04 listopada 2025

Próba zaradzenia kryzysowi zdrowia fizycznego dzieci

 



Polska szkoła wkracza w rok 2025/2026 z paradoksem: rosnącą liczbą programów promujących ruch i równoczesnym spadkiem realnej aktywności uczniów. Dane Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego z lat 2022–2024 pokazują, że ponad 60% dzieci w wieku 11–15 lat nie spełnia minimalnych norm aktywności fizycznej zalecanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), czyli 60 minut ruchu dziennie. Jeszcze w 2018 roku normy te spełniało 37% uczniów; w 2023 roku – już tylko 32%.

Badania programu COSI (Childhood Obesity Surveillance Initiative) z 2022 roku wskazują, że co trzecie dziecko w Polsce ma nadwagę lub otyłość (32% chłopców i 29% dziewcząt w wieku 8–9 lat). W porównaniu z 2010 rokiem jest to wzrost o blisko dziesięć punktów procentowych. W niektórych województwach (mazowieckie, śląskie, łódzkie) odsetek ten przekracza 35%.

Z kolei raport HBSC (Health Behaviour in School-aged Children, 2022) potwierdza, że 67% uczniów szkół ponadpodstawowych spędza ponad cztery godziny dziennie przed ekranem, nie licząc obowiązków szkolnych, a tylko 9% uczęszcza regularnie na pozaszkolne zajęcia sportowe. Równocześnie 42% młodzieży deklaruje niezadowolenie ze swojej kondycji fizycznej.

Ministerstwo Zdrowia wskazuje, że w okresie pandemii COVID-19 poziom sprawności motorycznej uczniów spadł o 15–20% i do dziś nie powrócił do wcześniejszego poziomu. Wskazuje się na wyraźny związek między spadkiem aktywności ruchowej a wzrostem problemów z koncentracją, nastrojem i snem.

Zestawione razem, te dane tworzą obraz społeczeństwa młodych o ograniczonej sprawności, z rosnącą otyłością i dominującym stylem siedzącym. W takim kontekście każda inicjatywa mająca ożywić aktywność uczniów wydaje się potrzebna i uzasadniona. Pytanie jednak brzmi: czy obecne działania rządu stanowią realną zmianę systemową, czy tylko próbę zarządzania kryzysem poprzez programowe doraźności?  

Na tle opisanej diagnozy pojawił się program „Aktywna Szkoła”, ogłoszony wspólnie przez Ministerstwo Edukacji i Nauki oraz Ministerstwo Sportu i Turystyki. W dokumentach rządowych zaprezentowano go jako „nowy model aktywizacji uczniów i wsparcia nauczycieli wychowania fizycznego”. Program ma budżet 260 mln zł w 2024 roku i 335 mln zł w 2025 roku.

Składa się z trzech modułów: Aktywny Weekend, Aktywny Orlik i Aktywny do kwadratu, który obejmuje zajęcia ruchowe w tygodniu szkolnym i w czasie wolnym uczniów. Wynagrodzenie nauczyciela lub trenera uczestniczącego w programie wynosi 60 zł brutto za godzinę, a typowy cykl obejmuje ok. 100 godzin rocznie, co daje 6 000 zł brutto za cały okres. 

Z formalnego punktu widzenia program jest konkursowy – szkoły i samorządy składają wnioski w naborach, a środki przyznawane są wybranym projektom. W praktyce oznacza to, że lepiej zorganizowane, większe placówki mają większe szanse, a mniejsze szkoły, bez zaplecza administracyjnego czy infrastrukturalnego, często pozostają poza systemem.

To zasadniczy problem: Aktywna Szkoła nie jest reformą powszechną, lecz projektem grantowym – ograniczonym budżetowo i czasowo. Daje szansę na dodatkowe wynagrodzenie tylko tym nauczycielom, którzy zostaną zakwalifikowani, zamiast systemowo zwiększyć wynagrodzenia wszystkich prowadzących WF w szkołach.  

Zgodnie z obowiązującymi planami nauczania, uczniowie w klasach IV–VIII szkół podstawowych mają 4 godziny WF tygodniowo, a uczniowie szkół ponadpodstawowych – 3 godziny. W klasach I–III zajęcia ruchowe realizują nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, dlatego nie wliczają się do puli etatów wychowania fizycznego.

Na podstawie danych GUS (2024):

  • liczba uczniów szkół podstawowych (IV–VIII) – ok. 2 mln,
  • liczba uczniów szkół ponadpodstawowych – ok. 1,7 mln,
  • średnia liczebność oddziałów: 18 osób w podstawówkach i 24–28 w szkołach ponadpodstawowych.

Przy nauczycielskim pensum (w tym przypadku - w sali gimnastycznej) 18 godzin dydaktycznych tygodniowo, szacunkowa liczba etatów potrzebnych do realizacji WF wynosi:

  • szkoły podstawowe (IV–VIII) – ok. 26 tys.,
  • szkoły ponadpodstawowe – 10–11 tys.,
    czyli łącznie 36–38 tys. etatów nauczycieli WF w całym kraju.

To liczby czysto orientacyjne, ale pozwalają odnieść skalę programu Aktywna Szkoła do rzeczywistych potrzeb systemu. 

Jeśli przyjmiemy, że każdy nauczyciel uczestniczący w programie prowadzi 100 godzin zajęć po 60 zł, jeden etat kosztuje państwo ok. 6 000 zł rocznie.
Przy budżecie 260 mln zł (2024) i 335 mln zł (2025) daje to teoretycznie możliwość wypłaty dla:

  • 43 tys. nauczycieli w 2024 roku,
  • 55 tys. nauczycieli w 2025 roku.

W świetle takich wyliczeń powyższe środki wystarczyłyby nawet dla wszystkich. W praktyce jednak tylko ok. 60% budżetu przeznaczane jest na wynagrodzenia (reszta to sprzęt, promocja, obsługa projektu), a w programie uczestniczą również trenerzy, instruktorzy i animatorzy, nie tylko nauczyciele szkolni. 

Po uwzględnieniu tych korekt program obejmuje realnie ok. 26 tys. nauczycieli w 2024 r. i ok. 33 tys. w 2025 r. – czyli 70–90% faktycznej liczby etatów dla nauczycieli wf, a ponieważ wiele szkół nie ma możliwości aplikowania, faktyczna liczba beneficjentów jest jeszcze niższa.

W rezultacie mamy do czynienia z mechanizmem premiowym, a nie powszechnym. O realnym wzmocnieniu finansowym można mówić tylko w odniesieniu do części środowiska. Pozostali nauczyciele otrzymają dotychczasowe stawki, mimo identycznych obowiązków i kwalifikacji. 

„Aktywna Szkoła” nie jest odosobnionym przypadkiem. Wpisuje się w szerszy trend projektowego zarządzania oświatą – z funduszami przyznawanymi w trybie konkursowym, z krótkim cyklem rozliczeń, często pod hasłem „innowacji”.
W rezultacie finansowanie staje się warunkowe i czasowe, a nauczyciele – uzależnieni od naborów i sprawozdań.

Taki model ma trzy skutki:

1.    Pogłębia nierówności – większe szkoły z działami projektowymi częściej wygrywają granty; mniejsze, wiejskie – pozostają w tyle.

2.    Dezorganizuje strukturę motywacyjną – wzrost płac zależy nie od jakości pracy, lecz od zdolności administracyjnych szkoły.

3.    Utrwala doraźność – zamiast polityki kadrowej i zdrowotnej powstają „akcyjne” projekty o ograniczonym czasie trwania.

Paradoks polega na tym, że państwo wprowadza program mający aktywizować uczniów, ale bierze w nim udział tylko część nauczycieli, a jego efekty nie są weryfikowane w odniesieniu do stanu zdrowia populacji dzieci. To pozór reformy, która nie dotyka źródła problemu – strukturalnego zaniedbania edukacji fizycznej i zdrowotnej w polskiej szkole. 

Z danych uczelni wychowania fizycznego (AWF) wynika, że liczba absolwentów kierunku Wychowanie fizyczne spada: w 2023 roku studia II stopnia ukończyło ok. 1,2 tys. osób, wobec ponad 2 tys. dekadę wcześniej. Nie ma dokładnych danych, ilu z nich uzyskuje pełne kwalifikacje nauczycielskie, ale jest oczywiste, że system nie zapewnia pełnej reprodukcji kadry.

W tym kontekście Aktywna Szkoła ma również wymiar symboliczny – stanowi próbę „skuszenia” nauczycieli i trenerów do podjęcia dodatkowych zadań w zamian za tymczasowe wynagrodzenie. Z punktu widzenia polityki oświatowej nie jest to budowanie potencjału, lecz łagodzenie deficytu. 

Można sformułować na tej podstawie wnioski, zastrzegając, że wynikają z szacunkowych danych: 

1.    Program „Aktywna Szkoła” nie jest reformą, lecz działaniem jedynie wspomagającym edukację w zakresie kultury fizycznej. Reaguje na objawy kryzysu zdrowotnego młodzieży, nie dotykając jednak jego źródeł.

2.    Projektowe finansowanie zamiast systemowego wprowadza konkurencyjność w miejsce współpracy – szkoły rywalizują o środki, zamiast budować wspólną strategię zdrowia publicznego.

3. Brak danych o liczbie nauczycieli, kwalifikacjach i aktywności uczniów uniemożliwia tworzenie długofalowej polityki. To samo w sobie jest symptomem kryzysu zarządzania.

4.    Państwo pozoruje aktywność poprzez język reform, ale niskie płace w szkolnictwie powodują brak zainteresowania zawodem nauczycielskim wśród absolwentów AWF.

5.    Rzeczywista reforma powinna łączyć starania resortu edukacji, zdrowia i sportu w ramach spójnej strategii edukacji zdrowotnej, z adekwatną do stanu kultury fizycznej młodych pokoleń ofertą zajęć wychowania fizycznego, wsparciem infrastrukturalnym i wzrostem wynagrodzeń nauczycielskich, a nie grantami. 

W statystykach państwowych uczniowie stają się coraz mniej aktywni, a nauczyciele – coraz bardziej projektowi. Paradoks „Aktywnej Szkoły” polega na tym, że pod hasłem ruchu i zdrowia utrwala się instytucjonalny bezruch. System szkolny, który nie potrafi na stałe włączyć troski o ciało, zdrowie i sprawność fizyczną w fundament integralnej edukacji.

Program, który miał być ruchem ku zmianie, może okazać raczej ruchem pozornym – dynamicznym w nazwie, biernym w skutkach. Dopóki edukacja fizyczna pozostaje obszarem doraźnych interwencji zamiast trwałej polityki publicznej, polska szkoła będzie uczyć ruchu w warunkach systemowego bezruchu, a jej „aktywność” kończyć się będzie tam, gdzie zaczyna się kolejny nabór wniosków.




 

(Tekst powstał przy wsparciu ChatGPT5)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam