Sposób widzenia jest zawsze jakąś odmianą ślepoty.
Prof. Renata Nowakowska-Siuta z Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawi otwiera swoją najnowszą analizą fenomenu reform szkolnych w Finlandii zdaniem amerykańskiego
krytyka literatury Kenneth'a Burke. Jej
studium nie jest przeglądem ciekawostek, odprysków medialnych doniesień czy
fragmentarycznych, opartych na zachwycie z obserwacji w trakcie czyjegoś
krótkotrwałego pobytu w tym kraju.
Minister
Anna Zalewska, jak i jej poprzednicy z władz MEN za rządów PO/PSL też była w
tym kraju, bo ministrowie uwielbiają wycieczki służbowe. Otrzymują diety i nie muszą rozliczać się z efektów takiego wyjazdu. Zapewne są
przekonani, że wystarczy im spotkanie z odpowiednim urzędnikiem, odwiedzenie
jednej czy nawet dwóch szkół, by przekonać się, że jednak polska oświata nie
będzie infekowana z zewnątrz. Nie będzie ich pouczać ani ulica, ani
zagranica. Chyba w ministerstwie nie czyta się rozpraw naukowych, nie
sięga się do wyników badań, bo wymagałoby to intelektualnego wysiłku oraz
transferu do własnej partii politycznej, której kapitał intelektualny i
kulturowy, jaki jest, każdy widzi.
Profesor ChAT nie zachwyca się fińską oświatą, ani też nikogo do tego nie namawia. Nie
po to była w tym kraju, by kogokolwiek zachęcać czy zobowiązywać do
przenoszenia do polskiej polityki oświatowej obcych rozwiązań. Żaden system
szkolny na świecie nie jest doskonały, a tym bardziej uniwersalny, by można
było potraktować go jako matrycę porównawczą do krajowych rozwiązań. Jak
słusznie pisze:
Podejmowanie
zagadnień porównawczych ma jednak niezwykle dzisiaj potrzebną cechę - służy
krytycznemu oglądowi ludzkich poczynań w zakresie edukacji, pomaga w
odnajdywaniu różnic i podobieństw w organizacji oświaty we własnym i w innych
krajach, pozwala na "odczarowanie" wielu mitów dotyczących rozwiązań
edukacyjnych i wreszcie umożliwia dokonywanie własnych analiz i wysnuwanie
wniosków odnoszących się do racjonalności lub jej braku w kreowaniu
współczesnej polityki oświatowej [s.7].
W
krajach rozwiniętych i skonsolidowanych demokracji sprawujący władzę nie
reformują szkolnictwa dla siebie, dla zysków politycznych (pozyskiwania i
poszerzania popierającego je elektoratu), ale dla dobra całego społeczeństwa.
Przy merytokratycznym podejściu do tej dziedziny funkcjonowania nie tylko
państwa, ale jego obywateli oraz dzieci i młodzieży, odwołują się do głosu
nauki i nauczycielskich elit.
Odpowiedzialna za szkolnictwo administracja nie konsultuje projektów reform
tylko z tymi naukowcami, którzy są członkami czy wyborcami formacji rządzącej,
z niekompetentnymi a usłużnymi i interesownymi naukowcami, ale z kompetentnymi
naukowcami w pełnym tego sowa znaczeniu. Ci zaś muszą być przekonani, że nie
staną się aneksem do zmian, których absolutnie, nigdy by nie poparli, gdyż są
sprzeczne z naukową wiedzą. Jednak wszystkie formacje władz MEN w Polsce
zdradzały uczonych, bo potrzebowały ich nazwisk tylko do tego, by wprowadzać
pseudooświatowe zmiany. Rządzący już dawno temu stracili swoją
wiarygodność.
Powróćmy
zatem do Finlandii, by przeczytać w rozprawie R. Nowakowskiej-Siuty o tym, jak
to się stało, jak do tego doszło, że obywatele tego kraju są dumni z osiągnięć
szkolnych swoich dzieci, a tym samym są wdzięczni rządzącym za mądrze
prowadzoną politykę oświatową. Który z czynników pozaoświatowych sprawił, że
politycy zrozumieli potrzebę wprowadzenia kluczowych zmian w sektorze
publicznym?
Zdaniem
Autorki książki przyczynił się do tego kryzys ekonomiczny przełomu lat 80. i
90. XX w. na świecie, w tym w Irlandii, Wielkiej Brytanii i USA. Trzeba
było podjąć decyzję, czy własny kraj ma funkcjonować adaptacyjnie, czy jednak
nie spróbować sięgnąć po strategię prorozwojową budowania społeczeństwa na
wiedzy, na kapitale ludzkim, kulturowym, na kompetencjach, które można pozyskać
przede wszystkim dzięki lepszej, radykalnie zmienionej edukacji szkolnej.
Strategicznym
impulsem zmiany była decentralizacja szkolnictwa, o której pisałem wczoraj za
czeskim ministrem finansów, przy czym nie zlikwidowano ministerstwa oświaty,
ale pozostawiono w jego gestii tylko zadania związane z zabezpieczaniem środków
finansowych na rozwój szkolnictwa i jego kadr oraz na powołanie do życia
niezależnych agencji wspomagających jakość kształcenia.
Głównym motorem zmian były samorządy i same szkoły. Zachęcano szkoły do bliższej współpracy z innymi szkołami, a także rodzicami, przedsiębiorstwami oraz organizacjami pozarządowymi. Pobudzanie oddolnej inicjatywy znacznie przyczyniło się do większego zaangażowania nauczycieli i decentralizacji w działaniach na rzecz poprawy jakości nauczania. Można powiedzieć, że zwiększenie autonomii nauczycieli, którzy zaczęli mieć w pełni wpływ na treści i program nauczania, było samonapędzającym się motorem podtrzymującym ich motywację do pracy [s.11-12].
Zachęcam
młode pokolenie do przeczytania obu profesorskich rozpraw, zarówno Tomasza
Gmerka z UAM w Poznaniu, jak i Renaty Nowakowskiej-Siuty z ChAT w Warszawie, bo
boomersi prowadzą ku katastrofie w sferze kapitału ludzkiego i wykształcenia polskiej młodzieży.