18 listopada 2021

Lewicowy pseudoraport o szkolnictwie wyższym i nauce, czyli kicz polityczny

 


Odniosłem się do części quasi Raportu Lewicy o Stanie Państwa poświęconej edukacji, a raczej polityce  oświatowej ministrów edukacji od 2016 roku, toteż spojrzałem jeszcze na "diagnozę" polityki resortów dotyczącej nauki i szkolnictwa wyższego, o której pisze
dr inż. Marcin Kulasek.   

Jak przystało na lewicowego przedstawiciela   szkolnictwa wyższego kolejna opinia (IMO) - mająca świadczyć o raporcie - nie ma z tym nic wspólnego. Autor zaczyna od informacji o pogłębianiu przez sprawujących władzę nierówności między uczelniami. Dzieje się to na skutek ustanowienia 10 uczelni badawczych i kolejnych 10 aspirujących do tej kategorii uniwersytetów i politechnik. To sprawiło, że pozostałe uczelnie nie otrzymały dodatkowego finansowania na swoją działalność, by mogły rywalizować z akademicką elitą.

Jednak pan doktor inżynier wprowadza w błąd opinię publiczną, bowiem wszystkie uczelnie mogły przystąpić do konkursu i przedstawić swój kapitał ludzki, naukowy, twórczy, by otrzymać dodatkowy zastrzyk pieniędzy z budżetu państwa, nie na rozwarstwienie akademickie, tylko na włączenie się do krajowej rywalizacji. Pan M. Kulasek wolałby, żeby dodatkowe środki dać wszystkim szkołom wyższym po równo, jak w socjalizmie, w PRL, bo przecież żadne środowisko akademickie nie powinno być lepsze, bardziej pracowite, zaangażowane w badania naukowe i upowszechnianie ich wyników. 

Kiedy pisze: 

Fetyszyzacja umiędzynarodowienia dorobku i badań nie skutkuje wzrostem znaczenia polskiej nauki na świecie. Polskie uczelnie nie zyskują w międzynarodowych rankingach (...)[s.76] 

    to tym samym oznajmia, że najlepiej utrzymywać zdegenerowane przez politykę lewicy w okresie PRL szkolnictwo wyższe, by żaden z instytutów, żadna z dyscyplin naukowych w III RP nie ośmielały się wychylać ze swoimi osiągnięciami i konkurować nimi w świecie. 

Wiemy, że wzrost znaczenia polskiej nauki na arenie międzynarodowej wymaga odrobienia kilkudziesięcioletnich strat, jakich doznała polska nauka - najpierw w wyniku wymordowania części elit polskich  przez Niemców, a potem w okresie stalinowskim. 

W XXI wieku nauka wymaga coraz większych nakładów na badania i modernizację akademickiej infrastruktury naukowej, dostępu do nowych, bardziej zaawansowanych technologii, dalszego kształcenia polskich kadr poza granicami kraju, jak czynią to potentaci światowej gospodarki w krajach Azji. Polak potrafi. Tylko potrzebuje trochę czasu i dokapitalizowania laboratoriów oraz godnego wynagradzania naukowców. 

Zabawnie brzmi niczym niepoparte stwierdzenie M. Kulaska, iż: 

(...) wielu rektorów i dziekanów padło w ostatnich miesiącach ofiarą nieuczciwości drapieżnych wydawnictw otwartego dostępu. W ten sposób w imię walki o wysoką liczbę punktów polscy podatnicy finansują funkcjonowanie podmiotów publikujących słabe opracowania na masową skalę. [s.76]  

Jak są tacy ignoranci w togach rektorskich czy dziekańskich,o których ogólnikowo pisze  lewicowy doktor inżynier, to niech szybko podadzą się do dymisji. Nie ma ich wśród rektorów czy dziekanów najlepszych polskich uczelni. Natomiast zasiadają w senatach szkół wyższych, które Lewica chciałaby dofinansować. Za co? Za głupotę? Za nieumiejętność odróżniania czasopism naukowych od pseudonaukowych?  Za pasożytowanie, bierność?      

Zdaniem autora tej publikacji w szkolnictwie wyższym zamiast podwyżek jest polityka. Jak komunikuje: Po objęciu połączonego resortu edukacji i nauki przez Przemysława Czarnka obserwujemy dodatkowy niebezpieczny trend: próbę ideologizacji nauki i ingerencji w niezależność uniwersytetów. 

   Brzmi to zabawnie, bo akurat na to samo narzeka wspomniany przez niego minister, czyli na ideologizację nauki (neomarksizm, anarchizm, neofaszyzm itp.) w uniwersytetach, szczególnie w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych. 

Nie ulega jednak wątpliwości i trafności sądu tego publicysty, że w szkolnictwie wyższym nie ma istotnych podwyżek płac. O wyższe płace muszą zabiegać w konkursach grantowych. Być może ma rację twierdząc, że minister daje "swoim", a pomija "obcych". Jeśli tak, to konstatacja ta dotyczy ministrów wszystkich formacji politycznych. 

Powyższe doświadczenie przenika do zarządzania budżetem nie tylko z polityki i administracji państwowej, ale z samych szkół wyższych. Kim byli, są i będą ministrowie zajmujący się szkolnictwem wyższym i nauką? Nauczycielami akademickimi. Niektórzy byli nawet rektorami uczelni czy utytułowanymi profesorami. Czyżby nagle stracili poczucie wspólnoty? 

W wielu, a może i większości uniwersytetów czy politechnik jest tak, że jak ktoś zostaje rektorem, to najlepiej ma w tej uczelni jej/jego wydział, instytut, kadra naukowa i administracyjna. Czyż nie? Czyż nie po to też idzie się do władzy? Ryba psuje się od głowy?    

Takiej biedy w szkolnictwie wyższym, jak za rządów SLD/PSL, nie zamierza ów autor nawet wspomnieć, a szkoda, bo czasami warto uderzyć się w pierś po lewej stronie. 

Zgadzam się z M. Kulaskiem, że w uczelniach ma miejsce (...) niezdrowa presja punktowo-grantowa ze strony władz uczelni. Satysfakcję i prestiż zawodu zastąpiła walka o przetrwanie zarówno w wymiarze badawczym, jak i dydaktycznym. 

Czy jednak nie ma ona częściowego sensu w sytuacji, gdy w uniwersytetach i politechnikach zatrudnia się ponad tysiąc nauczycieli akademickich, spośród których nauką zajmuje się zaledwie 10-20 proc. a pozostali pasożytują na ich osiągnięciach naukowych? W jaki sposób zatem egzekwować od naukowców realizację zadań naukowych, a nie tylko dydaktycznych i organizacyjnych? 

Jednak to środowisko akademickie, głosem swoich kadr kierowniczych od pierwszej dekady tego wieku, żądało od resortu nauki i szkolnictwa wyższego, by wprowadziło wreszcie jakieś mechanizmy ewaluacji, różnicowania stanowisk pracy, a tym samym ponoszenia odpowiedzialności za jej wykonywanie.      

Popieram rekomendację tego autora, by: 

"W wyniku trwającej pandemii koronawirusa COVID-19 (...) ogłosić pełną abolicję przy ewaluacji jakości działalności naukowej za lata 2020-2021 [s. 78]. 

Wprawdzie ograniczenia w wyniku koronawirusa były dotkliwe, ale odsłoniły też wiele zalet i przyspieszyły zmiany, które są konieczne w procesie kształcenia i administrowania uczelniami. Zdecydowanie polepszyły się warunki udziału naukowców w światowych kongresach, krajowych konferencjach, seminariach, gdyż te były dla nich bardziej dostępne, tańsze, a niewiele kosztujące organizatorów. 

Postulat zwiększenia nakładów na badania i rozwój do co najmniej 3%PKB jest jak najbardziej słuszny. Na miejscu tej formacji rekomendowałby jednak wyższy poziom  środków na szkolnictwo wyższe i osób publikujących tego typu IMO