09 grudnia 2023

Grudniowe dni bez przeklinania

 


Czy w tym roku będą obchodzone „Dni bez przeklinania”? Nie wiem. Jak każde tego rodzaju „święto” zapewne niczego szczególnego w naszym życiu nie zmienia. W szkołach przeklinają niektórzy uczniowie i nauczyciele. Ci pierwsi, bo chcieliby już mieć wolne, a przed świętami są jeszcze klasówki, a ci drudzy, bo wrócili do pracy w szkole pomimo bycia na emeryturze, by pomóc znajomym dyrektor(k)om w brakach kadrowych. Wulgaryzmy są nie tylko stałą wartością komunikacyjną w celach więziennych, w środowisku przestępczym, ale i w artystycznym, medycznym, prawniczym, akademickim, informatycznym itd.

Każdy język żyje, zmienia się, udoskonala. Język jest systemem znaków konwencjonalnych, ale jeśli konwencją staje się wulgaryzm, to wpisuje się on nie tyle w uzasadniane (co wcale nie oznacza, że usprawiedliwiane) przez psychologów zjawisko koniecznego odreagowywania od stresów, frustracji, rozładowywania własnych napięć czy emocji, co w stylistykę wypowiedzi jednoznacznie obniża jej poziom.

 W sensie kulturowym, a tym samym i edukacyjnym fakt, że jakaś wypowiedź spełnia też funkcję ekspresyjną, a zatem ma na celu przekazanie stanów emocjonalnych nadawcy, nie może uzasadniać prawa do symbolicznej przemocy. Język jest najdoskonalszym narzędziem porozumiewania się ludzi. Gesty, mimika, inne, pozajęzykowe znaki umowne, są tylko pomocniczymi środkami komunikacji.

Język naturalny jest wytworem złożonym z dwu zasadniczych składników: słownictwa i reguł wymawiania, tworzenia, odmiany, łączenia wyrazów, czyli gramatyki. Za pomocą tych dwóch składników można konstruować dowolne teksty, mówiące o rzeczywistości zewnętrznej oraz o wewnętrznym życiu każdego z nas. 

Język dzieci i młodzieży, dorosłych, ale i osób starszych, w tym także osób zajmujących wysokie stanowiska publiczne, staje się wulgarny, choć przeklinanie jest cechą języka obiegowego, występującego przede wszystkim w kontaktach o charakterze prywatnym. Te rodzaje „agresywnej” komunikacji jest spontaniczny, często zamierzony, intencjonalny, a przez to mogą w nim pojawiać się próby rozładowywania negatywnych emocji lub ich celowego użycia przeciwko innym.

Niektórzy stosują wulgaryzmy po to, by wyrazić swój „familiarny” czy „osobisty” stosunek do uczestników rozmowy, podtrzymać jej swobodny nastrój. Jak wyznał jakiś czas temu antropolog Roch Sulima: Kiedyś też miałem sytuację, kiedy musiałem użyć przekleństwa i to mnie w sensie towarzyskim wyniosło w górę. Okazało się, że i ja ten język znam. To był incydent, który zmusił mnie do posłużenia się językiem tamtejszej wspólnoty[1]

Małe dzieci nasiąkają wulgaryzmami w sposób naturalny, jeśli są one często obecną treścią i formą komunikatów w ich najbliższym i znaczącym dla nich otoczeniu. O ile może powieść się ich uniknięcie w rodzinie, o tyle nie ma szans na to, by nasze dzieci się z nimi nie spotkały w grupie rówieśniczej, w przedszkolu, szkole , harcerstwie czy w grupie parafialnej. Żadna z nich nie jest w tym przypadku czysta, wolna od wulgaryzmów, choć z definicji i swoich funkcji założonych taką być powinna. 

Prof. Hanna Zgółkowa przeprowadziła badania w grupie 636 dzieci, w tym 291 dziewczynek i 345 chłopców w wieku od 3 do 7 lat[2]. Ani jedno z tych dzieci nie zadeklarowało zupełnej nieznajomości wyrazów wulgarnych. Prawie wszystkie dzieci wiedziały doskonale co to są „brzydkie wyrazy”, miały z nimi kontakt i zdarzało im się, że używały tych słów. Część spośród badanych dzieci miała świadomość niestosowności przekleństw („znam, ale nie odważę się mówić”).

Zdaniem badanych przedszkolaków brzydkich wyrazów używają rodzice (bardzo często dzieci wymieniały matkę), babcia, dziadek, starsze rodzeństwo, koledzy z przedszkola i podwórka, panie w przedszkolu, ciocia, wujek, złodzieje, pijacy, chuligani, łobuzy, „ panowie co piją piwo pod sklepem”, padały także stwierdzenia typu „w filmach dla dorosłych mówią brzydko”. Możliwości poznania i przyswojenia brzydkich słów przez dzieci są niemal nieograniczone. Słowa te wpadają w dziecięce ucho nawet w sytuacji mimowolnej. 

Dzieci stosują te słowa w bardzo różnych sytuacjach, w wyniku zwykłego zdenerwowania, jak i przez chęć imponowania innym ( zwłaszcza swoistego pozowania na dorosłość oraz potrzebę podporządkowania się grupie rówieśniczej), jako element szantażu, zabawy, aż po chęć dokuczenia innym. W świadomości dziecięcej panuje swoisty rozgardiasz powodujący, że do kategorii „brzydkich słów” zaliczane bywają obok „ciężkich” wulgaryzmów, również takie elementy, które leksykografowie opatrywaliby kwalifikatorem kolokwialne, potoczne, środowiskowe, a może nawet żartobliwe.

Dla dzieci w wieku szkolnym i dla młodzieży wulgaryzmy stają się często narzędziem codziennej komunikacji: towarzyszą ujawnianiu się ekstrawagancji, są wyrazem kontestacji, współistnieją z postawą agresji, mają podkreślać więź z określoną wspólnotą środowiskową czy subkulturą. Dzieci używają wulgaryzmów, żeby zaimponować rówieśnikom, sprawdzić reakcję dorosłych, wyładować agresję. Dzisiaj młodzi ludzie rywalizują między sobą, jak można by najlepiej, jak najszybciej przekazać innym wulgarny komunikat. Stąd w sms-ach pojawiają się nowe słówka typu: Q…. itp. 

Na szczęście większość z nich doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że tego typu porozumiewanie się z innymi czy w ich otoczeniu jest negatywnie postrzeganie w społeczeństwie. Wulgarność nie jest atrybutem wyłącznie mówienia, lecz również wielu innych czynności dotyczących obiektów pozajęzykowych, kiedy ktoś np. ubiera się czy tańczy w sposób wulgarny, wyuzdany. Takiego pojęcia wulgarności, które jest implikowane przez wyrażenia języków naturalnych, nie da się jednak wyjaśnić w sposób niezależny od mówienia, a ściślej od znaczenia wyrażenia „mówi”. 

Poprzez użycie wyrażenia wulgarnego mówiący łamie obowiązującą w danej zbiorowości konwencję kulturową, a skoro narzędziem, za pomocą którego zostaje ona naruszona jest wyrażenie, to tym samym łamie on pośrednio konwencję językową. Ludzie wiedzą, że użycie pewnych wyrażeń językowych ujawniających negatywne emocje, zwłaszcza wyrażeń nazywających niektóre części ciała i czynności fizjologiczne ( w tym akty seksualne ), uważa się powszechnie za niewłaściwe i, że zbiorowości ludzkie nie aprobują zachowań językowych polegających na używaniu takich wyrażeń.

Można więc przypuszczać, że użytkownicy języka mają zakorzenioną w swojej świadomości pewną autocenzurę słownikową: wiedzą, że za pomocą takich sekwencji dźwięków (ciągów liter) łamią powszechnie przyjętą w danej zbiorowości normę obyczajową. Do systemu leksykalnego języka należą zatem takie jednostki, które są objęte zakazem użycia, czyli tzw. tabu językowym. [3]

 

Rodzina    jest   podstawowym   środowiskiem wychowawczym człowieka. To w niej dziecko dorasta i kształtuje swój kręgosłup moralny. Od rodziców zależy bardzo wiele, gdyż to oni są najważniejszymi osobami w życiu młodego człowieka. Tylko rodzice, którzy sami nie posługują się wulgaryzmami, mogą wymagać tego od swoich dzieci. Część spośród badanych uświadamiała dzieciom, że w momencie bardzo dużego napięcia emocjonalnego, użycie takiego słowa, zarówno przez osobę dorosłą jak i dziecko, może pełnić funkcję oczyszczającą.

Między społeczeństwem a językiem zachodzą zależności dwustronne: członkowie zbiorowości poprzez swoje wypowiedzi kształtują język wraz ze wszystkimi jego odmianami, a wypowiedzi językowe odzwierciedlają zróżnicowanie społeczeństwa przede wszystkim z punktu widzenia środowiskowego, zawodowego, regionalnego i pokoleniowego. 

Samoświadomość językowa człowieka zależy przede wszystkim od jego wykształcenia i kultury, i jest w mniejszym lub większym stopniu zdeterminowana temporalnie. Wysoki stopień autoświadomości pozwala mówiącym na całkowite dostosowanie się do sytuacji, w jakiej zachodzi dany akt mowy: użytkownicy języka odróżniają wypowiedzi oficjalne od prywatnych, urzędowe od publicystycznych i potocznych, naukowe od kreujących wartości estetyczne i potrafią dostosować się do konwencji charakterystycznych dla poszczególnych gatunków mowy.

M. Grochowski uważa, że przede wszystkim część społeczeństwa wieku średniego i starszych pokoleń, która odznacza się względnie wysokim stopniem świadomości językowej, dostrzega rozpowszechnianie się wulgaryzmów, w wypowiedziach zwłaszcza młodego pokolenia i ocenia to zjawisko negatywnie. Natomiast ta część społeczeństwa, która odznacza się niskim stopniem świadomości językowej – bez względu na przynależność pokoleniową – nie zdaje sobie sprawy z istnienia granicy między wypowiedziami wulgarnymi i niewulgarnymi. W związku z tym frekwencja wulgaryzmów w wypowiedziach tej części społeczeństwa jest wysoka. 

Z kolei ta część młodego pokolenia, która odznacza się względnie wysokim stopniem świadomości językowej, traktuje rozpowszechnianie się wulgaryzmów, w porównaniu ze starszymi pokoleniami o równie wysokiej świadomości, jako zjawisko mające mniejszą siłę natężenia. Jednym ze sposobów przeciwdziałania rozpowszechnianiu się wulgaryzmów jest podnoszenie poziomu wykształcenia i kultury społeczeństwa. Warto i trzeba reagować na to, co niszczy estetykę bycia ze sobą, obok siebie, a nawet przeciwko sobie. Mimo, iż dla części studentów wulgarność jest chlebem powszednim, wcale nie musimy go z nimi spożywać. 



[2] H. Zgółkowa,  Polonistyka 1992, nr 6

[3] M. Grochowski, Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów, Warszawa 1995

 

(źródło fotografii - plakat w Pałacu w Kalsku woj. lubuskie)