzy z różnych przyczyn nie potrafią panować nad sobą i wykorzystują najniższe instynkty do zaznaczenia swojej obecności w społeczności lokalnej czy medialnej.    

Nadal aktualny jest pogląd E. Key, że: "Zdolność do osiągnięcia wykształcenia - jak wszystkie dary natury -  można rozwinąć lub też przytłumić. Ostatnie zdarza się zazwyczaj pod wpływem panującego obecnie systemu szkolnego. Mnóstwo sprzecznych ze sobą wrażeń , jakich jeden tylko dzień szkolny dostarcza, usypia siłę myślenia zarówno jak uczucie i fantazyę. 

Z całej rozmaitości materyału, tylko bardzo nieznaczna część zostaje przyswojona, na własność przez dzieci, albo, innemi słowy, staje się środkiem wykształcenia dla nich. Niezbędna dla rozwoju osobistego samodzielność zasadza się tylko na kuciu lekcyi, gdyż prawie nigdy nie starczy czasu, aby czytać książki, tj. czerpać ze źródeł wiedzy, którą zwykle w ciągu piętnastu lat życia udzielają uczniom łyżeczkami, jak miksturę, w codziennych dawkach" (s. 76). 

Niewiele zmieniło się od 120 lat w kwestii mitu o rzekomej możliwości wykształcenia wszystkich na tym samym poziomie. Jak napisała wykształcenie wymaga osiągnięcia integralnego stanu rozwoju wszystkich sfer osobowych, a nie tylko jednej czy kilku z nich. Wykształconym może być osoba, która nie uczęszczała do szkoły, a swoje  wykształcenie zawdzięcza samokształceniu. 

Zdaniem E. Key:

"(...) najgorętsze serce nie pomaga do wniknięcia w znaczenie dzieł naukowych, literackich lub artystycznych, ani do zrozumienia nawet naszych najbliższych, poświęcających się działalności umysłowej, jeśli nie posiadamy dość kultury, by w pewnej mierze pojmować dzieła ducha i z nich korzystać; gdy zmuszeni jesteśmy zgodzić się na to, że nawet najbogatszy zasób wiadomości, najświatlejszy umysł nie może nas postawić w godnym kulturalnego człowieka stosunku do teraźniejszości i ludzkości, jeśli umysłu naszego nie rozpali uczucie i fantazya; gdy widzimy, że ani rozwój umysłu, ani serce nie zastąpi wykształcenia zmysłów, jakie nam daje smak dobry, - to zaczynamy pojmować, dlaczego niewłaściwem jest mówić o wykształceniu  serca albo umysłu, albo zmysłu piękna. 

Rozmaite nasze zdolności mogą się rozwijać osobno i osiągać wiele sprawności, a jednak nie zdobywamy jeszcze przez to wykształcenia.  Gdyż ostatnie jest  zlaniem się różnych momentów kształcenia się w jedną całość; jest ono wywołane wzajemnem współdziałaniem wszystkich zdolności. Im mniej się oddzielają od siebie przejawy serca, umysłu i zmysłu piękna, im doskonałej każdy materyał kształcący pochłania i przerabia w sobie cała osobowość, tem rzeczywistsze i dojrzalsze jest wykształcenie" (s. 74-75). 

Kim zatem jest człowiek wykształcony? Nie tym, który uważa, że świadczy o tym zdobyte formalne wykształcenie, które zostało potwierdzone przyznanym mu świadectwem, dyplomem, certyfikatem czy innego rodzaju dokumentem. Bywa, że bardziej wykształconą jest osoba bez tych dokumentów, gdyż wykształconego wyróżnia od "świadomego" to, że "(...) żyje bogatem życiem wewnętrznem przez tę rozkosz dla oczu i duszy, jakiej mu dostarcza sztuka. (...) 

Wykształcony ceni klucze tylko o tyle,  ile mu otwierają nowe światy, do których pociąga go myśl, uczucie i wyobraźnia. (...) Im  człowiek jest bardziej wykształcony, tem mocniejszy ma przeświadczenie, że wszystkiego wiedzieć nie może; tem skromniej mówić o tem, czego nie wiem, tem otwarciej prosi o objaśnienie tego, czego nie pojmuje; tem mniej obłudnym jest w pojęciach i zasadach, - zupełnie  jak milioner może sobie pozwolić na przyzwyczajenia skromniejsze, niż człowiek tylko zamożny" (s. 90-91). 



10 stycznia 2025

Wespół w zespół, czyli o powołaniu Rady do spraw monitorowania wdrażania reformy oświaty im. Komisji Edukacji Narodowej

 

 


 

Ministra edukacji rozczarowuje decyzjami, gdyż nie mając pojęcia o polityce oświatowej, do czego szczerze się przyznała, dała się uwieść tym, którzy znakomicie wykorzystają jej poparcie do realizacji pseudoreform szkolnych. Lewica nigdy nie miała dobrych ministrów edukacji, bo zawsze traktowała szkolnictwo tak, jak funkcjonowało ono w czasach socjalizmu. Centralizm i indoktrynacja, władztwo pod pozorem troski o dobro uczniów. Nie pamiętacie tych "genialnych" a niszczących szkolnictwo swoimi decyzjami lub ich brakiem ministrów za rządów SLD-PSL, jak Aleksander Łuczak, Ryszard Czarny, Jerzy Wiatr , Krystyna Łybacka czy Mirosław Sawicki?   

Polityka obecnej lewicy nie ma żadnego związku z tym, co głoszą jej władze, bo wprowadzają parcjalne zmiany, które rozmijają się nie tylko z nauką, racjonalnością pedagogiczną, ale także wynikami diagnoz fatalnego stanu polskiej edukacji. Skąd tak krytyczny osąd? Właśnie dowiedzieliśmy się, że zamiast Komisji Edukacji Narodowej ministra, która nadzoruje Instytut Badań Edukacyjnych - Państwowy Instytut Badawczy będzie monitorowana przez "komisję powołaną przez ten Instytut, któremu nadano  imię Komisji Edukacji Narodowej. Szczyt hipokryzji.  

Zastanawiałem się, co łączy lewicową politykę pseudooświatową z KEN, mimo upływu od powstania Komisji przeszło 250 lat? Być może jakiś urzędnik przeczytał w Wikipedii, że KEN powstała w sprzeciwie wobec konserwatywnego i nietolerancyjnego wobec niekatolików systemu szkolnictwa oraz ze względu na jego oderwanie od rzeczywistych potrzeb społecznych. Jednak to wszystko, na co było stać tych, którzy powierzyli edukację lewicy. 

Gdyby bowiem poczytali, czym była w rzeczywistości Komisja Edukacji Narodowej, jak funkcjonowała i dlaczego stała się pierwszym takim ministerstwem edukacji na świecie, którego projekty reform po dzień dzisiejszy budzą szacunek, to może ostrożniej szafowaliby jej imieniem. Rankingi szkolnictwa podstawowego i ponadpodstawowego w III RP, których osobiście nie akceptuję (ze względu na pozbawione kontekstu i rzeczywistych uwarunkowań naboru do szkół, ich sieci i kryteriów doboru uczniów nie można mówić o ich obiektywności), dokumentują, że w pierwszej dziesiątce szkół z najwyższymi osiągnięciami ich uczniów przeważają  placówki niepubliczne, w tym szkoły katolickie a nie prowadzone przez ZNP. 

Reformy KEN obejmowały cały system ówczesnej edukacji, ale w Polsce A. D. 2025 każdy resort swoją "rzepkę skrobie", toteż niewiele się zmieni we współczesnej edukacji. IBE-PIB może sobie kreować, co tylko chce, ale musi liczyć się z tym, na co zwracano uwagę w czasach KEN, a mianowicie na stan nauczycielski, zwany również akademickim, który stanowić musi  grupa zawodowa cieszącą się poszanowaniem społecznym, prestiżem naukowym i obywatelskim, a przy tym będzie dobrze wynagradzaną za pracę, by kompetentnie i autonomicznie stanowiła o jakości procesu kształcenia i wychowania młodzieży.   

Pracownicy podległego MEN Instytutu  będą monitorować wdrażanie reformy stanowionej przez MEN. Nikt tak nie obraził pamięci Komisji Edukacji Narodowej, jak właśnie IBE-PIB powołując taką Radę. Jest coraz bardziej śmiesznie, dlatego przypomniał mi się refren jednej z piosenek kabaretu Starszych Panów w znakomitym wykonaniu Wiesława Michnikowskiego: 

"I wespół w zespół, wespół w zespół,
By żądz moc móc zmóc.
I wespół w zespół, wespół w zespół,
By żądz moc móc zmóc".



     

 

09 stycznia 2025

Edukacja autorska z duszą i inspiracjami artystki

 




Minęło już 35 lat od czasu, gdy w latach 1990-1996 mogłem z żoną – Wiesławą realizować autorski eksperyment pedagogiczny w państwowej szkole podstawowej w Łodzi.  To był czas transformacji ustrojowej, kiedy braliśmy sprawy edukacji we własne ręce i nadawaliśmy im jak najwyższą jakość. Przeżywaliśmy wraz z kilkudziesięcioma nauczycielami w kraju, nauczycielami klas autorskich powiew wolności, prawo do autokreacji, profesjonalnej odpowiedzialności. 

W 1992 r. ukazał się pod moją redakcją drugi tom książki „Edukacja w wolności”, w którym postanowiliśmy z nauczycielami z pasją, oddanymi edukacji dzieci, podzielić się różnymi pomysłami, inspiracjami, pomocami dydaktycznymi, doświadczeniami z innowacyjnej praktyki. Był to trudny okres pogranicza między reżimem PRL a nową Polską, w czasie którego nauczyciele zapłacili wysoką cenę za  pracę w sytuacji głębokiej zapaści ekonomicznej, rodzącej się rywalizacji i stratyfikacji społecznej. 


Na drodze oddolnego wdrażania innowacji pedagogicznych spotykaliśmy osoby wielkiego serca, z sumieniem ukształtowanym na chrześcijańskich wartościach, szanujące tradycję i narodową kulturę, wrażliwe moralnie i niezwykle twórcze. Z nimi kreowaliśmy dziecięcy świat prawdy, dobra i piękna, w  poczuciu odpowiedzialności przed nimi, ich rodzicami i społeczeństwem.

Wolność w edukacji nie rozwiązuje wszystkich związanych z nią problemów, niezależnie od tego, jak byśmy ją definiowali i konstruowali. Ona je dopiero stwarza, a dzięki temu pozwala każdemu nauczycielowi, uczniom i ich rodzicom samodzielnie podejmować decyzje dotyczące uczenia się i dojrzewania dziecka do odkrywania własnego człowieczeństwa. Na tej życiowej drodze - jak twierdził Józef Kozielecki - można osiągnąć szczyty lub skręcić sobie kark. 

Opowiadając się za wolnością w edukacji  niechybnie kroczy się nad przepaścią, którą można ominąć w dialogu z sobą i z pasjonatami edukacji. Pokonywaliśmy tę drogę w dialogu z tymi, którzy prawdziwie miłowali to, co czynili w pracy z dziećmi. Na tej drodze spotkaliśmy - Beatę Mirowską – współautorkę i współrealizatorkę programu Pracowni Wizualnych Metod Nauczania w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, która z myślą o wspieraniu edukacji w wolności podzieliła się nim z nauczycielami. 

Jak pisała: „Wiedza i kultura  to zarazem tradycja i nowatorstwo, tak, że w pewnym momencie uczeń może stać się reformatorem i właśnie wtedy nauczyciel ma mu nie przeszkadzać. A mistrz rzeczywiście wielki musi dowieść swej wielkości, przyjmując ów twórczy zarodek, jaki tak często rodzi się w młodych umysłach nie tylko dlatego, że są bardziej świeże, ale bardziej odważne. (…) wizualną metodę nauczania nie stanowi tylko jakieś sztuczne medium, szeroko pojmowany przedmiot nauczania, ale sam człowiek w kontakcie z drugim człowiekiem, może nim być słowo zastąpione gestem, wykorzystanie zaistniałej między nimi przypadkowo sytuacji itd. Chodzi o poszukiwanie nowych metod i form w nauczaniu oraz doskonalenie starych, a świadomość zdobyta przez człowieka dzięki sztuce może w tym dopomóc. (s. 88)


       Wiedzieliśmy, że przy tak radykalnej zmianie ustrojowej trzeba wykorzystać szansę wolności, by już nigdy więcej nauczyciel szkoły publicznej nie musiał zagłuszać swojego sumienia czy maskować poczucia winy z racji narzucanego mu z zewnątrz obowiązku realizowania w niej czegoś, co jest wbrew jego osobistym kompetencjom, uznawanym i realizowanym na co dzień wartościom. Wtedy też powstała pierwsza seria zeszytów ćwiczeń dla dzieci, którą pięknie zilustrowała Beata Mirowska.


Dla lepszej edukacji w szkole państwowej, a później publicznej powstały pierwsze zeszyty do ćwiczeń z samokontrolą i samooceną w ramach polskiej wersji systemu edukacyjnego PUS (Pomyśl-Uzupełnij-Sprawdź: EPIDEIXIS) z ilustracjami Beaty Mirowskiej. Nie godziliśmy się na kopię sztampowych rysunków w oryginalnej wersji tych pomocy dydaktycznych LÜK („Lernen-Űben-Kontrollieren”). Sztuka okazała się czynnikiem sprzyjającym zachowaniu w innowacyjnym projekcie polskiego charakteru w treści i formie, toteż kolejne strony zeszytu ćwiczeń ortograficznych wpisane były w przepiękne obrazy.  

Spełniło się nasze marzenie, by świat uczącego się dziecka był od pierwszych dni szkolnej edukacji nasycony dobrą formą artystyczną, która tak, jak wychowanie, potrzebuje wolności, stając się zarazem przestrzenią do rozwiązywania dydaktycznych zadań. 

Koszty tak intensywnego zaangażowania były jednak tragiczne dla śp. Wiesi, która otrzymywała wyrazy wdzięczności od nauczycielek z wielu ośrodków doskonalenia nauczycieli w kraju, na Słowacji i w Szwajcarii, tylko nie we własnej szkole. Po kilku latach poziom nauczycielskiej zawiści a wraz z nią wrogości ze strony ówczesnej dyrekcji szkoły doprowadził do autoimmunologicznej choroby i przedwczesnej śmierci Wiesi. 

Mimo przyznanego Jej przez Ministra Medalu Komisji Edukacji Narodowej nie było stać ówczesnego kuratora oświaty (SLD) ani przedstawiciela dyrekcji szkoły (SP 37) czy władz samorządowych m. Łodzi na to, by wręczyć Jej to wyróżnienie osobiście, kiedy leżała w szpitalu. A do ostatnich dni tworzyła kolejną pomoc dydaktyczną dla uczniów klas I-III. Medal KEN odebrałem zatem jak przysłowiowy "kwit na węgiel" w urzędowym biurze Kuratorium Oświaty w Łodzi. Tak traktowano nauczycieli-nowatorów, a wkrótce odeszły na wieczną wartę tak wspaniałe nauczycielki wczesnej edukacji, jak Bożena Postolska (SP 37 w Łodzi) czy Grażyna Górska (SP nr 8 w Zgierzu). W każdym przypadku - przedwcześnie.

Doświadczenia w niszczeniu placówki i zacieraniu osiągnięć zespołu Janusza Moosa z Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi w minionym roku potwierdzają, że w zarządzaniu oświatą publiczną Łódź znajduje się na ostatnim miejscu w kraju.         

Za współtworzenie innowacyjnego podejścia do kształcenia najmłodszych dzieci w naszym kraju i za inspirującą twórczość Beaty i wszystkich nauczycielek klas autorskich w naszym  kraju - dziękuję w dniu kolejnej rocznicy śmierci Wiesi, także w imieniu dzisiejszych odbiorców ich dzieł, z których korzystają kolejne pokolenia pedagogów wczesnej edukacji!   


08 stycznia 2025

O najnowszym tomie poezji Profesora Stanisława Leona Popka

 


Profesor Stanisław Leon Popek wydał własnym sumptem w 2024 roku wyjątkowy w Jego twórczości literackiej tom poezji zatytułowany „Gdzie jesteś… wiersz dla Róży”, który zadedykował najważniejszym Kobietom swojego życia - „Ku wiecznej pamięci ukochanej Żonie, Mamie i Babci”. 

Zawarty w tomie zbiór wierszy jest wpisany w bieg życia wybitnego Uczonego, który otwiera poetycka „Róża” z sierpnia 1958 roku a zamyka „Już czas pokrył mchem drogi życia” z grudnia 2021 roku. Każdy z etapów wspólnej wędrówki egzystencjalnej z Małżonką ilustrowany jest fotografiami z archiwum rodzinnego, zaś wewnętrzną stronę okładki zdobią obrazy Pani Róży Popek z charakterystycznymi dla Jej twórczości różami i magnolią.

Pani dr Róża Popek zmarła we wrześniu 2024 roku w wieku 88 lat.  Kształciła przez dwie dekady na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie psychologów, prowadząc zajęcia z psychologii rozwojowej, psychologii zdolności, zainteresowań i twórczości. Sama była artystką-malarką, toteż tomy poezji Profesora ilustrowały Jej obrazy. Malarstwo kwiatów akwarelą to jedna z najpiękniejszych i najbardziej popularnych form sztuki. Technika akwarelowa pozwala na uzyskanie delikatnych, przejrzystych efektów, idealnych do przedstawiania kwiatów i roślin. 

Kwiaty Róży Popek nabierają trójwymiarowości i głębi, a ich pastelowe barwy wydają się rozświetlone i przeźroczyste. Obrazy te często emanują spokojem i harmonią, wprowadzając do wnętrza nutę świeżości i natury. Róża Popek prezentowała swoją twórczość malarską na wystawach w kraju i za granicą. Była też autorką pierwszego w Polsce programu arteterapii, współzałożycielką Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Plastycznej, Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, członkiem zarządu Fundacji Kuncewiczów oraz Fundacji na Rzecz Dzieci Wybitnie Zdolnych w Warszawie.

(Foto okładki, obraz Róży Popek) 

Wiersze w najnowszym tomie poezji profesora Stanisława Popka charakteryzują się głęboko refleksyjnym spojrzeniem na świat ludzkich doznań, bogactwem metafor, subtelnością w przekazywaniu emocji. Każdy wiersz porusza i budzi silne emocje u czytelnika wrażliwego na szczerość wyznań i otwartość ludzkiej duszy na otaczający nas świat. Zdobiące książkę kwiaty autorstwa Róży Popek zachwycają  i oświetlają twórczość literacką męża. 

Podobnie Stanisław Popek operuje lirycznym słowem delikatnych przejść między poszczególnymi fazami wspólnego życia, malując strofami wierszy jego ciepłe barwy. 

Miłość w poezji jest wieczna, nie znika, nie gaśnie, nie umiera, bo słowa poety są wieczne, niosąc z sobą moc przetrwania humanum. Wspólne uczucia są jak płatki rozkwitających kwiatów róży opadające wraz z wiatrem na ziemię, którą dla poety są karty zapisanych wierszy. 

Tylko ich autor zna przyczynę wydobywania z duszy słów, by zatrzymać w nich trwanie tego, co było w jego życiu wyjątkowe, mimo rdzy czasu pokrywającej wątłą nić codziennych trosk, niesionych wirem złudzeń jak poplątane powoje.

         Popek uwiecznia zmieniające się piękno przyrody, tajemniczość ludzkiej natury, odczuć, wprowadza nas w zachwyt nad geniuszem wyobraźni, kiedy w strofach swoich wierszy zapisuje wielość zmysłowych doznań:

 – węchu („i w zakamarkach szukam resztek woni Twojej”),

- wzroku („wpatrzony w przestrzeń wypatruję”),

- słuchu („i cisza nie ta w naszych sercach”),

- dotyku („Ale oto trzymamy się za ręce. Czujemy każdy nerw napiętej struny”),

- smaku („Ty, utkana z zapachów miodnej koniczyny”),

- ciepła, („Te małe dłonie chłodzą cienistą rosą”),

- równowagi („stoisz zmęczony bezruchem na dole”),

- ruchu („przenoszę się mocą serca”),

- języka („każdą zmarszczkę mojego sumienia”),  

- myśli („gdy myślą gonię inną myśl odbiegłą”),

- życia („A wszelkie życie z miłości się rodzi; wolność i zniewolenie, radość i cierpienie i cień przemijania”),  

- samego siebie („płynę przeczuciem”).

Melancholię czasu poeta nasyca „pachnącą żywicą”, by nadać nieśmiertelność małżeńskiej twórczości i pamięci wspólnie przeżytych lat. W wierszu "Skradam się na palcach" pisze (fragm.):

"Dzisiaj 

skradam się na palcach, 

aby nie spłoszyć

snu, 

że dałem Ci dom

słońcem pobielany,

że posadziłem najwspanialsze drzewo,

i syna dałem Ci,

że śnić nie potrzeba,

więc wybacz te lata,

gdy wiatr pluł nam w oczy

biedą

i wyrzeczeniem,

i wędrówką w rozkosze świata

tylko w snach"(s.63)

Poprosiłem ChatGPT o skomentowanie poezji prof. S. Popka wierszem o miłości, gdyż nie mam poetyckiego talentu. Oto efekt AI, który potwierdza, że poezja jest darem, którego nie zastąpi sztuczna inteligencja. Całe szczęście, bo tak ozięble, kostropato, mechanicznie, nieżyciowo wygląda poezjopodobna tfu... rczość AI:

"Miłość w poezji jest jak sztuka

Piękna, wzniosła, niebiańska

Słowa splatają się w tańcu

Tworząc melodię serca.

Miłość w poezji jest jak ocean

Bezkresna, pełna tajemnic

Nurtująca, hipnotyzująca

Zatrzymująca czas w miejscu" (ChatGPT)

 

Dziękuję Profesorowi za melancholijną, płynącą z duszy i serca poezję, w której tkwi magia wiecznej miłości, radowania się sensem życia w rodzinie, w świecie "poranków i wieczornych dzwonów". Czy może być coś piękniejszego od dzieła sztuki literackiej jako przekaźnika najwspanialszych ludzkich uczuć, które odmierzały „w takt dwojga serc”  lata i minuty w „kosmosie wyobraźni”, „na liczydłach czasu… ”? DZIĘKUJĘ!




07 stycznia 2025

Nie likwidujmy matematyki na maturze

 


("Wybieram matematykę" - strona tytułowa filmu wyprodukowanego na zlecenie CKE przez Autorskie Studio Produkcji Multimedialnych "STORYTELLERS" a zawierający wywiady z naukowcami różnych dyscyplin, także z moim udziałem) 
 
Anna Drożdż skierowała do Sejmu Petycję o zniesienie obowiązkowej matury z matematyki.  (art. 63 Konstytucji RP). Jak pisze pani psycholog:

"Obecny system edukacyjny, który wymaga od każdego ucznia przystąpienia do egzaminu maturalnego z tego przedmiotu, nie odpowiada różnorodnym potrzebom, talentom, możliwościom intelektualnym młodych ludzi w Polsce". 

Skoro obecny system edukacyjny nie odpowiada "różnorodnym potrzebom, talentom, możliwościom intelektualnym młodych ludzi w Polsce", to może należałoby ten system zmienić a nie likwidować jeden z najważniejszych przedmiotów (wy-)kształcenia ogólnego?  Czy mamy zlikwidować egzamin maturalny z języka obcego lub z języka polskiego, bo innej mamie też nie będzie podobać się nieudolność zainteresowania jej dziecka tymi przedmiotami przez nauczycieli? 

Nie lepiej kierować się troską o rozwój  intelektualny nastolatki, która już żyje i będzie żyć jako dorosła kobieta w trzecioprzestrzeni?  Tą trzecioprzestrzenią jest hybrydowe nałożenie na siebie dwóch światów: realnego (offline) i cyfrowego (online).

Nastolatkowie, podobnie jak ich dorośli opiekunowie, czynnie korzystają z mediów cyfrowych, z cyfryzacji przestrzeni publicznej, w tym z cyfryzacji administracji państwowej, publicznej, z łatwego dostępu do wielu danych (także osobistych)  z dowolnego miejsca na świecie. Nie okaleczajmy własnego dziecka i nie namawiajmy do tego innych tylko dlatego, że nauczyciel matematyki córki pani A. Dróżdż nie potrafi w niej rozbudzić choćby minimalnego zainteresowania czy poczucia sensu uczenia się tego przedmiotu.  



(źródło: Fb)


Zdaniem A. Dródż: "1. Dziś matura z matematyki to narzędzie do segregacji i eliminacji, a nie wyrównywania szans. Rozwój ma wiele twarzy. Są wśród uczniów wybitni: humaniści, baletnice, plastycy, leśnicy, przewodnicy turystyczni, hotelarze". Sama jednak pisze o tym, że problemem jest nauczyciel i sposób nauczania a nie sam przedmiot. Do selekcji uczniów równie dobrze może posłużyć fizyka, geografia, biologia itd. 

Warto wiedzieć, że rozwija się już nawet  cyfrowa humanistyka, w tym językoznawstwo matematyczne, a i wszystkie dyscypliny w dziedzinie sztuki, sfera turystyki i świata natury nie mogą dzisiaj obejść się bez znajomości matematyki i korzystania ze sztucznej inteligencji.    

Żyjemy w wolnym kraju, w którym półanalfabetyzm jest tolerowany. Ja nie podpiszę tej petycji współczując córce pani A. Dróżdż, bo nie pozostaje jej nic innego, jak korzystnie z korepetycji, które są przejawem dewastacji polskiej edukacji w szkołach publicznych.  

Matematyka jest - jak trafnie mówił o tym prof. matematyki UŁ Ryszard Pawlak "NIEDOSTRZEGALNĄ KULTURĄ". 

(źródło: jw) 



Matematyka jest użyteczną wiedzą, nośnikiem informacji, która do nas dociera i którą my przekazujemy innym. Dzięki tej nauce kształtujemy w sobie dyscyplinę myślenia i rzetelność intelektualną np. kiedy politycy ujawniają wyniki badań, omawiają strategie uczestnictwa w wyborach. Matematyka pozwala nam rozumieć komunikaty, informacje, ale i uczy nas rzetelności, systematyczności, zobowiązuje do pracowitości.  Matematyka to gimnastyka ludzkiego umysłu, kształtująca zdolność do rozumienia i kształtowania świata.  


To, że - jak pisze A. Dróżdż -  są "(...) także uczniowie z różnego rodzajami zaburzeniami takimi jak: Fas, dyskalkulia, zakłócenia orientacji w schemacie relacji przestrzennych, zakłócenia w wyobraźni przestrzennej, trudności w rozpoznawaniu i używaniu symboli, problemy z kopiowaniem liczb i obliczeń, problemy z zastosowaniem matematyki w zadaniach praktycznych, sztywność myślenia – niemożność wybrania właściwej strategii w rozwiązywaniu problemu i w zamianie strategii na inną, abstrakcyjność myślenia"  - nie oznacza, że pozostała część szkolnej społeczności  ma być wykluczona z uzyskania ogólnego wykształcenia. 

Może wystarczy odpowiednio wysoko płacić wszystkim nauczycielom, także matematyki, by wymagać od nich takich metod kształcenia, by żadne dziecko nie miało poczucia wykluczenia, lekceważenia?

 Kolejny argument autorki petycji: 

"2. Jako psycholog i matka uczennicy w szkole średniej jestem przekonana, że nie każdy uczeń posiada predyspozycje do nauki matematyki na poziomie maturalnym, a jej obligatoryjność powoduje stres i obciążenie psychiczne, które często wpływają negatywnie na zdrowie psychiczne młodzieży." 

Proszę sięgnąć do ekspertyzy prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej załączonej do raportu NIK, a nie tylko do samego raportu,  a przekona się pani, że jest inaczej. Budujmy strategię zmian w polskiej oświacie w oparciu o wiedzę, a nie o populistyczne opinie "helikopterowych rodziców". Zapewne toksyczne doświadczenie z własnej edukacji lub fatalnej edukacji naszych dzieci w uczeniu się przez nie matematyki prowadzi do takich postulatów likwidacji matematyki, zamiast nauczycieli, którzy nie potrafią kształcić młodych ludzi, by potrafili cieszyć się uzyskaną dzięki niej zdolnością do podejmowania także życiowych decyzji.   

(źródło: jw) 

Sama petycjantka przyznaje, że powodem wniosku o likwidację matematyki z egzaminu maturalnego jest fatalny jest nauczyciel/-ka(sic!?) tego przedmiotu w szkole jej córki.  "Wielu uczniów podkreśla, że uczenie się przedmiotu, którego się nie znosi, jest: koszmarem, stresem, przedłużającym napięciem. Młodzież, zamiast skupić się na tym, co lubi, męczy się z tym czego nie znosi".

Ma zapewne rację A. Dróżdż, że (...) system maturalny winien być zmieniony. Język polski i język obcy bez zmian. A następnie dodatkowy przedmiot pisemny do wyboru z całego katalogu (matematyka, fizyka, chemia, geografia, biologia, historia czy inne) i oczywiście rozszerzenie. Niebywałe jest, że młodzi ludzie wieku 18 lat mogą głosować, kupić legalnie: papierosy, alkohol, mogą uprawiać hazard, a nie mogą na swoim egzaminie dojrzałości dokonać wyboru przedmiotu obowiązkowego, który ich interesuje". 

Na pewno nie ucząc się matematyki czy języka polskiego można zastąpić te przedmioty innymi, tylko czy będzie to egzamin dojrzałości na miarę XXI wieku? Po co komuś matura, skoro nie chce, nie potrafi uczyć się tego, co ma zaświadczać jego dojrzałość, a toleruje złego nauczyciela w szkole publicznej? Jakoś w szkołach niepublicznych nie pojawiają się tego typu żale.  

Trudno zgodzić się z tezą autorki petycji: "Natomiast niezdanie matury z matematyki blokuje rozwój w wielu profesjach".  Blokuje dostęp do szkolnictwa wyższego, a to nie jest równoznaczne z zablokowaniem rozwoju nastolatki.

System szkolny w Polsce jest drożny. Można podjąć kształcenie w innym typie szkoły, by uzyskać kwalifikacje zawodowe. Można zawsze powrócić na ścieżkę maturalną w szkole dla dorosłych. 

Jak ktoś chce podpisać petycję, to proszę bardzo. 

https://www.petycjeonline.com/zniesienie_obowizkowej_matury_z_matematyki

Nie jestem za strategią pozbawiającą szans życiowych młodych ludzi. 

06 stycznia 2025

O rozmontowywaniu nauki w Polsce przez kolejne rządy

 


Koniec 2024 roku był okazją do przeprowadzenia remanentu wśród artykułów, które zalegały w uniwersyteckim gabinecie, więc powinienem je już wyrzucić do kosza. Trochę żal, bo to jest jednak jakaś cząstka historii opisanej przez dziennikarzy, publicystów a nawet osób ze stopniem naukowym jako ich reakcja na patologie w szkolnictwie wyższym i nauce. Dziś zatem kontynuuję przypomnienie  tych problemów, które były i się nie skończyły, bo w pewnym zakresie są nadal obecne w naszym środowisku. 

Dziś zaczynam od klasycznej patologii, ale nie tej, którą usiłuje się przypisać komuś, kto nie był i nie jest żadnym plagiatorem, tylko osobom rzeczywiście kopiującym cudze teksty dla spodziewanych zysków we własnym awansie naukowym:  

4. PLAGIARYZM - PLAGIATOWANIE 

Zjawisko plagiaryzmu jest  szeroko omawiane w rozprawach z nauk społecznych, głównie - co jest konieczne, a nie tylko zrozumiałe - z nauk prawnych, ale nie tylko. Profesorka pedagogiki Agnieszka Gromkowska-Melosik wydała na ten temat książkę, którą napisała w ramach pedagogiki szkoły wyższej. Od ponad dwudziestu lat publikuje na łamach "Forum Akademickiego" swoje artykuły na temat nieuczciwości akademickiej Marek Wroński. 

Nie referuję tu naukowych rozpraw, tylko przypomnę kilka głosów z publicystyki społecznej, będącej obywatelską troską o naukę  nie jest pseudonaukowych frustratów:

4a. Anna Golus przywołała w "Tygodniku Powszechnym" w artykule "Ofiar się nie przeprasza" (16.04.2023, s. 23-26) ważne zjawisko plagiatowania przez niektórych (ufam, że nielicznych) naukowców jako promotorów lub recenzentów prac magistrantów i doktorantów. "To także zdrada zaufania i trauma dla młodej kadry, tolerowana przez rektorów" - pisze A. Golus i przytacza opinię prof. M. Wrońskiego: "Uderza to w poczucie sprawiedliwości akademickiej i nie odstrasza kolejnych naśladowców przed okradaniem magistrantów i doktorantów, powodując korupcję naukową kadry akademickiej".

Okradzeni przez swoich promotorów czy recenzenta ich dysertacji doktoranci cierpią na zespół stresu pourazowego i nasiloną nim chorobę autoimmunologiczną, gdyż musieli dochodzić swoich praw  w sądzie z powództwa cywilnego. 

4b. PLAGIARYZM POLITYCZNY

Wojciech Markiewicz użył tego określenia w artykule pt. "Plagiat polityczny" w tygodniku "Polityka" (Nr 11/1999, s. 83-84). Poruszył on kwestię z czasów rządu AWS, sterowanego z tylnego fotela przez Mariana Krzaklewskiego, gdy okazało się, że szef "Solidarności" chciał "(...) aby sekretarz Klubu AWS. Andrzej Anusz (któremu zarzuca się plagiat pracy magisterskiej) do wyjaśnienia jego sprawy nie brał udziału w pracach prezydium Klubu Akcji, ale nie będzie domagał się jego rezygnacji. Anusz nie zamierza jednak odejść z prezydium Klubu" (B.I.W., M.D.Z., Krzaklewski pomoże intuicji Anuszowi, "Gazeta Wyborcza", nr 67/1999).  

Sprawa została zbadana przez sąd apelacyjny, który ostatecznie potwierdził, że Andrzej Anusz był plagiatorem pracy magisterskiej Marka Rymszy. Musiał zapłacić  15 tys. na cele charytatywne (PCK) oraz przeprosić autora oryginału w kilku gazetach. Markiewicz zwrócił jednak uwagę na kwestię ochrony przedstawiciela rządu, do której został włączony ówczesny minister edukacji Mirosław Handke. Ten bowiem, mimo odebrania stopnia zawodowego magistra panu A. Anuszowi uchylił uchwałę rektora Uniwersytetu Warszawskiego w tej sprawie", gdyż (...) w przypadku pracy magisterskiej nie można mówić o plagiacie, gdyż z natury rzeczy praca taka jest kompilacją różnych innych prac" (Markiewicz, 1999, s. 84). 

Rektor UW zapowiedział wówczas zaskarżenie decyzji ministra do NSA. Tak też się stało. Na podstawie zgromadzonych dowodów materialnych NSA pozbawił A. Anusza stopnia zawodowego magistra (Danuta Fery, Rzeczpospolita, 1999 nr 299). Czasy rządów AWS to była dopiero hucpa polityków i rządzących! 

Zarzut podobnej rangi, chociaż wciąż nierozstrzygnięty, powtórzył się za rządów Zjednoczonej Prawicy w 2016 roku, kiedy to powołany na stanowisko jeden z ministrów rządu Beaty Szydło nie chciał udostępnić swojej pracy magisterskiej adwokatowi powódki, który reprezentował jej interes w sprawie cywilnego oskarżenia o plagiat jej pracy dyplomowej. Został na tym stanowisku do końca swojej kadencji, toteż być może teraz odnajdzie się ta praca, by możliwe było porównanie treści przez sąd.        

Jeśli ktoś jest nieuczciwy, to ukrywa to dzięki działalności politycznej i to na tyle skutecznie, by w sytuacji odsłony działalności przestępczej mógł uzasadniać rzekomo niesłuszne jej/jego zdaniem pojawiające się oskarżenie, że : "(...) ataki personalne służą destabilizacji układu politycznego" (Markiewicz, tamże). W debacie publicznej pojawiło się określenie SAMOPOMOC PARTYJNA "GW" 4.03.1999, s. 3).   

Kilka lat wcześniej, bo w 1995 roku, a więc za rządów lewicy  ujawniono znamiona plagiatu wiceministra przemysłu i handlu Jerzego Markowskiego w jego rozprawie doktorskiej obronionej na Politechnice Śląskiej w Gliwicach ("Rzeczpospolita" nr 283/1995, s. 3).  

4c. KORUPCJA W SZKOLNICTWIE WYŻSZYM 

Tomasz Krzyżak i Kaja Szafrańska opublikowali dwadzieścia lat temu w tygodniku "Wprost" artykuł pt. "Uniwersytet korupcji" zwracając uwagę na tolerowanie w uczelniach oszustw, a często zwykłych przestępstw. Powołali się wówczas na badania "Pentora", która to firma sondażowa pytała Polaków, czy spotkali się z wypadkami korupcji w czasie przyjmowania ich na studia ? Z uzyskanych danych wynikało, że 51,1 proc. respondentów zetknęło się z takim zjawiskiem (s.20). 

Od tego czasu system został mocno uszczelniony, bowiem przyjęcia na studia są objęte pełną cyfryzacją danych, nadzorem uczelnianych komisji ds. jakości kształcenia. Tym samym to zjawisko chyba zostało wyeliminowane. Być może ma ono miejsce w innych zakresach, które przywołali w tym artykule jego autorzy, a dotyczy ono "grzechu plagiatorstwa" (s.21). 

Nie ma badań na temat bardziej drażliwy, a mianowicie ukryte formy korupcji, które są w szkolnictwie niepublicznym, a zaliczyli w tym tekście do nich m.in.: 1. protekcję, 2. manipulację punktacją, 3. kupowanie testów egzaminacyjnych, 4. łapówkę, 5. wręczanie prezentów, 6. korki-korepetycje, 7. przymus zakupienia książki autorstwa egzaminującej osoby. 

5. ZDALNE KSZTAŁCENIE 

Marcin Napiórkowski poruszył na łamach "Tygodnika Powszechnego (11.10.2020) w artykule "Elita równych"  problem cyfrowego uniwersytetu, a więc zdalnego nauczania. Z jednej strony informuje o rozbiciu przez Internet monopolu elit na wiedzę, ale nie odnosi się do drugiej strony tego procesu. poprzestając na zbyt potocznym rozumieniu rzekomego zburzenia "Bastylii" dzięki cyberprzestrzeni. Jest ona bowiem tylko częściowo źródłem wiedzy naukowej, ale w swej niezbadanej większości jest też źródłem pseudonauki, publicystyki, wiedzy potocznej, propagandowej sieczki, manipulacji, post- i nieprawdy, kłamstw i ich demistyfikacji, itp.  

Nie ulega wątpliwości, że forma online sprzyja lepszej oszczędności i organizacji czasu każdego, kto może oraz potrafi z niej korzystać, zwiększa tym samym motywację nielicznych do samodzielnej realizacji zadań (obowiązków akademickich, ale i w ramach własnych planów). 

"Rozmywa się podział między nauką i pracą, między domem i uniwersytetem, który wielu pracownikom nie zapewnił nawet biurek, nie wspominając o gabinetach. Wobec postępów digitalizacji  źródeł uświęcony status straciła nawet biblioteka. Coraz częściej pracujemy oddzielnie, obok siebie, a nasze wyniki synchronizuje kolejny zaawansowany system zarządzania projektem. Granice wspólnoty pracujących i uczących się razem zacierają się. To wielkie wyzwanie dla międzyludzkiej solidarności, etosu uniwersytetu i jakości kształcenia" (s. 14). 

6. PAŹDZIERNIKOWI DOCENCI I KWIETNIOWI PROFESOROWIE

Doktor filozofii w 2011 roku - Michał Bardel ubolewał na łamach "Tygodnika Powszechnego" (nr 8/2011, s.18) nad rządową destrukcją wymagań dotyczących stopni naukowych i tytułu profesora, które wprowadziła ówczesna ministra Barbara Kudrycka. Nowelizacją ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym zlikwidowała trzy z czterech dotychczasowych procedur, którym poddawani byli doktorzy ubiegający się o stopień doktora habilitowanego. 

Zaprzestano wymagania od nich w ramach tak zwanej "nowej" habilitacji przedłożenia monografii naukowej, zaliczenia kolokwium habilitacyjnego i wygłoszenia wykładu habilitacyjnego. W związku z tym, że ta nowelizacja zaczęła obowiązywać z dniem 1 października 2011 roku, określił nowych habilitowanych doktorów mianem "październikowych docentów". 

Niepokój w tym zakresie uzasadniał, że zmiana prawa: "(...) wbrew oczekiwaniom - nie pociąga za sobą zaostrzenia kryteriów uzyskiwania stopnia doktora. Przeciwnie, tu także ministerstwo zaproponowało uproszczenie: dotychczasowy, dość trywialny wymóg opublikowania co najmniej dwóch artykułów w ogólnopolskim czasopiśmie punktowanym (ambitniejsi magistranci nie mają z tym większego kłopotu) został zredukowany do jednego artykułu lub sprawozdania  z międzynarodowej konferencji. Jeśli wpiszemy w ten łańcuch uproszczeń nową maturę pozbawioną wymogu przedstawienia samodzielnej pracy pisemnej, otrzymamy obraz, który niewiele ma wspólnego z podnoszeniem poziomu wykształcenia" (tamże).     

Czasy rządów SLD i PSL (2001-2005) oraz PO i PSL (2008-2015) to był dopiero raj dla przestępczości akademickiej.    

Należałoby dzisiaj przypomnieć, że procesu niszczenia dopełnił nowelizacją ustaw w 2018 roku Jarosław Gowin, który zlikwidował pomimo wciąż obecnej patologii w polskiej nauce - kontrolę władz centralnych postępowań awansowych w jednostkach akademickich (nadal trwa przyzwolenie przez władze uczelni na marginalne "fabrykowanie dyplomów stopni naukowych"), wymóg przedłożenia jako wobec monografii naukowej w naukach humanistycznych, społecznych i teologicznych obejmujący wcześniej co najmniej 6 arkuszy wydawniczych, zaś w przypadku wniosku o nadanie tytułu profesora kandydaci nie muszą już wykazać się kształceniem kadr naukowych oraz większym dorobkiem naukowych po habilitacji w stosunku do tego, jaki przedkładali do habilitacji. 

Tym samym mamy "kwietniowych profesorów", bowiem ocenie podlega jedynie to, co sami wybiorą i wskażą jako rzekomo ich wybitne osiągnięcia naukowe krajowe lub zagraniczne, a recenzenci to potwierdzą (niekoniecznie tym samym określeniem). Przykładowo wśród wniosków kandydatów z  naukach medycznych czy z psychologii nie pojawiają się już autorskie monografie naukowe, ale cykl kilku artykułów, które zostały opublikowane w zagranicznych czasopismach naukowych. Sami psycholodzy krytyczni (jest taki nurt w psychologii, podobnie jak w filozofii i pedagogice), piszą o braku możliwości zweryfikowania poprawności nie tylko założeń metodologicznych czyichś badań ale i zastosowanych przez nich narzędzi diagnostycznych. 

W związku z tym, że w ramach ewaluacji "nie opłaca się" publikowanie recenzji rozpraw naukowych, gdyż ich autorzy otrzymają zaledwie 1/4 punktów przypisanych przez ministra danemu periodykowi znajdującemu się w resortowym wykazie czasopism naukowych, to nie ma krytyki naukowej. Jedynie można liczyć na rzetelność i uczciwość recenzentów w postępowaniach awansowych, co nie jest powszechne ze względu na ukryte interesy wielu z nich. Recenzentami są bowiem także ci, którzy uzyskali stopień dra hab. czy tytuł prof. np.na Słowacji, co zostało najpierw wykazane w diagnozie turystyki habilitacyjnej na Słowację, a ostatnio do Bułgarii, a w minionym roku dosadnie już udowodnione stworzeniem mafijnej pajęczyny przez rektora jednej z prywatnych szkół wyższych (też po słowackiej docenturze i profesurze). Ta zresztą nie została zlikwidowana, tylko zmieniła nazwę, jak wiele innych w III RP, w tym także z nią współdziałających.         


05 stycznia 2025

Akademicy nie palą opon

 


 

 

Koniec 2024 roku był okazją do przeprowadzenia remanentu wśród artykułów, które zalegały w uniwersyteckim gabinecie, więc powinienem je już wyrzucić do kosza. Trochę żal, bo to jest jednak jakaś cząstka historii opisanej przez dziennikarzy, publicystów a nawet osoby ze stopniem naukowym jako reakcja na patologie w szkolnictwie wyższym i nauce. Dziś zatem zacznę od przypomnienia  tych problemów, które były i się nie skończyły, bo w jakimś zakresie są nadal obecne w naszym środowisku. 

Będzie to spojrzenie na wywrócenie do góry nogami polskiej nauki i uniwersytetów przez rządy Donalda Tuska (ministry: Barbara Kudrycka i Lena Kolarska-Bobińska, a obecnie Dariusza Wieczorka) oraz Jarosława Kaczyńskiego   (ministrowie: Jarosław Gowin, Przemysław Czarnek). Zaimportowali oni z Zachodu a następnie utrwalili system, "(...)w którym uprawianie nauki zależy od konkurencji o granty i pieniędzy spoza budżetu" (Adam Leszczyński, GW, 18-19.12.2010, s. 18). Udam się zatem tropem wypowiedzi na ten temat w debatach publicznych, które sondowały i częściowo sprzyjały zagnieżdżaniu się w szkolnictwie wyższym niepokojących zjawisk:  

1) WYNAGRODZENIA

dr prawa Łukasz Kierznowski  Uniwersytetu w Białymstoku w wywiadzie dla DGP (3-5.02.2023, s. A21) stwierdził: 

"Obserwacja polskiego systemu szkolnictwa wyższego i nauki skłania do jednego wniosku - jesteśmy w zapaści.  (...) Wprawdzie już od wielu lat sektor akademicki mierzył się z chronicznym brakiem pieniędzy, co sprawiało, że możliwości jego rozwoju nie były adekwatne do ambicji naszego narodu i wyzwań współczesności. Jednak obecnie skala tego niedofinansowania przybrała postać tak skrajną, że uczelnie mają trudności  z wykonywaniem podstawowych zadań, a także z odtwarzaniem kadr naukowych - na takich warunkach, jakie proponują, dobrzy absolwenci szkół wyższych nie chcą zostawać i podejmować pracy naukowej (...) żadnych podwyżek nie było, jedynie na papierze podciągnięto wynagrodzenia minimalne do stawki, którą i tak w praktyce wypłacano dotychczas. Ale nawet gdyby podwyżki były, to dodatkowe 5,10 czy 15 proc. niewiele zmienia, bo pensje akademickie i rynkowe dzieli przepaść".

Minimalne wynagrodzenie w 2025 roku to 4666 zł brutto, natomiast średnia płaca krajowa to 8673 zł brutto.  Pensja adiunkta w dn.1.01.2025, a więc osoby ze stopniem naukowym doktora, wynosi (bez dodatku stażowego) 7 946 zł. brutto. To student III roku informatyki w ramach praktyki zawodowej otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 10 tys. zł brutto. 

Na 3- ocenił tę sytuację w Raporcie "Rząd pod lupą. Ranking polityk publicznych 2024 Jacek Lewicki z Klubu Jagiellońskiego: 

"Biorąc pod uwagę sytuację sektora w ostatnich latach, wszystkie podwyżki pozwoliły jedynie uzupełnić braki, nie zaś ustanowić punkt wyjścia do działań rozwojowych. Na 2025 r. zaplanowano zwiększenie budżetu o ok. 8% w stosunku do 2024 r., a w ostatnich dniach listopada ogłoszono, że uczelnie otrzymają obligacje warte 1,5 mld zł, a NCN 500 mln zł z budżetu" (s.93).

Praca na uniwersytecie jest zatem dla młodych, zdolnych, pasjonatów, ale utrzymywanych przez rodziców, o ile mają oni odpowiedni kapitał ekonomiczny. 

2) Parametryzacyjna i korporacyjna PATORYWALIZACJA: 

Damian Nowicki pisał w artykule pt. "Z akademii do baru" (Tygodnik Powszechny, 1.12.2022, s. 22-25) o sytuacji studentów studiów III stopnia (szkół doktorskich) na podstawie raportu PhD Mental Health" z 2021 roku: 

"Dzisiejsze uczelnie bywaj a połączeniem najgorszych cech korporacji i folwarku. Wyścigowi szczurów towarzyszy atmosfera, w której profesorowie traktują młodszych pracowników jak subiektów". 

Wprawdzie z w/w raportu nie wynikają takie oceny, ale redakcja, chcąc dobrze sprzedać tekst dziennikarza, który nie prowadzi solidnego researchu danych, tylko cytuje wypowiedzi kilku sfrustrowanych doktorantów, nadaje atrakcyjny tytuł i puszcza go w świat. Tym niemniej nie ulega wątpliwości, że państwowe uczelnie mają ustawowo przypisaną korporacyjność, zaś za patologiczne postawy niektórych profesorów wobec ich doktorantów resort nie ponosi odpowiedzialności. Doktoranci nie są dziećmi, toteż mogą wnioskować o zmianę promotora pracy doktorskiej, jeśli ten im z jakiegoś powodu nie odpowiada.      

W podobnym tonie pisała w "Polityce" (nr 51/2022, s. 36-37) Martyna Bunda w artykule zatytułowanym "Nauczka" o trudnej sytuacji finansowej wykładowców uniwersyteckich, którym pensja wystarczała do piątego ze względu na wysokie koszty utrzymania w wielkim mieście. Doktoranci żalili się:

"Sami nie wiedzą, jaki jest ich status. Nawet w nomenklaturze naukowej nie ma zgody, czym właściwie jest doktorat - zaawansowaną formą studiów  la wąskiej, elitarnej grupy młodych ludzi (albo życiowych ekstrawagantów), czy też etatowym zajęciem dla profesjonalisty. Już karierą, czy przepustką do niej. (...) 

Doktoranci opowiadają o punktozie, specjalnych zajęciach, na których - często w ramach wykładów wysłuchują, jak profesjonalnie pracować nad doktoratem. Uczy się ich  nie eksplorowania wiedzy, ale właśnie kalkulowania punktów; to zrobić warto, tamtego nie ma po co, choćby to drugie wynikało z autentycznej pasji" (...). I wieczne poczucie obciachu. Śmieszności.  Lekceważenia w środowisku naukowym i braku zrozumienia poza nim (tamże, s.37). 

Przeciwnymi parametryzacji i patologicznej rywalizacji z nią związanej są autorki artykułu pt. "Parametryzacja to nie zachęta. To upuszczanie krwi" (DGP, nr 49/2023 s.A29) profesorki - Monika Kostera i Anna Musiała, których krytyka punktozy uruchomiła teksty polemiczne. Ich zdaniem parametryzacyjne "zachęcanie" naukowców do pracy sprawia, że: "Taka motywacja nie polega na "zachęcaniu", lecz raczej na "zaganianiu" poprzez strach albo koncentrację na indywidualnych "osiągach", podsycanie ducha szkodliwej dla nauki i potencjalnie jadowitej dla kultury pracy w akademii rywalizacji .(...)

Parametryzacja do niczego nie zachęca. Ona podkreśla sytuację  zależności, niepewności. (...) im bardziej sukces parametryczny jest nagradzany, tym bardziej grupy posiadające większą władzę nagradzają same siebie. W efekcie kolejny raz mamy do czynienia z demonstracją klasycznej już zasady Charlesa Goodharta z 1975 r.: "Kiedy miara staje się celem, przestaje być dobrą miarą" (tamże). 

 

3. PUNKTOZA - za a nawet przeciw? 

 

Prof. UW Konrad Werner przekonywał w polemicznym tekście w DGP (nr 49/2023, s. A28), że "Punkty nie muszą być złe".  Autor uważa, że problemem współczesnej nauki nie jest jej parametryzacja, gdyż "(...) punktowa ocena czasopism, wydawnictw i dorobku naukowego powinna stanowić element szerszego  systemu - służyć jako  źródło informacji dla podmiotów podejmujących decyzje , tj. samych naukowców, studentów, pracodawców i otoczenia nauki ( w tym biznesu) oraz jako dodatkowa zachęta do pracy. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że żadna zachęta  e jest dość silna, aby  wymusić konkretne kroki". 

 

Innymi słowy, gdyby nie przymus punktozy, to naukowcy w ogóle by  nie pracowali naukowo, nie prowadziliby badań i nie publikowaliby wyników własnej pracy. Autor ten wprawdzie przyznaje, że w uczelniach parametryzacyjny przymus skutkuje patologicznym, karygodnym marnotrawstwem pieniędzy publicznych, ale odpowiedzialność za to spoczywa nie w systemie ewaluacji nauki, lecz w postępowaniu samych naukowców. 

       cdn.