W świetle Karty Nauczyciela wychowawca klasy powinien
otrzymać odrębny dodatek funkcyjny, którego wysokość nie może niższa niż 300 zł
brutto. Jak widać, politycy jako prawodawcy uważają, że rodzicom należy się za
wychowawstwo 500 zł brutto, natomiast tylko niektórym nauczycielom należy się o
200 zł mniej, bo w końcu szkoła to nie rodzina, zaś ów specjalny dodatek jest
dla nauczyciela a nie dla jego uczniów.
W sytuacji żenująco niskich płac w zawodzie nauczyciela
powyższe 300 zł jest dodatkiem, o który warto się postarać. Efektów pracy nikt
nie zmierzy, odpowiedzialność jest zerowa, zaś te ponad 200 zł co miesiąc
przyda się na pokrycie rachunku za energię elektryczną i wodę. Z lekką
zazdrością spoglądają niektórzy członkowie rad pedagogicznych na
swoje koleżanki czy kolegów w szkole, którzy dostali dodatkową funkcję.
To jednak na wychowawców spada ciężar egzekwowania,
dyscyplinowania, informowania, prowadzenia zebrań z rodzicami, odbywania
konsultacji z nimi i wypełniania różnych dokumentów, które dotyczą uczniów
(rzekomo ich wychowanków), jak np. skierowanie do poradni, powiadomienie
odpowiednich służb i rodziców w wyniku wypadku, wyliczanie absencji uczniów,
karanie i nagradzanie, wystawianie świadectw szkolnych, itp.
Nauczyciele-wychowawcy mają zatem licho płacone za
dodatkowe obowiązki w zakresie opieki nad przydzielonym im oddziałem klasowym.
Niektórzy zatem wykorzystują przydzielony im w organizacji zajęć czas na tzw.
godzinę wychowawczą na to, by wypełniać stosowne dokumenty, a nawet poprowadzą
zajęcia ze swojego przedmiotu, żeby nadrobić powstałe zaległości.
Być może czują się pokrzywdzeni ci, którzy nie są
wychowawcami, bo nimi być nie mogą. W świetle prawa, dodatek z tytułu sprawowania funkcji wychowawcy klasy nie
przysługuje nauczycielom, którzy nie sprawują tej funkcji.
(źródło:Fb)
Ma to ponoć dobrą stronę, gdyż w związku z powyższym nie muszą martwić się o wychowanie
uczniów, z którymi prowadzą lekcje. W ramach prowadzonego przedmiotu wchodzą do
klasy, "nauczają-odpytują" i wychodzą.
A gdyby tak zacząć porządnie płacić nauczycielom za ich pracę, by każdy z nich miał poczucie sensu pracy pedagogicznej, bycia docenianym zarówno za inkulturację uczniów oraz za ich edukowanie? Porządnie wynagradzać, to znaczy, że płaca byłaby na poziomie tuż po rządowej kaście. Może skończyłyby się problemy z zachowaniami uczniów, którzy widzieliby w swoich nauczycielach nie tylko specjalistów w zakresie danej wiedzy, ale także osoby godne naśladowania?
Tymczasem taki dotarł dialog:
- Chcesz być wychowawcą klasy za 300 złotych brutto?
- Nie, dziękuję. Wolę nie wychowywać.
(źródło mema-Fb)
1 komentarz:
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Polecam grać w totka. Przy wygranej, po 20 latach sinusoidy będzie lepiej-jest gorzej i zdawaniu się na czynniki zewnętrzne, jak ta trzcina pascalowska istnieje szansa, że przy wygranej wciąż zachowa się skromność i skorzysta z pełni życia do emerytury. Nie zapominajmy też, że nie każda szkoła jest smutna, a nawet w tych najsmutniejszych i tak zdarzają się kilka razy do roku - czasem, więcej niż dwa wyjścia do kina na film np. wojenny. Pamiętam, jak w liceum wyszliśmy do kina na "Miasto 44". Osobiście przyszłym nauczycielom poleciłbym film pt. "Aftersun". Oglądałem niedawno, gdyż wczoraj. Nie wiem czy jest sens w dobie internetu się na ten temat rozpisywać, ale w "mieszankach emocjonalnych" warto przejść swoją drogę życiową raz jeszcze, przeanalizować karierę, zadać sobie pytanie czym jest "powołanie" - czy to ojcowskie, czy to matczyne, czy nauczycielskie i przypomnieć sobie, jak postrzegało się świat, będąc dzieckiem. Przypomnieć sobie wakacje, lekcje i zadać sobie pytanie: "czy jesteśmy tym, kim chcieliśmy być?", czy tylko się okłamujemy? A tu jeszcze trzeba znaleźć kompromis dla równości, współpracy i szacunku. Trudne studia.
AM
Prześlij komentarz