Włoska lekarka i pedagog nowego wychowania Maria
Montessori nie bez determinacji pytała sto lat temu: kim są dzieci? – by
jeszcze dobitniej na nie odpowiedzieć w formie oskarżenia: „Są dla ludzi
dorosłych ciężarem, wymagając od nich coraz bardziej złożonych form opieki i
zajęć. Nie ma dla nich miejsca w wąskich kamieniczkach współczesnych miast, w
których muszą tłoczyć się całe rodziny. Nie ma dla nich miejsca na ulicach,
gdyż pojazdy wymagają coraz większej ilości przestrzeni, a chodniki są pełne
spieszących się dokądś ludzi.
Dorośli nie mają czasu, by troszczyć się o dzieci,
gdyż sami mają pilne obowiązki. Tak matka, jak i ojciec muszą pracować
zarobkowo, a ci którzy są bez pracy przyczyniają się do tego, że najwięcej
tracą na tym właśnie dzieci. Nie ma takiego miejsca schronienia, gdzie dzieci
mogłyby mieć poczucie, iż ich stan psychiczny, duchowy znajduje u kogoś
zrozumienie; gdzie wolno by im było doskonalić swoją aktywność. Dziecko musi
być grzeczne, musi milczeć, nie wolno mu niczego dotykać, co stanowi własność
dorosłych. Co do nich należy? Nic”[s.7].
To włoska lekarka uświadamiała pedagogom, że dziecko
jest istotą ludzką a mimo to podlega procesom segregacji i dyskryminacji, nie
mogąc się przed nimi skutecznie bronić. „Nikt nie jest zobowiązany do
szanowania godności dziecka. Może mu ubliżyć, zbić je czy ukarać i to tylko
dzięki prawu naturalnemu: prawu bycia wobec dziecka dorosłym” [s. 8]
Ukazywała dramat społecznego położenia dzieci, wynikający z fałszywej
świadomości i tradycyjnych przekonań o istocie dzieciństwa. Do końca XIX w. nie
było społecznego, powszechnego zainteresowania losami dzieci, pozostawiając ten
problem samym rodzicom.
Nie było wówczas pediatrów, dziecięcych szpitali, a
umieralność noworodków i dzieci w wieku poniemowlęcym była bardzo wysoka. „To,
że dziecko umierało było postrzegane w rodzinach jako zjawisko naturalne;
rodziny były przyzwyczajone do tego, a ponadto panował mit, iż dzieci tak
naprawdę nie umierają, tylko idą do nieba, gdzie "Bóg wyszukuje spośród
nich takie, które chciałby mieć u swego boku jako anioły". Tak oto
umierało wiele dzieci przez niewiedzę swoich rodziców oraz brak właściwej
opieki. Ten fenomen uzyskał nawet specjalne określenie: >>powszechny
betlejemski mord dziecięcy” [s. 214].
Pytanie zatem o to, czy
mamy do czynienia z końcem czy kryzysem wychowania społeczno-moralnego nie jest
niczym nowym, a jednak podnoszonym coraz częściej w XXI wieku. Z badań socjologów wynika, że rodzina i szkoła tracą funkcje przekaźnika norm, a więc i
znaczenie w kształtowaniu
tożsamości dzieci. Brak jednolitego i stabilnego
systemu norm w szkole sprawia, że nauczyciele reprezentują osobiste
systemy norm, które wchodzą ze sobą w konflikt, czyniąc środowisko wpływów
instytucjonalnych wewnętrznie sprzecznym. W dobie pluralizmu i rozbieżności
norm, szkoła i rodzina nie gwarantują już poczucia bezpieczeństwa, oparcia
dzieciom i młodzieży czy zdobycia orientacji życiowej, dzięki której możliwy
byłby poziom rozwoju autonomicznego jednostek nacechowany zdolnością do
samostanowienia i odpowiedzialnego kierowania własnym rozwojem.
Przywołałem fragment moich analiz myśli włoskiej pedagog sprzed lat, bo w dniu dzisiejszym rozpoczynają się w pałacyku Uniwersytetu Zielonogórskiego w Kalsku obrady IV Międzynarodowej Konferencji Naukowej - Pedagogika Dziecka. Jakość edukacji dziecka w warunkach wzrastającej multikulturowości a unifikacja. Celem spotkania naukowców z różnych dyscyplin nauk społecznych i humanistycznych jest dyskusja nad teoriami i praktykami, tradycjami i wyzwaniami w edukacji dzieci wieku przedszkolnego i wczesnoszkolnego w Polsce i na świecie, wymiana punktów widzenia, możliwości i ciekawych rozwiązań.
Nie
ma takiego roku, by pedagodzy wrażliwi na los dzieci mogli być przekonani o
wzroście kultury pedagogicznej w społeczeństwie, której jednym z symptomów
powinien być wyraźny spadek przemocy wobec najsłabszych podmiotów socjalizacji.
To, o czym informują nas niemalże na co dzień media, okazuje się najbardziej
koszmarnym snem. Wojna w Ukrainie, w Syrii, w palestyńskiej Strefie Gazy, ... a
w Polsce? W tym kontekście wydaje się czymś banalnym urzędnicza
bezduszność w stanowieniu aktów wykonawczych prawa oświatowego, w wyniku
którego można dowolnie manipulować sytuacją dzieci w szkołach czy w placówkach
pozaszkolnych, tworząc dla nich mniej lub bardziej jawne formy przemocy
symbolicznej, psychicznej, wykluczania i nietolerancji społecznej.
Jak
piszą Organizatorzy Konferencji: "Współczesne czasy, z uwagi na
narastające zmiany w różnych obszarach życia człowieka, są źródłem dylematów w
edukacji dzieci. Problemy, będące konsekwencją przemian cywilizacyjnych, przed
którymi stają współcześni pedagodzy, wymagają ciągłego rekonstruowania
dotychczasowych doświadczeń, przyglądania się różnym perspektywom i kontekstom
oraz nowym wyzwaniom. (...) W tegorocznej konferencji proponujemy podjąć
dyskusję wokół problematyki inspirowania i wspierania rozwoju dziecka z
perspektywy historycznej i aktualnej, multikulturowej oraz alternatywnych
teorii i praktyk edukacyjnych polskich i zagranicznych, starając się ukazać
aktualne tendencje, kierunki zmian.
Chcemy też ukazać istotę, sens, znaczenie i miejsce dziecka w podejmowanych poszukiwaniach teoretycznych, w propozycjach i rozwiązaniach. W czasie dwudniowych obrad obejmiemy refleksją pedagogikę dziecka w Polsce i poza granicami. Krytycznie przyjrzymy się toczącym się zmianom, reformom, innowacjom i ich społecznemu odbiorowi. Dla właściwego przygotowania tej debaty została uruchomiona na Facebook i stronie internetowej Zakładu Pedagogiki Przedszkolnej i Wczesnoszkolnej UZ zakładka, która pozwoli zainteresowanym obserwować zmiany programowe, kształtowanie się planu i struktury obrad".