Hejt rozlewa się w naszym równoległym
życiu, a więc w sieci i to bez względu na to, kto jest jego adresatem oraz czy
słuszna jest krytyka wobec danej osoby czy grupy społecznej. Ta forma krytyki
ma swoje rzadko pozytywne, a najczęściej negatywne przejawy i skutki.
"Pozytywne" skutki mogą być wówczas, gdy ktoś wyraża swoją
złość, wściekłość, poczucie bezradności wobec czyjejś agresji i przemocy, która jest tolerowana, ukrywana itp. Być może ujawnienie zdarzeń z czyimś udziałem w sieci skieruje wzrok czytelników na powody tego stanu
rzeczy i ich sprawcę/sprawców. Zapewne nigdy byśmy się o nim/niej/nich nie
dowiedzieli, gdyby właśnie nie ów atak/hejt na zdarzenie z udziałem kogoś, kto zachował się podle,
niegodnie, nieuczciwie. Jednak każda forma obraźliwych określeń jest nie do zaakceptowania, jeśli ma
spersonalizowany charakter.
Hejt jako forma agresji słownej czy/i obrazowej jest czymś jednoznacznie negatywnym, jeśli ma na celu zranienie
osoby, która w żadnej mierze nie zasługuje ani na tę przemoc, ani na jakąkolwiek
inną formę negacji jej jako osoby. Tym bardziej, gdy nie ma ona nic wspólnego z
przypisywaniem jej niewłaściwych postaw czy zachowań.
Tymczasem w ostatnich
dniach mieliśmy w sieci klasyczny przykład na hejtowanie osób tylko dlatego, że
albo mają określony wiek życia (ageizm), albo pochwaliły się inicjacją do
określonej roli/misji społecznej.
Pierwszym przypadkiem jest hejt w mediach publicznych, którego autorami są także dziennikarze, a dotyczy on faktu podjęcia
pracy w szkole przez emerytowaną nauczycielkę, która ma już 82 lata. Nikt nie
był na jej zajęciach, nie pozyskał o prowadzonych przez nią lekcjach żadnego
komentarza czy opinii ze strony uczniów.
Jednak zaatakowano tę nauczycielkę w
komentarzach, bo znakomicie wpisuje się jej obecność w szkole w okazję do
krytyki ministra edukacji i nauki. Fatalna polityka oświatowa, permanentne
utrzymywanie nauczycielstwa w stanie najniższych płac w kraju i w Europie
sprawia, że gotowość ratunkowego włączenia się do pomocy dyrektorom szkół
emerytowanych nauczycieli natychmiast spotyka się z hejtem, niezgodą,
dezakceptacją. Nie ona jest w istocie przedmiotem hejtu, chociaż to ona musi go
odnieść do siebie.
Przypomnę fragment Listu do Nauczyciela, którego autorką jest Maria Grzegorzewska. Niech będzie on formą opinii w obronie NAUCZYCIELKI, która oby nie zrezygnowała z pracy na skutek prasowego hejtu:
Kolego, chcę dzisiaj pomówić z Tobą o tym, co może już sam zaobserwowałeś w życiu i uświadomiłeś sobie, bez żadnego zresztą zapewne zdziwienia. Prawda to bowiem stara, dawno stwierdzona, wiecznie jednak żywa. Prawda, że wyniki każdej pracy w dużej mierze zależą od tego, kto ją wykonał i kim on jest jako człowiek, jaki jest jego stosunek do innego człowieka, czy interesuje go dola i los innych ludzi, czy chce im dopomóc, czy wpatrzony jest tylko w swój własny los i jego bieg?
Słowem, jaki to jest człowiek, jaka jest jego wartość wewnętrzna, jaką ma postawę w stosunku do ludzi, życia i pracy. Prawda to bowiem wiecznie żywa, że poza przygotowaniem zawodowym człowieka, poza jego wykształceniem najistotniejszą, najbardziej podstawową i decydującą wartością w jego pracy jest jego Człowieczeństwo.
Drugim przypadkiem jest wyświęcenie w
ubiegłym tygodniu księży, którzy podjęli się w niezwykle trudnym czasie dla
polskiego Kościoła katolickiego i ich samych wyzwania, by swoją służbą w wierze, bliźnim
i Bogu potwierdzić, że nie mają oni nic wspólnego z przypisywaniem im
niepopełnionych czynów. W odróżnieniu od emerytowanej nauczycielki jeden z
wyświęconych księży opublikował w sieci swoją opinię na temat hejtu, który go
niesprawiedliwie a boleśnie dotknął. Przedrukowuję, bo warto dać ostrzeżenie
wszystkim tym, którzy z satysfakcją włączali się do hejtowania "Bogu ducha" winnych osób:
Jestem księdzem. Nic Ci nie zrobiłem
Jestem księdzem od kilku
godzin. Tyle lat czekałem na ten moment, kiedy będę mógł założyć ornat i
odprawić pierwszą mszę św. To tak jak dla Ciebie ślub. Przypomnij sobie ten
moment – wyobrażałeś go sobie setki razy: jak będziecie wyglądać, jak będziesz
mówił swojej żonie „i nie opuszczę Cię aż do śmierci”, jak planowałeś wesele.
Albo to wszystko jeszcze przed Tobą. Mówisz „najpiękniejszy dzień w życiu”.
Ale w moim
„najpiękniejszym dniu” napisałeś pod zdjęciem z moich święceń: „kolejne
pokolenie pedofili i nierobów”. Nazwałeś mnie pedofilem, chociaż brzydzę
się tą zbrodnią tak samo jak Ty. Twierdzisz, że zostałem księdzem, aby
dostatnio żyć i nic nie robić, chociaż nawet nie wiesz, jak mam na imię.
Wieczorem, po dniu
pełnym radości, że w końcu zostałem księdzem, spojrzałem w telefon, żeby
odpowiedzieć na życzenia i gratulacje. Przejrzałem też Facebooka. I trafiłem na
Twój wpis. Trafił we mnie piorun. Co ja Ci zrobiłem?
Wiem. Powiesz, że
wstąpiłem do mafii, w której tuszowało się pedofilię, więc należało mi się. Ale
ja nie mam z tymi zbrodniami nic wspólnego. Dopiero co zostałem księdzem, bo
chcę żyć dla ludzi i Boga.
Wyobraź sobie, że ktoś
wstawił zdjęcie z Twojego ślubu. Ja – gdy jeszcze trwa Twoje wesele – piszę pod
zdjęciem: „Taki piękny ślub. Szkoda, że ją będzie zdradzał i wcale jej nie
kocha”. Albo pod zdjęciem Twoich dzieci na FB napiszę: „Tatuś nigdy was nie
chciał. Urodziłyście się, bo mamusia chciała mieć dzieci”. Przecież są tacy
faceci, którzy zdradzają swoje żony i wcale nie chcieli dzieci…
Czytam też inne
komentarze. Ktoś napisał „Pedały”. Jeszcze ktoś inny pyta „Czy zostali
wysterylizowani, zanim pójdą do ludzi?”. Nie jesteś sam w tym hejcie.
Są inni. To ja jestem w tym wszystkim sam.
Bo co mam zrobić? Nie
zostać księdzem, bo Ty masz gorszy tydzień?
Jesteś hejterem.
Powtórzę to jeszcze raz:
Jesteś tchórzliwym hejterem.
Zaatakowałeś mnie, chociaż
nic Ci nie zrobiłem, a moją jedyną winą jest to, że jestem od
kilku godzin księdzem. Wybrałem niełatwą drogę kapłaństwa. Postaram się na niej
żyć uczciwie, chociaż pewnie czasem upadnę, bo jestem tylko człowiekiem. Ale
miałem odwagę zostać księdzem w czasach, w których mówisz „ksiądz”, a myślisz
„pedofil”. Miałem odwagę. Ty byś ją miał?
Jeśli twierdzisz, że
księża żyją dostatnio, a Ty musisz ciężko pracować, to czemu sam nim nie
zostałeś? Chętnie bym Ci wytłumaczył, że to nieprawda, że nie płacimy podatków.
Ale nie będziesz słuchał…
Powiedziałbym Ci też
chętnie, że to nieprawda, że każdy z nas zna jakiegoś księdza pedofila, którego
ukrywa środowisko, bo to nasz kumpel. Ale nie będziesz słuchał…
Opowiedziałbym Ci też,
że miałem ojca alkoholika i pochodzę z biednej rodziny. Wiem, co to
ciężka praca, strach o jutro, choroba ojca. Wiem, co to bieda. Ale nie będziesz
słuchał…
I na koniec
powiedziałbym Ci, że bardzo zraniłeś mnie dzisiaj. Bo nie jestem inny niż Ty.
Serio, jestem normalnym człowiekiem. Może nawet nieco bardziej wrażliwym na
świat – dlatego przyciągnęła mnie taka droga powołania. Ale nie będziesz
słuchał…
Wiesz, dlaczego
napisałem, że nie będziesz słuchał? Bo tu nie chodzi o dyskusję na argumenty.
Przecież to jasne. Chodzi o to, co masz w sercu.
Nie jesteś złym
człowiekiem. Tak jak ja nie jestem pedofilem i złodziejem. Jesteś
hejterem. A w zasadzie byłeś nim przez chwilę. Bo miałeś gorszy moment. Bo
widok księdza przywołał jakieś zranienia. Albo po prostu nie chodzisz do
kościoła, może żyjesz w grzechu i mój widok jest dla Ciebie tym samym, czym dla
przestępcy widok policjanta. On krzyknie „J*bać policję”, a Ty napisałeś
„Ksiądz pedofil”. Jest Ci lżej?
I jako świeżo upieczony
ksiądz powinienem teraz napisać, że będę się za Ciebie modlił. Ale napiszę Ci
coś innego… Dzieli Cię jedna decyzja, jeden „Enter” od tego, czy jesteś
hejterem czy nie. Zrobisz, jak uważasz. Na dole masz miejsce na
komentarz.
Ja chcę być dobrym
księdzem. Z hejtem będzie mi trudniej. Może kiedyś przyjdą chwile zwątpienia.
Może nawet kryzys. Ciebie to nie będzie obchodzić, bo nawet nie będziesz mnie
pamiętać. Ale będą następni i następni. I kolejni.
Jasne, że mógłbym tu
napisać, że spotkamy się kiedyś, bo przyjdziesz „po księdza” dla Twojej
umierającej mamy albo żony. I że wtedy się policzymy. Ale nie – nie policzymy
się. Ja wtedy pojadę z Tobą i przygotuję na odejście najbliższą Ci osobę. Nawet
słowa Ci nie powiem. Obiecuję.
Jezus, dla którego
miałem odwagę wstąpić na tę drogę zapowiedział, że „skoro Mnie prześladowali,
to i was prześladować będą”. Więc w sumie na to się nastawiam. Dostanę jeszcze
wiele ciosów. Może jeden z nich zmiecie mnie z planszy. Oby nie. Jesteś pewny,
że znów chcesz uderzyć?
Z Bogiem!
Ksiądz.
Też człowiek.
****
Prowadzę blog od 2007 roku. Pierwsze dwa
lata zostały wyłączone z przestrzeni internetowej, gdyż był to okres, w którym
pozwoliłem czytelnikom na swobodne publikowanie komentarzy. Od tamtego czasu moderuję komentarze lub całkowicie je wyłączam. To jest mój opór na hejt bez względu na to,
jakimi intencjami kierowali się jego autorzy.