Julia
Iwaszko, Denys Michajłowski, Sergij Belińskij, I ciemność jej nie ogarnęła,
Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2023.
Reportaże
z ogarniętej wojną Ukrainy otwiera wiersz jednego z autorów – Sergija
Belińskijego:
Mamy
do czynienia ze złem absolutnym,
a
świat był nieprzygotowany do tej walki,
chociaż
wydawał się do tego przygotowywać
przez
całe swoje istnienie…
Nie
wiem, co jest bardziej wstrząsające – zapis obserwacji zdarzeń, dialogi,
fragmenty wojennej korespondencji czy jednak fotografie ilustrujące zburzone
domy, opustoszałe miejsca dawniej tętniące życiem ludzkim, które brutalnie zostało
przerwane przez morderców rosyjskiej armii? Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek jeszcze w
życiu będę czytał relacje z pola walki, zmagania mieszkańców rozwijającego się
kraju ze zniszczeniami fundamentów ich codziennego życia. Kolejna książka ukraińskich autorów przypomniała mi literaturę powojenną byłych więźniów obozów
koncentracyjnych, którzy relacjonowali faszystowskie zbrodnie w Polsce w czasie
II wojny światowej. Wojna w Ukrainie uświadomiła mi, że mimo zakończenia w 1945 roku wojny
i osądzenia w Norymberdze zbrodniarzy wojennych, absolutne zło nie zostało
pokonane.
Moje
pokolenie przyszło na świat w kraju wolnym od faszyzmu, wzrastając w
czasach pokoju. Byliśmy pozbawieni przez proradziecką
władzę pełni wolności, toteż odzyskanie suwerenności państwowej,
narodowej, także politycznej w 1989 roku wygasiło poczucie zagrożenia dotyczące ustawicznego
trwania w nim. Wiosenna inwazja w 2022 roku raszystowskich wojsk na Ukrainę odsłoniła częściową bezradność elit cywilizowanego świata państw
demokratycznych wobec agresora, który nie liczył się z niczym i z nikim.
Mordowano dorosłych i dzieci, cywilów i żołnierzy bez względu na ich wiek, stan
zdrowia, status społeczny itp.
Autorzy
książki koncentrują naszą uwagę na spalonej, zakrwawionej ziemi Ukrainy, której ludność
cywilna podjęła się heroicznej walki, by można było żyć normalnie! Jak mówi profesor, który zamienił pióro na
karabin - I żebyśmy potem żyli w wolnej i silnej Ukrainie! Dziennikarka
zapytała akademika: Czy był czas na
podziwianie przyrody, karmienie zwierząt? by uzyskać jakże klarowną
odpowiedź, która brzmi paradoksalnie, a
jakże jest autentyczna:
–
Oczywiście. Chociaż znowu są to osobiste umiejętności i nawyki. Jeszcze
przed wojną łapałem się na tym, że niczego nie zauważam, i dlatego
zacząłem specjalnie łapać chwile, by cieszyć się uczuciem słońca, wiatru, wody,
natury… obserwowaniem nieba… to bardzo przydatne umiejętności – zatrzymać
się i zrelaksować, przypomnieć sobie, że wszyscy jesteśmy cząsteczką
natury. I teraz, w czasie wojny, kiedy były chwile wyciszenia, też
starałem się cieszyć przyrodą i jej pięknem (s.17).
Poznajemy
historię doktora habilitowanego nauk technicznych, który zamienił gabinet
profesora politechniki na służbę w obronie ojczyzny. Michał, bo tak ma na imię,
mimo przebywania na linii frontu w wolnych chwilach konsultuje z doktorantami prace nad ich dysertacją naukową, a nawet skończył pisać własną, ponad
dwustustronicową monografię. Pomyślałem, że moi doktoranci wciąż narzekają na trudne warunki życia,
ustawiczny brak czasu, a tam, w miejscowościach niepewnych dni i godzin życia, którego twórcze zapały mogą zniweczyć spadające
bomby, odłamki zestrzelonych dronów, młodzi i doświadczeni pracownicy nauki rozwiązują problemy nie oglądając się na zagrożenie życia. Nie ma
prądu, dostępu do sieci, zimą jest brak ogrzewania, dostępu do wody pitnej i
żywności.
Mimo potwornie trudnych warunków prowadzenia
działań wyzwoleńczych zapytano żołnierza o to, czego żyjący w czasie pokoju nie
dostrzegają ze względu na poczucie braku czasu. –
Czy był czas na podziwianie przyrody, karmienie zwierząt?
Odpowiedział:
–
Oczywiście. Chociaż znowu są to osobiste umiejętności i nawyki.
Jeszcze przed wojną łapałem się na tym, że niczego nie zauważam, i dlatego
zacząłem specjalnie łapać chwile, by cieszyć się uczuciem słońca, wiatru, wody,
natury… obserwowaniem nieba… to bardzo przydatne umiejętności – zatrzymać
się i zrelaksować, przypomnieć sobie, że wszyscy jesteśmy cząsteczką
natury. I teraz, w czasie wojny, kiedy były chwile wyciszenia, też
starałem się cieszyć przyrodą i jej pięknem (s. 17).
Czytam
tę książkę z podziwem dla dystansu, jaki był jej autorom potrzebny, by mogli zarejestrować
ciąg bolesnych zdarzeń, spotkania i rozmowy z walczącymi o wolność. Mieli świadomość, że upływający czas może zatrzeć pamięć o tym, czego doświadczyli
ci, którym dane było przeżyć. Jak piszą:
–
Dużo się wspomina w trakcie pisania, potem do niego wracam, znowu
zapominam… i tak w kółko – stwierdził. – Rozumiem, że
trzeba to pokazać, inaczej zapomną, co się tutaj dzieje. Byłem w Kijowie
przez kilka dni w lecie, pozostawiło to we mnie smutne wrażenie… Myślałem,
że wszyscy już zapomnieli o tej wojnie (s. 17).
Jakże
trudno wyobrazić sobie sytuację konieczności natychmiastowego podjęcia decyzji, której konsekwencją było zgrożenie życia dla tysięcy młodych i starszych, doświadczonych i
amatorów, dla różnych grup społecznych i zawodowych, a bywało, że i utrata życia. Jakże prawdziwie brzmi wypowiedź doktora habilitowanego,
który zostawił warsztat własnych badań i uczelnię, by bronić swojej ojczyzny: „Wojna czyni wszystkich równymi” (s. 22).
Kto
o tym będzie wiedział? Kto opowie światu o toczącym się tam dramacie ludzkich
istnień? Jak opowiedzieć o wojnie, by nie wydawała się komuś opowieścią o jakiejś
wirtualnej grze, zabawie? Jak wczuć się w sytuację naukowca, który musiał
bardzo szybko odbyć szkolenie w zakresie obsługiwania w artylerii moździerzy,
lotnictwa, helikoptera, gradobicia, broni strzeleckiej, spania z bronią w
pełnym rynsztunku między innymi po to, by przeżyć. To także ciężka praca fizyczna,
bowiem (…) trzeba umieć kopać, kopać i kopać, i to szybko
i przy każdej pogodzie. Poza tym na stanowiskach było dość zimno,
a przed odmrożeniem ratowała tylko praca fizyczna (s. 23). Codziennie obrońcy Ukrainy ratują
siebie i rannych, ale także doświadczają strat, chowając bliskich.
Ten przekaz wzmacnia filozoficzna refleksja na temat absolutności ZŁA w toku dziejów: – Mam
wrażenie, że ludzkość przeżyła już taką straszną wojnę kilka tysięcy lat temu.
Być może jest to ta sama biblijna wojna sił ciemności i światła,
a toczyła się właśnie na tym terytorium. Ale potem, ze względu na własny
spokój i wygodę, ludzkość postanowiła o niej jak najszybciej
zapomnieć. To dotyczy kwestii filozoficznego i egzystencjalnego komponentu
wojny, której teraz doświadczamy (s. 27).
Jak
zatem mówić i pisać o pokoju, wychowywać do tego stanu, który jest retrotopią w kontekście toczącej się wojny w Ukrainie. Poprzedzały ją mniej lub
bardziej długie okresy braku wojen. Czy każda generacja naszego kontynentu musi jej doświadczyć? Na
kartach książki pojawia się wiele pytań, które mógłby zadać każdy mieszkaniec
kraju, zaatakowanego przez obce wojska agresora. Ukraińcy też zadają
sobie to pytanie: Dlaczego właśnie ich spotyka taki dramat? Narrator odpowiada:
(…)
na nas padło, bo między Ukrainą a Rosją toczy się odwieczna wojna
o prawo do istnienia i o prawo sukcesji, primogenitury1 po Rusi
Kijowskiej. To znaczy, że teraz są jakby dwie Rusie – jedna jest prawdziwa,
a druga jest fałszywa, anty-Ruś. Rosja chce nas pokonać, zdobyć
Kijów – serce Rusi, bo walczy, moim zdaniem, o samą istotę słowa
„Ruś” i o dowód na to, która z tych dwóch jest prawdziwą Rosją.
Stał się dla nich kluczowym elementem ich egzystencji, dowodem na to, że „Rosja
równa się Ruś”. Inaczej sami się zniszczą (s. 28).
Czy
ma to usprawiedliwiać brutalne mordowanie cywilnej ludności, terror wobec
wolnego, suwerennego narodu? –
Dlaczego więc niszczą kościoły lojalnego wobec nich patriarchatu moskiewskiego? Wszelkie
pytania o celowość wojny są retoryczne, gdyż nie znajdują żadnego
usprawiedliwienia. Nie ma wojny sprawiedliwej, gdyż każda z nich niesie z sobą
śmierć, cierpienia, zniszczenia, szeroko pojmowane straty. W przypadku tej wojny: Przyziemność
zła jest najbardziej przerażająca. I dlatego rosyjskie okrucieństwa są
straszne (s. 29).
Ukraińcy udowodnili światu, że są narodem o niezwykłej dzielności, zaradności, hiperpatriotycznej
postawie broniącym własną ojczyznę i kulturową tożsamość. Wydana w Krakowie książka
jest swoistego rodzaju darem wdzięczności dla wszystkich tych osób, które
bezinteresownie udzieliły walczącym pomocy wyzwalającej w narodzie siły do
obrony i przeciwstawienia się raszystowskiemu ZŁU. Opublikowane w nie fotografie stanowią porażające świadectwo zdarzeń, które artysta-fotograf zarejestrował nie tylko dla siebie, ale i dla nas, dla potomnych.
Autorzy piszą o gościnnej Polsce, o wzruszającym
przyjęciu ich obywatelek z dziećmi w naszych domach, placówkach oświatowych, parafiach czy pozarządowych organizacjach pomocowych. Relacjonują też wydarzenia, które animowali
w Łodzi, Krakowie i Warszawie, by w ramach organizowanych przez siebie wystaw
fotograficznych, artystycznych czy uczestnicząc w konferencjach naukowych, podzielić
się z naszym społeczeństwem bolesnymi doświadczeniami z kraju ogarniętego
wojną. Służyło to także pozyskiwaniu dla
Ukrainy środków pomocy medycznej, odzieży, zaopatrywaniu frontowych żołnierzy w
żywność, środki do komunikacji z bliskimi i zabezpieczające ich w energię elektryczną czy cieplną.
Tą książką autorzy oddają hołd wszystkim tym, którzy doświadczają przejawów i
następstw wojny po obu stronach granicy. Polecam lekturę reportażu, w którym odnajdziemy ponadczasową wartość wspólnoty losów naszych narodów.