Kiedy tydzień temu spotkali
się w sieci na wspólnej rozmowie o szkole profesorowie Roman Leppert i
Mirosława Nowak-Dziemianowicz, mogłem komentować na bieżąco ciekawe wypowiedzi, refleksje, które generowało posługiwanie się przez rozmówców
metaforą.
W tym przypadku dominującą w
rozmowie metaforą były okulary, które zakładamy przyglądając się szkolnictwu,
edukacji, procesom zachodzącym w tej instytucji oraz w związku z jej zadaniami
czy sposobami ich realizacji oraz politycznego nadzoru. Nie dysponowałem
wówczas książką, którą wydało PWN na przełomie listopada i grudnia 2020
r.
Po otrzymaniu jej od Autorki
mogłem bliżej przyjrzeć się temu, co tak bardzo poruszało każdego z nas,
wsłuchujących się w rozmowę, która przebiegała w znakomitym klimacie pasji,
emocjonalnego poruszenia, dynamiki i koniecznego krytycyzmu wobec ważkich spraw
dla wszystkich podmiotów edukacji. Polacy potrafią i chcą rozmawiać o
szkole, o polityce oświatowej dopiero w tym okresie, kiedy uświadamiają sobie,
jak dalece partycypowali w zdradzie politycznych elit "Solidarności",
która szła do władzy z hasłami rzeczywistej reformy, a w rzeczy samej dbała
zawsze o własne interesy kapitałowe.
Rzeczywiście, profesorka
pedagogiki, która od tego roku pracuje w Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej,
dzieli się w swojej rozprawie własną pasją niezgody na obecny
kształt świata. Od lat prowadzi studia i analizy w paradygmacie
pedagogiki krytycznej, która jest osadzona w filozofii krytycznej tzw. Szkoły
Frankfurckiej "Nowej Lewicy". To podejście badawcze idealnie oparte
jest - jak pisze we wprowadzeniu - (...) na potrzebie demaskacji
patologii, opresji i nierówności w świecie (...) [s.7], by
przeprowadzać czy zachęcać do wprowadzania w nim zmian.
Sama tych zmian nie wprowadzaą w formie stworzenia autorskiej szkoły,
gdyż walczy niemalże całe życie myślą o szkole, krytyką tej instytucji marząc
zarazem o tym, że może wreszcie ktoś do tej zmiany doprowadzi. Naukowcy
najczęściej walczą piórem, chociaż są i tacy, którzy patologiczne realia zmieniają
czynem, podejmując pracę w szkolnictwie publicznym lub niepublicznym (np.
profesorowie Aleksander Nalaskowski, Ryszard Łukaszewicz, Dorota Klus-Stańska,
Stanisław Dylak, Marek Piotrowski, czy piszący o tym bloger), a bywa, że
i nawet angażujący się w pracę w rządzie (np. z ramienia PSL- prof. Tadeusz
Pilch) lub w oświatowych instytucjach administracji państwowej (prof. Krzysztof
Konarzewski).
Każda forma zaangażowania na
rzecz lepszej, bardziej profesjonalnej edukacji jest wartościowa i potrzebna.
Dali temu wyraz także nauczyciele i studenci, którzy licznie przysłuchiwali się
wspomnianemu wywiadowi z Autorką książki. Ktoś musi zapalać, zachęcać, pobudzać
do refleksji, by można było zdać sobie sprawę, że w polskiej polityce
oświatowej rządzącym wcale nie chodzi o uczniów, o ich lepszy rozwój, ani też o
nauczycieli i ich jak najlepsze kwalifikacje oraz o godne honorowanie ich
ciężkiej i odpowiedzialnej pracy zawodowej, tylko o UZNANIE, o pozyskiwanie
elektoratu kolejnych wyborach samorządowych, parlamentarnych (unijnych i
krajowych) oraz prezydenckich.
Jak pisze M.
Nowak-Dziemianowicz:
Konflikt moralny, który jest
wynikiem walki o uznanie, musi być przez pedagogikę: rozpoznany, opisany i
zrozumiany na poziomie teoretycznym. Na poziomie praktycznym drogą do jego
rozwiązania staje się budowanie pedagogicznej kultury uznania. Uznanie będące
warunkiem każdej tożsamości trzeba - w moim przekonaniu - włączyć dzisiaj w
normatywny system celów wychowania/edukacji. Jeśli tak, to spojrzenie na szkołę
przez pryzmat teorii uznania może otworzyć przed nami nowe, nieodkryte jeszcze
obszary jej funkcjonowania [tamże,
s. 9].
Studia badawcze M.
Nowak-Dziemianowicz zostały oparte na następujących po sobie fazach: krytyka -
narracja - rozumienie - zmiana. Proponuje nawet zastosowanie skrótowej nazwy
dla tych czterech procesów badawczych, która - moim zdaniem - nie przyjmie się,
bo jest nieestetyczna językowo, a mianowicie: KRYNAROZ (s. 26).
Jednak kwestia nazewnictwa jest
tu absolutnie marginalna, nieistotna, tym bardziej, że można dyskutować,
dlaczego te cztery ogniwa są w porządku liniowym a nie kołowym, skoro odcięta -
jako pierwsza współrzędna w kartezjańskim porządku - może zawierać nowe
zmienne, zarówno na wejściu, jak i na wyjściu. Można bowiem postawić
pytanie, czy krytyki jednak coś wcześniej nie poprzedza?
Krytyka nie pojawia się
przecież sama z siebie, tylko jest czegoś następstwem. Tym samym pierwszym
ogniwem może/powinna być diagnoza, a nie krytyka, a tę zapewne poprzedzają
jakieś (przed-)założenia. Podaję to pod dyskusję, bo w trakcie debaty nie można
było podjąć tej kwestii przy wielu niezwykle interesujących wątkach
edukacyjnych.
Kiedy Autorka stwierdza, że
nauki społeczne są obecnie w procesie permanentnej zmiany, to oczywiście ma
rację, bo zmienia się świat naszego codziennego życia. Tak socjologia,
psychologia, nauki o polityce, nauki prawne, jak i pedagogika też się
zmieniają, od wielu wieków, jak tylko stawały się względnie samodzielnymi
naukami bezsensownie odcinając się od filozofii. Badania społeczne chciały być
neutralne światopoglądowo, co tylko częściowo powiodło się psychologii
empirycznej, eksperymentalnej, ale wyniki jej badań okazały się wąsko
praktyczne, mało zbliżone do świata humanum, bo odzierające go z tego, co jest częściowo
niewymierne, nierozpoznawalne, bo psychiczne, duchowe, uzależnione od
introjekcji świata wartości.
Tak oto pytanie o narracyjną
orientację badawczą, którą preferuje w swoim podejściu M. Nowak-Dziemianowicz,
nie jest jej założeniach implicite jednostronne, jedynie ontologiczne, gdyż -
jak trafnie stwierdza:
(...) świat badany
przez nauki społeczne jest światem mającym już sens. Konstytucja tego sensu
dokonuje się zaś w aktach życia codziennego jednostki. Odpowiedź na pytanie
epistemologiczne opiera się na przeświadczeniu, iż interpretacja dokonywana
przez nauki społeczne jest jedynie swoistą kontynuacją procesów rozumienia
zachodzących w życiu codziennym. Celem poznawczym w tym ujęciu jest opis aktów
interpretacji i ustanawiania sensów spełnianych przez tych, którzy żyją w
świecie społecznym, a ponadto interpretacja wszelkich tworów
ukonstytuowanych w tych aktach [tamże, s. 21-22].
Pedagodzy muszą zatem poznawać
i odczytywać te sensy a nie bezmyślnie je nadawać, kreować zgodnie z
oczekiwaniami władz politycznych, które najchętniej narzucają wartości młodym
pokoleniom tak, by mieć z indoktrynacji i inżynierii społecznej polityczne
zyski w okresie przedwyborczym. Z tego też powodu M. Nowak-Dziemianowicz
otwiera się w swoich dociekaniach na sytuację osób defaworyzowanych,
marginalizowanych, wykluczanych, a zatem pozbawianych społecznego,
politycznego, psychicznego, edukacyjnego, kulturowego czy także ekonomicznego
uznania.
Przyjęta przez autorkę
perspektywa jest lewicowa, czy tego chce, czy nie, skoro usytuowana jest w nurcie
neolewicowej filozofii krytycznej. Operuje natomiast jej narzędziami naukowej
analizy zdarzeń, faktów, jakimi są opublikowane w prasie (także lewoskrętnej)
wypowiedzi (narracje) nauczycieli mających poczucie krzywdy.
Profesorka przyznaje, że w tym przypadku
powodem jej zaangażowania jest (...) zawsze jakiś rodzaj
emancypacyjnego roszczenia badacza, który opisując wybrany fragment
rzeczywistości, dostrzega w nim niesprawiedliwość, dominację czy wykluczenie.
Zauważa jakąś krzywdę i niesprawiedliwość, które każą mu się zajmować dalej
wybranym problemem nie tylko dla jego opisu i wyjaśnienia, nawet nie tylko dla
jego zrozumienia, ale dla emancypacji zniewolonych, dla włączenia wykluczonych,
dla "oświecenia nieoświeconych".
Opisać, wyjaśnić, zrozumieć
nie po to, aby zwiększyć swoją kontrolę nad społecznym światem, lecz dla tych,
którzy są w nim poddani jakiejś opresji, jakiejś symbolicznej, zakorzenionej w
kulturze przemocy czy też ze względu na różne czynniki sami się marginalizują,
wykluczają, poddają - to wyróżnik krytycznych badań narracyjnych [tamże, s. 24].
Jak więc widzimy, krytyczne
podejście badawcze może być wykorzystywane nie tylko przez zwolenników jednej
ideologii, jednego światopoglądu, ale każdego, którego reprezentant ma poczucie
krzywdy, nieuznania.
Warto przeczytać tę rozprawę,
żeby zobaczyć, jak można językiem nauk humanistycznych (filozofia) i
społecznych (socjologia, pedagogika) rekonstruować i interpretować narracje
nauczycieli (trzy przypadki), które zostały przez nich opublikowane w mediach
nie dla celów poznawczych, naukowych.
Były one odsłoną osobistego rozgoryczenia
po tym, jak zostało ich środowisko zawodowe potraktowane przez władze w 2019 r.
w okresie nauczycielskich strajków. To, co introspekcyjnie sami odsłonili,
zostało dodatkowo zdemaskowane i zinterpretowane przez M. Nowak-Dziemianowicz,
chociaż niesłusznie zgeneralizowane we warstwie wnioskowej.
Nauczyciele są tą grupą
zawodową, która często pomimo, wbrew, na przekór istniejącym mechanizmom,
procedurom ich wykluczania, potrafią się bronić, przeciwstawiać, a nawet
dokonywać zmian w taki sposób, by nie były one rozpoznawalne przez nadzór
pedagogiczny. Jak ktoś chce, potrafi, ma odwagę i nie ma nic do stracenia, to
może machnąć ręką na władztwo polityczne bez względu na to, czy jest ono
lewicowe, prawicowe czy liberalne.
Niestety, brakuje nam badań
empirycznych na dużych i reprezentatywnych próbach w środowisku nauczycielskim,
w wyniku których można byłoby stwierdzić, czy rzeczywiście pozbawiania jego
uznania tak w znaczeniu moralnym, jak i społeczno-zawodowym rzutuje na
podważanie tożsamości osobowej nauczycieli?
W końcu, jak pisał w 1997 r.
prof. Aleksander Nalaskowski nauczyciele mają świadomość, że wchodzą do już wypalonej przestrzeni - marnie finansowanej, dewastowanej przez kolejnych
ministrów, a mimo to lgną do tego zawodu. Dlaczego?
Wie to tak M.
Nowak-Dziemianowicz, jak i piszący te słowa, a nie jesteśmy jedynymi
pedagogami, którzy rozumieją specyfikę tej profesji, także z jej walorami. Chciałoby się, aby było więcej zalet,więcej uznania, więcej więcej, więcej ... dla dobra dzieci i młodzieży, a
nie władzy resortu edukacji.
Sami nauczyciele, pedagodzy, którzy przysłuchiwali się debacie, pisali na czacie:
- Jesteśmy w ruchu "budzących się
szkół";
- Super, że Pani Profesor nie jest
"gabinetowym" naukowcem, lecz eksploratorem edukacji w realu:);
- Jeśli każdy z zaangażowaniem da coś od siebie, a nie nastawi
się tylko na tryb roszczeniowy, wyłącznie wymagający, krytykujący oceniający -
jeśli to podda się modyfikacji na każdym…
- „Edukacja zniewala, ale wyzwolenie
wymaga edukacji”
- Etyka troski w dzisiejszej trudnej
sytuacji szkoły (uczniów, nauczycieli, rodziców) jest w mojej ocenie istotną
kwestią. Czy świat edukacji powinien uznać ten fakt?
- Czy jesteśmy odpowiedzialni za
uznanie, uznawanie w edukacji szkolnej, po to, żeby młody człowiek poczuł się
wart…