25 listopada 2020

 



Wczoraj odbyło się spotkanie autorskie w związku z wydaną przeze mnie monografią p.t.  (Kontr-)rewolucja oświatowa. Studium z polityki prawicowych reform edukacyjnych (Łódź, 2020). 

Jedna z dziedzin moich badań naukowych dotyczy diagnozowania stanu polskiej oświaty, analiz polityki oświatowej, projektowanych i wdrażanych reform szkolnych, które rzutowały na jej obecny kształt.

Dwugodzinne spotkanie w dn. 24 listopada 2020 poprowadził Piotr Szwed  - literaturoznawca, współpracujący z wieloma redakcjami kulturalnymi, na co dzień przede wszystkim nauczyciel VIII Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi.  Organizartorami spotkania były Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego i Biblioteka Miejska w Łodzi , a będzie ono do obejrzenia pod tym linkiem.  




Nie była to łatwa rozmowa o polityce oświatowej  z tak wrażliwym na sprawy społeczne nauczycielem i słuchaczami, którzy byli niewidoczni dla mnie w tej aplikacji. Trzeba zaakceptować ten proces, doświadczając dokładnie tego samego, z czym spotykamy się na co dzień w edukacji online. Tematem spotkania nie byłą jednak moja książka, chociaż wiem, że prowadzący ją przeczytał, bo miał mnóstwo pytań, które chciał mi postawić z nadzieją, że uda mi się odpowiedzieć na nie w tak krótkim czasie. 

Jednak wydana przeze mnie książka o (kontr-)rewolucji oświatowej prawicowych reform edukacyjnych musiała dotknąć jej początków, powodu, dla którego w ogóle napisałem tę rozprawę. Nie jest to  bowiem pierwsza moja książka dotycząca badań naukowych w polskim szkolnictwie państwowym, a potem połowicznie publicznym, i to bez względu na to, jaka formacja partyjna była u władzy - prawica-lewica-konserwatywna prawica- lewica-neoliberałowie-prawica.

Co to obchodzi polityków naprzemiennie przejmujących w państwie władzę, że zdradzili  testament "Solidarności" lat 1980-1989? Oni nie mają żadnego poczucia zobowiązania wobec społeczeństwa, narodu, kraju. Ich interesuje przede wszystkim moc posiadania, dysponowania niepodzielnymi środkami i ludźmi, którzy mają realizować misję ideową formacji rządzącej partii, która ma wzmacniać tak własny elektorat, jak i sprawujących władzę.

Kontynuuję w Katedrze Teorii Wychowania ten model badań naukowych, który stał się fundamentem do powstania na Uniwersytecie Łódzkim Katedry Pedagogiki, którą kierował tak znakomity filozofa wychowania i pedagog porównawczy, jakim był Sergiusz Hessen, a później wypromowany przez niego doktor - Karol Kotłowski. Jak pisał Hessen w 1931 r.:

W rzeczy samej, w czystej, granicznej postaci polityka i oświata stanowią zupełne przeciwieństwo. Zasadą polityki jest władza, zasadą oświaty – wolność. Polityka jest mechanistyczna, oświata jest duchowa. Nawet tam, gdzie walkę polityczną prowadzi się środkami duchowemi, zadanie polityki polega na tem, aby przyciągnąć na swoją stronę możliwie największą liczbę wyznawców, nakładając na nich pieczęć swego programu lub swego ideału. Gdy zadaniem wychowawcy jest uczynienie kogoś samym sobą, to zadaniem polityka – upodobnienia kogoś do siebie (Podstawy pedagogiki, s. 241)

Byłem ostatni doktorem profesora K. Kotłowskiego, o którym - żeby nie wiem kto i co chciał pisać na podstawie tylko i wyłącznie dostępnych mu tekstów oraz wypreparowanych z nich zdań - wykształcił odważną kadrę naukową w duchu wolności nauki. Nie doczekał wolności, nie doświadczył zmiany ustroju, toteż w pozostawił mojemu pokoleniu powinność zatroszczenia się o prawo naukowców do poszukiwania prawdy, a nie do jej głoszenia.

Tymczasem wśród zadań stawianych nauce zajmującej się polityką oświatową jest diagnozowanie czynników warunkujących funkcjonowanie systemu oświatowo-wychowawczego, jego rozwój, zakres zachodzących w nim zmian, strategie ich projektowania i wdrażania, a na tej podstawie konstruowanie także modeli teoretycznych podstaw dla rozumienia i prowadzenia praktycznej działalności politycznej.

Będąca zatem przedmiotem czy okazją do wczorajszej romowy książka jest kolejnym otwarciem kart pamięci o czasach bolesnych dla wielu nauczycieli, którzy uwielbiają swój zawód, a bycie z uczniami i dla uczniów jest dla nich ważniejsze, niż posłuszeństwo jakiejkolwiek władzy. To nie minister edukacji stanowi  o jakości procesu kształcenia. On może co najwyżej doprowadzić do sytuacji, w wyniku której zostanie przyjęty podstawowy dokument w pracy wszystkich nauczycieli, jakim jest podstawa programowa kształcenia ogólnego. 



Pierwsi ministrowie edukacji w postsocjalistycznym państwie - Henryk Samsonowicz i Robert Głębocki byli jedynymi ministrami, którzy realizowali solidarnościowy projekt rewolucji w polskim szkolnictwie, który wypracowany został przez nauczycieli i naukowców we wspólnej, autentycznej rozmowie. Zapewnili edukacji nie tylko prawo do wolności i profesjonalnej odpowiedzialności, ale także zadbali o wysokie, godne płace dla tych, którzy zawsze są na pierwszej linii przed- i szkolnego wychowania oraz kształcenia młodych pokoleń.

Mogliśmy w przedszkolach i szkołach jeszcze państwowych (w latach 1989-1993), ale już przygotowywanych do przejęcia ich przez samorządy, oddolnie tworzyć, wdrażać programy, klasy, podręczniki a nawet szkoły autorskie. Przedszkola i szkoły zaczęły zmieniać swoje oblicze z przybudówek partii marksistowsko-leninowskiej indoktrynacji na środowiska otwarte na każdą osobę.  

Mimo pogarszającej się z każdym rokiem sytuacji materialnej nauczycieli, i to w okresie rządów sprawowanych przez postkomunistyczną lewicę (1993-1997), która miała najwięcej nauczycieli w dziejach polskiego parlamentaryzmu wśród posłów ówczesnej kadencji, bowiem było ich prawie 100, w środowisku tliła się jeszcze nadzieja, że po czasach trudnych wyrzeczeń,  ubóstwa (powstała wówczas w Wałbrzychu Partia Głodujących Nauczycieli) i osobistych poświęceń, dojdzie wreszcie do władzy partia szanująca, doceniająca i wspomagająca pedagogów w ich ponadczasowej i ponadpolitycznej pracy zawodowej. 

Tak się nie stało, gdyż głód niedostatku u zdradzających idee i postanowienia "Solidarności" był większy, niż troska o dobro wspólne. Zaniedbywano zatem oświatę, kulturę i naukę oraz  opiekę zdrowotną. Ministrem edukacji mógł być każdy, bez względu na kompetencje, a najlepiej, jak ich w ogóle nie posiadał, tylko grzecznie realizował politykę władztwa oświatowego, manipulowania nauczycielstwem, a nawet jego związkami zawodowymi no i nie realizując postulatu z 1981 r. powołania do życia Samorządu Zawodowego Nauczycieli (Izb Nauczycielskich), który miał być profesjonalnym samorządem. Inne grupy zawodów publicznych zdołały sobie to wylobbować, tylko nie nauczyciele.     

Ministerstwa Edukacji Narodowej (w PRL – Ministerstwa Oświaty i Wychowania), a obecnie Ministerstwo Edukacji   i Nauki jest ostatnim bastionem socjalizmu, państwa totalitarnego, który skutecznie i w dużym stopniu, w sposób ukryty dla społeczeństwa, reprodukuje mechanizmy charakterystyczne nie tylko dla centralistycznych ustrojów oświatowych, ale i monistycznych, tyle że zmieniających się wraz z wyborami demokratycznymi do Sejmu. 

Moja książka nie jest o kontestacji, ale o kontrrewolucji oświatowej rozumianej jako dokonywanie rewolucji w odwrotnym zupełnie kierunku, na rzecz realizowania całkowicie innych celów i z zastosowaniem odmiennych regulacji organizacyjnych, administracyjno-prawnych i pedagogicznych. 

Rewolucję oświatową od kontrrewolucji odróżnia jedynie kierunek (cel) zmian, a nie ich mechanizmy czy środki. O pierwszej rewolucji oświatowej pisałem w serii książek dotyczących edukacji w wolności i edukacji pod prąd, edukacji autorskiej.

 


Był to czas próbowania włączenia w tworzenie samorządów lokalnych także procesów szkolnej demokracji, powstawania rad szkolnych i silnego oporu przeciwko nim.

 


Pierwsza kontrrrewolucja w powyższym rozumieniu pojawiła się wraz z centralistyczną reformą ustroju szkolnego, której błędnie przypisuje się miano nowego otwarcia, zaczęła się wraz z reformą Mirosława Handkego. To było powstrzymanie i zablokowanie oddolnego ruchu nauczycielskiej wolności. Nastąpił okres utrwalania nadzoru pedagogicznego nad nauczycielami, nad najbardziej kreatywną w nich grupą, by wszyscy powrócili – jak za dawnych lat w PRL bywało – do pracy równym rytmem, w tym samym kierunku i pod tym samym pręgierzem.   

Ministrowie wprowadzający rewolucję oświatową – Mirosław Handke w 1999 r. i Anna Zalewska wszczynająca wobec tego ustroju szkolnego kontrrewolucję w 20198 r.  -  nie dokonali tego na podstawie uprzednich badań oświatowych, kompleksowych diagnoz czynników odpowiedzialnych za funkcjonowanie szkolnictwa, by możliwe było przewidzenie następstw dla procesów organizacyjnych, technicznych, kadrowych, ale przede wszystkim psychospołecznych wśród dzieci i młodzieży. Liczył się tu głównie czynnik ekonomiczny, polityczny i ideologiczny. 

Szkoła nie może tkwić w tym świecie za zmurszałymi murami idei, myśli, metodycznych rozwiązań, skoro te nie tylko już nie przystają do tego świata, do kolejnej fali dynamicznej akceleracji rozwoju dzieci i młodzieży, ale oddalają uczniów od innych sposobów i źródeł zdobywania wiedzy oraz umiejętności. Te przecież powinny mieć charakter prospektywny, a nie głównie tradycjonalistyczny, gdyż mimo wszystko kształcimy młode pokolenia do przyszłości, nie zapominając rzecz jasna o przeszłości. Polska pedagogika musi wychodzić poza horyzont dotychczasowego usytuowania edukacji szkolnej.

Nie ma w polityce oświatowej III RP ani planowania oświatowego, które powinno odbywać się na podstawie naukowych badań i analiz kluczowych dla edukacji czynników, ani z prognozowaniem oświatowym mającym na celu przewidywanie przyszłych zjawisk na podstawie także naukowych danych, gdyż żaden z ministrów nie wie, jak długo będzie mógł realizować własny (w sensie własnego zaplecza partyjnego) projekt oświatowy. Każda z reform odgórnych, centralistycznych będzie niosła z sobą opór i/lub rozczarowania.

 

Triumf wartości instrumentalnych nad kulturowymi, symbolicznymi staje się jedną z przyczyn apatii i rozczarowania polityką wśród młodych ludzi, chyba że ona sama może stać się trampoliną, windą wynoszącą ich ku górze. Politycy uczynili wszystko, co możliwe, by podtrzymać niezdolność młodych pokoleń do angażowania się w sprawy publiczne z pozycji niezależnej od ich preferencji i afirmowanych przez nich wartości.

Obudzili się, kiedy zdali sobie sprawę, że wolność, w której przyszli na świat jest im sukcesywnie redukowana przez kolejne formacje polityczne. Teraz nic już tego ruchu nie powstrzyma, a tym bardziej jakieś jego kolejne ofiary w wyniku pacyfikowania strajków, protestów czy symbolicznych przejawów dezakceptacji. Ich rodzice pamiętają miniony ustrój, ale i to, jak jedna czy druga formacja polityczna pozbawiały ich prawa do referendum.

Tym bardziej tak te, jak i każde następne władze nie znajdą sojuszników w środowiskach, które doświadczyły braku tolerancji, arogancji, upełnomocnienia w strukturach władzy ignorantów, pozorów troski o sprawy publiczne, propagandowego zakłamywania rzeczywistości przez obie strony wojny kulturowej w Polsce, itd., itd.  

Zachęcam do lektury i dyskusji, do prowadzenia badań odsłaniających istotę i sens zmian, które zachodzą w edukacji, z jej udziałem lub wbrew niemu.