Zdolność do życia w pokoju,
tolerancja i przestrzeganie w życiu zasady fair play wcale nie są czymś
oczywistym. Nadal aktualne jest pytanie, ile jeszcze katastrof musi doświadczyć
ludzkość, aby nie po szkodzie, ale właśnie przed nią nauczyła się wreszcie żyć
w pokoju. Taką szansą na ponowne odkrycie wartości pokoju między ludźmi, szansą
dla wszystkich dorosłych, nie tylko profesjonalnie zajmujących się
dziećmi, stają się wciąż niedostrzegane, przemilczane wzajemne relacje między
rodzicami i dziećmi
Warto ponowić dyskurs wokół pokoju, by dorośli przestali grać z dziećmi znaczonymi kartami, wygrywając z nimi na wszystkich frontach walki czy dominacji - rodzinnym i szkolnym. Ekkehard von Braunmühl i Annette Böhm proponują analizę trzech obszarów zastosowania pojęcia „pokój”, a mianowicie:
1. Relacje
międzyludzkie, bo „pokój” to tak naprawdę wzajemne interakcje
między ludźmi, człowiekiem a grupami społecznymi (państwem, grupami etnicznymi,
wspólnotami religijnymi), które albo żyją ze sobą w przyjaźni, albo się ze sobą
kłócą, zwalczają, tzn. mniej lub bardziej żyją przeciwko sobie. W najgorszym
razie „przemawiają” do siebie zbrojnie, a między nimi toczy się wojna.
Powyższe walki trwają między ludźmi nawet wówczas,
kiedy strony nie są wobec siebie zdefiniowanymi wrogami, o czym świadczy
codzienny język: w polityce - walka wyborcza, w sporcie - rywalizacja, w
dyskursie - spór na poglądy czy walka o prawdę. Zasady konkurencji obowiązują
już nie tylko w gospodarce i sporcie, ale także w miłości. Osiągnięcia ludzkich
zachowań rozpatrywane są w kategoriach zwycięstw lub porażek.
W relacjach międzyludzkich – tak u dorosłych, jak i u dzieci - zaczyna
dominować prawo silniejszego, niszczące zaufanie, wprowadzające kłamstwo,
manipulacje, cwaniactwo, choć zewnętrznie każdy upomina się o przyjaźń.
Alternatywnym podejściem do relacji międzyludzkich jest zatem „sprawiedliwość i
pokój”, które wymagają równouprawnienia wszystkich ludzi i grup ludzkich i
tolerancji między nimi, ale nie tej, za którą kryje się mimo wszystko chęć
dominacji, zniewalania czy wykorzystywania.
Pokój między ludźmi nie jest stanem, który można ostatecznie osiągnąć, o
czym przekuje nas postawa najbardziej pokojowa człowieka, który musi żyć we
wrogim sobie otoczeniu. Są takie ludzkie przyzwyczajenia, cechy, które
uniemożliwiają zaistnienie pokoju, nawet go blokują, ale też istnieje wiele
cech, które nierozpoznane sprawiają, że ludzie nie mogą wejść na ścieżkę
pokoju.
2. Indywiduum ludzkie – kiedy człowiek powiada: „Zostaw mnie w spokoju” , „Daj mi spokój” to
oznacza, że wie, do jakiego stanu chce powrócić, który postrzega czy odczuwa,
jako jemu przyjazny, miły. Stan ten nie jest zagrożony tylko z zewnątrz, ale
także z wnętrza jednostki. Do wyjątków, aniżeli do reguł, zalicza się dzisiaj
ludzi, którzy mają „pokój w swoich sercach”, sami żyją ze sobą w pokoju, którzy
doświadczają prawdziwej, wewnętrznej radości i promieniują nią na innych.
Częściej spotykamy osoby, które
cechuje niepokój duszy, stan wewnętrznego napięcia, wewnętrznych konfliktów,
napięć, stresów, a więc najlepszych kandydatów do ucieczki od wolności (w
uzależnienie). Wewnętrzny pokój indywiduum zależy od tego, czy pomiędzy
poszczególnymi częściami organizmu, włącznie z ludzkim mózgiem i umysłem
zachodzi gra harmonii, konstruktywnej współpracy, czy też nie.
Wciąż regułą jest dzisiaj to, że
pewne części ludzkiej osobowości postrzegane są jako mniej wartościowe, toteż
próbuje się je zwalczać. Reakcją na ten stan jest eksplozja, psycho-boom na
psychoterapię w zakresie pozytywnego myślenia czy ezoteryki (propaganda New
Age), które prowadzą u ludzi w najlepszym przypadku do bezkrytycznego
zadowolenia z siebie. Także i w tej sferze można mówić o zjawisku tolerancji wobec
tego, co jest w nas.
Można się zapytać, czy ma sens
bezwarunkowa akceptacja samego siebie (w sensie ideologii „miłości do siebie
samego”, „jestem O.K.” itp.), skoro w sobie czy w związku z sobą odkrywam
aspekty, z których nie jestem zadowolony? Warto sobie postawić to pytanie, czy
ma sens tolerowanie w sobie tych moich błędów czy braków, które są
efektem tolerowania w sobie nietolerancyjnych i szkodzących mi części
osobowości, kiedy chce się żyć z sobą samym w pokoju?
3. Związki człowieka ze środowiskiem/jego
otoczeniem – to też obszar stanu wojny, który
rozpoznajemy czasami jako ewidentnie prowadzący do definitywnego zniszczenia
podstaw ludzkiego życia. Być może jeszcze wiedza na ten temat nie działa na
tyle motywująco, by człowiek chciał wyciągać z niej odpowiednie
wnioski na przyszłość.
Warto zatem zastanowić się nad
powrotem człowieka do pokojowych relacji z naturą. Człowiek musi być dzisiaj
postrzegany jako część tej natury (mówiąc językiem religii – jej stwórcą) i
zrozumieć, że prawa natury obowiązują także jego. Tak długo, jak długo będzie
przeciwstawione z jednej strony dążenie do ‘pokoju człowieka z
naturą” „naturze dziecka” – jako złej, szkodliwej, niebezpiecznej, wymagającej
zwalczenia, tak długo problematyczna będzie sytuacja ludzkości.
Nie należy przeciwstawiać kultury i
cywilizacji naturze człowieka, gdyż prowadzi to do konieczności udowadniania
przez praktykę, że jakaś teoria jest prawdziwa. Tam, gdzie nie udaje się w
obcowaniu z ludźmi pogodzić teorii z praktyką powiadamy, że to nie praktyk
zawiódł, ale teoria nie uwzględniła określonych czynników czy
okoliczności.