20 lutego 2021

MODNI NAUKOWCY 2019-2020 publikują w modnych czasopismach

 




Wczoraj był Dzień Nauki Polskiej.  W "Forum Akademickim" (2021/1) pojawił się artykuł Krzysztofa Cieplińskiego o modnych naukowcach. Zachwyt autora nad światowym rankingiem uczonych jest wyjątkowy. Jakie to ma znaczenie dla nauki, świata, społeczeństwa?  Moda na indeksy cytowań stała się dominantą w polityce naukowej XXI w.

Podium ma trzy miejsca, tymczasem, jak pisze ów autor:  Czterdziestu (40) uczonych z polską afiliacją plasuje się w pierwszych setkach swoich pierwszych poddyscyplin utworzonych na podstawie indeksu c bez autocytowań, w przypadku indeksu z autocytowaniami jest ich 44.    

Właśnie dlatego scjentometrycy wymyślili kilka podiów, by usatysfakcjonować ścigających się o palmę pierwszeństwa w dziedzinach, dyscyplinach, a nawet poddyscyplinach nauk, mimo iż tych ostatnich nie ma w klasyfikacji nauk. CZego jednak nie czyni się dla dobra pseudonauki. 

Wybitny aktor Andrzej Seweryn poproszony o to, jak zapamiętał Kieślowskiego, odpowiedział: Mówił, że trzeba żyć i tworzyć niezależnie od ludzi władzy. Podkreślał, że to nie oni będą decydować o jego twórczości, zainteresowaniach i sposobie widzenia rzeczywistości.


To dotyczy wszystkich twórców, wykonujących wolne zawody, w tym także naukowców. Niestety, mamy zadziwiającą ostatnimi laty moc uległości wobec władzy i jej kolejnych absurdalnych pomysłów, które stają się rozkazem, poleceniem, a nie ofertą do wyboru. Urzędnicy resortów usiłują wmówić nam, że wytworzone przez ich służby zmiany zrewolucjonizują poziom nauki w Polsce, a raczej umiędzynarodowienia produkcji naukowej. 

Już nikt nie krępuje się narzucaniem w dyskursie publicznym języka, który nie tylko ma obowiązywać w wykładni mających zajść procesów, gdyż jest on wyrażany w normach prawa, które stają się podstawą finansowania badań naukowych. Dlaczego jednak mają produkować więcej wiedzy socjolodzy, psycholodzy, historycy, językoznawcy, pedagodzy czy nawet matematycy? Więcej i szybciej, bo to mają być podstawowe mierniki ich efektywności naukowo-badawczej. 












 




 


 





 


 







 



     


19 lutego 2021

W Sejmie renesans ustawowych projektów dotyczących spółdzielczości uczniowskiej

 

W Sejmie procedowany jest wniosek z 2020 r.,  który został zgłoszony przez posłów opozycji a dotyczący zasad oraz prowadzenia spółdzielni uczniowskich. 

Projekt Ustawy o spółdzielniach uczniowskich  był już podejmowany w Sejmie, ostatnim razem w 2011 r. i został odrzucony. Przewidywał konieczność uregulowania statusu prawnego spółdzielni, które działają w szkolnictwie publicznym od ponad wieku. Patronuje tym inicjatywom Krajowa Rada Spółdzielcza i Fundacja Rozwoju Spółdzielczości Uczniowskiej. 

Obecny projekt ustawy, któremu nadano datę 2020 chyba też nie przejdzie.   

Art. 1. 1. Ustawa reguluje zasady zakładania oraz prowadzenia spółdzielni uczniowskich. 

2. W sprawach nieuregulowanych przepisami niniejszej ustawy do spółdzielni uczniowskich stosuje się przepisy ustawy z dnia 16 września 1982 r. – Prawo spółdzielcze (Dz. U. z 2020 r. poz. 275, 568, 695 i 875). 

Wartościowe cele inicjatywy ustawodawczej odrzuciła większość posłów obozu władzy PO i PSL już w 2011 r. Nie kto inny, tylko b. minister Platformy Obywatelskiej Krystyna Szumilas przeciwstawiała się w Sejmie potrzebie ustawowego regulowania działalności w szkołach spółdzielni uczniowskich

Obecnie odnotowano w tym projekcie: 

Art. 8. 1. Celem spółdzielni uczniowskiej jest popularyzacja idei i wiedzy o spółdzielczości, kształtowanie umiejętności życia i działania w zbiorowości społecznej, rozwijanie u uczniów szkoły lub wychowanków placówki cech zaradności, przedsiębiorczości i solidarności oraz przygotowania ich do życia obywatelskiego w warunkach demokracji. 

2. Przedmiotem działalności spółdzielni uczniowskiej może być:

 1) nabywanie i wytwarzanie oraz sprzedaż na terenie szkoły lub placówki artykułów służących zaspokajaniu potrzeb uczniów, wychowanków i pracowników szkoły lub placówki; 

2) świadczenie usług na rzecz szkoły, placówki lub osób trzecich; 

3) uprawa roślin i chów drobnego inwentarza; 

4) zbieranie runa leśnego i surowców wtórnych oraz ich sprzedaż; 

5) podejmowanie działań na rzecz ekologii i środowiska lokalnego; 

6) propagowanie idei i zasad spółdzielczych w środowisku szkolnym i lokalnym; 

7) wytwarzanie i sprzedaż twórczości artystycznej i rękodzieła uczniów szkoły lub wychowanków spółdzielni; 

8) organizowanie imprez kulturalnych, turystycznych i sportowych z udziałem szkoły lub placówki. 

 3. Spółdzielnia uczniowska może prowadzić szkolną kasę oszczędności pod opieką i we współpracy ze spółdzielczą kasą oszczędnościowo-kredytową lub bankiem spółdzielczym albo innym bankiem. Zakres, warunki opieki i współpracy oraz sposób prowadzenia rachunku określa umowa, którą dyrektor szkoły lub placówki zawiera ze spółdzielczą kasą oszczędnościowo-kredytową, bankiem spółdzielczym lub innym bankiem.  

Nie przytaczam całego projektu, bo każdy może się z nim zapoznać na stronie Sejmu. Powróćmy zatem do argumentów zgłaszanych w Sejmie w 2011 r.  

Mnie bardzo odpowiada korczakowska idea powoływania spółdzielni uczniowskich, niezależnie od kontekstów politycznych i manipulacji prawnych, które osłabiają zamysł edukacyjny i wychowawczy ustawodawcy przez wzmacnianie roli dorosłych-opiekunów oraz rady pedagogicznej wobec uczniowskiej spółdzielni, skoro nie ma rad szkolnych.   

W 2011 r. poseł Wiesław Szczepański z SLD tak uzasadniał potrzebę tworzenia owych spółdzielni: 

Projekt ustawy odnosi się do spółdzielni uczniowskich, które nie mają znaczenia dla aktualnej pozycji spółdzielczości w gospodarce rynkowej, natomiast jest ważny z punktu widzenia wychowawczego, pedagogicznego oraz społecznego, a także z punktu widzenia rozwoju ruchu spółdzielczego w Polsce. Pierwsza spółdzielnia uczniowska powstała w 1900 r. w Pszczelinie, a więc ponad 110 lat temu. Obecnie spółdzielnie działają bez podstawy ustawowej, jako organizacje pozaszkolne, na podstawie wzoru statutu opracowanego przez Krajową Radę Spółdzielczości. Na takich zasadach spółdzielnie uczniowskie funkcjonują obecnie w szkołach.

Chcemy, żeby spółdzielnie uczniowskie mogły być zakładane w szkołach publicznych i niepublicznych, podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Członkami takich spółdzielni mogłyby być osoby fizyczne, które ukończyły 10 lat, a więc także osoby będące ułomnymi osobami prawnymi. Rozumiem, że jest to problem. 

(...) Jesteśmy skłonni rozmawiać na temat podniesienia wieku, od którego możliwe byłoby członkostwo w spółdzielni. Założenie spółdzielni wymaga zgody rady szkoły na wniosek dyrektora szkoły. Oznacza to, że bez zgody rady szkoły utworzenie spółdzielni uczniowskiej nie będzie możliwe. 

Minimalna liczba członków spółdzielni została ustalona na 5 osób. Spółdzielnie uczniowskie będą działały jako osoby nie posiadające osobowości prawnej, ale będą mogły zawierać umowy, zaciągać zobowiązania, być pozywane i pozywać.

Celem działalności spółdzielni jest popularyzacja w środowisku szkolnym działalności gospodarczej, a w szczególności spółdzielczości, oraz uczenie się gospodarności. Jeżeli chodzi o katalog działalności, którą miałaby zajmować się spółdzielczość uczniowska, to został on zawarty w art. 2 ust. 2. 

Przedmiotem działalności spółdzielni uczniowskiej może być nabywanie i wytwarzanie oraz sprzedaż na terenie szkoły artykułów służących zaspokajaniu potrzeb uczniów, świadczenie usług na rzecz szkoły i placówki, uprawa roślin, zbieranie runa leśnego, podejmowanie działań na rzecz ekologii. 

W art. 2 ust. 2 wymieniono 8 przedmiotów działalności. Spółdzielnia uczniowska może prowadzić szkolną kasę oszczędności pod opieką i we współpracy ze spółdzielczą kasą oszczędnościowo-kredytową lub bankiem spółdzielczym albo innym bankiem. Chodzi o to, że każdy bank mógłby zawierać umowę na prowadzenie rachunku oszczędnościowego.

Statut, który zostałby przyjęty, określałby zasady działalności spółdzielni uczniowskiej. Spółdzielnia mogłaby do realizacji swoich zadań zatrudniać swoich członków, na zasadach pracy społecznej lub za wynagrodzeniem, z odpowiednim zastosowaniem przepisów, które mają na celu ochronę młodocianych.

Członkami spółdzielni mogą być uczniowie szkoły lub wychowankowie placówki, w której spółdzielnia została założona, bez względu na to, czy mają zdolność do czynności prawnych, czy nie. Dyrektor szkoły wyznaczałby opiekuna spółdzielni uczniowskiej spośród nauczycieli, który sprawowałby nad nią nadzór. 

Rada szkoły na wniosek dyrektora może uchylić uchwałę organu, którym jest walne zgromadzenie, bo ono decyduje, w jaki sposób prowadzić działalność i jak zwoływać posiedzenia rady nadzorczej oraz zarządu spółdzielni.

(...) pierwotnie zakładaliśmy, że spółdzielnie uczniowskie nie posiadające osobowości prawnej mogą być organizacjami pożytku publicznego. To budziło wątpliwości dotyczące notyfikacji projektu ustawy w kontekście ewentualnej pomocy publicznej. W związku z tym wycofaliśmy się z takiego zapisu. 

Wycofany został również zapis, który mówił, że spółdzielnia uczniowska płaciłaby składkę na rzecz Krajowej Rady Spółdzielczej. Proponujemy, żeby takich opłat spółdzielnie uczniowskie nie ponosiły. (...) 

 

Jak zareagowała w 2011 r. na ten projekt ministra edukacji Krystyna Szumilas z PO wraz ze swoją koleżanką poseł Urszulą Augustyn? Oczywiście, że odmownie  mówiąc: 

 

Pani przewodnicząca, państwo przewodniczący, Wysokie Komisje, proces dydaktyczno-wychowawczy kładzie nacisk na rozwój istotnych społecznych i praktycznych kompetencji uczniów w zakresie ekonomii społecznej, przedsiębiorczości oraz w zakresie kształtowania postaw obywatelskich. 

Propagowanie oraz popularyzacja idei spółdzielczości jak najbardziej mieści się w podstawie programowej oraz w działalności szkoły, ale jeżeli popatrzymy na szczegółowe rozwiązania zaproponowane przez państwa posłów dotyczące organizacji spółdzielni uczniowskiej, to rodzą się duże wątpliwości związane, między innymi, z tym, że państwo posłowie proponują, żeby założycielami spółdzielni mogli być uczniowie szkół i wychowankowie placówek, którzy ukończyli dziesięć lat, to jest osoby nie posiadające pełnej zdolności lub zdolności do czynności prawnych. 

Poselski projekt ustawy zawiera szeroki zakres uprawnień i obowiązków spółdzielni uczniowskich. Przewiduje, że status prawny spółdzielni uczniowskich będzie równy ze statusem prawnym profesjonalnych podmiotów gospodarczych również pod względem wymagań prawa publicznego, a w szczególności prawa podatkowego. 

W projekcie ustawy nie zostały określone zasady odpowiedzialności za zobowiązania w spółdzielni w przypadku jej niewypłacalności. Spółdzielnia miałaby prawo zatrudniania pracowników przy pracach stanowiących przedmiot działalności spółdzielni. Pamiętajmy, że członkami tych spółdzielni są uczniowie, a więc dzieci, zgodnie z tym, co państwo posłowie zaproponowali, a opiekunami – nauczyciele, którzy w tym momencie ponoszą całkowitą odpowiedzialność za działalność takiej spółdzielni, co się również wiąże z przestrzeganiem wszystkich przepisów prawa. 

Ten projekt ustawy nie określa zasad odpowiedzialności nauczycieli-opiekunów spółdzielni, w tym odpowiedzialności za czyny zabronione z zakresu obrotu gospodarczego. Wątpliwości budzi nieograniczony katalog prac świadczonych przez spółdzielnie uczniowskie oraz to, o czym mówił pan poseł wnioskodawca, czyli nieodpłatne udostępnienie pomieszczeń szkoły. Z uwagi na powyższe wątpliwości rząd negatywnie opiniuje poselski projekt ustawy o spółdzielniach uczniowskich.

Chcę poinformować Wysokie Komisje, że rząd powołał zespół do spraw rozwiązań systemowych w zakresie ekonomii społecznej, który podjął prace między innymi w przedmiocie określenia zasad funkcjonowania spółdzielni uczniowskich. Jedną z rekomendacji tego zespołu jest ewentualna nowelizacja ustawy – Prawo spółdzielcze.

 Wydaje się, że tak poważne przedsięwzięcie gospodarcze musiałoby mieć opiekuna w formie podmiotu prawnego funkcjonującego na rynku. Uważamy, że raczej lepszym rozwiązaniem byłoby uregulowanie tej materii w ustawie – Prawo spółdzielcze niż obciążanie szkoły i nauczycieli taką odpowiedzialnością za prowadzenie działalności gospodarczej. 

Podobnie wyraził sprzeciw rządu wobec tego projektu poseł PO - Marek Zieliński.

Ówczesny przewodniczący Krajowej Rady Spółdzielczości Jerzy Jankowski przypomniał wówczas posłom rzekomo liberalnej partii  władzy, że identyczne rozwiązania dotyczące spółdzielni uczniowskich znajdowały się również w projekcie ustawy zgłoszonym przez świętej pamięci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 

(...) propozycja zgłoszona przez grupę posłów nie jest niczym nowym. Słucham tej debaty i zauważam, że wszyscy obecni na sali zapomnieli, że tego rodzaju regulacje znajdowały się w dwóch projektach nowelizacji ustawy – Prawo spółdzielcze, które zostały przez Wysoką Izbę odrzucone. Po raz pierwszy nie dokończono prac nad projektem ustawy jeszcze wtedy, kiedy marszałkiem Sejmu był pan Włodzimierz Cimoszewicz

To był prezydencki projekt ustawy zgłoszony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Identyczne rozwiązania dotyczące spółdzielni uczniowskich znajdowały się również w projekcie ustawy zgłoszonym przez świętej pamięci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wysoka Izba odrzuciła ten projekt, tłumacząc w uzasadnieniu, że projekt ustawy nie jest zły, ale trzeba go poprawić. 

Oznacza to, że to nie jest nowa materia, o której dopiero dzisiaj rozpoczyna się dyskusję i o której wcześniej nie dyskutowano w środowisku ekspertów, w tym profesorów, ludzi praktyki oraz ludzi idei. (...)  trzeba pamiętać, że spółdzielnie uczniowskie w Polsce funkcjonują. 

Cały problem funkcjonowania tych spółdzielni polega, pani przewodnicząca, Wysoka Komisjo, na tym, że brak regulacji ustawowych powoduje, że funkcjonowanie tych bytów jest ułomne. Projekt ustawy ma na celu tylko dwie sprawy – uporządkowanie podstaw funkcjonowania spółdzielni uczniowskich oraz stworzenie ramowych regulacji prawnych funkcjonowania w otoczeniu gospodarczym. 

Te argumenty, które pani minister była uprzejma przedstawić, są niezrozumiałe. Przecież projekt ustawy zakłada, że odpowiedzialność opiekuna-nauczyciela jest odpowiedzialnością mentora, który ma się opiekować grupą ludzi realizujących pewne zadania spółdzielni uczniowskiej. Zarzut, że projekt ustawy nie zawiera katalogu zamkniętego czynności czy rodzajów działalności gospodarczej, którymi taka spółdzielnia miałaby się zajmować, jest chybiony, ponieważ statut takiej spółdzielni, jak każdej innej spółdzielni, określi, czym będzie się zajmować ta spółdzielnia. To będzie zdeterminowane warunkami, w jakich ta spółdzielnia funkcjonuje. 

W przypadku jednej spółdzielni uczniowskiej może to być zbiór surowców wtórnych, a w przypadku innej – sprzedaż owoców i warzyw. Wszystko sprowadza się do tego, że w jakim otoczeniu gospodarczym spółdzielnia uczniowska będzie funkcjonować, takimi zagadnieniami będzie się zajmować. To prawda, że poselski projekt ustawy ma charakter nowatorski. W żadnym państwie Unii Europejskiej nie istnieją tego rodzaju rozwiązania. 

Wszyscy obserwują – wiemy o tym z konsultacji, które prowadzimy z Międzynarodowym Związkiem Spółdzielczym – czy Polsce się uda tego rodzaju regulacje wprowadzić. Byłoby to rozwiązanie, które porządkowałoby całą materię. 


W 2011 r. poseł Urszula Augustyn nie dopuściła do poparcia projektu ustawy. 


W 2020 r. przypomniano losy poprzednich proijektów: 

Dyskusja nad prawem spółdzielczym, która od kilkunastu lat toczy się zarówno w parlamencie, jak i w środowiskach zainteresowanych rozwojem spółdzielczości, a co za tym idzie prawa regulującego definicje, status i działalność poszczególnych spółdzielni oraz wprowadzającego przepisy ogólne w tej materii, wskazywała na potrzebę ustawowego uregulowania działalności spółdzielni uczniowskich, czego wyrazem są niżej omówione inicjatywy ustawodawcze. W połowie poprzedniej dekady podjęto pierwsze próby ustawowego uregulowania działalności kooperatyw szkolnych.

W 2004 r. do Sejmu IV kadencji został wniesiony prezydencki projekt nowej ustawy – Prawo spółdzielcze (Druk Sejmowy nr 3415[6]), zawierający osobny rozdział, w którym uregulowano kwestie dotyczące spółdzielni uczniowskich, ich zakładania, organizacji i działalności. Ostatecznie projekt nie został uchwalony przed zakończeniem ówczesnej kadencji Sejmu.

Kolejne próby ustawowego uregulowania rzeczonej tematyki podjęto w Sejmie VI kadencji (2007-2011). Pierwsza inicjatywa wiązała się z wniesieniem do Sejmu w kwietniu 2008 r. następnego prezydenckiego projektu ustawy o spółdzielniach (Druk Sejmowy nr 657[7]), w którym proponowane zmiany ustawy z dnia 16 września 1982 r. – Prawo spółdzielcze polegały na dodaniu do ustawy osobnego działu poświęconego spółdzielniom uczniowskim. Kształt treści przepisów korespondował z propozycjami rozwiązań postulowanych w poprzednim projekcie prezydenckim. Właściwe prace legislacyjne nad tym projektem nie rozpoczęły się z uwagi na jego odrzucenie przez Sejm już w I czytaniu.

Następnie w lipcu 2008 r. w Sejmie pojawił się poselski projekt nowej ustawy – Prawo spółdzielcze (Druk Sejmowy nr 1035)[8], którego przepisy, w części dotyczącej spółdzielni uczniowskich, były tożsame z propozycjami rozwiązań zawartymi we wspomnianym już projekcie prezydenckim (Druk Sejmowy nr 3415[9]). Pierwsze czytanie projektu odbyło się na posiedzeniu Komisji Gospodarki w dniu 9 października 2008 r. Po przeprowadzeniu głosowania złożono wniosek o odrzucenie projektu, po czym Komisja sporządziła i przyjęła sprawozdanie rekomendujące Sejmowi podjęcie decyzji zgodnie z rzeczonym wnioskiem.

W wyrażonym wówczas przez rząd stanowisku wobec projektu, we fragmencie odnoszącym się do spółdzielni uczniowskich, podkreślono: Spółdzielnie takie mogłyby być zakładane w szkołach publicznych i niepublicznych oraz w placówkach oświatowo-wychowawczych dla dzieci i młodzieży, zaś ich członkami mogliby być uczniowie i wychowankowie szkoły i placówki bez względu na to, czy mają zdolność do czynności prawnych[10].

Trzecią i ostatnią inicjatywą mającą na celu ustawowe uregulowanie działalności kooperatyw szkolnych podjętą przez omawianą kadencję Sejmu, był wniesiony w marcu 2010 r. poselski projekt ustawy o spółdzielniach uczniowskich (Druk Sejmowy nr 3421[11]).

Powróćmy zatem do 2021 r.,  do posiedzenia sejmowej Komisji Edukcji..., której przewodnicząca - podała pod głosowanie ów projekt. Efekt jest taki sam, jak w 2011 r., tzn., kiedy rząd nie popiera inicjatywy ustawodawczej posłów partii opozycyjnych, zostaje ona odrzucona w pierwszym czytaniu

 

Po raz kolejny jest przysłowiowa "powtórka z roz(g)rywki". 

 


18 lutego 2021

Stanowiska komitetów naukowych PAN

Rozkręca się dyskusja na temat zaktualizowanego przez ministra P. Czarnka wykazu punktowanych czasopism. Protestują komitety naukowe Polskiej Akademii Nauk, wśród których nie ma wprawdzie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, ale są w tym zakresie aktywne inne gremia naukowe PAN, też na "P", a mianowicie:  

Komitet Nauk Prawnych PAN, a więc nauk reprezentowanych przez ministra, który stwierdza, że zmiany są bezprawne, bo nie mają pozytywnej rekomendacji komisji ewaluacji nauki; 

Komitet Psychologii  PAN, który wyraża stanowczy sprzeciw wobec publikacji Ministra Edukacji i Nauki z dnia 9 lutego 2021, “Nowy, rozszerzony wykaz czasopism naukowych. i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych”. 

Znaczące jest Stanowisko Komitetu ETYKI PAN, który wyraził w nim (...) oburzenie z powodu sposobu nowelizacji przez Ministra Edukacji i Nauki wykazu wydawnictw recenzowanych monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych z dn. 9 lutego 2021 r. W wykazie umieszczono 73 czasopisma, które nie były ani oceniane, ani rekomendowane przez Komisję Ewaluacji Nauki, a 237 czasopismom podwyższono punktację, również bez konsultacji z Komisją. 


Komitet Etyki w Nauce PAN zwraca uwagę, że 

1) najczęstsze i najbardziej korzystne zmiany punktacji wprowadzono w przypadku czasopism zakwalifikowanych do dyscyplin nauki teologiczne i prawo kanoniczne, co budzi podejrzenie, że zmiany te są podyktowane względami ideologicznymi, a nie rzetelną i merytoryczną oceną; 

2) arbitralne zmiany w wykazie przekreślają wysiłki tysięcy polskich badaczek i badaczy mające na celu uzyskiwanie jak najlepszych wyników, sugerując, że o ich karierze naukowej decydują nie rzeczywiste osiągnięcia naukowe, lecz spełnianie motywowanych światopoglądowo oczekiwań rządzących; 

3) tryb wprowadzenia zmian podważa reputację ośrodków wydających czasopisma, które bez merytorycznego uzasadnienia dodano do wykazu lub których punktacja została w ten sposób podniesiona; 

4) niezgodny z prawem sposób wprowadzenia zmian w wykazie może być podstawą do kwestionowania lub zaskarżania wyników ewaluacji jednostek naukowych, która stanowi m.in. podstawę podziału środków przeznaczonych na finansowanie nauki. 

Tryb wprowadzenia zmian w wykazie pozostaje w sprzeczności z zasadami równego traktowania i szacunku dla ludzi nauki. Stanowi również negatywny wzór dla środowiska akademickiego, przez co może stać się zachętą do lekceważenia standardów etycznych badań naukowych. Komitet Etyki w Nauce PAN wzywa środowisko akademickie do podjęcia działań na rzecz zmiany rozporządzenia

Przyłączyły się do protestu:

Komitet Nauk o Kulturze PAN , który zgłosił uwagi i zastrzeżenia do projektu, a więc zapoznał się z dokumentacją przed jej zatwierdzeniem przez ministra. Ten zapewne nie skorzystał z sugestii profesorów tej dyscypliny naukowej, skoro skierowali w dn. 4.11.2020 roku apel do premiera o odwołanie ministra P. Czarnka.  

Komitet Nauk Demograficznych PAN  oraz Komitet Nauk Politycznych PAN poparły  "opinię Komitetu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk w sprawie projektu rozporządzenia »Rozwój czasopism naukowych«". Ten pierwszy uznał: Za niezgodne z obowiązującymi przepisami należy także uznać włączanie do wykazu tych czasopism naukowych, które - z wyjątkiem czasopism objętych programem „Wsparcie dla czasopism naukowych” – nie zostały ujęte w międzynarodowych bazach czasopism naukowych.  

Nie zamierza zająć stanowiska Komitet Językoznawczy PAN, bowiem w trakcie najbliższych obrad będzie dyskutować nad ważną kwestią: Aktywność człowieka w świetle frazemów z pola leksykalno-semantycznego DIABEŁ. 

Nie zabrał głosu Komitet Nauk Filozoficznych, toteż wypowiedział  w imieniu tego środowiska doradca ministra edukacji i nauki p. dr hab. Paweł Skrzydlewski z Państwowej Wyższej Szkoły w Chełmie, filozof, etyk.   

Komitet Nauk Historycznych skoncentrował się na obronie wolności badań naukowych wobec pozwu przeciwko profesor Barbarze Engelking i profesorowi Janowi Grabowskiemu. 

Komitet Nauk o Kulturze Antycznej ma najbliższe posiedzenie w trzeciej dekadzie marca, więc pewnie zajmie się fascynującymi odkryciami pereł szklanych na Alasce, które są  datowane na rok 1400. Minister Czarnek musi zatem zatroszczyć się o zmianę w podręcznikach historii, bo okazuje się, że to nie Kolumb odkrył Amerykę.   

Komitet Nauk o Literaturze jest zanurzony w literaturze, zgodnie z hasłem: "Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka".

 Komitet Nauk o Pracy i Polityce Społecznej PAN - milczy. Zapewne profesorowie martwią się o spadające w Polsce bezrobocie. 

Komitet Nauk Orientalistycznych PAN nie widzi zapewne w wykazie czasopism nic orientalnego. 

Komitet Nauk Organizacji i Zarządzania  PAN zajmuje się patronowaniem XI Zjazdowi Katedr Zarządzania Zasobami Ludzkimi, którego uczestnicy vbędą debatować nad "Tożsamością ZZL w nowej przestrzeni fizycznej i społecznej"

Komitet Nauk o Sztuce PAN wyraził już w ub. roku głęboki niepokój zapowiedziami represjonowania studentów i naukowców za wyznawane poglądy oraz uzależniania od nich wysokości przyznawanych środków na badania naukowe, więc trudno, by wikłał się w kolejny dyskurs akademicki.

Komitet Nauk Pra- i Protohistorycznych PAN zajmie się tym zagadnieniem za kilkaset lat. 

Komitet Nauk Teologicznych PAN zachęca do przestudiowania czasopisma Studia Nauk Teologicznych, których wiodącym tematem jest w najnowszym numerze recepcja nauczania papieża Franciszka. 

Komitetu Słowianoznawstwa PAN już w grudniu przyjął uchwałę: popierająca uchwały, stanowiska, oświadczenia i apele przyjęte (...) przez komitety naukowe PAN w sprawach dotyczących sytuacji w nauce polskiej, w szczególności odnoszących się do konieczności konsultacji aktów prawnych ze środowiskiem naukowym, w tym z komitetami PAN, procedury określania listy wydawnictw punktowanych, ogłoszonej przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego i niektórych wypowiedzi Ministra Edukacji i Nauki w sprawie represjonowania uczelni, których studenci i pracownicy korzystają ze swoich praw obywatelskich, oraz planowanych działań naruszających ustawową autonomię szkół wyższych. 

Komitet Socjologii PAN zapewne woli badać przejawy i skutki zmian w nauce, więc milczy.  

Komitet Statystki i Ekonometrii PAN liczy i prognozuje.  

Komitet Naukoznawstwa PAN - oferuje bardzo ciekawe publikacje z zakresunauki o nauce, w tym rozprawę o ewaluacji w procesie tworzenia polityki naukowej. Polecam.  



17 lutego 2021

Jaka jest skala marnotrawstwa pieniędzy publicznych w ośrodku niedorozwoju edukacji?



Ośrodek Rozwoju Edukacji jest publiczną placówką doskonalenia nauczycieli o zasięgu ogólnokrajowym prowadzoną przez Ministra Edukacji i Nauki. Powstał z dniem 1 stycznia 2010 roku w wyniku połączenia Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli i Centrum Metodycznego Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej na podstawie zarządzenia Ministra Edukacji Narodowej.

Minister P. Czarnek ogłosił konkurs na dyrektora tej placówki, ale nie ma o nim zawiadomienia na stronie BIP. Z portalu ORE wynika, że p.o. dyrektora  jest Tomasz Madej. Czy zatem konkurs jest pod w/w osobę, czy może rzeczywiście poszukuje się kogoś innego?  

Poziom merytorycznej degradacji tej placówki sięga dna. Wystarczy zajrzeć na zrealizowane w ORE projekty, na które wydano dziesiątki milionów złotych. W zamian za to mamy kiczowate, kronikarskie informacje, które rzekomo mają być dowodem dobrych praktyk. To wstyd, żenada. Po co to i komu? 

Jak można coś takiego publikować? Nikt tego nie recenzował? Nikt tego nie czytał? Za co wypłacono miliony złotych na poszczególne projekty? Komu sa potrzebne opublikowane tam materiały, których jedyną zaletą jest ujednolicenie ich szaty graficznej i dostosowanie do standardów WCAG? Chyba tylko wystawcom rachunków i ich autorom do awansu zawodowego? 

Skala marnotrawstwa pieniędzy publicznych w ORE jest wyjątkowa, jakiej nie było od lat. Zdewastowano przez lata placówkę, która powinna być forpocztą innowacji, inspiracji, rzetelnych danych i pedagogicznie wartościowych rozwiązań.   Spójrzcie na badania i raporty, które miałyby się przydać, tylko nie wiadomo komu i po co, skoro "najnowsze"  są z 2019 r. 

Niektóre z nowych projektów nie posiadają nawet zaplecza kadrowego. Jak widać, specjaliści nie chcą współpracować z tą placówką, a kolejne miliony są do wydania. Zamiast informacji o projektach, mamy tablice ogłoszeń w poszukiwaniu ich wykonawców. To jest dopiero deforma.   




16 lutego 2021

Nominacje wręczane po roku

 


W dniu 12 lutego 2021 r. prezydent wręczył nominację profesor Mirosławie Zalewskiej-Pawlak 

z Wydziału Nauk o Wychowaniu UŁ.  Czekała na ten akt od marca 2020 r.  Takie czasy - pandemia.  

Nie dotyczy to tylko nominacji prezydenckich. Podobnie jest z długotrwałym odroczeniem wręczania 

dyplomów wypromowanym doktorom nauk czy doktorom habilitowanym. 

 

Mojemu doktorowi z grudnia 2019 r. do tej pory nie wręczono dyplomu. Nawet nie informuje się 

wypromowanych osób o tym, kiedy to nastąpi. Zapewne podobnie jest z dwoma kolejnymi doktorami.  

Zagrożenie  epidemiczne jest wciąż realne, toteż nauczyciele akademiccy - spoza nauk medycznych i 

nauk o kulturze fizycznej - z niecierpliwością oczekują na szczepienie przeciwko wirusowi Covid-19.   


W niektórych uczelniach niektórzy już sobie to "załatwili" dużo wcześniej. Jak to w Polsce bywa. 

Wczoraj rozpoczęła się jednak rejestracja nauczycieli, którzy nie ukończyli 65 roku życia, gdyż 

zabezpiecza się dla nich szczepionkę Astra Zeneca, czyli - jak żartują nauczyciele - Astrę Zenka.   

 

Starsi muszą czekać do wiosny, chociaż nie mogą być pewni, że chodzi o ten rok, bo ponoć firma Pfizer 

sprzedaje tym, którzy płacą więcej i szybciej.  

 


 

15 lutego 2021

O tym, jak markuje się kształcenie nauczycieli w Polsce po 2019 r.

 

 


 Osoby ubiegające się o zatrudnienie w szkole lub o wyższy stopień awansu zawodowego dowiadują się w wyniku analizy ich dyplomów o nieposiadaniu kwalifikacji nauczycielskich, w tym pedagogicznych do wykonywania tego pięknego zawodu. 

Jak dyrektor potrzebował nauczyciela do określonego przedmiotu, to nie musiał martwić się o to, czy posiada ów kwalifikacje czy też nie, gdyż ustawa Karta Nauczyciela pozwalała mu na to. Także dzisiaj można zatrudniać osoby bez odpowiednich kwalifikacji. 

Co gorsza, można kształcić pozorując uzyskanie stosownych kwalifikacji. W dn.  2 sierpnia 2019 r. ówczesny minister edukacji D. Piontkowski wydał rozporządzenie w sprawie standardu kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela. Nie przytaczam go tutaj, bo każdy może je przestudiować w całości. Odnotowuję jedynie dwa punkty: 

1.1. Standard ma zastosowanie do kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela przedmiotu, nauczyciela teoretycznych przedmiotów zawodowych, nauczyciela praktycznej nauki zawodu, nauczyciela prowadzącego zajęcia i nauczyciela psychologa. 

1.2. Standard nie ma zastosowania do kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela przedszkola i edukacji wczesnoszkolnej (klasy I–III szkoły podstawowej), nauczyciela pedagoga specjalnego, nauczyciela logopedy i nauczyciela prowadzącego zajęcia wczesnego wspomagania rozwoju dziecka. 

Istotny jest pkt.1.2. który wyraźnie wskazuje na to, że nie można już  - tak jak miało to miejsce do sierpnia 2019 r. - uzyskać kwalifikacji do pracy w przedszkolu czy w szkole podstawowej w kształceniu początkowym na studiach podyplomowych, gdyż praca na tych stanowiskach wymaga ukończenia jednolitych studiów magisterskich na tym kierunku, trwających co najmniej 9 semestrów.  

Natomiast kształcenie nauczycieli innych przedmiotów może być prowadzone albo w ramach studiów kierunkowych np. dla historyków, matematyków, geografów itd., albo na studiach podyplomowych. Niestety, uniwersytety w większości zrezygnowały z kształcenia nauczycielskiego, zlikwidowały zakłądy czy pracownie dydaktyczne, przerzucając to zadanie na osoby zainteresowane pracą w szkolnictwie. To one mają pokryć koszty uzyskania nauczycielskich kwalifikacji udając się na studia podyplomowe. Te zaś liczą co najmniej 540 godzin.  

Program kształcenia na studiach podyplomowych musi odpowiadać takim samym wymaganiom merytorycznym, jak na studiach kierunkowych, ba, ma zapewnić osiągnięcie takich samych efektów.   Nie da się rzetelnie poprowadzić studiów podyplomowych w sposób adekwatny do wymagań, gdyż każdy przedmiot nauczania ma swoją odrębną dydaktykę przedmiotową. Rozporządzenie określa obowiązek zapewnienia studentom co najmniej 150 godzin  dydaktyki przedmiotu nauczania plus drugie tyle praktyki dydaktycznej/zawodowej. 

Tymczasem na tego typu studia podyplomowe przychodzi przykładowo jeden chemik, dwóch historyków, 4 biologów, 7 filologów itp., a każdej z tych osób trzeba zapewnić metodykę nauczania ich własnego przedmiotu. Jest to w takim wymiarze absolutnie niemożliwe do zrealizowania, gdyż koszty studiów musiałyby być bardzo wysokie. Trudno bowiem płacić za zajęcia z dydaktyki przedmiotowej odrębnie dla jednego studenta  z chemii, osobno dla dwóch z historii czy czterech z biologii itp. Co czynią uczelnie? 

Rektorzy szkół wyższych przymykają oczy i zezwalają na stosowanie nieuczciwego zabiegu, który ma niewiele wspólnego z adekwatnym do dydaktyki przedmiotowej przygotowaniem osób do pracy nauczycielskiej w ramach konkretnego przedmiotu. Tworzy się bowiem tzw. względnie "jednorodne" grupy przedmiotów humanistycznych czy matematyczno-przyrodniczych, ale każdy absolwent tych studiów uzyskuje prawo do nauczania tylko tego przedmiotu, który wynika z jego kierunkowego wykształcenia, a nie do pracy w ramach grupy przedmiotów. 

Nie dziwmy się zatem jako rodzice, że nasze dzieci kształcone są przez metodycznie niekompetentnych nauczycieli. Owszem, mają wiedzę kierunkową, ale brak kompetencji metodycznych sprawia, że ich zajęcia są nudne, beznadziejne, nieefektywne, ot, po prostu są dla uczniów stratą czasu, za którą płaci się takim nauczycielom równie kiepską pensję.  

To nie nauczyciele są temu winni, tylko resort edukacji, który w ten sposób pozoruje rzekomo właściwe standardy przygotowania do zawodu przyszłych nauczycieli. Szkoły wyższe zaś markują ów proces, by cokolwiek na tym zarobić.  Tracą na tym młode pokolenia, traci na tym społeczeństwo i polska kultura. 

 


14 lutego 2021

 


W "Walentynki"  nie mogę nie napisać o wyjątkowej polskiej pedagog  MARII ŁOPATKOWEJ.  W Oficynie Difin ukazało się drugie poszerzone i uzupełnione wydanie książki 'PEDAGOGIKA SERCA", którą otwiera cytat z jednej z wielu publikacji Marii Łopatkowej: 

Pedagogika serca koniecznością naszych czasów (…)  Miłość bowiem nie rodzi się w próżni. Zaczyna się w ramionach matki, wiedzie przez dom, szkołę, kraj do ludzkości… 

Właściwie tym cytatem mógłbym zamknąć dzisiejszy wpis.  Mam jednak świadomość, jak wiele osob nie znosi homo amans, a więc ludzi kochających innych i kochanych przez nich. 

Nie było łatwo pisać wstęp do tomu, w którym zamieszczam także własny rozdział. Dotychczas tego nie czyniłem, a mam za sobą kilkadziesiąt wydań prac zbiorowych z pedagogiki. W tym przypadku musiałem jednak zrobić wyjątek ze względu na wiodącą dla pajdocentrycznej myśli pedagogicznej w drugiej połowie XX w. i pierwszych dwóch dekadach XXI w. wyjątkową Postać, jaką jest dla pedagogiki humanistycznej zmarła w Boże Narodzenie 2016 r. Maria Łopatkowa.  

To Jej myśli i praktyce na rzecz imperium homo amans poświęcone są rozprawy i wypowiedzi naukowców, społeczników, wychowawców, polityków oraz funkcjonariuszy różnych organów władz centralnych w naszym kraju oraz odpowiedzialnych za pokojowe stosunki międzynarodowe. Zamieszczone w tomie listy znaczących w życiu polskiego społeczeństwa autorytetów w różnych dziedzinach życia są dowodem wielkiego szacunku, jaki zyskała sobie pani Maria własną działalnością i twórczością.

Łączy Ona w sobie niezwykle rzadko pojawiające się w dziejach naszej nauki
i praktyki wychowawczej m.in. cnoty mądrości, pokory, godności, altruizmu, służby, miłości, perfekcjonizmu itp., na urzeczywistnianie których brakuje czasem sił, a może i odwagi czy determinacji.

Zdarza się, że czyjeś działania pojawiają się albo zbyt wcześnie, albo zbyt późno. Nie zostaliśmy na tyle silnie umocowani duchowo i pragmatycznie w aktywności na rzecz zmiany otaczającego i warunkującego nas w sposób jawny 
i ukryty codziennego świata, by mimo wszystko chociaż spróbować pójść za ideą, która być może niektórym wydaje się banalna, oczywista, albo zbyt naiwna czy nader emancypacyjna. 


Nie wiemy, dlaczego świat ludzi dorosłych jest ciągle przeciwko dziecku, z jakich powodów niektóre cierpią w swoich środowiskach. Nie dociekamy też przyczyn rozwoju i ewoluowania idei homo amans, która ma głęboko humanistyczny i personalistyczny charakter, a zatem nie zagraża nikomu, kto kocha i szanuje dziecko w procesie inkulturacji i stawania się przez nie istotą dorosłą. 



Jestem jednak przekonany, że na różnych uniwersytetach, w akademiach pedagogicznych czy wyższych szkołach zawodowych było i nadal jest silne zainteresowanie PEDAGOGIKĄ SERCA Marii Łopatkowej, gdyż należymy do narodów niezwykle wysoko ceniących w rodzinie dzieci, podobnie jak szczególnie jesteśmy wrażliwi na doznawaną przez nie krzywdę tak w naturalnych środowiskach ich życia i rozwoju, jak i w przestrzeni publicznej czy instytucjonalnej. 

Właśnie dlatego umieściłem tę pedagogię w taksonomii teorii i nurtów wychowania, by wzmocnić szanse jej trwania i dalszego rozwoju. W tym nurcie tworzyli swoje dzieła  m.in. Janusz Korczak, Helena Radlińska, Maria Grzegorzewska, Aleksander Kamiński, Sergiusz Hessen, Marian Balcerek, Aleksander Lewin, ks. Janusz Tarnowski, Alice Miller, Mieczysław Łobocki, Stanisław Ruciński czy Stefan Wołoszyn. 

Marię Łopatkową traktuję jako patronkę nowego pokolenia polskiego pajdocentryzmu. Miałem wyjątkowe szczęście uczestniczenia wraz z Nią w spotkaniach Polskiego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka, ale i sam zapraszałem Ją do udziału w cyklicznej Międzynarodowej Konferencji „Edukacja alternatywna – dylematy teorii i praktyki”, którą zapoczątkowałem na Uniwersytecie Łódzkim w 1992 r. oraz na debaty Polskiego Stowarzyszenia "Szkołą dla Dziecka". 



Na początku tworzonego ruchu nauczycieli klas autorskich w szkolnictwie publicznym zaprosiłem ją do Szkoły Podstawowej nr 37 w Łodzi, gdzie powstała pierwsza taka klasa śp. Wiesławy Śliwerskiej, by na spotkaniu
z nauczycielami i rodzicami przybliżyła podstawowe sfery dziecięcych dramatów, których moglibyśmy uniknąć dzięki świadomości ich 
uwarunkowań, przebiegu i skutków. To było wyjątkowe doświadczenie dla nas wszystkich, gdyż pani Maria o każdej sprawie, każdym wydarzeniu, przypadku czy prawie mówiła z tak wysokim poziomem emocjonalnego zaangażowania, który nie dla wszystkich był zrozumiały i do przyjęcia. 

Chyba wciąż pokutuje w naszych pokoleniach przeświadczenie, że jak ktoś mówi z sercem, wyraża określone myśli także swoimi uczuciami, to zapewne ma jakiś ukryty cel, a być może nawet chce nas do czegoś zmusić lub przekonać. Tymczasem Łopatkowa zawsze taką była, jest i pozostanie wśród nas, bo emocjonalność jest wyrazem szczerości Jej odczuć i autentyczności działania oraz przeżywania świata humanum. Jak bowiem beznamiętnie mówić o dziecięcej krzywdzie? Po co? Kogo to przekona, uczuli, ostrzeże? 

Niektórzy odbierali Jej wypowiedzi jako formę ataku na nich samych czy nawet jako próbę obwiniania ich o takie czy inne skutki dziecięcych porażek. Po latach uświadamiali sobie, jak błędnie Ją postrzegali, skoro w wielu wypadkach mniej lub bardziej drobne czy poważne dziecięce dramaty dotknęły ich własnych podopiecznych
w wyniku odczłowieczających reakcji wobec nich niektórych osób dorosłych. 




Homocentryczna pedagogika serca ma głęboko filozoficzny, przesiąknięty chrześcijańskim humanizmem, ale i grecko-bizantyjską tradycją religijną i kulturalną narodowo-pedagogiczny wymiar. Jeszcze bardziej zwracamy się w nowej edycji niniejszej publikacji ku duchowemu samopoznaniu przez człowieka jego dobrej natury, dobrego serca, by kierował się w swoim mądrym i uczciwym życiu „sercową dobrocią”, wolą „czystego” a nie „chciwego” serca. 

To serce jest głównym organem przeżycia intelektualnego i religijnego, a więc i drogą do Boga. Bogactwo życia wewnętrznego osoby warunkuje jej podmiotowość, zdolność do zaświadczania bycia indywiduum, pełnię własnego bytu, a tym samym wyrażania niezależności od otoczenia zewnętrznego, w tym wolność od „świeckiej skazy”.  

W tym podejściu kryje się głębia słowiańskiej duszy „człowieka sercowego”. Trzeba umieć wychowywać młode pokolenia do poznawania swojej indywidualnej natury, bycia sobą, a zarazem stawania się pożytecznym dla siebie i dla innych, do samoograniczania w imię wolności. Rolą pedagogiki serca jest zobowiązanie wychowawców do koncentracji w swoich oddziaływaniach na centrum życia emocjonalnego wychowanków.

Tym bardziej wyraziłem podziękowania Wydawnictwu za możliwość wznowienia, zaktualizowania, ale także poszerzenia naszej wiedzy na temat stanu rozwoju pedagogiki serca w kraju i na świecie, a także zaangażowania polityków oświatowych i praktyków z różnych dziedzin aktywności na rzecz zwiększenia troski o dziecko. Są w nowej edycji teksty nowych autorów: Jana Łaszczyka, Marka Michalaka i Justyny Gorzkowicz, któtre łączy coś więcej niż tylko podziw i szacunek dla zmarłej Marii Łopatkowej. 

Jej fenomenalne zaangażowanie w personalizm pajdocentryczny, który ukraińscy pedagodzy określają mianem pedagogiki kordialnej, potwierdza potrzebę rozwijania i utrwalania nurtu myślenia oraz działania na rzecz kreowania lepszego świata dla młodych pokoleń i ich wychowawców, a zatem rozwijania cywilizacji miłości. 

Mam nadzieję, że niniejszy tom z zawartymi w nim tekstami, o które z wielką troską zabiegała naukowa redaktor – pani dr Ewa Lewandowska-Tarasiuk z Instytutu Pedagogiki Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, będzie świadectwem nie tylko wspólnej debaty naukowo-oświatowej o pedagogice serca i o potrzebie oddania naszych serc pedagogii dziecka. 

Z treści zawartych w tomie opracowań i adresów wynika podziękowanie dla Marii Łopatkowej oraz wyraz naszego zobowiązania do kontynuowania idei homo amans jako tej, która ma przecież wymiar globalny, ale dla jej zakorzenienia się w XXI w., by stał się on rzeczywistym Stuleciem Dziecka, wymaga lokalnych rozwiązań i zaangażowania każdego z nas. Pamiętajmy o przesłaniu Marii Łopatkowej – Kocham, więc jestem.