26 marca 2025

Nowelizacja rozporządzenia w sprawie ewaluacji jakości naukowej w dziedzinie nauk o rodzinie i nauk weterynaryjnych

 



Minister nauki zwraca się z uprzejmą prośbą o zgłoszenie ewentualnych uwag do projektu nowelizacji rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego zmieniającego rozporządzenie w sprawie ewaluacji jakości. Czas na opiniowanie jest do dnia 28 marca 2025 r. a uwagi należy przesłać na adres: legislacja.nauka@mnisw.gov.pl (z podaniem w tytule wiadomości znaku niniejszego pisma). Przywołuję ten projekt, gdyż niektórzy pedagodzy afiliują swój dorobek naukowy w dziedzinie nauk o rodzinie, w dyscyplinie "nauki o rodzinie".   

Projekt nie dotyczy istoty zmian w ewaluacji dyscyplin naukowych za lata 2023-2025, toteż rozczaruje się każdy, kto miał nadzieję na eliminację strukturalnej i merytorycznej patologii ewaluacyjnej. Istotą nowelizacji rozporządzenia jest bowiem jedynie uwzględnienie w nim nowej klasyfikacji dziedzin i dyscyplin, w której wyodrębniono dwie nowe dziedziny nauki: dziedziny nauk o rodzinie i dziedziny nauk weterynaryjnych. 

Skutkuje to koniecznością wprowadzenia w rozporządzeniu przepisów umożliwiających ocenę jakości działalności naukowej prowadzonej w ramach dyscyplin należących do tych dziedzin, a tym samym przyznanie w tych dyscyplinach kategorii naukowych. Dzięki temu jednostki będą mogły uzyskać uprawnienia do nadawania stopni naukowych oraz do prowadzenia szkół doktorskich. 

"Projektowane zmiany polegają na: 

 a) określeniu wag przypisanych poszczególnym podstawowym kryteriom ewaluacji – z uwagi na to, że dyscyplina nauki o rodzinie została wyodrębniona przede wszystkim z dyscyplin należących do dziedziny nauk humanistycznych i dziedziny nauk społecznych, proponuje się dla tej dyscypliny wagi jak dla dyscyplin należących do ww. dziedzin, tj. 70 dla kryterium I – Poziom naukowy prowadzonej działalności naukowej, 10 dla kryterium II – Efekty finansowe badań naukowych lub prac rozwojowych oraz 20 dla kryterium III – Wpływ działalności naukowej na funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki, natomiast dla dyscypliny weterynaria w ramach dziedziny nauk weterynaryjnych – wagi analogiczne jak dla dyscyplin należących do dziedziny nauk medycznych i nauk o zdrowiu oraz dziedziny nauk ścisłych i przyrodniczych, tj. 60, 20 i 20, 

 b) zastosowaniu dla dziedziny nauk o rodzinie szczególnych rozwiązań określonych dotychczas w rozporządzeniu dla dziedziny nauk humanistycznych, dziedziny nauk społecznych i dziedziny nauk teologicznych – zmiany w: § 3 ust. 1, § 12 ust. 5, § 17 ust. 7 pkt 1, § 22 ust. 7 i § 23 ust. 4 pkt 1 rozporządzenia".   

 O tym :"Co wynika z porażki obecnego systemu ewaluacji?" piszą prof. Andrzej Skrendo, dr Jarosław Woźniak

(foto: moje z Galerii APS im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie)


25 marca 2025

Zawłaszczanie przez prawników postępowań o nadanie stopni naukowych?

 



Miałem spotkanie z kadrą naukową z dyscyplin nauk społecznych, po którym wyszedłem chyba z podobną do jego uczestników myślą, że wraz z reformą "2.0" z 2018 roku nastąpiło patologiczne przesunięcie wartości z naukowych na proceduralne. To staje się już jakąś "komedią pomyłek". Niektórzy profesorowie uczelniani i tytularni coraz większą uwagę przywiązują do rzekomej poprawności proceduralnej w sytuacji quasi anarchicznej autonomii szkół wyższych i zróżnicowania interpretacji prawa o szkolnictwie wyższym i nauce w każdej z uczelni, które uzyskały uprawnienia do nadawania stopni naukowych, aniżeli do pogłębionej analizy i oceny treści  rozpraw naukowych. W sytuacji bowiem jednoznacznie zarysowującej się oceny negatywnej albo unikają  jej sformułowania, by nie poniewierano nimi w przestrzeni publicznej (np. oskarżenia o naruszenie wizerunku jednostki, dobrego imienia doktora czy doktora habilitowanego o nienaukowych rozprawach)  lub w cyberprzestrzeni (hejt, insynuacje) itp., albo pomimo merytorycznego uzasadnienia argumentami i dowodami z rozpraw kandydata uczestniczą w teatrze pozoru.

Już mało kogo obchodzi to, że w wielu jednostkach akademickich, które "załatwiły" sobie punktację w ramach ewaluacji (na zasadzie transferu publicznych pieniędzy do zagranicznych wydawców) a same nie posiadają odpowiednich merytorycznie kadr naukowych, bo ...., nie muszą, ważniejsze jest uprawnienie niż faktyczna zdolność do eksperckiej oceny czyjegoś wniosku. w naukach społecznych jest 301 jednostek akademickich, które prowadzą działalność naukową w tej dziedzinie i niektórych jej dyscyplinach, ale tych z uprawnieniami akademickimi do prowadzenia postępowań o nadanie stopnia naukowego doktora czy doktora habilitowanego jest łącznie 98 jednostek.  

Tą ustawą, którą poparły rady, komisje, komitety, zespoły ds. szkolnictwa wyższego i nauki, eksperci finansowanych z budżetu państwa zespołów eksperckich, doprowadzono do jednego z największych kryzysów w polskiej nauce. Widać to przez pryzmat rozpatrywanych spraw przez Radę Doskonałości Naukowej, bo tu doświadczamy następstw patologii, do której doprowadziły władze naszego resortu. To politycy swoimi nieodpowiedzialnymi ustawami, rozporządzeniami, ręcznym sterowaniem polityką naukową wciągnęli w wir zakłamania, manipulacji, prawniczych trików i intryg, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistą troską o poziom polskiej nauki. 

Już eksperci OECD przed tą reformą ostrzegali, używając bardzo dyplomatycznego języka, że w Polsce występuje szereg barier i czynników destrukcyjnych dla rozwoju nauki i kadr naukowych. Są to: niedofinansowanie nauki, niskie płace, zbiurokratyzowane procedury awansu naukowego, którego obecny system utrudnia także pracę zespołową. Polską naukę niszczy i demoralizuje jej młode kadry powszechna „punktoza”, co skutkuje  obniżeniem poziomu prac doktorskich i publikacji naukowych (w gonitwie za kolejnymi stopniami i publikacjami ginie jakość i poziom naukowy). 

Wyprowadzone z uczelni środki na badania naukowe do rzekomo selekcjonującego wnioski grantowe Narodowego Centrum Nauki oraz do Narodowego Centrum Badań  i Rozwoju jakoś dziwnym trafem zostały tak usankcjonowane prawem, by nie można było odwoływać się od merytorycznie nierzetelnych recenzji. Pieniądze podatników są zatem wydatkowane na projekty badawcze, ale w sposób nietransparentny i wykluczający instancje merytorycznie odwoławcze. 

Co zapewniono? Procedury. Nie są tu ważne naukowe warunki przyznania lub nieprzyznania określonym jednostkom czy zespołom naukowych środków finansowych na badania naukowe. Dysponuję odpowiedzią na ten zarzut jednego z b. wiceministrów nauki, który przyznał mi rację i ... rozłożył ręce z bezradności, kiedy udokumentowałem nierzetelność recenzentów "zagranicznych" NCN, bo... takie jest w Polsce prawo. Miliardy złotych były rozdzielane poza odwoławczą kontrolą naukową, natomiast zgodnie z prawem, z procedurami. 

W następstwie takiego podejścia uszczelniono system prawnych procedur w postępowaniach o nadanie stopni naukowych czy tytułu profesora, dając profesorom instrumentarium do wykluczania lub nominowania, byle tylko było to zgodne z przyjętą w danej jednostce procedurą. W czasie wczorajszego spotkania z naukowcami usłyszałem, że co uczelnia i co profesor, to inne obowiązują procedury. Nie bywa ważny przede wszystkim poziom naukowy, nie jest istotny czyjś rzeczywisty wkład w naukę, w rozwój dyscypliny, oryginalność rozwiązań problemów naukowych, ale ... przede wszystkim zasady organizacyjne tych postępowań. 

To powoduje, że kancelarie adwokackie i sfrustrowani pseudoeksperci ds. nauki, chociaż sami z nauką niewiele mają wspólnego, świetnie z tego żyją. Kandydaci do nauki bardziej interesują się procedurami, tym, gdzie jest łatwiej przeprowadzić postępowanie o nadanie stopnia naukowego, a gdzie trudniej, komu powierzyć komputeroskrypt rozprawy do recenzji wydawniczej, by dostarczyć oficynie uczelnianej pochlebną opinię, a gdzie nie warto wydawać publikacji, bo są rzetelnie oceniane. 

Ba, ich prawnicy-doradcy nie są od tego, by rozmawiać z osobami, którym odmówiono nadanie stopnia naukowego, na temat wadliwie zastosowanej przez nich metodologii badań, bo merytorycznie mogliby to uczynić, ale tylko w stosunku do kandydatów do awansu z nauk prawnych. Wszystkim z pozostałych nauk doradzają, jak nie  przejmować się zasadnymi zarzutami merytorycznymi, tylko np. jak podważyć rzekomy barak kompetencji recenzenta, który ośmielił się sformułować negatywną konkluzję w ocenie czyichś osiągnięć, gdzie została naruszona procedura postępowania, a może nawet  zakwestionować treść protokołu z posiedzenia komisji czy rady dyscypliny.  

Pozanaukowy handel i dezawuowanie rzetelnych recenzentów trwa w najlepsze, bo tylko dzięki temu można zapewnić pseudonaukowcom prześlizgnięcie się przez procesowo uchylone "drzwi". Jak słyszę, że w czołowym uniwersytecie badawczym nie są ważne argumenty naukowe, tylko proceduralna próba ominięcia krytyki, by pomóc koleżance czy koledze z instytutu, to zastanawiam się, jak dalece jeszcze można się posunąć w niszczeniu nauki? 

Co z tego, że ustawodawca troszeczkę zadbał o naukowy przebieg oceniania prac naukowych, skoro postępowania o awans naukowy są ogólnymi postępowaniami administracyjnymi szczególnego rodzaju (sic!). Oznacza to, że mają do nich odpowiednie zastosowanie przepisy ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r. Kodeks postępowania administracyjnego. Tym samym recenzenci i członkowie komisji, rad dyscyplin są traktowani jako biegli sądowi w "sądach uczelnianych" I instancji. Dobrze, że jest sąd II instancji - Rada Doskonałości Naukowej, bo można powstrzymać hucpę pseudonaukowców, o ile nie wystąpią w ich obronie kierowani ukrytym interesem ich "recenzenci". 

Proszę spojrzeć na jeden ze slajdów z prezentacji przygotowanej przez RDN:


 Mamy tu interpretację prawa dotyczącą wyłączenia z głosowania na posiedzeniu rady dyscypliny naukowej członków komisji habilitacyjnej, którzy są zatrudnieni w jednostce akademickiej prowadzącej w niej to postępowanie. Część prawników doradzających rektorom uniwersytetów nie godzi się z taką wykładnią, skoro członkowie komisji nie będący recenzentami w powyższym postępowaniu, nie przygotowują żadnych recenzji ani też opinii osiągnięć naukowych habilitanta. Uczestniczą jedynie w dyskusji merytorycznej z udziałem czterech recenzentów i w głosowaniu w trakcie posiedzenia komisji habilitacyjnej, ale w wielu przypadkach habilitant/-ka jest osobą spoza ich jednostki akademickiej, więc trudno przypisywać im zaistnienie konfliktu interesów.  

Praktyka dowodzi, że kandydaci spoza danej jednostki akademickiej są bardziej surowo oceniani przez radę dyscypliny niż "swoi". Co ciekawe, nie ma takiej wykładni w opublikowanych komentarzach profesorów prawa administracyjnego do ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. Nie dyskutuję z ekspertyzami prawników, tylko stwierdzam, że są one normatywnie zróżnicowane.             

Właśnie o tym, mówili uczestnicy spotkania na temat krytyki naukowej.  Okazało się, że przewodniczący jednej komisji dopuszcza do udziału w kolokwium habilitacyjnym osoby do tego nieuprawnione, bo co nie jest zakazane, to jest dozwolone. Jak komisja habilitacyjna odmawia poparcia wniosku w sprawie o nadanie stopnia doktora habilitowanego kandydatowi, który miał trzy pozytywne recenzje, a przewodniczący rady dyscypliny ogłasza, że muszą przyjąć tej samej treści uchwałę, to już nikt nie protestuje, że jest to niezgodne z prawem i meritum. 

Wspomniany obowiązek odmówienia nadania stopnia doktora habilitowanego przez rade dyscypliny dotyczy jedynie tego habilitanta, którego osiągnięcia naukowe zostały negatywnie ocenione przez co najmniej dwóch profesorów. Tymczasem mamy casus uniwersytetu, w którym przy trzech odmownych recenzjach rada dyscypliny nie  zamierzała merytorycznie, a także proceduralnie, odmówić pozytywnego rozpatrzenia wniosku, tylko sięgnęła po doradztwo nierzetelnego prawnika. W triki niektórych mecenasów ds. prawa administracyjnego można ubrać każdą bzdurę.

Rozmawialiśmy o istocie recenzowania prac naukowych, o ich uwarunkowaniach nie tylko prawnych, ale przede wszystkim naukowych, akademickich. O tym będzie w odrębnym wpisie.                   

Ps. Spotykam się z cytowaniem jakiegoś zdania z moich wpisów w blogu w czyichś uzasadnieniach wniosków. Ich autorzy nie rozumieją, że nie jestem prawnikiem, a więc nie można traktować moich osobistych poglądów czy komentarzy jako wykładni określonego organu. Jestem jednym ze 137 profesorów w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie pedagogika, bo tylko tylu jest w naszym kraju. W całej dziedzinie nauk społecznych profesorów tytularnych jest 1405. Spotykamy się w różnych gremiach i środowiskach, dyskutujemy, ale ... to nie znaczy, że w prywatnych wypowiedziach reprezentujemy określoną instytucję czy organ.  Tej wolności jeszcze nam nie odebrano mimo starań niektórych pseudonaukowców.  

24 marca 2025

Freinetowcy nowoczesnej szkoły

 


W 1992 roku przyjechali do Dobieszkowa koło Łodzi na zorganizowaną przeze mnie i moich współpracowników z Uniwersytetu Łódzkiego Międzynarodową Konferencję "Edukacja alternatywna - dylematy teorii i praktyki" nauczyciele - Freinetowcy. Od 1982 roku, co dwa lata odbywają się w różnych krajach świata m.in. Międzynarodowe Spotkania Nauczycieli Freinetowców, ale nasza konferencja wykraczała poza ten jeden model alternatywnej edukacji. 

Dla naszego środowiska w czasach PRL pedagogika Celestyna Freineta nie była właściwie alternatywą, a tym bardziej w 1992 roku, gdyż praktykowali ją w minionym ustroju, w niektórych szkołach państwowych, głównie w ramach lekcji języka polskiego, nauczyciele, którzy doceniali nowatorski charakter dydaktyki jednego z klasyków pedagogiki reform. Dla reżimowej władzy miała ona prawo do zaistnienia pod warunkiem, że zostanie zredukowana do technik nauczania. Tolerowano te pedagogię, gdyż C. Freinet był członkiem komunistycznego ruchu Francji, zachwycał się pobytem w Związku Radzieckim u Nadieżdy Krupskiej. 

Pominięto zatem powody socjokulturowe, w tym założenia pedagogiczne, które opracował nauczyciel klasy w wiejskiej szkole w Bar-Sur-Loup, by stworzyć dzieciom alternatywną kulturę kształcenia i wychowania dla pokoju.    

Przypomniała tę fundamentalną ideę Zofia Napiórkowska w Biuletynie  Polskiego Stowarzyszenia Animatorów Pedagogiki C. Freineta (6/1992, s. 5), bowiem też w 1992 odbyło się w Poitiers we Francji Międzynarodowe Spotkanie Nauczycieli Freinetowców  z 20 krajów, w trakcie którego zwrócono uwagę na "(...) nowe zagrożenia dla pokoju, które stawały się wyzwaniem dla ruchów nowoczesnej szkoły. Już w Turynie (w 1982 roku - dop. BŚ) i wcześniej uznano, że ruch freinetowski nie może być obojętny wobec zagrożeń militaryzacji świata, niszczenia środowiska naturalnego, nędzy ludzkiej (np. Brazylia), brutalnej przemocy (np. Kolumbia),a także przemocy ukrytej w społeczeństwach wysoko stechnizowanych (zwracali na to uwagę Japończycy)". 

O udziale freinetowców w konferencji EA-1992:

(źródło: tamże) 


Mamy rok 2025, a w pamięci Europejczyków są skutki wojny w latach 90. XX wieku na Bałkanach i po dwóch dekadach od jej zakończenia, kolejnej, dramatycznej w przebiegu i następstwach dla naszych wschodnich sąsiadów, przyjaciół wojny w Ukrainie, którą wszczął w 2014 roku rosyjski imperialista a od trzech lat kontynuuje ludobójczą inwazję w tym kraju. 

Polscy nauczyciele, pedagodzy, naukowcy  utrzymują bezpośrednie kontakty z francuskimi koleżankami i kolegami ruchu freinetowskiego, który w Polsce zaistniał dzięki dr Halinie Semenowicz, translatorce dzieł C. Freineta, nauczycielki nauczycieli oraz wspierających zaangażowanie na rzecz rozwijania tej pedagogii w polskich warunkach m.in.:  Aleksandra Lewina, Mieczysława Łobockiego, Teresy Śliwińskiej, Zofii Napiórkowskiej, Wandy Frankiewicz, Grażyny Maszczyńskiej- Góry, Haliny Smolińskiej, Reginy Chorn, Bogumiły Kollek, Beaty Oelszlaeger, Marii Kościuszko, Krystyny Michejdy, Beaty Hebody, Agaty Holinko, Jolanty Phan, Jolanty Kowalskiej, Marzeny Kędry, Małgorzaty Kaliszewskiej   i in. 

Zainteresowanie pedagogiką C. Freineta nie gaśnie, ale musi uwzględniać zmiany w komunikacji, w otwartym dostępie do źródeł wiedzy i jej autorów. Jak trafnie pisała w 1992 roku Regina Chorn: "Jeżeli szanuje się pamięć Celestyna Freineta, nie wystarczy "pozostawać freinetowcem", trzeba iść dalej. Niejednokrotnie  poddajemy się mechanicznemu stosowaniu kilku wybranych technik. Prezentuje się je jako eksperyment bądź innowację bez żadnego związku z ideą koncepcji pedagogicznej Freineta"(Recontre Internationale Des Educateurs Freinet, tamże, s. 10-11).

Niestety, nadal szkoła  publiczna w Polsce jest krępującą rozwój dzieci i młodzieży "klatką", "kurzą grzędą", "koszarami" lub "świątynią". Francuski pedagog nigdy tego nie ukrywał, że nie jest oryginalnym twórcą i teoretykiem kształcenia. Jak pisał: "To, co jest dobre, biorę tam, gdzie to znalazłem. Uważam to za normalne, gdyż każdy tak działa" (1988). Poniżej zestawiam w tabeli zapożyczenia francuskiego nowatora edukacji: 




Początki polskiej transformacji ustrojowej po 1989 roku, także w szkolnictwie ogólnodostępnym, nastawione były na wspieranie tych nauczycieli placówek państwowych, którzy potrafili - tak jak C. Freinet - tworzyć autorskie klasy, autorskie szkoły, autorskie programy kształcenia oraz środki dydaktyczne. Niestety, wraz z powrotem w 1993 roku do władz w MEN ideokratów, którzy po dzień dzisiejszy zmieniają jedynie ideologiczne przesłanki kształcenia w curriculum, obowiązuje lekceważenie nauczycieli, fatalna polityka w zakresie ich kształcenia i zatrudniania oraz dewastująca reorganizacja edukacji w szkolnictwie publicznym. 

Freinetowcy mogą jednak realizować swoje parcjalne rozwiązania w zakresie: planowania i organizowania indywidualnej oraz grupowej pracy w klasie freientowskiej, stosowania metod naturalnych w matematyce, edukacji języka obcego, rozwijania swobodnej - pisemnej i werbalnej ekspresji uczniów, orientacji na ekologię życia codziennego i w środowisku, animowania doświadczeń poszukujących, swobodnego malowania, tworzenia filmów, podcastów czy uczestniczenia w wymianie międzynarodowej. Edukacja nie jest bowiem podróżą od przystanku do przystanku, ale ustawiczną podróżą w czasie i przestrzeni.

Warto  mówić o tym, czy i jak radykalnie zmieniać szkolną edukację, przestrzeń i miejsca uczenia się dzięki zupełnie nowym a globalnym warunkom do uczenia się, samokształcenia i samorozwoju, z zapewnieniem młodym pokoleniom kultury pokojowego współżycia. Kolejna bowiem deforma edukacji publicznej i niepublicznej w Polsce zmusza ambitnych nauczycieli do kontynuowania lub wprowadzania rozwiązań wyspowych, pozytywnie kontestacyjnych.            


23 marca 2025

Peregrynacje edukacyjne profesora Stefana M. Kwiatkowskiego

 


"Słowo "peregrynacja" ma wiele znaczeń. Może to być wędrówka, przejażdżka, włóczęga, droga, przygoda, tułaczka, ekspedycja, eskapada, pielgrzymka. W moim zamyśle - pisze prof. Stefan M. Kwiatkowski - edukacyjne peregrynacje to wędrówka w poszukiwaniu interesujących, a zarazem oryginalnych poznawczo tematów edukacyjnych. To jednocześnie fascynująca przygoda, o której chciałbym opowiedzieć (...)" (s. 7). 

Narracja autora książki, przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN (2007-2011), członka zagranicznego Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy, doktora honoris causa multi oraz rektora Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie (2016-2020), którego działalność naukowa, dydaktyczna, oświatowa, społeczna Stefana M. Kwiatkowskiego jest znakomitym śladem tak wielostronnej jego aktywności. Wydanie w monografii rozproszonych w różnych wydawnictwach autorskich  studiów, analiz,  komentarzy i koncepcji dotyczących najważniejszych problemów kształcenia zawodowego w Polsce, uwarunkowań rozwoju pedagogiki pracy i pedagogiki jako nauki okazuje się znakomitym zaproszeniem czytelników do współrozumienia zaistniałych zmian.  

Peregrynator prowadzi nas po arkanach zarządzania polityką oświatową z punktu widzenia transferu kapitału edukacyjnego do rozwoju gospodarki, przedsiębiorczości, rynku pracy i nauki. Należy do tych uczonych, których rządzący różnych formacji politycznych w latach 2000-2024 szanowali i doceniają jako wybitnego eksperta i współautora standardów kompetencji zawodowych, dzięki czemu możliwe jest organizowanie edukacji zawodowej przez różne podmioty publiczne i niepubliczne. Absolwenci kształcenia zawodowego dysponują kompetencjami i kwalifikacjami zawodowymi, w tym specjalistycznymi, które są pochodną integracji modeli, teorii pedagogicznych (pedagogiki pracy) i najlepszych doświadczeń, praktyk zawodowych. 

Profesor S.M. Kwiatkowski zachęca do diagnozowania przyczyn niepowodzeń dydaktycznych uczniów szkół zawodowych/branżowych, żebyśmy nie tracili kapitału ludzkiego ze względu na niewłaściwą organizację procesu kształcenia zawodowego. Jego rozprawa posłuży historykom oświaty, ale i projektantom kolejnych reform do zrozumienia zmiennych warunkujących zachodzące zmiany w tej edukacji. Uświadamia nam bowiem te fazy strat, które są następstwem "falowania" reform, zmienności wdrażanych reform w powyższym zakresie.          

Dla badań makropolityki oświatowej kluczowe są te analizy S.M. Kwiatkowskiego, które dotyczą konieczności przełamywania stereotypów na temat edukacji w szkolnictwie zawodowym, by nie dewastować koniecznego związku między gospodarką i rynkiem pracy a kształceniem profesjonalistów w III RP. Dzięki tej rozprawie możemy też zrozumieć, jak rząd Zjednoczonej Prawicy zniszczył ewidentne osiągnięcia nauczycieli gimnazjów w zakresie preorientacji zawodowej. Trudno będzie kolejnym generacjom nauczycielskim naprawiać zaniedbania, marnotrawstwo, zniszczenia dokonań  poprzedników, skoro rządzący nie rozumieją istoty procesów edukacyjnych w kontekście uczenia się przez całe życie, ale i konieczności aktualizacji i doskonalenia już wypracowanych kierunków, modeli i profili kształcenia zawodowego. 

Jak pisze S.M. Kwiatkowski: "Spróbujmy zatem wsłuchać się w organizm edukacji zawodowej (podsystem systemu edukacji), odnotowując źródła wewnętrznego niepokoju i osadzając je w realiach szkoły zawodowej i jej otoczenia gospodarczego" (s.131).  

 Rozprawa profesora S.M. Kwiatkowskiego dowodzi jak ważny jest transfer dydaktyki ogólnej, psychologii kształcenia i socjologii edukacji do pedagogiki pracy, w tym kształcenia zawodowego. Autor podkreśla, "(...) że kompetencje ogólne mają charakter ponadzawodowy - dotyczą wszystkich zawodów występujących w różnorodnych klasyfikacjach,  a przede wszystkim w realnym świecie pracy" (s. 73-74). Profesor rozwija pedagogikę pracy swoich poprzedników (Wincenty Okoń, Tadeusz Nowacki). Jest afirmatorem kompetencyjnego modelu edukacji formalnej i nieformalnej zarówno na poziomie kształcenia w szkolnictwie średnim jak wyższym, który musi brać pod uwagę kompetencje XXI wieku (Education for life and work: Developing transferable knowledge and skills in the 21st century). 

Podejście od kompetencji do Zintegrowanego Systemu Kwalifikacji stanowi fundament dla jego autorskiej koncepcji kształtowania kompetencji przyszłości. Profesor wyodrębnia w układzie kwalifikacji zawodowych kwalifikacje ponadzawodowe, ogólnozawodowe, podstawowe zawodowe i specjalistyczny, które są przypisane do jednego z poziomów kwalifikacji, podobnie  jak występuje to w Europejskiej Ramie Kwalifikacji a będącej układem odniesienia do Polskiej Ramy Kwalifikacyjnej. "Rozwój szkolnictwa zawodowego (zwanego też branżowym - w związku ze zmianą nazwy szkół zawodowych na szkoły branżowe) jest podstawowym warunkiem przekształceń we wszystkich dziedzinach gospodarki" (s. 155), ale także w sferze usług publicznych i niepublicznych. 

 Jestem przekonany, że prowadzone przez Profesora badania naukowe, opracowywane ekspertyzy i kształcenie kolejnych kadr dla oświaty zawodowej oraz akademickiej pedagogiki pracy, przyczyniły się do głębokich zmian w tych sferach edukacji. Co ważne, rozwinęło się w szkołach ogólnokształcących także nowoczesne doradztwo przed-zawodowe i centra kształcenia praktycznego, które zatrudniają doradców edukacyjno-zawodowych.   

Rektor Uniwersytetu Łódzkiego prof. Rafał Matera pisze na łamach najnowszego numeru "Forum Akademickiego" (3/2025) o zdecydowanej wyższości i zarazem niedoszacowaniu przez resort nauki monografii naukowych w stosunku do artykułów w czasopiśmiennictwie krajowym i zagranicznym: 

"Monografia to nie tylko zapis wyniku badań naukowych, ale także świadectwo dojrzałości intelektualnej autora. W dobie agresywnej ekspansji artykułu wysiłek włożony w spisanie wyników badań i własnych refleksji na temat pracy jest szczególnie cenny. Ratuje w nas człowieczeństwo, jest w jakimś sensie istotą humanistyki. W tym kontekście nagradzanie tego rodzaju aktywności jest szczególnie ważne. Nie chodzi bowiem autorom o kontekst ewaluacyjny, ale o głębszą refleksję nad problemami, które badają." 

Książka prof. Stefana M. Kwiatkowskiego jest tego najlepszym dowodem.