13 stycznia 2025

Nauczycielski świat Stefana Mellera

 


 


Profesor Stefan Meller, były minister spraw zagranicznych w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza (2005-2006), historyk, dyplomata - ambasador RP we Francji i w Rosji, eseista, autor rozpraw z historii XVIII i XIX wieku, który jako jeden z nielicznych w polskich rządach III RP podał się do dymisji, wspomina m.in. swoje lata szkolnej edukacji, by "(...) pokazać młodym ludziom, dlaczego tak trudno rzetelnie opowiedzieć  przeszłość" (Świat według Mellera. Życie i historia ku wolności, Warszawa: 2008, s.5). Po latach uświadomił sobie, że to, co, co dla niego było czy nadal jest oczywiste, nie jest zrozumiałe dla młodego pokolenia.  

Mimo zmian społeczno-politycznych, kulturowych i gospodarczych naturalny jest stan różnic w postrzeganiu i przeżywaniu świata przez różne generacje, w którym to jednak najstarsze pokolenie broni wyjątkowości swojej tożsamości, przypisując młodszym grzeszenie niewiedzą  i brakiem dojrzałości. Nie ma się co dziwić dostrzeganym różnicom międzypokoleniowym, toteż pozostaje z odległych dziejów pamięć m.in. o tych nauczycielach, których udział w rozwoju osobowym najbardziej docenia  się po latach.

Pisarz i scenarzysta filmowy Michał Komar zachęcił S. Mellera do rozmowy, którą otwiera wspomnienie czternastoletniej edukacji w szkole podstawowej i liceum ogólnokształcącym im. Klementa Gottwalda (w przedwojennym budynku liceum Staszica) w Warszawie w latach 50. XX wieku. Uczęszczały do niej dzieci z rodzin akowskich i komunistycznych, z rodzin inteligenckich i robotniczych, co nie rzutowało na wzajemne relacje. Zróżnicowana była także kadra nauczycielska, o której wpływie na ich osobowość tak mówi S. Meller:

"(...)nie ulega wątpliwości, że zostałem w dużym stopniu uformowany przez moich nauczycieli ze szkoły podstawowej - przedwojennych inteligentów o świetnym wykształceniu i wyjątkowo wysokim poziomie kultury osobistej. (...) Po kilku  latach, zaczęli się pojawiać jacyś nauczyciele nie z tej ziemi, półinteligenci. Niestety, przede wszystkim historycy - tych wymieniano najszybciej, chodziło przecież o rząd dusz. 

Kontrast między przedwojenną elegancją i kulturą (dyrektorem szkoły był jeszcze przedwojenny harcmistrz) a ponurym knajactwem nowej kadry pedagogicznej był olbrzymi - to rzucało się w oczy. Trzeci rodzaj pedagogów - to przedwojenni, komunizujący inteligenci, którzy po wojnie zmienili się w sfanatyzowanych nadzorców ideologicznych. Tak jak pewna dama, zresztą również historyczka, która w naszej szkole zamierzała nie tylko budować nowy ustrój, ale i nowego człowieka, a my mieliśmy być tworzywem. 

Otóż ci przedwojenni nauczyciele oczywiście milczeli w wielu sprawach, ale sama ich obecność była tonizująca: łagodziła i obyczaje, i nacisk ideologiczny. (...) W moim liceum (...) podział wśród nauczycieli był już wyraźny: jeszcze duża grupa nauczycieli starej daty, ale już co najmniej równie liczna gromada półinteligentów" (s. 8-9).

Jak będą wspominać dzisiejszych nauczycieli nastolatkowie pokolenia X-Y-Z? Czy też będą pamiętać tych, którzy ciągle się kogoś i/lub czegoś bali, albo zapamiętają ich jako ideologicznie zaangażowanych w wojnę polsko-(nie-)polską, jako nomenklaturę związkową, partyjną czy może  zaangażowanych  w spory światopoglądowe aktywistów, zwolenników określonej władzy lub opozycji wobec niej? Być może będą klasyfikować swoich byłych nauczycieli według poziomu ich inteligencji, postaw wobec zawodu, uczniów i ich rodziców, czy może ze względu na ich dydaktyczną ignorancję, kreatywność lub tumiwisizm.