08 maja 2020

Komu zależy na podważeniu wysokich wymagań w Konkursie im. Profesor Ireny Lepalczyk?



Mija dokładnie 15 lat od momentu powołania do życia przy Łódzkim Towarzystwie Naukowym Kapituły Konkursu im. Profesor Ireny Lepalczyk. Warto utrwalać dzieje tak ważnych dla polskiej pedagogiki instytucji i inicjatyw, które wpisują się w najwyższe standardy analiz i ocen naukowych. 

Oto pierwszy list, jaki otrzymałem wraz z profesorami: Anną Przecławską, Stanisławem Liszewskim, Jerzym Szmagalskim  oraz Fundatorką nagrody p. Zofią Brodowską w dn. 27 lutego 2005 od prof. Ewy Marynowicz-Hetki. Napisała w nim wówczas: 

W nawiązaniu do naszych rozmów w sprawie  ustanowienia  nagrody Łódzkiego Towarzystwa Naukowego im. Ireny Lepalczyk pragnę przede wszystkim Państwu bardzo gorąco podziękować za wsparcie tej inicjatywy poprzez zaakceptowanie zaproszenia uczestnictwa w   kapitule  tej nagrody. Skład Kapituły nagrody im. Profesor Ireny Lepalczyk został ustanowiony na posiedzeniu Zarządu ŁTN w dniu 24 stycznia br. Zostali do niego zaproszeni : Państwo Profesorowie: Anna Przecławska, Bogusław Śliwerski, Jerzy Szmagalski, Pan Profesor Stanisław Liszewski-Prezes ŁTN i niżej podpisana. Do prac Kapituły będzie także zapraszana Fundatorka nagrody Pani Zofia Brodowska. Ustanowienie nagrody im.Profesor Ireny Lepalczyk będzie miało miejsce na najbliższym Walnym Zgromadzeniu Członków ŁTN, tj. 31 marca br.

Tak też się stało. Walne Zgromadzenie Członków ŁTN, w którego skład wchodzę, zatwierdziło status tego Konkursu. W czasie pierwszych obrad kapituły, które miały miejsce w dn. 12 .10.2005 r. przyjęliśmy m.in. (cytuję, bo niestety, odeszły już trzy osoby z naszego składu, a nie wszyscy pamiętają, jak ważne były to ustalenia): 

  W wyniku dyskusji i porównania z założeniami regulaminu nagrody i kryteriami selekcyjnymi, podjęto następujące decyzje o :

-          wyłączeniu z rozpatrywania w roku bieżącym wniosku nadesłanego przez UWM, z uwagi na to, że nie spełnia wymagań formalnych (praca wydana w roku 2005);

-          nie przyznaniu w roku 2005 nagrody, z uwagi na to, że jedyna praca, która pozostała w konkursie nie spełnia wysokich kryteriów badawczych ( zawiera zbiór artykułów na temat zawarty w tytule, a nie jest  w pełnym tego słowa znaczeniu monograficznym ujęciem problemu), ponadto zwrócono uwagę na istotne  ograniczenia  w doborze literatury przedmiotu ( np. dotyczącej stowarzyszeń społecznych). Uznano, że jest  to raczej praca z zakresu teorii wychowania, niż pedagogiki społecznej, co zresztą sam autor wielokrotnie podkreśla w pracy.   

Ad. 4.  W wyniku dyskusji  uznano jednogłośnie,  z przykrością, że w roku bieżącym  br. Kapituła  nie będzie  przedstawiać  żadnej pracy do nagrody.  

Ad.5. W innych sprawach dyskutowano w jaki sposób  można by bardziej spopularyzować nagrodę i co zrobić, aby zachęcić osoby oraz instytucje do nadsyłania prac na konkurs. Zgodzono się, że  należy do tej sprawy powrócić i opracować projekt popularyzowania nagrody( listy do badaczy, instytucji, Internet, popularyzacja w trakcie konferencji etc. itp.).     

Przez piętnaście lat zgodnie członkowie Kapituły starali się, by utrzymać najwyższe kryteria ocen. Można wpisać w wyszukiwarce mojego blogu hasło w/w Konkursu, by zobaczyć, w jakim zakresie promowałem jego  założenia i zachęcałem do udziału w nim.  Także w czasie posiedzeń Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, w którego składzie byli wybrani jak i dokooptowani przeze mnie pedagodzy społeczni, informowałem każdego roku o tym Konkursie, Nagrodzie i problemach związanych z poważnymi błędami w niektórych pracach. Na tym przecież polega popularyzowanie tak ważnej inicjatywy.  

To właśnie na skutek wysokich wymagań wszystkich członków kapituły Konkursu dwukrotnie odmówiono przyznania nagrody, mimo nadesłania na konkurs wielu publikacji, a stało się tak w  pierwszym, inauguracyjnym dla tego Konkursu roku 2005 oraz w   2016 r. 

Dzięki takim decyzjom, a nie były one łatwe, bo przecież zawsze można było ulec pokusie, by jednak komuś przyznać tę nagrodę, podejmując decyzję o wyborze mniejszego zła. Tak dzieje się w wielu jednostkach akademickich, nawet tych najwybitniejszych, z gronem znakomitych uczonych, że dla własnego interesu niejako "przepycha się kolanem" bardzo słabe, a nawet patologiczne naukowo habilitacje czy doktoraty. Piszą o tym różne osoby. Nie jestem tu jedynym krytykiem takiego stanu rzeczy.  

Błędy popełnia każdy z nas. Nie oznacza to jednak, że prace obciążone wadami metodologicznymi, strukturalnymi, logicznymi czy merytorycznymi należy nagradzać tylko dlatego, że ktoś chce mieć władzę symboliczną i strukturalną , by w imię prywatnych czy instytucjonalnych interesów promować na siłę "swoich".   


Dlaczego o tym piszę? Właśnie dlatego, że zostałem 15 lat temu upoważniony przez prof. Ewę Marynowicz-Hetkę do tego, by nie tylko zachęcać innych do udziału w Konkursie, ale także uczulać na kardynalne błędy, które wykluczają zgłaszane prace z możliwości ich nagrodzenia. Bywały lata, kiedy oprócz głównej Nagrody kapituła przyznawała jeszcze jedno czy nawet dwa wyróżnienia. To oznaczało znaczący wzrost jakości prac naukowych w środowisku pedagogiki społecznej.

I oto otrzymuję list od osoby, której nazwiska nie wymienię, bo nie o personalia tu chodzi, tylko o problem w polskiej pedagogice zdewastowanej naruszaniem etyki przez część samodzielnych pracowników naukowych, która to osoba po otrzymaniu zaproszenia do upowszechnienia idei Konkursu, pisze co następuje:

"Szanowna Pani, nie tylko moi pracownicy, którzy wcześniej składali prace  konkursowe narazili się na przykre, krzywdzące, niesprawiedliwe,   publiczne recenzje. W tej sytuacji trudno mi popularyzować  konkurs w środowisku pedagogów społecznych.  Życzę , aby tegoroczna  edycja konkursu usatysfakcjonowała wszystkich." 

Proszę zauważyć, jak charakterystyczny jest to atak na funkcje Kapituły konkursu. Członkowie kapituły mają milczeć, nie ujawniać opinii krytycznych, uwag o ogólnym przecież, bo nie personalnym charakterze. Nie znam takiego medium, w którym ktokolwiek napisałby, że osoba X czy Y składająca wniosek o nagrodę im. Profesor I. Lepalczyk  popełniła następuję błędy, aczkolwiek może powinno się wszystkie recenzje publikować, tak jak ma to miejsce w przypadku prac awansowych, żeby wszyscy wiedzieli, dlaczego  jedne prace są wyróżniane i za co, a inne nie.

Gdzie są te rozprawy, których autorzy zostali narażeni na przykre, krzywdzące, niesprawiedliwe, publiczne recenzje??? Dlaczego autor tej intrygi nie przedkłada dowodów na to, że przesłane na konkurs rozprawy były wspaniałe, ale nieprzyznanie im Nagrody jest krzywdzące i niesprawiedliwe? Zachęcam autora słabych, kiepskiej wartości rozpraw do przedłożenia merytorycznych argumentów, a nie niszczenia kilkunastoletniej pracy gremium, do którego mam zaszczyt należeć. 

Dzieliłem się i będę dzielić się z środowiskiem naukowym uwagami, które mają pomóc innym w ustrzeżeniu się własnych błędów. Na tym polega universitas, tym powinna być academia, a nie promocją patologii.  Krytyka naukowa jest konieczna, bo bez niej następuje upadek dyscypliny naukowej i zanika etos pracy twórczej. Jak nie potrafisz, to nie pchaj się na afisz!  

Wszystkie z nadesłanych prac są starannie czytane, wszechstronnie analizowane i jeszcze nie zdarzyło się, żeby którykolwiek z członków Kapituły miał przeciwne zdanie do opinii, którą wygłaszałem, a skutkowała ona przyznaniem tej, a nie innej osobie nagrody. Mogę zapewnić, że nigdy w ciągu tych piętnastu  lat nie rekomendowałem czyjekolwiek rozprawy do Nagrody, by nie być posądzanym o stronniczość czy próbę "załatwienia" komuś tego wyróżnienia.  

W Kapitule obowiązują wysokie standardy, bo chodzi tu o naukę, a nie o prywatne interesy czy relacje. Powinna to wiedzieć osoba, która zmierza do zmian naruszając kulturowe przesłanki akademickiego świata. 

I jeszcze jedno. 

Publikuję w czasopismach naukowych recenzje rozpraw,  także habilitacyjnych, które nigdy nie powinny skutkować przyznaniem ich autorom stopnia doktora habilitowanego. Autor w/w intrygi doskonale o tym wie. Te osoby nie były nawet w stanie rzeczowo odpowiedzieć na krytykę naukową, bo nie da się obronić czegoś, co kompromituje polską pedagogikę i całe nasze środowisko. Wiem, że to boli, że jest przykre, ale jest sprawiedliwe, a młode pokolenie uczonych musi wiedzieć, że każdy fałsz ma krótkie nogi. Nie  można wymagać od innych, nie wymagając od siebie, nie pracując rzetelnie naukowo.  

Warto zatem  zamiast koncentrować się na manipulowaniu opinią osób pozbawionych wiedzy na temat określonych procesów i faktów,  zamiast kreowania intryg, skoncentrować się na pracy z młodymi i dojrzałymi nauczycielami akademickimi, by jednych wesprzeć w doskonaleniu kompetencji, a innych ostrzec przed bylejakością.  Nie należy wmawiać im, że zostali skrzywdzeni, bo w ten sposób wyrządza im się największą krzywdę.  


PEDAGOGIKA SPOŁECZNA MUSI BYĆ ETYCZNA. W przeciwnym razie jest aspołeczna i pseudonaukowa.