W 1938 roku Helena Radlińska
opublikowała w „Przeglądzie Socjologicznym” aktualną dla współczesnych
pedagogów społecznych notatkę do artykułu Andrzeja Waligórskiego. Gdyby ta
wybitna pedagog społeczna żyła i tworzyła dzisiaj, zapewne zamieściłaby ten
tekst ponownie, jeśli nie w socjologicznym piśmie, to na pewno
pedagogicznym. Historia zatoczyła koło i ponownie stajemy jako uczeni
wobec tak istotnych czynników socjalizacyjnych, jak propaganda, agitacja i
reklama w naszym codziennym życiu. Niestety, nie można o procesach społecznych
zaśpiewać za Marylą Radowicz:
Ale to już było,
i nie wróci więcej…,
gdyż wprawdzie było, ale powróciło.
Świat polityki, także oświatowej,
żyje propagandą i agitacją. To już nie jest racjonalna troska o dobro wspólne. W
procesach rzekomego zainteresowania władz polskich budowaniem społeczeństwa
obywatelskiego, demokratycznego państwa prawa nie dostrzegano propagandowego
zniechęcania obywateli do tych procesów, a nawet ich blokowania dziesiątkami
nowelizacji ustaw. Kolejno rządzące partie władzy różnych formacji politycznych
– od lewicy poprzez centrum do prawicy – wykorzystywały agitację przeciwko
własnemu społeczeństwu i deklarowanemu etosowi Polaka, jaki został stworzony
przez ruch „Solidarności”.
Nie tylko Helena Radlińska pisała o
tym, jak instrumentalnie wykorzystywana jest przez sprawujących władzę agitacja
polityczna, by mogli realizować własne cele i interesy. Owa agitacja stanowi […] poruszenie mas dla uzyskania natychmiastowych wyników, bezpośrednie
podniecanie do działań, pożądanych przez agitatora. W przeciwieństwie do
propagandy agitacja częstokroć nie troszczy się o szerzenie poglądów,
kształtowanie pojęć. Nie wyrabia, lecz narzuca. Nie interesuje się motywami,
które mają przez czas dłuższy żywić się męką i nadzieją; chce natychmiastowego
efektu. Dlatego spożytkowuje utarte skojarzenia, nawet myślowe błędy, przesądy.
Nie prostuje nieporozumień, które mogą być chwilowo korzystne.
Profesor H. Radlińska
użyła określenia człowiek „spropagowany”, by wskazać na tego, który
jest „pewny”, który nie zdradzi i będzie zachowywał się zgodnie z ideą, którą
przyjął za swoją. Powinien być gotów do ofiary, nawet do zniesienia tortur.
Przed niczym nie ulegnie, gdyż propaganda rozpaliła w nim ognisko, w żarze
którego dusza jego zahartowała się jak stal. Żar uczucia ochroni go od
hańbiącej rdzy słabości, od poddawania się wpływom otoczenia.
Trudno było przewidzieć, że w
drugiej dekadzie XXI w. premier rządu PO/PSL mianując nowych ministrów, określi
ich mianem „zderzaków”, a więc zahartowanych w boju z opozycją urzędników,
którzy będą bezwzględnie realizować cele już u podstaw sprzeczne z interesem
obywateli, a w edukacji – z interesem dzieci i ich rodziców. Premier Donald Tusk tak mówił w Pałacu Prezydenckim
po wręczeniu nominacji nowym ministrom o ich roli, w tym o zadaniach minister
edukacji:
– To jest rząd zderzaków, każdy z nas jest zderzakiem, ja
też. Czy te zderzaki wytrzymają cztery lata, czy cztery miesiące? Zobaczymy.
Idą ciężkie czasy, zdajemy sobie sprawę, jakie zadania sobie nałożyliśmy, więc
każdy z nas jest zderzakiem. Nikt tu nie przyszedł z definicji na cztery lata,
nikt. Każdy przyszedł wykonać swoją robotę. Nie da rady – szybciej się pożegna
ze stanowiskiem.
Grzegorz Żurawski – rzecznik prasowy ówczesnej ministry edukacji Katarzyny Hall, a potem jej następczyni Krystyny Szumilas – zdradził studentom kulisy „spropagowanej roli”, które polegają na tym, by komunikować społeczeństwu to, czego oczekuje od rzecznika minister: Noś przy sobie statystyki, które możesz zmanipulować na swoją korzyść. Został zwolniony z tej funkcji po ujawnieniu przez media "resortowej tajemnicy".
Dzisiaj poslugują się wybranymi danymi statystycznymi nie tylko rzecznicy prasowi, ale i
ministrowie, premier i wicepremierzy, prezesi spółek Skarbu Państwa, różnego rodzaju organizacji itp.
Nawet prof. socjologii, a obecnie wicepremier Piotr
Gliński, określał przed laty mianem zdrady elit to, co się wydarzyło w Polsce po 1989 r. Miał tu na uwadze m.in. rozwiązanie komitetów obywatelskich na rzecz
„robienia” polityki w gabinetach władzy poza społeczeństwem. Wówczas
przekonywał, że wspólnoty obywatelskie muszą być wolne i niezależne od biznesu
i polityki, by mogły służyć społeczeństwu, jeśli ma się ono stać społeczeństwem
obywatelskim. Jak to zmieniają się poglądy... .
(źróło foto: Wikipedia)