Mamy nowy trend w polskiej nauce. Chociaż rząd
polski zmienił bilateralną umowę ze Słowacją w sprawie uznawania za równoważne
stopnie dr. hab. (docenta) i tytułu profesora, to jednak nie zmienił podobnego
porozumienia, które zostało zawarte w tym samym czasie z rządem Republiki
Czeskiej. O ile polskim doktorom było i nadal jest trudno przejść pozytywnie
postępowanie o nadanie w którymś z czeskich uniwersytetów tytułu naukowego
docenta (równoważny polskiemu stopniowi dr. hab.), więc nawet nie podejmują
takiej próby, o tyle następuje przecieranie szlaku po uzyskanie tam tytułu
profesora. Czy jest tam łatwiej go uzyskać niż w Polsce? Zobaczymy. Może tak, a
może nie. Jedno jest pewne, że uzyskanie w Czechach tytułu profesora nie wymaga
w Polsce nostryfikacji, jest w pełni uznawane.
To,
że ktoś ubiega się o tytuł profesora w Czechach, nie jest niczym nagannym,
złym, niepożądanym. Mój pogląd na ten proceder dotyczy zupełnie innej
kwestii. W żadnym państwie zachodniej kultury i demokracji prezydenci nie
nadają uczonym tytułu profesora. Za osiągnięcia naukowe zatrudnia się w
uniwersytetach na stanowisku profesora naukowców bez względu na to, czy są
doktorami czy doktorami habilitowanymi. Prezydentom państw nic do tego.
Polska,
Czechy, Słowacja tkwią jeszcze w sowieckim modelu tytułowania naukowców
przez prezydenta tak, jak mianuje się generałów różnych formacji i
sędziów. Rządzący chcą decydować politycznie o tym, kto może być profesorem, a
komu należy odmówić tego zaszczytu, niezależnie od rzeczywistego wkładu w naukę
niektórych osób.
Czy
polską armią rządzi słowacki lub czeski generał??? Czy są tacy zatrudnieni na
stanowiskach generalskich w naszym kraju? NIE. Dlaczego? Dlatego, że są
generałami formacji militarnej, policyjnej itp. innego kraju. Kiedy prowadzone
są w ramach NATO wspólne manewry, akcje obronne, to mogą dowodzić także polskim
wojskiem w ramach doraźnie przydzielonych zadań, ale po ich zrealizowaniu
wracają do siebie.
Podobnie
profesorowie czescy czy słowaccy mogą moderować obrady międzynarodowej
konferencji w Polsce. Jednak nie uczestniczą w Polsce w zarzadzaniu nauką i
procesami awansowymi. Mogą natomiast być powoływani jako recenzenci do
jednostkowych postępowań awansowych, recenzowania artykułów lub monografii.
Pytam
zatem, jak długo jeszcze będzie w Polsce tolerowana umowa bilateralna z Czeską
Republiką, w ramach której automatycznie uznawane są uzyskane tam habilitacje i
profesury? Dlaczego polscy profesorowie legitymizują ten proces uczestniczeniem w roli recenzentów swoich kolegów czy koleżanek z kraju, na domiar wszystkiego nie reprezentując
swoim dorobkiem tej specjalności, której dotyczy oceniany w Czechach wniosek danej osoby?
Tym, którzy wszczęli postępowanie na tytuł czeskiego profesora, życzę jak najlepiej, bo mam nadzieję, że przyniosą naszej nauce chwałę a nie wstyd.
(źródło fotografii - autor)