Tak
to niestety jest, że jak za zarządzanie oświatą zabierają się ignoranci,
partiokraci, ideolodzy, to szkolnictwo zalewa fala pozoranctwa, doraźnych i
parcjalnych zmian, które są powodowane interesem politycznego zaskarbienia
sobie przez władze MEN poparcia we własnym elektoracie. Mamy kolejne wybory,
więc dowiadujemy się o tak nielogicznych, sprzecznych z nauką projektach
rozwiązań, które komunikują urzędnicy MEN, że właściwie powinniśmy przestać na
nie reagować jakąkolwiek krytyką.
Należy
już tylko chwalić lewicową formację w MEN, podziwiać jej niekompetencję, by
kolejna władza miała co naprawiać. Dzięki temu koło absurdów
pseudoreformatorskich będzie toczyć się jeszcze przez długie lata, a młode
pokolenia i tak muszą same sobie poradzić z uzyskaniem wykształcenia.
Młodzi
mają zresztą świetne wzory osobowe urzędników wszelkiej maści politycznej z dyplomami po CH, które w
świetle toczących się postępowań prokuratorskich ktoś trafnie określił mianem
Collegium Tumanum. Beneficjenci nie tylko tego producenta dyplomów MBA i
pseudoakademickiego kształcenia na wielu kierunkach studiów, jak informują o
tym zarówno rządzący, Rzecznik Praw Obywatelskich, a nawet Urząd Ochrony
Konkurencji i Konsumenta są idealnym wzorem do naśladowania przez polską
młodzież, która już wie, jak i kogo należy korumpować, jak nie uczyć się a przy tym mieć
certyfikat rzekomej wiedzy, jak unikać wysiłku intelektualnego a nawet
fizycznego a mimo to mieć się dobrze u boku kolejnej formacji władzy,
itp., itd.
Przeczytałem wywiad ze Społecznym Rzecznikiem Praw Nauczycieli, a więc kimś, kto nie ma żadnych prerogatyw do reprezentowania tego środowiska zawodowego. Rzecznikami społecznymi praw nauczycieli są przecież oni sami, ale także wrażliwi na wartość tej profesji naukowcy reprezentujący nauki społeczne, dziennikarze, niektórzy rodzice uczniów czy działacze różnych NGO, które działają na rzecz lepszej edukacji w III RP.
Nie mam nic przeciwko temu, by ktoś sam ogłosił się czyimś rzecznikiem, bo takich nam potrzeba jak najwięcej w sytuacji, w
wyniku której środowisko nauczycieli przedszkoli, ogólnodostępnych szkół
publicznych i szkół wyższych rzeczywiście tonie za sprawą kolejnej a
destrukcyjnej dla oświaty polityki resortu edukacji.
Jednak przydałby
się w ślad za tym rzecznikiem jeszcze rzecznik obowiązków nauczycieli, a do
tych należą także reprezentujący ich profesję kuratorzy oświaty
kierownicy delegatur tych zbędnych urzędów oraz dyrektorzy przedszkoli i szkół.
No, ale oni nie będą rzecznikami w zakresie egzekwowania obowiązków swoich
podwładnych, bo ingerując w bezczynność części z nich, musieliby znaleźć kogoś
na zastępstwa, a podaż kadr w tym zakresie jest ujemna. Poza tym nie będą
stresować swoje koleżanki czy kolegów z rady pedagogicznej, bo się obrażą i
złożą wymówienie.
Pan Leszek
Dowigiełło, bo to on mianował się owym rzecznikiem praw nauczycieli, głosi
banały typu: "Zawód nauczyciela jest jednym z najważniejszych, a zarazem
jednym z najbardziej niedocenianych zawodów na świecie. Nauczyciele odgrywają
kluczową rolę w kształtowaniu przyszłych pokoleń, ale niestety często stają
przed wieloma wyzwaniami, które utrudniają im wykonywanie ich
pracy".
Niedorzeczne
jest to stwierdzenie rzecznika. Są bowiem kraje na świecie, w których zawód
nauczyciela należy do jednych z najwyżej wynagradzanych ale i w związku z
tym zobowiązującym do profesjonalnej, autoodpowiedzialnej pracy pedagogicznej,
a nie tylko dydaktycznej. Tym samym L. Dowgiełło powinien wprost powiedzieć,
że:
Zawód
nauczyciela jest wprawdzie jednym z najważniejszych, ale w III
Rzeczpospolitej jest zarazem jednym z najbardziej niedocenianych zawodów,
także w skali państw należących do UE i do OECD".
Otóż
ów społeczny rzecznik utyskuje na to, że sytuacje przemocowe, patologiczne w
szkołach często są "(...) zamiatane pod dywan. Strach przed kontrolą
odciska piętno. Czasem lepiej zacisnąć zęby i liczyć, że nikt się nie dowie. To
słowa nauczycieli. Dlatego zostałem ich rzecznikiem".
Niestety,
ale rzecznik praw nauczycieli nie może być pogotowiem ratunkowym dla tych,
którzy mają w szkołach problem z uczniami. Rozumiem, że może już nie tylko
społecznie poprowadzić warsztaty z nauczycielami, pomóc im napisać procedury,
które zapewnią im jakąś możliwość reakcji repulsyjnej na doświadczaną przemoc,
ale tej doświadczają oni także ze strony niektórych psychopatycznych czy
narcystycznie skoncentrowanych na samoobronie dyrektorów szkół. Uwzględni
wszystkie sytuacje kryzysowe w papierowych procedurach?
Treść wywiadu jest trafną odsłoną nonsensownego utrzymywania w systemie szkolnym tzw. nadzoru pedagogicznego. Gdzie są ci wizytatorzy i kogo oni reprezentują, czyimi są rzecznikami? Wiadomo - rządzącej w MEN partii, a nie nauczycieli, uczniów i ich rodziców. Tworzenie instytucji rzecznika praw nauczycieli jest kolejnym absurdem, który niczego nie załatwi. No, ale żeby o tym wiedzieć, trzeba trochę poczytać, douczyć się, tylko nie w kolejnych szkółkach tumanów.
Kiedy
ów rzecznik stwierdził:
"Skoro
my za nich (uczniów - dop. moje) odpowiadamy, musimy mieć na to siły i
narzędzia. Tymczasem utworzenie instytucji Rzecznika Praw Ucznia może ten
dysonans zwiększyć". WOW. To wreszcie ktoś powiedział wprost, że szkoła
bywa terenem wojny międzygeneracyjnej i trzeba dysponować narzędziami przemocy
(strukturalnej, symbolicznej i fizycznej),
to pomyślałem, że powinien trochę przeczytać: