12 marca 2021

Prof. Dariusz Galasiński wprowadza w błąd akademicką opinię publiczną (cz.2)

 



Wydawałoby się, że autorytet naukowy w zakresie psychologii komunikacji (problematyka perswazji i kłamstwa) będzie wiarygodny w swoim przekazie. Tymczasem prof. Dariusz Galasiński zawarł w drugiej części swojego felietonu ("Forum Akademickie" 2/2021) zdumiewająco nieprawdziwy komentarz o postępowaniach awansowych w naszym kraju.  

Po pierwsze manipuluje rzekomą frustracją związaną z tym, że: 

"Gdy starałem się o tytuł naukowy, rada naukowa, do której zwróciłem się z wnioskiem w tej sprawie, właściwie nie zajęła się moim dorobkiem. Dużo ważniejsze dla członków rady było to, do jakiej dyscypliny należy go przypisać. Rada bowiem uznała, że skoro nie zajmuję się za bardzo strukturą języka (jakimiś grupami spółgłoskowymi czy innymi formantami), to lingwistą chyba jednak nie jestem. Kimże zatem jestem?"    

Dodaje przy tym kolejną bzdurę:

"Po odwołaniu ktoś wpadł na genialny pomysł, że przecież profesura jest w dziedzinie, a nie w dyscyplinie, więc dyscypliny określać nie trzeba. Tak to uzyskałem tytuł naukowy."

Co to za doktor  habilitowany (podwójnie - z językoznawstwa i psychologii), który w 2006 r. nie wiedział, jakie są wymagania i możliwości ubiegania się o tytuł naukowy profesora?  Na pewno w tym czasie, kiedy składał wniosek o tytuł naukowy profesora, obowiązywało prawo, w świetle którego tytuł profesora nadaje Prezydent w dziedzinie nauk, a nie w dyscyplinie. Po co zatem zamieszcza taką informację?   

Nikt nie musiał wpadać na genialny pomysł! Prof. D. Galasiński otrzymał nominację profesorską z rąk prezydenta III RP w dziedzinie nauk humanistycznych w 2007 roku. W tej dziedzinie wówczas było zarówno językoznawstwo jak i psychologia

Tymczasem dalej rozwodzi się w swoim felietonie: 

"Co rusz czytamy w recenzjach awansowych, że może i dorobek jest, ale nie w dyscyplinie, w której działa recenzent. Recenzenci rozważają, czy napisać recenzję pozytywną, bo przecież należy bronić czystości dyscypliny. Recenzent w jednym z moich postępowań awansowych napisał, że takich badań, jakie prowadzę, w przedmiotowej dyscyplinie się nie prowadzi i napisał, jak naprawdę powinny wyglądać moje badania. Konkludował negatywnie, choć w recenzji w ogóle nie kwestionował dorobku. Mój dorobek tylko nie pasował do recenzenckiej wizji dyscypliny".

 Ponownie muszę zwrócić uwagę autorowi tego felietonu, że wypisuje bzdury. W przypadku wniosków o tytuł naukowy profesora recenzenci nie muszą bronić  "czystości dyscypliny". Czyżby nie wiedział, że właśnie na tym polega różnica między naukowcami ubiegającymi się o stopień naukowy doktora habilitowanego, który musiał być w ramach dyscypliny naukowej, a tytułem naukowym profesora w ramach szeroko pojmowanej dziedziny nauk, a więc wykraczającym poza własną dyscyplinę? 

To oczywiste, że rady jednostek rekomendujące wówczas Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów recenzentów do postępowania na tytuł profesora musiały wiedzieć, w jakiej dyscyplinie naukowej lokowane są osiągnięcia naukowe kandydata, ale nie po to, by zachować jakąkolwiek "czystość dyscypliny", tylko by wskazać na recenzentów adekwatnych do osiągnięć kandydata. 

Jeżeli zatem dr hab. D. Galasiński miał zamiar przedłożyć jako swoje wybitne osiągniecia naukowe z językoznawstwa i psychologii, to powinien o tym poinformować radę jednostki naukowej, by ta nie ograniczyła grona 5 recenzentów do jednej dyscypliny, ale zaproponowała 2 czy 3  z jednej i 2 czy 3 z drugiej. To chyba powinno być nie tylko logiczne dla kogoś, kto zajmuje się psychologią komunikacji. Nieprawdaż? 

Jutro o kolejnej manipulacji w krótkim felietonie tego Profesora.