Prof. Maciej Krawczyk i prof
UAM Jarosław Kłos opublikowali artykuł p.t. "Indeks Hirscha, a
naukowcy UAM. Ewaluacja naukowa" , który w swej
zawartości jest niczym innym, jak instytucjonalną autoewaluacją. Jak piszą:
Ocena działalności naukowej
jest trudna. Aby była trafna i rzetelna, powinna
być przeprowadzona przez ekspertów, którzy wydają dobrze uzasadnioną i
uzgodnioną opinię. Z takimi procedurami mamy o czynienia przy recenzjach prac naukowych,
gdzie zakres oceny jest wąski.
To teraz powinniśmy spotkać się z reakcją uczonych kolejnych uniwersytetów, którzy też przeprowadzą podobną samoocenę. Dzięki temu zorientujemy się, jaki jest tak naprawdę scjentometryczny obraz cytowalności pracowników badawczo-dydaktycznych i badawczych w polskich uczelniach państwowych.
Nie jestem przekonany, że taka osłona nastąpi w najbliższym czasie, skoro wielkopolscy naukowcy nie przeprowadzili jej u siebie w sposób zgodny z istniejącymi źródłami wiedzy na powyższy temat. Wystarczy spojrzeć do zamieszczonej w artykule tabeli zestawiającej ranking profesorów UAM wg poziomu Indeksu Hirscha, by przekonać się, że nie uwzględnili w niej np. pedagoga, a piszą, że to uczynili.
Cytuję:
Interesujące jest, że
w prezentowanych zestawieniach są przedstawiciele różnych
dyscyplin. Są licznie reprezentowane nauki chemiczne,
fizyczne, biologiczne, jest astronomia, nauki o
Ziemi, matematyka i pedagogika. Widać wyraźną dominację mężczyzn i
spore grono młodych naukowców.
Spójrzmy zatem do danych w powyższej tabeli. Zawarto w niej ranking profesorów na podstawie danych o IH w Google Scholar. Wpisuję zatem nazwisko profesora Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM, by sprawdzić, czy prawdą jest, że nie ma indeksu Hirscha na poziomie co najmniej 22.
Wynik? Autorzy pominęli dane bibliometryczne swojego Prorektora prof. Zbyszko Melosika, którego iH = 26! Tak nie wolno manipulować danymi, nie dostrzegając osiągnięć naukowych profesora pedagogiki, wieloletniego dziekana Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM, a także doktora honoris causa Uniwersytetu Szczecińskiego.
Autorzy artykułu z jednej strony krytykują bibliometrię za pozorną rozpoznawalność osiągnięć naukowych nauczycieli akademickich, skoro jest mierzona liczbą cytowań. Ta metoda (...) nie mówi o tym, kto i w jakim kontekście odniósł się do pracy, czyli nie jest bezwzględną miarą jakości pracy naukowej, z drugiej strony chwalą ją za to, że jest (...) prosta, szybka, sparametryzowana, a przede wszystkim pozbawiona arbitralności, a są to kluczowe elementy, jeśli ocena ma dotyczyć wielu osób.
W 1964 r.
ukazał się w Polsce Ludowej przekład ksiązki wybitnego uczonego Jerome S.
Brunera p.t. Proces kształcenia (Warszawa: PWN).
Analizując politykę oświatową w USA ekspert zwracał uwagę na błędne
afirmowanie przez rządzących ideologii merytokratyzmu, w świetle której można
za pomocą reform stworzyć naród zapalonych intelektualistów. Służyć temu
miały rankingi i rywalizacja w środowiskach uniwersyteckich o jak największą
cytowalność publikacji naukowych. Pozycja uczonych miała być
zdeterminowana przez wyniki w tego typu rankingach.
Bruner zwracał uwagę na to, że nie wolno porównywać osiągnięć naukowych w dziedzinie nauk matematyczno-przyrodniczych z osiągnieciami w naukach humanistycznych i społecznych, gdyż niesie to z sobą niebezpieczeństwo dewaluacji form działalności badawczej w ramach tych ostatnich dziedzin nauk. Nie należy dopuszczać do nacisku uczonych nauk przyrodniczych, technicznych, matematycznych na humanistycznych i społecznych, gdyż doprowadzi to do wyobcowania grupy intelektualistów - literaturoznawców, filozofów, socjologów, pedagogów, psychologów, historyków itp.