Dziękuję Oficynie Wydawniczej "Impuls" za wydanie
książki Sergija Belińskijego i Julii Iwaszko pod tytułem
"A światłość w ciemności świeci... ", która jest etnograficzną
opowieścią o tragizmie wojny w Ukrainie. Kiedy do mnie dotarła, odkładałem ją na bok, jak dziecko,
które boi się dotknąć czegoś, czego się obawia, by nie stracić wiary w
istniejące Dobro. Zapewne dlatego, że pierwszego dnia wojny byłem u mojej mamy, która pod wpływem wiadomości z Ukrainy zaczęła opowiadać o beznadziejnym dla niej czasie II wojny światowej.
Przeczytałem tę książkę i jestem nią zafascynowany, gdyż otrzymaliśmy etnograficzny i artystyczny zarazem reportaż z pierwszych pięciu miesięcy
inwazji na Ukrainę zbrodniczych wojsk Federacji Rosyjskiej. Umieszczona na
okładce fotografia grającego "brodatego Olega" (jak dowiadujemy się z treści na s. 64-65) na
ocalałym fortepianie sentymentalną melodię z filmu "Parasolki z
Cherbourga", w zbombardowanym budynku szkolnym, jest światłem nadziei na powrót pokoju, a zarazem symbolem
trwałości ponadczasowych wartości w obliczu ofiar wojny, niepowetowanych zniszczeń i śmierci.
Bohaterką narracji jest Ola, mieszkanka Kijowa, uczona, która
doświadcza deja vu przypominając sobie wspomnienia ojca z czasu II wojny
światowej, kiedy w 1941 roku wojska niemieckie wkroczyły do Kijowa, a w dwa
lata później radzieckie samoloty bombardowały to miasto.
Porównuje własne przeżycia z ojcowską relacją sprzed
kilkudziesięciu lat. Przeżyli dwuletnią okupację Niemców, zniszczenia miasta,
głód, ale odnotowuje w swoim notatniku, że „(...) agresja Rosjan w 2022 roku będzie wyglądać brutalniej,
bardziej absurdalnie. Rosjanie przewyższyli pod tym względem Niemców"
(s.12).
Wraz z Olą i oficerem prasowym (artystą fotografikiem) Stanisławem
wkraczamy w przestrzeń indyferentnej wojny w XXI wieku, który zapowiadał się
jako "Stulecie pokoju", era nowych technologii mających ułatwiać i przedłużać życie
mieszkańcom świata dobrobytu. Z każdą stroną narracji, ilustrowaną zdjęciami z
miejsc tymczasowych schronień, zniszczeń infrastruktury, pól stoczonych bitew i
miejsc potwornych zbrodni najeźdźcy, doświadczamy wojennych wydarzeń, przeżyć mieszkańców, na których domy spadały rakiety.
Życie w lęku, niepewności, ciągłym przemieszczaniu się w
poszukiwaniu bliskich, względnie bezpiecznego schronienia, pożywienia mieszało
się z alarmami przeciwlotniczymi, ulicznymi walkami z dywersantami, ratowaniem
rannych, brakiem dostępu do informacji, opuszczaniem domów przez mieszkańców
zagrożonych czy już częściowo zburzonych osiedli.
Po raz pierwszy czytam o zjawisku "szklanej ściany"
w komunikacji międzyludzkiej: "Ludzie komunikują się ze sobą, bywają nawet
przyjaciółmi, widują się, ale dzieli ich przezroczysta szklana ściana, która
umożliwia zobaczenie drugiej osoby tylko z zewnątrz. Nie pozwala poznać jej wewnętrznego
świata, tak zwanej duszy. Przez taką ścianę można się z kimś porozumiewać przez
wiele lat i można pomagać. Jednak ta ściana może się nagle rozpaść na tysiące
fragmentów, a ludzie po obu jej stronach nagle widzą się nawzajem takimi,
jakimi naprawdę są... "(s.22).
Wojna nie zaskoczyła Ukraińców, bo przecież toczyła się od
2014 roku, jednak dla większości z nich wciąż była daleko. Dopiero narastające
z początkiem 2022 roku napięcie w polityce między obu państwami, ostrzeżenia z Zachodu sprawiły, że część Ukraińców miała
już przygotowaną "alarmową walizkę", która zawierała niezbędne
dokumenty w razie koniecznej ewakuacji.
Ludzie i wojna. To nie jest jedynie tytuł jednego z
rozdziałów, ale sedno reportażowej narracji. Ola organizuje wśród naukowców
grupę wolontariuszy ratujących ludzi i zwierzęta. Fotografują, rejestrują
narracje ofiar wojny, zdobywają lekarstwa w ocalałych jeszcze aptekach,
zabezpieczają żywność dla obrony terytorialnej, ale też prowadzą w warunkach wojennych zajęcia ze
studentami. Budują sieć samopomocy i wspierają młodzież
akademicką, by ta dokończyła semestr broniąc pracy licencjackiej czy
magisterskiej.
Po obronie Kijowa podejmują działania wspomagające żołnierzy. Bezgraniczna wiara w obrońców i zwycięstwo a zarazem dramatyzm i
romantyzm ludzi w sytuacjach krytycznych pozwalała im walczyć o motywację
innych do życia, do nierezygnowania z dotychczasowych obowiązków, ale i do
radzenia sobie z tragizmem i okrucieństwem, jakie spotkało ich bliskich, znajomych
w oddalonych od stolicy miejscowościach - Hostomel, Bucza, Irpień, Borodzianka,
Makarow, Mikołajewo, Charków... .
Z każdym dniem wojny Ukraińcy musieli nauczyć się żyć z bólem
i świadomością skutków terroru, który wciąż wydawał się czymś niemożliwym,
niewiarygodnym. Jak relacjonuje jedna z przytulanych przez Olę naukowczyń:
"Ale faszyzm Rosjan to nie do uwierzenia. Przyjaźniliśmy
się z ich naukowcami i razem organizowaliśmy konferencje naukowe... A teraz
naszemu narodowi odmawiają prawa do istnienia..." (s.41) .
Poznajemy losy nauczycieli, którzy podejmowali działania celem podtrzymania ciągłości edukacji szkolnej dzieci mimo trwającej wojny, a więc w
formie zdalnej, przerywanej brakiem energii elektrycznej czy koniecznością
zejścia do schronu. Setki tysięcy matek z dziećmi opuściły kraj uzyskując schronienie w Polsce, by pozostała część członków ich rodzin mogła walczyć w obronie ojczyzny.
Wraz z "czułą narratorką" przenosimy się w kolejne rejony Ukrainy,
gdzie organizowana jest pomoc dla mieszkańców zbombardowanych domów, szkół,
szpitali, placówek handlowych, targowisk czy dworców kolejowych. Na pytanie:
Jak się czują ludzie? otrzymuje odpowiedź:
- "Większość wierzy w nasze zwycięstwo, ale są oczywiście
i tacy, którzy godzą się żyć pod okupacją, żeby nie było wojny, oraz aktywni
sprzymierzeńcy wroga"(s.49-50).
Zdjęcia szkieletów zburzonych domów przedzielają kolejne
relacje z frontu, odtwarzania życia lub przeżycia w miastach, wsiach i miasteczkach. Poznajemy rozmówców
Oli, frontowych żołnierzy, rannych, chorych, nagle bezdomnych, choć wcześniej cywilnych lekarzy, artystów,
fotografików, muzealników, nauczycieli i in. Rejestruje tragizm wojny,
jej okropności, a Stanisław uwiecznia trudną sytuację napotkanych świadków ofiar zbrodniczej napaści.
Opublikowane w książce kolorowe fotografie z pogrążonej wojną
Ukrainy uświadamiają czytelnikom, że nie są to kadry z wojennego filmu
fabularnego. Dochodzi do tego przejmujący opis m.in. zniszczonej przez ostrzał szkoły
czy .... krowy spoglądającej na zrujnowaną wieś:
"Zwierzęta nie mogą mówić jak ludzie. Nie mogą płakać
jak ludzie. Nie rozumieją jak ludzie, dlaczego zabito ich właścicieli,
zbombardowano ich dom, w którym były pod ochroną, dlaczego wyrzucono je na
ulicę, jakby były nikomu niepotrzebne. Nie rozumieją jak ludzie, że to jest
wojna, która tak zawsze wygląda" (s. 60-61)
Znajdziemy w tej narracji opowieści ludzi z ich „normalnego"
życia na co dzień w warunkach wojennych, tych, którzy podtrzymują świąteczne
tradycje, ale zarazem pamiętają o żołnierzach. To dla nich wypiekają ciasta czy
gotują potrawy, by dostarczono na front trochę domowego jadła i "ciepła" solidarnej wdzięczności.
Wydarzenia w ostatnim rozdziale książki są umiejscowione w
Polsce, w Warszawie i Łodzi. Jest to poruszająca opowieść o bohaterskiej
walce narodu o wolność ojczyzny, o tożsamość narodową, którą napisali i
zilustrowali dla nas medyk, budowlaniec, artysta-fotografik wraz z nostryfikowaną
i zatrudnioną w polskich uczelniach architekt, doktor habilitowaną,
profesorką Kijowskiego Uniwersytetu Budownictwa i Architektury, a u nas
profesorką Politechniki Krakowskiej im. T. Kościuszki a współpracującą w
projektach naukowych z polskimi uczonymi z Uniwersytetu Łódzkiego i
Politechniki Łódzkiej.
Tytuł pięknie napisanej etnowojennej opowieści pochodzi z pierwszych słów z Ewangelii św. Jana: "A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła".