Po
wczorajszym tekście w blogu, jeden z jego czytelników stwierdził:
"Kiedy
mamy do czynienia z kimś "nieprzemakalnym" na wiedzę, odpornym
na naukę, to poszukuje się takich środków, dzięki którym on zrozumie.
Żart, ironia nie trafią do jego umysłu. Jednak nie przełożymy go przez kolano,
by dać mu klapsa, skoro nic nie dociera do jego głowy".
Przypomniał
zatem stare porzekadło, że czasami trzeba komuś wytłumaczyć "jak krowie na
granicy". To tłumaczę tym, którzy jeszcze nie zrozumieli lub
zetknęli się z tym problemem po raz pierwszy. Od wielu lat poświęcam w blogu procedurom awansowym niektóre swoje wpisy, by informować o tym, jak jest, a nie, jak mi się wydaje, że jest. Od lat publikuję własne analizy danych wraz z komentarzem do nich na temat postępowań awansowych, związanych z nimi procedur i problemów prawnych czy etycznych.
Przyjmuję
zatem do wiadomości, że niektórym trzeba coś wytłumaczyć (z całym szacunkiem) jak przysłowiowej "krowie na
granicy", chociaż interesujący się tą problematyką chyba mają co najmniej świadectwo ukończenia szkoły podstawowej. Tolero z języka łac. znaczy ścierpieć.
A zatem, jak to jest z losowaniem w RDN profesorów na recenzentów?
Kiedy
wpływa do Rady Doskonałości Naukowej poprawnie przygotowany przez doktora lub
doktora habilitowanego wniosek w sprawie o nadanie mu tytułu profesora, to żeby
można było wylosować odpowiednio pięciu recenzentów, musi on trafić do zespołu
adekwatnej dziedziny nauk. Jeśli ktoś chce uzyskać tytuł profesora w dziedzinie
nauk społecznych, to musi jeszcze wskazać dyscyplinę naukową przypisaną
administracyjnie przez ministra do danej dziedziny. Mogą to być nawet dwie
dyscypliny. No Problem.
W
Zespole Nauk Społecznych (ZNS) tytuł profesora z dwóch dyscyplin uzyskał dotychczas
jeden z pedagogów, bowiem wskazał w swoich osiągnięciach jeszcze psychologię. Członkowie RDN musieli zatem zaproponować do losowania co najmniej 8 profesorów
z pedagogiki i co najmniej siedmiu siedmiu profesorów z psychologii.
Nie zdarzyło się w dziejach ZNS RDN, by znalazł się wśród ubiegających się o tytuł profesora współczesny Leonardo da Vinci, który mógłby przedłożyć osiągnięcia z więcej niż dwóch dyscyplin nauk, przynajmniej nie w tym Zespole. Może tak było w innej dziedzinie nauk?
Idźmy dalej. Trzech członków RDN reprezentujących wskazaną przez kandydata/-kę dziedzinę i dyscyplinę/-y nauk zapoznaje się z wnioskiem, który zawiera konieczne dokumenty. Oni nie są recenzentami tego i żadnego innego wniosku. Chociaż spotkałem się z przypadkiem kandydata, który uważał, że jeden z członków ZNS RDN recenzował jego wniosek. No cóż, niewiedza czy próba odwrócenia uwagi od własnych a kardynalnych błędów, jakie wykazali jedyni w jego postępowaniu właściwi recenzenci, co do których wstyd się przyznać, niczego nie usprawiedliwia.
Zatem, od momentu złożenia wniosku o wszczęcie postępowania w sprawie o nadanie tytułu profesora zaczynają się przysłowiowe
"schody", bo członkowie ZNS RDN muszą rekomendować do głosowania nazwiska
co najmniej 15 profesorów tytularnych, którzy:
- są specjalistami w zakresie przedmiotu badań naukowych wnioskodawcy. Przykładowo, trudno, by tak, jak czyjeś badania z ginekologii recenzował okulista, chociaż też jest profesorem nauk medycznych, publikacje przykładowo z historii wychowania oceniał pedagog mediów, bo to nie to samo, co mediewistyka, chociaż też jest profesorem nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika.
Ustawodawca określa:
"Art. 229. 1. Recenzentem w postępowaniu w sprawie nadania tytułu profesora może być osoba posiadająca:
1) tytuł profesora w zakresie danej dziedziny lub 2) co najmniej stopień doktora zatrudniona przez co najmniej 5 lat w zagranicznej uczelni lub instytucji naukowej na stanowisku profesora, która: a) przez okres co najmniej 5 lat kierowała samodzielnie zespołem badawczym oraz b) posiada znaczący dorobek w zakresie danej dziedziny.
2. Recenzentem nie może zostać osoba, która w okresie ostatnich 5 lat dwukrotnie nie dochowała terminu, o którym mowa w art. 228 ust. 4."
Co czynić, kiedy w ramach przedłożonych do oceny osiągnięć kandydata do tytułu profesora, nie ma w kraju 15 profesorów? Być może są w Polsce takie dyscypliny naukowe, które mają bogate zaplecze kadr profesorskich w każdym zakresie, nie tylko dziedzinowym, dyscyplinarnym ale i subdyscyplinarnym.
W pedagogice takich kadr nie posiadamy,
a być może podobnie jest w dziedzinie nauki o rodzinie, w naukach socjologicznych, naukach o komunikacji społecznej i mediach, w geografii społeczno-ekonomicznej i gospodarce przestrzennej czy stosunkach międzynarodowych. Ilu jest profesorów psychologii, którzy są wybitnymi autorytetami w zakresie historii myśli psychologicznej?
Musimy
zatem w sytuacji niedoboru, bo tego wymaga prawo, rekomendować do losowania profesorów z tej samej
dziedziny, dyscypliny, ale i z subdyscypliny pogranicznej np. w pedagogice będzie
to metodolog badań czy pedagog ogólny. Z "pustego i Salomon nie naleje".
Dodatkowo
są ograniczenia natury prawno-etycznej, bowiem nie można rekomendować na
recenzenta nawet najwybitniejszego profesora na świecie, jeśli:
-
był promotorem lub recenzentem pracy doktorskiej czy pracy habilitacyjnej
kandydata,
-
był jego zwierzchnikiem w jednostce akademickiej, pracował razem z nim,
-
uczestniczył w tym samym zespole badawczym (projekcie),
-
jest współmałżonkiem, byłym współmałżonkiem, przyjacielem, partnerem, kochankiem itp.
-
był recenzentem wydawniczym przedłożonych do oceny monografii naukowych,
- był współautorem czy współredaktorem pracy zbiorowej,
-
był/jest w konflikcie administracyjno-prawnym z kandydatem, itp., itd.
To są tylko niektóre powody koniecznego wykluczenia niektórych a potencjalnych kandydatów do recenzowania wniosku o nadanie tytułu profesora. W grę wchodzą jeszcze odmowy podjęcia się recenzji, także z różnych powodów (losowe, choroby, wyjazd zagraniczny, obciążenia pracą badawczą, polityczną itp.).
Członkowie RDN nie są
śledczymi, nie dysponują programem Pegasus, by sprawdzić, czy nie zachodzą
pozanaukowe okoliczności w relacji między wylosowanym recenzentem a kandydatem do tytułu z powyższego punktu widzenia. Mogą wejść w grę tzw. konflikty aksjologiczne czy związane z różnicą światopoglądową, stosunkiem do wiary, preferencje
paradygmatyczne, itp.
Nie oceniam innych dyscyplin, nie prowadzę w tym zakresie diagnoz, natomiast mogę zapewnić, że w ZNS RDN bardzo dbamy o to, by redukować wszelkie możliwe i nam znane powody naukowe, by rekomendować do losowania merytorycznie odpowiednich profesorów. W odróżnieniu od demagogicznych czy skrywających własny interes krytyków, szanujemy opinie profesorów i podejmowane przez nich decyzje.
Nie mamy wpływu na to, że w ciągu pięciu lat był tylko jeden lub 2 wnioski profesorskie z określonej subdyscypliny. Przykładowo: z pedagogiki porównawczej (1), historii wychowania (2), filozofii wychowania/edukacji (2), pedagogiki specjalnej (1) czy z pedagogiki wczesnej edukacji (2). Co jest tu istotne, nie ma w polskiej pedagogice piętnastu profesorów tytularnych z tych subdyscyplin.
Jak
nie ma wniosków z czyjejś specjalności, to potencjalni kandydaci na recenzentów są jedynie w wykazie,
którym dysponujemy w RDN i aktualizujemy adekwatnie do wręczanych w Pałacu
Prezydenta RP nominacji kolejnym koleżankom i kolegom.
Na oprogramowanie do losowania nie mamy żadnego wpływu. Członkowie RDN nie uczestniczą w procedurze losowania, tylko po zatwierdzeniu w trybie głosowania list recenzentów, otrzymują ich nowy ranking. Tak, jak w grze losowej, w której np. z 49 liczb, klienci otrzymują ranking wylosowanych sześciu czy pięciu. Podobnie członkowie RDN otrzymują ranking wylosowanych nazwisk, gdzie pierwszych pięć nazwisk dotyczy profesorów wskazanych przez program losujący na recenzentów. Pozostali mieli pecha.
Jeśli któryś z pięciu recenzentów odmówi udziału w postępowaniu, to pobierane jest nazwisko kolejnego z powyższego rankingu, a więc szóstego. Nie ma w tym niczyjej zmowy, ani złej woli, bo one nie mają z tym nic wspólnego.
Jak
ktoś ma pretensje, że nie jest wylosowany, to niech gra w lotto, a przekona
się, od czego to zależy. W grze losowej wrzuca się do bębna 49 kulek z liczbą
czy cyfrą, a w RDN - co najmniej 15 z przypisanymi do nich nazwiskami profesorów. Kto wygra? Kto przegra? O tym zdecydowali politycy Zjednoczonej Prawicy, a nie jakieś "kuchenne przyprawy".
Osobisty
komentarz brzmi tak:
W
sensie merytorycznym nie podoba mi się system losowania recenzentów w nauce.
Szanuję prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, by zgodnie z nim stosować
odpowiednie procedury. Być może sprawdza się ten system w sądownictwie,
ale ono jest podzielone na sprawy cywilne, karne, administracyjne itd.
Sędziowie są na etatach w sądach o odmiennym statusie administracyjnym, a zatem
dobór ich do losowania nie obejmuje wszystkich sędziów w naszym kraju.
W
nauce dobieramy profesorów z całego kraju, a i tak niektórzy odmawiają
recenzowania czyjegoś wniosku. Rozwiązanie w nauce typowe dla sądownictwa
jest zatem wadliwe z w/w powodów, których ustawodawca nie uznał za zasadne. Nie
przypuszczam, by w Sejmie, Senacie i Kancelarii Prezydenta nie było myślących
profesorów, kiedy wprowadzano Konstytucję dla Nauki. Czemu lub komu miało
posłużyć to rozwiązanie? W Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułu
recenzenci byli powoływani merytorycznie, odpowiednio do treści wniosku
kandydatów, a zatem odpowiedzialność była spersonalizowana a nie
probabilistyczna.
To, że w kraju jest kilkudziesięciu czy nawet kilkuset profesorów w danej dziedzinie i dyscyplinie naukowej, nie czyni ich ekspertami do losowania recenzentów, skoro nie ma wniosku w reprezentowanej przez nich dyscyplinie naukowej.
Nie
wiem, co przysłowiowa "krowa" na to? "Zaryczy"? Czy jednak
"zeżre trochę trawy" i popije wodą? Ta ostatnia jest szczególnie
potrzebna przy ruszaniu głową.
***
(źródło foto: moje)