W
tych dniach ukazała się kolejna monografia naukowa Zbyszko Melosika z Wydziału
Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, której tytuł jest nieco inny od tego w
moim poście, ale okładka to rekompensuje. Autora obfitej treściowo publikacji nie
trzeba nikomu przedstawiać, bo ma grono wielbiących jego kolejne
projekty badawcze czytelników, do których także ja się zaliczam. Są bowiem uczeni
i pseudouczeni, naukowcy i naukawcy, autorzy pasjonaci, mistrzowie nauki i tacy
z dyplomami stopni naukowych, których publikacje zajmują zbytecznie miejsce w
bibliotekach czy na czyichś dyskach twardych.
Dlaczego
zaproponowałem w dzisiejszym wpisie nieco inny tytuł? Z bardzo prostego powodu.
Melosik po to napisał tę rozprawę, żebyśmy nie dali się rozproszyć, wyalienować, zatopić w
rzekomej interdyscyplinarności. Ponowienie przez niego kategorii
"tożsamości dyscyplinarnej" identyfikuje naukowca z podstawową, bazową
dla jego wykształcenia i kompetencji badawczych dyscypliną naukową. Nie mógł autor
tej monografii przewidywać, że w 2024 roku pojawi się w środowisku akademickim
lobby rozproszenia tożsamości akademików pod pozorem pożądanej
interdyscyplinarności i umiędzynarodowienia likwidacji w postępowaniach
awansowych identyfikacji z dyscypliną naukową.
Profesor
Melosik uzyskał przecież tytuł profesora nauk humanistycznych jako doktor
habilitowany w dyscyplinie pedagogika, którą to identyfikację zakrył nadany
tytuł profesora. Ten zaś został mocą decyzji administracyjnej b. ministry
Barbary Kudryckiej jemu odebrany i zastąpiony tytułem nauk społecznych. Mnie
też. To zdumiewające, że można uczonym zmienić ich dziedzinową tożsamość.
Reforma 2.0 przywróciła możliwość aplikowania o nadanie tytułu profesora w
dziedzinie i dyscyplinie naukowej, w dziedzinie nauk lub dziedzinie i
dyscyplinach naukowych (dwóch, trzech...).
Co
ciekawe, rozdział 7 tej książki ma tytuł: "Dyscypliny humanistyczne i
społeczne". Ich rozerwanie, oddzielenie od siebie, także w instytucjach
typu NCN i NCBiR było - moim zdaniem - największym błędem kulturowym formacji
PO/PSL. No, ale jak rządzący traktują naukę w kategoriach zysków, często
ukrytych, "dojenia" budżetu dla "swoich", to taki podział
jest "zasadny".
Jak
to jest zatem z naszą tożsamością? Profesor UAM ma wiele tożsamości: był
profesorem nauk humanistycznych, potem zmieniono mu na profesora nauk społecznych, a przecież
jego tożsamość jest badawczo zakorzeniona w pedagogice, w tym szczególnie w pedagogice
porównawczej, socjologii edukacji, a ostatnio także w naukoznawstwie. Nie
rozstrzygajmy tego tylko zanurzmy się w treść dzieła, które jest pasjonujące
nie tylko ze względu na zakres analiz przekraczających dyscyplinę autora, ale
także sprowokowanie całego środowiska naukowego do namysłu nad stanem także
własnej dyscyplinarności i związanych z nią następstw.
Nie
ma racji recenzent Henryk Mizerek, że taka praca dotychczas nie powstała, skoro
o tym, czym jest nauka, jakie jest jej znaczenie, a przy tym jaką rolę
spełniają w niej naukowcy, pisali filozofowie od czasów starożytnych po
współczesne. Na dniach ukaże się kolejna na ten temat praca Michała Hellera, więc warto być
powściągliwym w wyrażaniu takich opinii . Rzecz jasna, można tak napisać o każdej książce (z pominięciem
plagiatu), że taka jeszcze nie powstała, ale jest to tak oczywiste, że chyba
nie wnosi niczego nowego do naszej wiedzy na dany temat.
Istotnie,
rozprawa Z. Melosika jest jego, niepowtarzalna, oryginalna, wyjątkowa, jak każda z
wcześniejszych, a przy tym inspirująca nie tylko do naukoznawczych debat czy
dyskursów dotyczących reform/zmian w szkolnictwie wyższym i nauce, ale przede
wszystkim cenna w kształceniu kadr akademickich. Sądzę, że powinna to być jedna
z ważniejszych lektur w szkołach doktorskich, by ubiegający się o wejście na
ścieżkę rozwoju naukowego chociaż dotknęli kwestii własnej tożsamości, stanęli
przed koniecznością odpowiedzenia sobie na pytanie:
Po co chcę przygotowywać pracę doktorską? Dlaczego chcę prowadzić badania naukowe?
Czy chcę "zrobić" doktorat?
Czy może ktoś chce mieć stopień/dyplom doktora?
Czy zamierza prowadzić badania bez względu na istniejące uwarunkowania polityczne, administracyjne, kulturowe, społeczne, komunikacyjne, finansowe itd., itd.?
Czy może tli się w niej pasja osoby pragnącej dociekać prawdy o interesujących ją zjawiskach, obiektach itp.?
Czy bycie naukowcem to zawód czy
pasja pozytywnie zakręconego wielbiciela poznawania świata/-ów?
Zachęcam do lektury tej książki. Niech rozgorzeje dyskusja na łamach czasopism naukowych a nie naukawych. Niech pseudonaukowcy uświadomią sobie, że NAUKA broni się przed ich obecnością w uczelniach publicznych i niepublicznych także dzięki takim publikacjom.
Melosik skonstruował lustro, w którym warto się przejrzeć, spojrzeć wstecz, by nie dać się zrzucić z drabiny tym, którzy z nauką nie mają nic wspólnego, natomiast chętnie leczą pseudokrytyką swoje kompleksy czy brak osiągnięć naukowych rzekomo tropiąc patologie. Na takie studium nie stać wyrotowanych z uczelni ze względu na brak osiągnięć naukowych. Te trzeba odsłaniać z perspektywy naukowych standardów. Książka Z. Melosika dobrze służy odkryciom w nauce i o nauce, demistyfikacjom w środowisku naukowym i pseudonaukowym. Bądźmy zdyscyplinowani merytorycznie i metodologicznie w ramach swoich dyscyplin i twórzmy interdyscyplinarne zespoły badawcze.