Pokój dziecięcy nie jest tylko realną przestrzenią, w której się dziecko porusza, ale także przestrzenią w sensie metaforycznym, tzn. istniejącą w umysłach dorosłych wypełnionych uczuciami, myślami i wyobrażeniami dotyczącymi dzieci. W tak rozumianym „pokoju dziecięcym” panuje wciąż chaos, nieład, którego następstwem jest to, iż przyjazne i harmonijne współżycie pokoleń staje się wyjątkiem, a nie regułą, pomimo wielu dobrych intencji, zamiarów i starań.
Jeśli zatem mówimy o pokoju dziecięcym, to
nie mamy na myśli jakiejś przestrzeni fizycznej, pomieszczenia, ale – w sensie
metaforycznym – coś, co odnosząc się do dzieci tkwi w umysłach ludzi dorosłych,
w ich uczuciach, myślach i wyobrażeniach. To tutaj przenikają się z sobą
chaotyczny nieład z pokojowym i harmonijnym współżyciem pokoleń, który nie tyle
jest zasadą co wyjątkiem, pomimo wielu trosk i starań z obu stron. Jeśli tylko
się uda im go posprzątać, to jakże łatwo zatrzymując na chwilę spojrzenie można
w każdej sytuacji zrobić wszystko co najlepsze.
Istotą międzypokoleniowej komunikacji
pokojowej jest to, że przesłanie (uczucia, działania, informacje) jednej ze stron
wcale nie prowadzi automatycznie do pożądanych efektów u drugiej strony. Istnieje
rozbieżność pomiędzy intencją a efektem naszych działań, przy czym najczęściej
obdarzamy ciężarem odpowiedzialności za nią zazwyczaj tę drugą stronę.
Kiedy dorośli postrzegają dzieci jako
obiekty wychowawcze, przestają traktować je jak naturalną rzeczywistość, ale
postrzegają w kategoriach pokonywania trudności czy unikania zakłóceń.
Myślą, planują i działają ponad głowami dzieci i są zdziwieni, że one stają się
im coraz bardziej obce, że się zamykają lub reagują nieprzyjaźnie czy wrogo na
ich metody, które przecież motywowane były miłością czy troską o dzieci.
Umysł pedagoga kieruje się wówczas
podwójną strukturą myślenia, z których jedna pozwala na doświadczanie
rzeczywistości, druga zaś stanowi swoistego rodzaju „ideologię wychowania”,
symptom ekstremalnego myślenia życzeniowego i władztwa pedagogicznego, których
nie da się skorygować w praktyce tak długo, jak długo odwołuje się do owej
fałszywej idei czy teorii.
Dzieci, które możliwie od początku swojego
życia – są postrzegane i szanowane jako właściwe istoty ludzkie, zupełnie
inaczej reagują na swoje otoczenie i na samych siebie niż dzieci, które
wtłaczane są w status niepełnowartościowych i podporządkowanych istot, którym
przypisuje się, tak się o nich też myśli i na nich wymusza - rolę przedmiotów.
W badaniach biograficznych Ekkehard
von Braunmühl pytał 14 osób w wieku 15 - 28 lat o to,
czy są zadowolone z tego, że od swoich narodzin były traktowane przez rodziców
po partnersku, jako istoty im równoprawne. Okazało się, że wszystkie są z tego
powodu w stu procentach zadowolone i w pełni przekonane, że jest to nie tylko
dobra i właściwa postawa rodzicielska, ale i konieczna przesłanka dla
kształtowania wzajemnych relacji między pokoleniami.
Nie wyobrażają sobie tego, by mogły być
traktowane przedmiotowo, odgórnie, gdyż byłoby to naruszeniem ludzkiej
godności. Same też pragną w przypadku stania się rodzicami żyć z własnymi
dziećmi na płaszczyźnie równościowej. Nie chcą porównywać się z innymi dziećmi,
natomiast są przekonane, że miały szczęśliwsze i piękniejsze od wielu innych
rówieśników dzieciństwo oraz bardzo dobre relacje z własnymi rodzicami.