Nowy minister edukacji i nauki Przemysław
Czarnek zamiast zająć się konieczną zmianą absurdów w prawie akademickim, do
których częściowo doprowadziła reforma Jarosława Gowina, przedłożył 9 grudnia 2020 r. projekt nowelizacji Ustawy Prawo o Szkolnictwie Wyższym i Nauce w
sprawach, których by nie wymyślił nawet Sławomir Mrożek, gdyby jeszcze żył w
wolnym, demokratycznym państwie.
Czy rzeczywiście mamy tak
niewychowanych, niemoralnych i źle wykształconych rektorów oraz rzeczników
dyscyplinarnych dla nauczycieli akademickich, że trzeba będzie teraz zapisywać
w ustawie wszystko to, co powinno gwarantować uczonym i wykładowcom
normalność?
Minister P. Czarnek odsłania
właściwie tym projektem katastrofalny stan zniszczenia kodu moralnego w
uniwersytetach i brak norm przyzwoitości, skoro konieczne jest zapisanie w
ustawie:
w art. 23 w ust. 2 po pkt 2
dodaje się pkt 2a w brzmieniu: „2a)
zapewnianie w uczelni poszanowania
wolności nauczania, wolności słowa, badań naukowych, ogłaszania ich wyników, a
także debaty akademickiej organizowanej przez członków wspólnoty
uczelni z zachowaniem zasad pluralizmu światopoglądowego i przepisów
porządkowych uczelni.
2) w art. 275 po ust. 1 dodaje się ust. 1a w brzmieniu: „1a. Nie stanowi przewinienia dyscyplinarnego wyrażanie przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych.”;
Przepraszam, ale to chyba formacja polityczna ministra P. Czarnka od pięciu lat ogłasza, o czym nie wolno mówić studentom w uniwersytetach, jakie zagadnienia są niestosowne, które metody badań powinny obowiązywać, co jest nauką, a co nią nie jest i dlaczego jest ideologią, itp., itd.?
Inna rzecz, że w mijającej
pięciolatce środowisko akademickie zostało już tak radykalnie podzielone
zgodnie z kryterium światopoglądowo-partyjnej afirmacji, że być może właśnie
ten zapis w ustawie pozwoli na powrót do normalności?
Chyba jestem naiwny sądząc, że
PRAWDA i DOBRO obronią się same. Na ich straży musi stać prawo, które i tak dowolnie
będą komentować i interpretować koledzy ministra z tej samej dyscypliny
naukowej.
Może minister zajmie się absurdami, nonsensownymi rozwiązaniami, które niszczą polską naukę i uniwersytety? Może minister zacznie wreszcie walczyć o środki finansowe na badania naukowe i zmianę ustawy o Narodowym Centrum Nauki, bo jak się zdaje, to właśnie tam rozstrzygają się kwestie, które są toksyczne dla młodego pokolenia badaczy.
Kiedy skończy się to pozorowanie przez władze finansowania nauki i
sprzyjanie lobbystom, także w środowiskach władzy, na pozyskiwanie środków
budżetowych kosztem wielu dyscyplin i szkół naukowych?
Zdecydowanej większości
uczonych nie musi minister przywracać godność, bo oni jej nie stracili. Chyba
że ma na myśli tych, którzy ją utracili w wyniku nieuczciwości akademickiej,
urzędniczej czy polityczno-administracyjnej? To może lepiej im jej nie
przywracać, tylko niech zajmą się nimi stosowne służby?
„Art. 284a. 2. Na postanowienie o poleceniu rozpoczęcia prowadzenia sprawy osobie, której czynu dotyczy zawiadomienie lub informacja, o których mowa w art. 282, przysługuje zażalenie do komisji dyscyplinarnej przy ministrze w przypadku, gdy sprawa objęta postanowieniem dotyczy wyrażania przez tę osobę przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych.
Możemy przecież złożyć na nierzetelnego i zdemoralizowanego politycznie rzecznika dyscyplinarnego w danej uczelni doniesienie do prokuratury rejonowej. Niech sąd zajmie się takim "pseudoprawnikiem", a jak to uczynić, to jeszcze opowiem przy innej okazji. Także można odwołać rektora, dziekana czy dyrektora instytutu, jeśli narusza nasze konstytucyjne prawa.
Do relacji Mistrz-Student nie potrzebuję żadnej ustawy. Wystarczą moje kompetencje oraz osobista i akademicka kultura. Z pseudonaukowcami poradzimy sobie bez tej nowelizacji. Może czas skończyć z tą permanentną ideologizacją wszystkiego? Czy może Ustawa Prawo Oświatowe też będzie nowelizowana pod tym kątem? Jak już, to niech minister nowelizuje także prawo oświatowe, bo zdaje się, że niektórzy nauczyciele już mają problemy w swoich szkołach.