Zanim pedagogika pojawiła się wśród nauk humanistycznych jako samodzielna dyscyplina wiedzy o wychowaniu i kształceniu, musiała zostać przez kogoś poczęta (historycy wskazują tu na J.A, Komeńskiego w XVII w. i J.F. Herbarta w XIX w.), by po stadium rozwoju prenatalnego (pedagogika prenatalna) pojawić się wreszcie wśród nauk tego świata. Od chwili jej narodzin, a poród był przez cięcie cesarskie, pedagogika została poddana pierwotnej, a następnie wtórnej socjalizacji.
Proces jej dyscyplinowania ukierunkowany był na to, by była posłuszna, grzeczna, milczała, jak małe dziecko, które jest rozbestwione i żąda nie wiadomo czego. Dyscyplinowanie pedagogicznego ciała naukowego wg M. Foucaulta i S. Balla to także przywoływanie jej do tego, by była w systemie dyscyplin naukowych na jego marginesie, bo ponoć jest najmłodsza, najsłabsza kulturowo (P. Bourdieu) i najbardziej cherlawa - kicha, prycha, kiedy jest krytyczna.
O tym, że pedagogika jest gorsza i inna świadczy ponoć to, że jest w kryzysie. Jeśli już, to chyba kryzysie męskości (zob. książkę Z. Melosika, Kryzys męskości), chociaż jeszcze się broni przed menopauzą, uprawiając „jogging naukowy” (pedagogika sportu), podróżując po kraju i świecie (pedagogika wolnego czasu i krajoznawstwa), dbając o własne zdrowie (pedagogika zdrowia), pracując (pedagogika pracy), troszcząc się o psyche (psychopedagogika) i o duszę (pedagogika duchowa), chodząc do kościoła (pedagogika religii), czy wreszcie zdobywając wiedzę na temat tego, jak należy godnie się starzeć (geragogika). Niektórzy twierdzą, że współczesna pedagogika jako dyscyplina jest upośledzona, kiedy chce być alternatywna, toteż trzeba ją resocjalizować (pedagogika resocjalizacji), a kiedy doświadcza kryzysu własnej kondycji, to trzeba rozwijać pedagogikę leczniczą, a potem rehabilitacyjną, rewalidacyjną i wreszcie pedagogikę śmierci (tanatopedagogikę).
Wprawdzie wiedza o wychowaniu i kształceniu, gromadzona i poszerzana przez kolejne pokolenia badaczy, ma wiele odmian, to jednak pojawia się pytanie, czy dzięki niej wiemy znacznie więcej na temat prawidłowości rządzących tymi procesami, aniżeli nasi poprzednicy wiedzieli przed stu- dwustu- czy ośmiuset laty? Czy nie jest tak, ze nieustannie powracając do minionych opisów, kategorii i wyjaśnień, stosujemy jedynie ich współczesne zamienniki terminologiczne, ale niewiele posunęliśmy się do przodu? Znacznie łatwiej jest przyjąć twierdzenie o postępie w zakresie wiedzy technicznej, technologicznej, medycznej czy przyrodniczej, niż humanistycznej. Gdyby historia wiedzy pedagogicznej miała istotny wpływ na życie społeczne, kulturowe i polityczne społeczeństw, w których jest rozwijana, to być może mielibyśmy postęp wyrażany lepszym wychowaniem i wyższym wykształceniem kolejnych pokoleń.
Wzrost jednak wiedzy pedagogicznej nie zapobiegł i nie przeciwdziała kolejnym porażkom ludzkości, jednostkowym i zbiorowym tragediom. Niestety, mimo tak dynamicznego rozwoju nauk humanistycznych i społecznych nasza ogólna wiedza o funkcjonowaniu człowieka, o uwarunkowaniach i sposobie jego zachowań nadal jest w pewnym stopniu wątpliwa, probabilistyczna. Zastanawiam się, czy pedagogika nie wpadła w pułapkę ideonomii, czyli odkrywania wiedzy już istniejącej, ukrytej w używanych przez minione pokolenia słowach, a zatem niewnoszącej nic nowego do wiedzy o badanych fenomenach, chociaż być może interesującej i doraźnie owocnej w praktyce.