"Przeciążenie nauczycieli pracą nie ulega
kwestji. Nauczanie w przepełnionych klasach, wychowawstwo, zastępstwa,
obowiązkowa praca w godzinach pozaszkolnych, wszystko to wymaga od nauczyciela
nadzwyczajnych wysiłków, absorbuje jego siły niemal całkowicie. Jeżeli się
uwzględni ponadto opłakane warunki, w jakich przeważna część nauczycieli
pracuje, ciasnotę pomieszczeń szkolnych, brak poparcia ze strony czynników
lokalnych, liche wynagrodzenie materjalne, częstokroć stan zdrowia,
przedwcześnie steranego w ciężkiej walce o byt, troski rodzinne i wszystko to,
co stanowi "ciernie i głogi" pracy nauczycielskiej, wówczas staje się
zrozumiałem, że zmęczenie, a nawet apatja, ogarnia coraz szersze rzesze nauczycielstwa.
W
tych warunkach każde dodatkowe obciążenie nauczycieli pracą odruchowo wywołuje
zrozumiały sprzeciw. Stan duchowy, panujący w obecnej dobie kryzysu wśród
nauczycieli, nie sprzyja kiełkowaniu nowych idej, nie usposabia do podejmowania
jakichś heroicznych wysiłków" (s. 18-19).
Tak
pisał o sytuacji nauczycieli na początku lat 30. XX wieku, a więc ponad
dziewięćdziesiąt lat temu, Stanisław M. Studencki. Autorowi zależało na tym, by
pomimo tak trudnych warunków pracy nauczyciele pamiętali o tym, że w gorszej
sytuacji są ich uczniowie. Oni muszą uczęszczać do szkoły i być skazanymi
na nauczycieli tak umęczonych, sfrustrowanych, albo - i oby- pełnych
wigoru oraz pasji pracy. Do tych drugich adresował metodykę i program
prowadzenia systematycznej obserwacji uczniów, by własne oddziaływania na nich
miały istotną wartość przede wszystkim dla samych uczniów.
Jak
widać, każde pokolenie zaczyna od zera. Potrzebuje wsparcia w pracy
pedagogicznej, jeśli mu rzeczywiście na niej zależy. Nie ulega wątpliwości, że
części jest ona obojętna. Nie każdy bowiem podejmuje pracę w przedszkolu czy
szkole z powołania, z poczucia sensu bycia z dziećmi i dla dzieci, gdyż
niektórzy traktują swoje zatrudnienie jako gwarancję stałych wynagrodzeń
(lichych, bo lichych, ale zawsze jakichś), ubezpieczenia zdrowotnego i
emerytalnego, różnego rodzaju zniżek itp. Dla takich osób przychodzące do
placówki dzieci przeszkadzają im "w pracy", denerwują ich,
męczą.
Studencki
odwołuje się do naturalizmu pedagogicznego Rousseau, który uważał, że "wychowanie
dzieci wymaga znajomości ich duszy" (s.5, podkreśl. moje). Skoro
tak, to NAUCZYCIEL z prawdziwego zdarzenia, nauczyciel przez wielkie
"N" korzysta z porad psychologów szkolnych, którzy pomogą jemu/jej
uzbroić się w wiedzę będącą "dźwignią pracy pedagogicznej". Właśnie
po to powstawały w ośrodkach uniwersyteckich różnych krajów, także w Polsce,
narzędzia psychologicznej obserwacji dzieci. Po co?
"Szkolnictwo
Polski Odrodzonej być może jeszcze w większej mierze, niż szkolnictwo
niemieckie, odczuwa wewnętrzną potrzebę wzniesienia się na wyższy poziom
rozwoju przez stosowanie metodycznej obserwacji. Przemawiają za tem względy ogólnospołeczne. Poza tem potrzeba indywidualizowania w wychowaniu i
nauczaniu jest w naszych warunkach szczególnie wskazana ze względu na
indywidualizm, tkwiący w naszym charakterze narodowym" (s. 8-9, podkreśl. moje).
To był rok 1933. Dziś jest 2024. No
comments.