26 stycznia 2024

Nie nastąpi wzrost zainteresowania pracą w szkolnictwie



Przed prawie stu laty Jan Władysław Dawid pisał: 

W żadnym zawodzie człowiek nie ma tak wielkiego znaczenia, jak w zawodzie nauczycielskim. Architekt może być złym człowiekiem i zbudować dom ładny i wygodny; inżynier, który przebił tunele, przeprowadził wielkie drogi, pobudował mosty – mógł być człowiekiem lichym. Już mniej jest to możliwe u lekarza; zapewne nie chciałby nikt leczyć się u takiego, o którym wiedziałby na pewno, że jest złym człowiekiem. A już nauczyciel – zły człowiek jest sprzecznością w samym określeniu, niemożliwością. Nauczyciel taki może tego lub innego czasem nauczyć, rzeczy oderwanych, przypadkowych, ale pozostanie dla ucznia kimś obcym, w jego życiu żadnego wpływu nie odegra.(J.W. Dawid, O duszy nauczycielstwa. Opracował wstępem i przypisami opatrzył oraz podał do druku Edward Walewander , II wyd., Lublin: RW KUL 2002, s. 34)


To zadziwiające, że po trzydziestu czterech latach transformacji ustrojowej nie jesteśmy w stanie wyegzekwować fundamentalnej dla jakości edukacji autonomii nauczycieli w procesie kształcenia i wychowywania uczniów w szkolnictwie publicznym. Ciągle piszemy i mówimy o podmiotowości dzieci, ale nie dostrzegamy tego, że coraz więcej ubywa jej ostatnimi laty w pracy ich pedagogów.


Nadal nauczyciel będzie "trybikiem" w odgórnie sterowanym systemie oświatowym pracującym na najniższym szczeblu hierarchicznej struktury zależności oświatowych: MEN – kuratorium oświaty – dyrektor przedszkola/szkoły. Wysokość płac ma jedynie charakter wyrównania wieloletnich strat w tej profesji, gdyż nawet po tegorocznych podwyżkach nie są to płace na poziomie atrakcyjności dla najlepiej wykształconych absolwentów studiów magisterskich i inżynieryjno-magisterskich. 

 

Absolwenci technicznych studiów II stopnia oraz absolwenci studiów kierunkowych w uniwersytetach nie skierują swojego cv do placówek oświaty publicznej, bo nie mają zamiaru zarabiać ledwo powyżej minimalnej płacy w kraju. Propagandowe nakręcanie przez władze MEN emocji o rzekomo wysokich podwyżkach tylko uderza w już zatrudnionych w szkolnictwie nauczycieli, którym wytyka się roszczeniowość i niezadowolenie z podwyżek ich płac. 

 

Być może wróci z emerytury część nauczycieli, w dużej mierze wypalonych zawodowo, ale zainteresowanych dorobieniem sobie do emerytury. Im to się opłaci. Młodzi jednak nie przyjdą, nie tylko z powodu nadal niskich płac w tej profesji, ale także ze względu na jej niską atrakcyjność i znaczący spadek społecznego prestiżu. Nie ulega przy tym wątpliwości, że w tym zawodzie - podobnie jak w medycznym, prawniczym itp. trzeba ustawicznie doskonalić się, samokształcić, gdyż jest to praca w coraz trudniejszych warunkach społeczno-kulturowych, upadku obyczajów, chaosu prawnego itd. Kto chce zatem pracować w coraz trudniejszych warunkach za niską płacę, skoro znacznie więcej można zarobić z tym samym wykształceniem w innych dziedzinach funkcjonowania społeczeństwa? 

 

Ministrowie nie wiedzą, że w uniwersytetach i akademiach nie ma już studiów nauczycielskich, bowiem te zostały zlikwidowane już kilka dekad temu. Kto chce asekuracyjnie uzyskać kwalifikacje do pracy w szkole od klasy IV wzwyż, musi uczestniczyć w odrębnych, dodatkowych zajęciach na swoim kierunku studiów czy płacić za dokształcenie w ramach studiów podyplomowych. 

 

Do pracy w przedszkolach i edukacji początkowej, zintegrowanej nauczycieli przygotowuje się na jednolitych, pięcioletnich studiach pedagogicznych. Młodzież woli wybrać studia I stopnia na innych kierunkach, by szybko zdobyć jakiś zawód i zacząć zarabiać na życie. Nie jest zatem zainteresowana pięcioletnimi studiami, z wyjatkiem np. medycyny. 

 

Wreszcie, gdyby nawet wzrosło zainteresowanie studiami na kierunku wczesnoszkolna edukacja, to uczelnie państwowe mają ogranicznik przyjęć ze względu na tzw. wskaźnik Gowina (na 1 nauczyciela akademickiego nie powinno przypadać więcej niż 13 studentów). Przekroczenie liczby studiujących w stosunku do liczby nauczycieli akademickich skutkuje bowiem niższą dotacją. Nie opłaca się zatem państwowym uczelniom przyjmowanie większej liczby chętnych na ten kierunek studiów.

Rządzących nie interesuje nauczycielska dusza. 

(źródło foto: autor)