Polska
szkoła wkracza w rok 2025/2026 z paradoksem: rosnącą liczbą programów
promujących ruch i równoczesnym spadkiem realnej aktywności uczniów. Dane
Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego z lat 2022–2024
pokazują, że ponad 60% dzieci w wieku 11–15 lat nie spełnia minimalnych norm
aktywności fizycznej zalecanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), czyli
60 minut ruchu dziennie. Jeszcze w 2018 roku normy te spełniało 37% uczniów; w
2023 roku – już tylko 32%.
Badania
programu COSI (Childhood Obesity Surveillance Initiative) z 2022 roku wskazują,
że co trzecie dziecko w Polsce ma nadwagę lub otyłość (32% chłopców i 29%
dziewcząt w wieku 8–9 lat). W porównaniu z 2010 rokiem jest to wzrost o blisko
dziesięć punktów procentowych. W niektórych województwach (mazowieckie,
śląskie, łódzkie) odsetek ten przekracza 35%.
Z
kolei raport HBSC (Health Behaviour in School-aged Children, 2022) potwierdza,
że 67% uczniów szkół ponadpodstawowych spędza ponad cztery godziny dziennie
przed ekranem, nie licząc obowiązków szkolnych, a tylko 9% uczęszcza regularnie
na pozaszkolne zajęcia sportowe. Równocześnie 42% młodzieży deklaruje
niezadowolenie ze swojej kondycji fizycznej.
Ministerstwo
Zdrowia wskazuje, że w okresie pandemii COVID-19 poziom sprawności motorycznej
uczniów spadł o 15–20% i do dziś nie powrócił do wcześniejszego poziomu.
Wskazuje się na wyraźny związek między spadkiem aktywności ruchowej a wzrostem
problemów z koncentracją, nastrojem i snem.
Zestawione razem, te dane tworzą obraz społeczeństwa młodych o ograniczonej sprawności, z rosnącą otyłością i dominującym stylem siedzącym. W takim kontekście każda inicjatywa mająca ożywić aktywność uczniów wydaje się potrzebna i uzasadniona. Pytanie jednak brzmi: czy obecne działania rządu stanowią realną zmianę systemową, czy tylko próbę zarządzania kryzysem poprzez programowe doraźności?
Na
tle opisanej diagnozy pojawił się program „Aktywna Szkoła”, ogłoszony wspólnie
przez Ministerstwo Edukacji i Nauki oraz Ministerstwo Sportu i Turystyki. W
dokumentach rządowych zaprezentowano go jako „nowy model aktywizacji uczniów i
wsparcia nauczycieli wychowania fizycznego”. Program ma budżet 260 mln zł w
2024 roku i 335 mln zł w 2025 roku.
Składa
się z trzech modułów: Aktywny Weekend, Aktywny Orlik i Aktywny
do kwadratu, który obejmuje zajęcia ruchowe w tygodniu szkolnym i w czasie wolnym uczniów.
Wynagrodzenie nauczyciela lub trenera uczestniczącego w programie wynosi 60 zł
brutto za godzinę, a typowy cykl obejmuje ok. 100 godzin rocznie, co daje 6 000
zł brutto za cały okres. 
Z
formalnego punktu widzenia program jest konkursowy – szkoły i samorządy
składają wnioski w naborach, a środki przyznawane są wybranym projektom. W
praktyce oznacza to, że lepiej zorganizowane, większe placówki mają większe
szanse, a mniejsze szkoły, bez zaplecza administracyjnego czy
infrastrukturalnego, często pozostają poza systemem.
To zasadniczy problem: Aktywna Szkoła nie jest reformą powszechną, lecz projektem grantowym – ograniczonym budżetowo i czasowo. Daje szansę na dodatkowe wynagrodzenie tylko tym nauczycielom, którzy zostaną zakwalifikowani, zamiast systemowo zwiększyć wynagrodzenia wszystkich prowadzących WF w szkołach.
Zgodnie
z obowiązującymi planami nauczania, uczniowie w klasach IV–VIII szkół
podstawowych mają 4 godziny WF tygodniowo, a uczniowie szkół ponadpodstawowych
– 3 godziny. W klasach I–III zajęcia ruchowe realizują nauczyciele edukacji
wczesnoszkolnej, dlatego nie wliczają się do puli etatów wychowania fizycznego.
Na
podstawie danych GUS (2024):
- liczba uczniów szkół podstawowych
     (IV–VIII) – ok. 2 mln,
 - liczba uczniów szkół
     ponadpodstawowych – ok. 1,7 mln,
 - średnia liczebność oddziałów: 18 osób
     w podstawówkach i 24–28 w szkołach ponadpodstawowych.
 
Przy nauczycielskim pensum (w tym przypadku - w sali gimnastycznej) 18 godzin dydaktycznych tygodniowo, szacunkowa liczba etatów potrzebnych
do realizacji WF wynosi:
- szkoły podstawowe (IV–VIII) – ok. 26
     tys.,
 - szkoły ponadpodstawowe – 10–11 tys.,
czyli łącznie 36–38 tys. etatów nauczycieli WF w całym kraju. 
To liczby czysto orientacyjne, ale pozwalają odnieść skalę programu Aktywna Szkoła do rzeczywistych potrzeb systemu.
Jeśli
przyjmiemy, że każdy nauczyciel uczestniczący w programie prowadzi 100 godzin
zajęć po 60 zł, jeden etat kosztuje państwo ok. 6 000 zł rocznie.
Przy budżecie 260 mln zł (2024) i 335 mln zł (2025) daje to teoretycznie
możliwość wypłaty dla:
- 43 tys. nauczycieli w 2024 roku,
 - 55 tys. nauczycieli w 2025 roku.
 
W świetle takich wyliczeń powyższe środki wystarczyłyby nawet dla wszystkich. W praktyce jednak tylko ok. 60% budżetu przeznaczane jest na wynagrodzenia
(reszta to sprzęt, promocja, obsługa projektu), a w programie uczestniczą
również trenerzy, instruktorzy i animatorzy, nie tylko nauczyciele szkolni. 
Po
uwzględnieniu tych korekt program obejmuje realnie ok. 26 tys. nauczycieli w
2024 r. i ok. 33 tys. w 2025 r. – czyli 70–90% faktycznej liczby etatów dla nauczycieli wf, a ponieważ wiele szkół nie ma możliwości aplikowania, faktyczna liczba
beneficjentów jest jeszcze niższa.
W rezultacie mamy do czynienia z mechanizmem premiowym, a nie powszechnym. O realnym wzmocnieniu finansowym można mówić tylko w odniesieniu do części środowiska. Pozostali nauczyciele otrzymają dotychczasowe stawki, mimo identycznych obowiązków i kwalifikacji.
„Aktywna
Szkoła” nie jest odosobnionym przypadkiem. Wpisuje się w szerszy trend projektowego
zarządzania oświatą – z funduszami przyznawanymi w trybie konkursowym, z
krótkim cyklem rozliczeń, często pod hasłem „innowacji”.
W rezultacie finansowanie staje się warunkowe i czasowe, a nauczyciele –
uzależnieni od naborów i sprawozdań.
Taki
model ma trzy skutki:
1.    Pogłębia
nierówności – większe szkoły z działami projektowymi częściej wygrywają granty;
mniejsze, wiejskie – pozostają w tyle.
2.    Dezorganizuje
strukturę motywacyjną – wzrost płac zależy nie od jakości pracy, lecz od
zdolności administracyjnych szkoły.
3.    Utrwala
doraźność – zamiast polityki kadrowej i zdrowotnej powstają „akcyjne” projekty
o ograniczonym czasie trwania.
Paradoks polega na tym, że państwo wprowadza program mający aktywizować uczniów, ale bierze w nim udział tylko część nauczycieli, a jego efekty nie są weryfikowane w odniesieniu do stanu zdrowia populacji dzieci. To pozór reformy, która nie dotyka źródła problemu – strukturalnego zaniedbania edukacji fizycznej i zdrowotnej w polskiej szkole.
Z
danych uczelni wychowania fizycznego (AWF) wynika, że liczba absolwentów
kierunku Wychowanie fizyczne spada: w 2023 roku studia II stopnia
ukończyło ok. 1,2 tys. osób, wobec ponad 2 tys. dekadę wcześniej. Nie ma
dokładnych danych, ilu z nich uzyskuje pełne kwalifikacje nauczycielskie, ale
jest oczywiste, że system nie zapewnia pełnej reprodukcji kadry.
W tym kontekście Aktywna Szkoła ma również wymiar symboliczny – stanowi próbę „skuszenia” nauczycieli i trenerów do podjęcia dodatkowych zadań w zamian za tymczasowe wynagrodzenie. Z punktu widzenia polityki oświatowej nie jest to budowanie potencjału, lecz łagodzenie deficytu.
Można sformułować na tej podstawie wnioski, zastrzegając, że wynikają z szacunkowych danych: 
1.    Program
„Aktywna Szkoła” nie jest reformą, lecz działaniem jedynie wspomagającym edukację w zakresie kultury fizycznej. Reaguje na objawy
kryzysu zdrowotnego młodzieży, nie dotykając jednak jego źródeł.
2.    Projektowe
finansowanie zamiast systemowego wprowadza konkurencyjność w miejsce współpracy
– szkoły rywalizują o środki, zamiast budować wspólną strategię zdrowia
publicznego.
3. Brak
danych o liczbie nauczycieli, kwalifikacjach i aktywności uczniów uniemożliwia
tworzenie długofalowej polityki. To samo w sobie jest symptomem kryzysu
zarządzania.
4.    Państwo
pozoruje aktywność poprzez język reform, ale niskie płace w szkolnictwie powodują brak zainteresowania zawodem nauczycielskim wśród absolwentów AWF.
5. Rzeczywista reforma powinna łączyć starania resortu edukacji, zdrowia i sportu w ramach spójnej strategii edukacji zdrowotnej, z adekwatną do stanu kultury fizycznej młodych pokoleń ofertą zajęć wychowania fizycznego, wsparciem infrastrukturalnym i wzrostem wynagrodzeń nauczycielskich, a nie grantami.
W
statystykach państwowych uczniowie stają się coraz mniej aktywni, a nauczyciele
– coraz bardziej projektowi. Paradoks „Aktywnej Szkoły” polega na tym, że pod hasłem ruchu i zdrowia utrwala
się instytucjonalny bezruch. System szkolny, który nie potrafi na stałe włączyć troski
o ciało, zdrowie i sprawność fizyczną w fundament integralnej edukacji.
Program,
który miał być ruchem ku zmianie, może okazać raczej ruchem pozornym –
dynamicznym w nazwie, biernym w skutkach. Dopóki edukacja fizyczna pozostaje obszarem doraźnych interwencji zamiast
trwałej polityki publicznej, polska szkoła będzie uczyć ruchu w warunkach
systemowego bezruchu, a jej „aktywność” kończyć się będzie tam, gdzie zaczyna
się kolejny nabór wniosków.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam