Wzrasta w naszym społeczeństwie świadomość prawna i obywatelska, a przy tym naturalna potrzeba rodziców dzieci w wieku wczesnoszkolnym, by dyrektorzy szkół i nauczyciele, którym powierzają swoje dzieci, dostrzegali potrzebę autentycznej współpracy i możliwości wzajemnego wsparcia. To, że nie wszyscy pedagodzy zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo nie radzą sobie w ramach swojej pracy w oświacie, unika ich autorefleksji. Otrzymałem list od rodzica, który krytycznie podchodzi nie tylko do nauczycieli, ale i niektórych rodziców oraz ich postaw wobec szeroko rozumianej nieobecności w szkole podstawowej. Pisze o tym tak:
"Mam za sobą rok doświadczenia ze szkołą, a teraz raczkuję w pierwszej klasie, a już się zorientowałam, że to g...., którego lepiej nie ruszać. U nas przewodniczącym rady rodziców jest radny. Wydaje mi się, że teoretycznie tak nie powinno być, bo zachodzi sprzeczność interesów. Ale jednak tak jest. Teoretycznie rodzice mają wgląd w dokumenty szkoły, ale na stronie internetowej ich nie ma, trzeba się o to upomnieć w szkole. Jak będą patrzeć, kiedy się to zrobi, skoro każdą uwagę w swoim kierunku, odbierają jako atak?
Coraz bardziej widzę, że jest to walka z wiatrakami. Skierowałam ostatnio do kuratorium (podpisując się, ale nie podając szkoły o którą chodzi) pytanie czy dopuszczalny jest remont w trakcie zajęć lekcyjnych. Otrzymałam odpowiedź, że kierując korespondencję do Kuratorium powinnam podać (prawie rozmiar buta), bo i mój adres i szkoły itp. A z kolei z innej rozmowy dowiedziałam się, że do kuratorium pisze się anonimy. No to proszę, w jakim my państwie żyjemy!!!
Szukanie sprzymierzeńców w rodzicach??? Jakich rodzicach, skoro 90 % dzieci odbieranych jest przez dziadków, babcie bądź starsze rodzeństwo, a nawet na zebrania czy konsultację przychodzi połowa rodziców, a potem każdy się śpieszy do domu.
Próba samodzielnej walki to jest walka z wiatrakami, a z kolei nikt nie będzie na poważnie traktował i rozmawiał o edukacji z ludźmi, którzy jako jedyny front wybrali populizm. Prawda jest taka, że z góry jesteśmy na przegranej pozycji. Bo nauczyciele, nawet jeżeli nas popierają to będą cicho, dla świętego spokoju, z obawy przed utratą pracy. Przecież najlepszym dowodem są meile z raportami, od nauczycieli, żeby nie podawać ich danych, albo usuwać ich raporty, bo boją siię, że ktoś ich rozpozna.
U nas w szkole jest problem i ze sklepikiem i z remontem. I nikomu to nie przeszkadza. Jak byłam na zebraniu rodziców z dyrektorem odnośnie sklepiku, byłam jedynym rodzicem dziecka z klasy. O zebraniu dowiedziałam się przypadkiem, bo o zebraniu wiedział tylko przewodniczący rady rodziców i poinformował tylko te osoby, które były na pierwszym zebraniu, a nasz przewodniczący wiedząc o tym nie przekazał ani mnie ani drugiej mamie z trójki informacji, bo dla niego to nieistotne.
Tak to wygląda i obawiam się, że to tylko czubek góry lodowej. I zastanawiam się tylko co mnie jeszcze czeka."