28 kwietnia 2020

Tak powinno wyglądać kształcenie online, ale nie wygląda



Wrzucono ten plik z zajęć na dystans z matematyki do sieci. Ktoś napisał: "SZOK! :) A jednak e-learning działa. Relacja nauczycielki". Tak, to prawda. Tego typu postawa znakomitej nauczycielki matematyki szokuje, bowiem chciałbym, żeby właśnie w taki sposób prowadziły zajęcia z każdego przedmiotu osoby mieniące się nauczycielami".

Mam nadzieję, że za jakiś czas przestanie nas to dziwić i szokować, a nauczyciele szkolni będą sowicie wynagradzani za taki profesjonalizm oraz kulturę osobistą. Istotnie, Pani Karolina pokazuje - co trafnie ktoś skomentował na Fecebooku: "(...) że e-learning nie musi polegać na wysyłaniu setek maili i kręceniu ekranu komórką. Przeprowadzenie wirtualnych zajęć w efektywny sposób może być całkiem proste! Obejrzyjcie zapis lekcji o graniastosłupach! Dziękujemy Pani Karolinie i jej uczniom za materiał!"

Minister D. Piontkowski wraz z podległymi sobie kuratorami oświaty nie ma pojęcia o tym, że w środowiskach wiejskich, małomiasteczkowych, ale i wielkomiejskich mamy do czynienia z pseudoedukacją na dystans. Nie piszę o tym, by obwiniać za ten nędzny stan rzecz polskich nauczycieli, gdyż większość z nich potrafi znakomicie poprowadzić zajęcia w realu. Ci jednak, którzy byli toksycznymi nauczycielami, minimalistami, pozorantami, odbębniającymi zajęcia w szkole przed epidemią bez poczucia jakiejkolwiek odpowiedzialności za jakość, sens i wartość własnej obecności w klasie, w okresie kwarantanny narodowej mają wreszcie święty spokój. Nikt im niczego nie udowodni, że byli kiepscy, a teraz są jeszcze bardziej beznadziejni.

Żadne sondaże, krążące już w sieci ankietki nie oddadzą prawdy o szkole cyfrowej, która przez część młodzieży określana dość brutalnie jest mianem szkoły syfowej. Teraz dopiero ta młodzież odczuła, że niektórym nauczycielom w ogóle na niej nie zależy. Jak chcą, to niech się sami uczą, sami douczają, sami sobie coś tłumaczą, a nauczyciel uruchomi test online, na czas, którego nie zdążą wypełnić i otrzymają z niego dwóje. Nie umiesz, to trudno. Trzeba było się nauczyć.

Ilu jest takich, którzy dotychczas wchodzili do klasy, zadawali uczniom, a potem ich odpytywali? Teraz mają labę, bo nawet nie muszą być w przestrzeni szkolnej, patrzeć na uczniów, którzy dotychczas przeszkadzali im w pracy. Niech teraz rodzice zamartwiają się, że ich urwisy lub pociechy czegoś nie wiedzą, nie rozumieją, nie potrafią.

Tymczasem Ministerstwo Edukacji Narodowej upowszechnia - jak w epoce Edwarda Gierka - optymistyczne informacje o samych sukcesach. Może i dobrze, bo przynajmniej premia będzie dla urzędników, a i prezes nie będzie zmartwiony. Pudrowanie lipy zawsze wyjdzie na wierzch, bo wystarczy tylko lekko poruszyć systemem, by strzepnąć z niego mistyfikację. Jak pisze Janina Krakowowa:

"Obowiązuje narracja, że szkoły pracują normalnie (choć zdalnie) i świetnie sobie radzą z realizacją podstawy programowej. Mit o niezakłóconej realizacji podstawy podstawowej ma zasadnicze znaczenie. Ma go podbudować rozbudowany do granic absurdu system sprawozdawczości. Kuratoria zasypują skrzynki dyrektorów ankietami do wypełnienia „na cito” o postępach w nauczaniu na odległość. Do tego każdy nauczyciel sprawozdaje dyrektorowi, że rozesłał materiały i wpisał tematy do e-dziennika. Dyrektor sprawozdaje kuratorowi. Kurator bezzwłocznie śle dobre wieści do ministerstwa. Każdy w tym łańcuszku dodaje coś od siebie".

Po pięciu latach kierowania resortem urzędnicy zorientowali się, że w wielu szkołach nie ma sprzętu komputerowego, a wielu go posiadających brakuje właściwego oprogramowania, które kosztuje. Ba, nawet jak jest jakiś sprzęt, to nie ma w ogóle lub dobrego połączenia z internetem. W dzienniku dla półanalfabetów wystarczy informacja, że MEN przekazało 180 milionów złotych na zakup sprzętu komputerowego. Komu? Gdzie? Kiedy? Na jakiej podstawie? Czyja firma tym razem zarobiła bez przetargu? Kto z tego skorzystał?


Zapaść w edukacji, z jaką mamy w tej chwili do czynienia, będzie usprawiedliwiała krajowy i międzynarodowy pomiar beznadziejnych osiągnięć szkolnych, albo - jak to w Polsce bywa - odpowiednio dobierze się próbę, by minister i prezes byli zadowoleni.