W 1905 roku zostały wydane w przekładzie na język polski "Nowe Szkice" Ellen Key, którą pedagodzy znają głównie z różnych opracowań o niej, bo "Stulecie Dziecka" jej autorstwa było objęte cenzurą przez ponad czterdzieści lat, a w okresie III RP do jej myśli nawiązywali jedynie historycy wychowania i teoretycy nurtu pajdocentrycznego.
Szwedzka nauczycielka była jednak nie tylko znakomicie
wykształconą humanistką, ale także wyjątkowo wrażliwą na piękno obserwatorką
codziennego życia, dzieląc się z innymi swoimi myślami, wrażliwością estetyczną,
społeczną, moralną, psychologiczną i pedagogiczną.
Zawodowo,
oświatowo i literacko jest zaliczana do pokolenia wybitnych postaci pedagogiki reform przełomu XIX i XX
wieku, jak Janusz Korczak, ale i częściowo jak Maria Montessori, Peter Petersen, Georg Kerschensteiner czy Rudolf
Steiner. W stosunku do wszystkich tu wymienionych przedstawicieli tej pedagogiki E. Key nie tworzyła własnego przedszkola czy szkoły, nie prowadziła domu
sierot, natomiast swoim piśmiennictwem promieniowała na pedagogiczną myśl
ówczesnych elit.
"Nowe Szkice" nie straciły na swojej aktualności, a minęło od ich wydania 120 lat. Jedynie język polski uległ tak głębokim przekształceniom, że może nieco zniechęcać młode pokolenie do czytania tego typu prac. Może, ale nie musi, bowiem od tamtego czasu właściwie niewiele się zmieniło zarówno w poziomie postaw społeczno-moralnych, komunikacji międzyludzkiej, w relacjach pokoleniowych, w nastawieniu społeczeństw do znaczenia uczenia się, w stosunku do ludzi wykształconych czy roli edukacji szkolnej.
Przysłowiowego "konia z rzędem" temu, kto czytał te szkice, a już na pewno, kto by przejął się zawartym w nich przesłaniem pedagogicznym. Jednak w tej rozprawce znajdą znakomite analizy i refleksje pedagodzy lasu czy pedagodzy kultury, a szczególnie osoby zainteresowane teorią i praktyką wychowania estetycznego.
Świat zapewne wyglądałby gorzej, gdyby zaniechać
oświecenia ludu, zlikwidować szkoły, nie wydawać książek, nie reagować na
postawy nekrofilne tych, którzy z różnych przyczyn nie potrafią panować nad
sobą i wykorzystują najniższe instynkty do zaznaczenia swojej obecności w społeczności lokalnej czy medialnej.
Nadal aktualny jest pogląd E. Key, że: "Zdolność do osiągnięcia wykształcenia - jak wszystkie dary natury - można rozwiną lub też przytłumić. Ostatnie zdarza się zazwyczaj pod wpływem panującego obecnie systemu szkolnego. Mnóstwo sprzecznych ze sobą wrażeń , jakich jeden tylko dzień szkolny dostarcza, usypia siłę myślenia zarówno jak uczucie i fantazyę.
Z całej rozmaitości materyału,
tylko bardzo nieznaczna część zostaje przyswojona, na własność przez dzieci,
albo, innemi słowy, staje się środkiem wykształcenia dla nich. Niezbędna dla
rozwoju osobistego samodzielność zasadza się tylko na kuciu lekcyi, gdyż prawie
nigdy nie starczy czasu, aby czytać książki, tj. czerpać ze źródeł wiedzy,
którą zwykle w ciągu piętnastu lat życia udzielają uczniom łyżeczkami, jak
miksturę, w codziennych dawkach" (s. 76).
Niewiele zmieniło się od 120 lat w kwestii mitu o rzekomej możliwości wykształcenia wszystkich na tym samym poziomie. Jak napisała wykształcenie wymaga osiągnięcia integralnego stanu rozwoju wszystkich sfer osobowych, a nie tylko jednej czy kilku z nich. Wykształconym może być osoba, która nie uczęszczała do szkoły, a swoje wykształcenie zawdzięcza samokształceniu.
Zdaniem E. Key:
"(...)
najgorętsze serce nie pomaga do wniknięcia w znaczenie dzieł naukowych,
literackich lub artystycznych, ani do zrozumienia nawet naszych najbliższych,
poświęcających się działalności umysłowej, jeśli nie posiadamy dość kultury, by
w pewnej mierze pojmować dzieła ducha i z nich korzystać; gdy zmuszeni jesteśmy
zgodzić się na to, że nawet najbogatszy zasób wiadomości, najświatlejszy umysł
nie może nas postawić w godnym kulturalnego człowieka stosunku do
teraźniejszości i ludzkości, jeśli umysłu naszego nie rozpali uczucie i
fantazya; gdy widzimy, że ani rozwój umysłu, ani serce nie zastąpi
wykształcenia zmysłów, jakie nam daje smak dobry, - to zaczynamy pojmować,
dlaczego niewłaściwem jest mówić o wykształceniu serca
albo umysłu, albo zmysłu piękna.
Rozmaite
nasze zdolności mogą się rozwijać osobno i osiągać wiele sprawności, a jednak
nie zdobywamy jeszcze przez to wykształcenia. Gdyż ostatnie jest
zlaniem się różnych momentów kształcenia się w jedną całość; jest ono wywołane
wzajemnem współdziałaniem wszystkich zdolności. Im mniej się oddzielają od
siebie przejawy serca, umysłu i zmysłu piękna, im doskonałej każdy materyał
kształcący pochłania i przerabia w sobie cała osobowość, tem rzeczywistsze i
dojrzalsze jest wykształcenie" (s. 74-75).
Kim zatem jest człowiek wykształcony? Nie tym, który uważa, że świadczy o tym zdobyte formalne wykształcenie, które zostało potwierdzone przyznanym mu świadectwem, dyplomem, certyfikatem czy innego rodzaju dokumentem. Bywa, że bardziej wykształconą jest osoba bez tych dokumentów, gdyż wykształconego wyróżnia od "świadomego" to, że "(...) żyje bogatem życiem wewnętrznem przez tę rozkosz dla oczu i duszy, jakiej mu dostarcza sztuka. (...)
Wykształcony ceni klucze tylko o tyle, ile mu otwierają nowe światy, do których pociąga go myśl, uczucie i wyobraźnia. (...) Im człowiek jest bardziej wykształcony, tem mocniejszy ma przeświadczenie, że wszystkiego wiedzieć nie może; tem skromniej mówić o tem, czego nie wiem, tem otwarciej prosi o objaśnienie tego, czego nie pojmuje; tem mniej obłudnym jest w pojęciach i zasadach, - zupełnie jak milioner może sobie pozwolić na przyzwyczajenia skromniejsze, niż człowiek tylko zamożny" (s. 90-91).