29 czerwca 2019

Znakomita rozprawa Elżbiety Czykwin o uwarunkowaniach wstydu i przemocy


Są autorzy, po których książkę sięgnę i przeczytam natychmiast, bez względu na zakres akademickich i społecznych obciążeń. Ostatnio dużo podróżuję koleją, toteż mogłem przeczytać najnowsze dzieło pedagog społecznej i socjolog kultury pani profesor Elżbiety Czykwin z Wydziału Pedagogicznego Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.

Książka nosi tytuł "ANDERS BREIVIK. MIĘDZY DUMĄ A WSTYDEM". Ukazała się dzięki Wydawnictwu Naukowemu SCHOLAR dosłownie przed tygodniem. Jestem pewien, że ten tytuł rozejdzie się natychmiast i trzeba będzie robić dodruk, bowiem mamy pierwszą tego typu poważną, naukową analizę tak postaci zabójcy 77 nastolatków w Norwegii na wyspie Utøya, jak i szeroko pojmowanego kontekstu politycznego, społecznego, oświatowego, kulturowego a nawet psychologicznych przesłanek możliwej motywacji mordercy w dn. 22 lipca 2001 r.

Polska opinia publiczna była wówczas nie mniej wstrząśnięta od innych na naszym kontynencie, gdyż przeprowadzenie z zimną krwią zamachu terrorystycznego przez Norwega w stolicy własnej ojczyzny, by w chwilę później udać się na miejsce letniego obozu szkoleniowego młodzieży skupionej przy liberalno-lewicowej Norweskiej Partii Pracy (AUF), gdzie w przebraniu stróża prawa strzelał do bezbronnych młodych ludzi.

Autorka książki odsłania zupełnie nowe perspektywy odczytania zdarzeń i zaangażowanych w nie sprawców, współsprawców, przeciwsprawców, ale i mediów czy władz państwowych, w wyniku podporządkowanym naukowym rygorom i kryteriom badaniom dyskursu publicznego, literatury przedmiotu, w tym z psychologii klinicznej i psychiatrii, socjologii, nauk o polityce, pedagogiki ("czarnej pedagogiki") oraz nauk o prawie (w tym kryminalistyki). Otrzymujemy dzięki temu monografię z zakresu pedagogiki resocjalizacyjnej, ale i "czarnej pedagogiki", kiedy E. Czykwin reprodukuje ustalenia dotyczące pierwotnej i wtórnej socjalizacji incela, czyli mizogina odrzuconego przez kobiety, w tym przez własną matkę.

Przypomina ta książka studia z "czarnej pedagogiki" szwajcarskiej psychoanalityk polskiego pochodzenia Alice Miller, która już przed półwieczem opisywała syndrom maltretowanego fizycznie dziecka, który per analogia dotyczy w tym przypadku syndromu poniżanego psychicznie dziecka, młodzieńca i dorosłego zmagającego się z własnym poczuciem wstydu. Profesor Czykwin prowadzi do zrozumienia, jak za pomocą narastającej w Breiviku potrzeby wzmocnienia poczucia własnej wartości i w wyniku nieadekwatnej samooceny wzbijać się w dumę, by móc odegrać się na innych stosując wobec nich najbrutalniejszą formę przemocy fizycznej.

O ile dla wielu postać zabójcy i terrorysty jest odrażająca i wywołująca pogardę, o tyle dla uczonej te uczucia nie mają w ogóle miejsca. Potrafi bowiem niejako na chłodno, w zdystansowany sposób analizować wiedzę na temat dostępnych jej uwarunkowań wstrząsającego wydarzenia.

Jest to o tyle istotne, że nie osądza podmiot swoich badań, ale stara się na tyle, na ile to jest w ogóle możliwe, zrekonstruować postać Breivika z biegu jego życia. W tej książce nie chodzi o samego zabójcę, ale o dostrzeżenie tych czynników codzienności dzieci i młodzieży w ponowoczesnym świecie, zanurzonych w świecie równoległym, cyfrowym, jak i patologicznie socjalizowanych w realu, które skutkują nieuświadamianym sobie przez sprawców zła mechanizmem kwestionowania wstydu i uwolnienia się od niego przez szeroko pojmowaną przemoc wobec innych.

Mamy tu głęboko humanistyczne zobowiązanie do zastanowienia się nad tym, czy aby obok nas, wśród nas, w środowiskach i miejscach w żadnej mierze nie dających się powiązać z zewnątrz z jakąś patologią, dysfunkcją czy niedorozwojem, nie wyrastają kolejni przestępcy, osoby z zaburzoną osobowością, których poczucie dumy i wstydu możne znaleźć ujście w kolejnych, a tragicznych zdarzeniach. Nie tylko mogą one mieć miejsce w Norwegii, Holandii czy w Niemczech, ale także w Polsce, o której pisze się i mówi jako zielonej wyspie bezpieczeństwa.

Niech nauczyciele przedszkoli i w szkołach podstawowych zaczną uważniej obserwować swoich podopiecznych przede wszystkim z tzw. "dobrych domów" i niech nie zamiatają pod przysłowiowy dywan przejawów nawet najmniejszej z ich strony agresji, przemocy, złości czy opresyjnych wobec innych reakcji, bo w ten sposób sprzyjają rozwijaniu się patologicznych, nekrofilnych postaw. Breivik już ma swoich naśladowców, zapatrzonych w niego jak w idola ortodoksyjnych nacjonalistów.

Możemy porównać studium E. Czykwin z rozprawą Jonathana Haidt'a pt. "Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?" (Sopot 2014) czy książką syna Alice Miller - Martina Millera pt. Prawdziwy "Dramat udanego dziecka" (Kraków 2014). Zagrożenia terrorystyczne mogą mieć różne przesłanki, ale wspólnym dla nich mianownikiem zawsze jest traumatyczne dzieciństwo sprawców zła lub starających się tłumić je w sobie.

Nie zdradzę w tym miejscu odsłon weryfikowania własnej hipotezy badawczej przez Elżbietę Czykwin, bo trzeba samemu odkrywać źródła przemocy wraz z każdą kartą tej książki, której treść niewątpliwie wzbudzi podziw wśród wielu badaczy nauk społecznych, ale i może uruchomić silny dysonans poznawczy, kiedy zacznie się odnosić pewne determinanty do sytuacji społecznych, edukacyjnych i politycznych także w naszym kraju.

Autorka odpowiada bowiem na pytanie: Jak to jest możliwe, że do tak niebywałej tragedii doprowadził w kraju chrześcijańskim z wzorowo funkcjonującym systemem socjalizacji i wychowania "(...) Norweg, one of us, a nie ekstremista muzułmański, jak sądzono w pierwszych godzinach po wybuchu w Oslo. Sprawca wychował się w kulturze, gdzie uczony był szacunku dla innych, pacyfizmu, empatii... (s. 17).

Polecam tę lekturę na wakacje nie tylko naukowcom, psychologom, pedagogom, prawnikom, politologom, ale każdemu spoza akademickich profesji, by móc przewidywać traumatyczne zdarzenia, do których może dojść także w naszej codzienności. Znajdziemy w tej rozprawie także niezwykle interesujące podejścia do zdarzeń kryzysowych i ich traumatycznych następstw.

Młodzi badacze w naukach społecznych znajdą w tej książce znakomity warsztat rekonstruowania biografii pretekstowej z różnych powodów znaczących postaci. Jak pisze E. Czykwin:

"Niniejsza praca jest przede wszystkim biografia pretekstową, w której tytułowa osoba i jej czyn stają się punktem wyjścia, pretekstem do rozważań i interpretacji dotyczących kondycji społecznej współczesności. Z góry przyjmuje się tu założenie, że każda biografia pozostawia przestrzeń tajemnicy i otwiera pole do dyskusji i samodzielnych eksplikacji" (s. 66)

Do rzadkości należy wciąż odniesienie się autora książki do własnego warsztatu badawczego. Łatwiej jest osłonić jego słabości lub brak cytatami z rozpraw metodologicznych, ktorych się nie przepracowało, ale służą wielu za alibii własnej ignorancji. Prof. E. Czykwin jest wzorem uczonej nie tylko w wymiarze metodycznym, ale także jako osoby samoświadomej metodologicznie. W rozdz. IX daje temu dowód:

"Zaprezentowana w tej pracy analiza przypadku ABB jest próbą postawienia diagnozy przypominającą tomografię komputerową. Poprzez poszczególne rozdziały książki - przekroje - starałam się pokazać jego wielowarstwowy obraz. Wielowarstwowość badania wykraczała poza sam osobowy kazus, zależało mi bowiem na tym, żeby ukazać ten jednostkowy przypadek jako osadzony we współczesnej trudnej, bo złożonej i dynamicznej, rzeczywistości społecznej, a więc raczej analizować go z perspektywy socjologicznej niz psychologicznej, jako swoisty "produkt" naszej rzeczywistości i jej skomplikowanego charakteru" (s.254).

Warto przeczytać tę książkę nie tylko z naukowego punktu widzenia. Jej treść stanowi swoistego rodzaju dla nas wszystkich ostrzeżenie, byśmy nie byli obojętni na nawet najdrobniejsze przejawy patologii w relacjach rodzinnych, edukacyjnych, społecznych itd.

Cierpiących na psychozę jest wielu. Niektórzy rekompensują sobie własne porażki okazywaniem w różnych formach pogardy wobec tych, którym się powiodło. Chcą w ten sposób, bez własnej refleksji nad sobą, bez własnej pracy nad sobą, bez otwarcia się na prawdę podtrzymywać w sobie nieadekwatną samoocenę i brnąć w swoim pieniactwie do granic absurdów.